czwartek, 7 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 28

Wycieczka do Hogsmeade




Teraz świat stał otworem dla czwórki przyjaciół. Zaplanowali swoją następną przygodę na listopad. Remus nie mógł się teraz doczekać pełni księżyca. Wiedział, że będzie wolny od wilka. Oczywiście nadal czuł jego obecność, jednak mógł kontrolować własne myśli. Teraz to on rządził.

Ostrzeżenie Mundungusa okazało się słuszne - piąty rok okazał się najgorszy. SUMy zaczynały się dopiero pod koniec drugiego semestru, ale nauczyciele już ich do nich przygotowywali. Wszyscy ślęczeli z nosami w książkach, rozwiązując sterty zadań domowych. Większość wyglądała jakby już była u skraju załamania nerwowego.

Arlene Stebbins, pulchna dziewczyna z włosami zawsze spiętymi w luźny kok codziennie była widywana przed biblioteką. Przepisywała notatki i przypominała sobie wszystkie zaklęcia i uroki. Snape nie wyciągał haczykowatego nosa znad książki. Nawet Davey'a można było spotkać z książką. Tylko James i Syriusz nie zerknęli nawet na jedną stronę jakiegokolwiek podręcznika. Remus próbował przekonać ich do nauki, jednak nadaremno. Wyglądało na to, że chłopcy mieli ciekawsze rzeczy na głowie.

Teraz, kiedy zostali animagami, chodzili z głowami uniesionymi jeszcze wyżej, niż wcześniej. Kto mógł im podskoczyć? Od wybryku w Halloween na pierwszym roku każdy wiedział, że są super. Dodatkowo James zdobył dla Gryffindoru puchar Quidditcha dwa lata z rzędu, a Syriusz był szkolnym "uwodzicielem" (a przynajmniej tak nazywała go większość dziewczyn). Zdobywali najlepsze wyniki w klasie, i rzucali zaklęcia już nie tylko na Snape'a i kilku jego koleżków, ale na każdą osobę, która ich zirytowała. Peter klaskał im za każdym razem, gdy to robili, z kolei Remus wzdychał głośno znad książki. Wyglądało na to, że jedynymi osobami, których chłopcy nie omamili swym "czarem" byli Snape, Lily i June. Dla Syriusza było to nawet pocieszające, bo całej trójki gorliwie nienawidził.

Profesor McGonagall powiedziała im przed świętami, że jako opiekun domu będzie musiała z nimi wkrótce przeprowadzić lekcję z doradztwem zawodowym, i mają zastanowić się, o czym chcieliby podyskutować. Był to główny temat rozmów Huncwotów kiedy czekali na panią Pomfrey, która miała odebrać Remusa.
- Myślę o profesjonalnym Quidditchu - powiedział James, co dla nikogo nie było niespodzianką.
- Daj spokój, pomyśl trochę - zaczął Syriusz - wiesz ilu graczy Quidditcha jest na całym świecie? Niewielu z nich to zawodowcy, a większość głoduje, bo nie ma nawet za co kupić jedzenia.
- A ty co planujesz? - zapytał James.
- Jasne, że zostać aurorem - oznajmił Syriusz. - Nie bez powodu jestem czarną owcą rodziny. A ty, Lunatyku?
Remus spuścił głowę i wymruczał coś cicho pod nosem.
- Co?
- Nauczycielem - powiedział nieco głośniej. Pozostała trójka wlepiła w niego oczy.
- Dlaczego na brodę Merlina chcesz być nauczycielem? - zapytał Syriusz.
- Cóż, lubię douczać ludzi, a poza tym, myślę, że byłaby to bezpieczna praca dla mnie. No wiecie, kontakt z uczniami, ale nie nocą, no nie?
- Myślę, że chciałbym pracować w Ministerstwie - wtrącił się Peter. - Mój tata tam pracuje. Uważa, że również bym się nadawał.
- Hej, Łapo - powiedział James rzucając poduszką w Syriusza. - Przyjeżdżasz do mnie na święta, no nie?
Syriusz zawahał się zanim pokręcił głową.
- Dlaczego nie? - zapytał zdziwiony James. Liczył na to, że nie będzie musiał mu tego tłumaczyć.
- No cóż, dostałem rano list od mamy. Chce ze mną porozmawiać, więc mam przyjechać do domu na święta.
- Brzmi jakby chcieli przemówić ci do rozsądku. To znaczy, według nich, no wiesz.
- I jedyne co mogę powiedzieć to powodzenia - odparł Remus.
- Tak, to byłby dzień, w którym bym się zabił. Nigdy nie będę taki jak oni.
- Och, jak śmiesz! - krzyknęła Gruba Dama.
Remus wstał z fotela i ruszył w stronę portretu. - Do zobaczenia!
Trójka chłopców kiwnęła głowami i poszła do dormitorium po pelerynę.



Drzwi do Wrzeszczącej Chaty nigdy nie zostały otwarte. Mieszkańcy Hogsmeade przysięgli sobie, że nigdy tego nie zrobią.
Zawiasy zaskrzypiały. Światło księżyca wlało się do salonu Chaty. Czworo zwierząt chowało się w ciemnościach. Remus poczuł, jak jeżą mu się włosy na karku. Wilk próbował dać o sobie znać. Ale mu na to nie pozwolił. Huncwoci wyszli przez bramę, na główną drogę. Lunatyk stał pomiędzy Rogaczem i Łapą, podczas gdy Glizdogon dreptał na przedzie, próbując zwęszyć jakiekolwiek zagrożenie. Przechadzali się wzdłuż sklepu Zonka i Trzech Mioteł. Wyglądało to jakby ktoś podał im cały świat na srebrnej tacy. Byli wolni, mogli odkrywać!
Lunatyk wskazał łbem na okno pełne luster. Przyjaciele podążyli za nim. Lustra miała różne kształty i wielkości. Jedno z nich, wiszące po środku, wyglądało jak wielki talerz. Nie zobaczyli w nim jelenia, psa, wilka i szczura. Widzieli swoje ludzkie postacie. Uśmiechnęli się do swoich odbić.
Lustro prawdy
Brzmiał napis pod spodem. Łapa wskazał na lustro obok. Huncwoci od razu podążyli za nim.
Lustro szczęścia

Minęli Świński Łeb, uroczą, małą kawiarenkę, aż w końcu doszli na obrzeża wioski. Remus pokręcił głową kiedy wszedł w światło księżyca i dał znak przyjaciołom, że muszą się cofnąć zanim straci kontrolę. Rogacz zrozumiał go od razu i chwycił w zęby ogon Glizdogona, żeby zmienił kierunek. Odstawił go na ziemię, na co szczur pisnął cicho i pomknął przed siebie. Wilk znów dał o sobie znać. Czuł krew.
Smagnął ogonem Łapę. Czarny pies ugryzł go delikatnie w bok. Lunatyk zawył krótko po czym rzucił mu się do gardła. Rogacz od razu wskoczył między nich. Przycisnął go porożem do ziemi i odczekał krótką chwilę, zanim spojrzenie Remusa złagodniało. Szedł tuż za nim przez całą drogę, przez bramę, aż do Wrzeszczącej Chaty.



- Poprzednia noc była wspaniała! - zawołał podekscytowany Peter. Czwórka Huncwotów była w drodze na eliksiry. - Co wy na to żeby zrobić to ponownie?
Remus zawahał się. Stracił nad sobą kontrolę na moment.  Nawet mając swoich przyjaciół obok, zapomniał się.
- Myślę, że jeszcze trochę posiedzimy w chacie - powiedział James zerkając na Remusa.
- Co? Uważasz, że ten domek jest ciekawy? - zapytał Syriusz. - Musimy iść i odkrywać! Tak sobie myślałem... Powinniśmy zrobić mapę całej szkoły! No wiecie, taką magiczną mapę.
- Jeszcze nie teraz - odparł James. - Musimy przyzwyczaić Remusa do naszej obecności.
- Wy dwaj jesteście wystarczająco duzi żeby mnie kontrolować - powiedział Remus.



Zima szybko przyszła do Hogwartu. Wszyscy uczniowie siedzieli w zamku żeby nie zamarznąć. Wszyscy, oprócz Daveya i jego kumpli, którzy ciągle bawili się przy bijącej wierzbie. Remus obserwował z okna jak jedna z gałęzi uderza go w twarz i chłopak upada na ziemię, trzymając się za oko. Po tym incydencie McGonagall surowo zabroniła zbliżania się do drzewa na odległość mniejszą niż trzydzieści stóp. SUMy były coraz bliżej, i Remus zaczął się uczyć tak często jak Snape.

Znów rozpoczął się sezon Quidditcha, a James znów został bohaterem. Syriusz prawie zapomniał o tym, jaki koszmar czeka go podczas przerwy świątecznej. Dopóki nie nadepnął stopą na peron 9 i 3/4, uśmiech nie zszedł mu z twarzy. James odszedł do swoich rodziców. Syriusz oddał by wiele, żeby móc iść z nim. Pomachał im po raz ostatni i odszedł wraz z Regulusem w stronę państwa Black. Nie odezwał się do nich ani słowem przez całą drogę do domu.

piątek, 1 stycznia 2016

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 27

Animag



Był wczesny styczeń kiedy Peter w końcu zobaczył siebie jako szczura. Cała trójka nie mogła się teraz doczekać kolejnego etapu przemiany. Siedzieli w bibliotece, dwa stoliki dalej niż Snape, który czytał nową książkę z działu Ksiąg Zakazanych, o tytule Słynne demony XX wieku. Przewracał właśnie na rozdział o Grindelwaldzie, jednak jego oczy świdrowały po każdym miejscu, tylko nie po jego książce. Zgrzytał przy tym zębami.

- James - szepnął Remus, wyrywając go z zamyślenia.
- Jak myślisz, co jest nie tak ze Smarkerusem? - zapytał jakby zachwycony widząc go tak sfrustrowanego.
- Nie słyszałeś co się stało zeszłej nocy?
- Co? - zapytał Syriusz, dołączając się do rozmowy.
- Znacie Mary Macdonald? - zapytał Remus ściszając głos.
- Tak, ta dziewczyna która włóczy się z Lily.
- On i grupka jego kumpli spotkała ją samą na korytarzu zeszłej nocy. Bliźniak Darryla tam był, i Mulciber. Cóż, użyli wymyślonego przez Snape'a zaklęcia...
- Snape wymyślił zaklęcie? - zaśmiał się Syriusz.
- Gdybyś trochę uważał na eliksirach, to wcale byś się tak nie dziwił - szepnął Remus. - Snape macza palce w czarnej magii i jest w tym całkiem dobry.
- Co to za zaklęcie? - zapytał James.
- Mobilicorpus - mruknął Remus. - Mulciber i Avery użyli go na Mary. Podniosło ją do góry i obróciło do góry nogami. Dręczyli ją, próbowali ją rozebrać, to było straszne. A Snape stał cały czas z nimi i się z tego śmiał.

Pięści Jamesa zacisnęły się. Nienawidził teraz Snape'a bardziej niż wcześniej, o ile było to w ogóle możliwe.
- Uciekł stamtąd zanim zjawił się Filch - powiedział Remus. - Nie mają żadnych dowodów na to, że był tam z nimi.
- Ależ mają! - warknął James. - To było jego zaklęcie!
Rozmowa chłopców została nagle przerwana hukiem spowodowanym upadkiem książek na podłogę. Spojrzeli znów na Snape'a, który odwracał się akurat, gdy Lily przechodziła obok. Dziewczyna rzuciła mu zdenerwowane spojrzenie, zanim schyliła się, żeby pozbierać swoje rzeczy. Kąciki ust Snape'a zadrżały i pospiesznie zaczął zbierać książki Evans.

- Zapomnij o tym, James. To Severus Snape, czego byś się po nim spodziewał? Patrz tutaj - powiedział Remus, wskazując palcem na książkę leżącą przed jego nosem. - Piszą tu, że musicie teraz fizycznie stać się waszymi zwierzętami. Jeśli wam się to uda, to do końca waszego życia będziecie mogli się przemieniać, kiedy tylko zechcecie. Ale mówią, że pierwszy raz jest bardzo trudny. I ciągle niebezpieczny.
- Więc musimy tak... Na serio stać się naszymi zwierzętami? - zapytał powoli James. - Zachowamy nasz umysł, będziemy normalnie myśleć, czy będzie z nami jak z tobą?
- Profesor McGonagall zawsze wie co dzieje się w jej otoczeniu - stwierdził Remus. - Myślę, że zostaniecie sobą.
- Bardzo dobrze - powiedział Syriusz, bawiąc się skrawkiem rękawa.
- A więc kto dzisiaj zaczyna?



- Lily, proszę, przestań! Próbuję tylko...
Rude włosy Lily podskakiwały z każdym jej krokiem. Ręce miała skrzyżowane na piersiach. Nie spojrzała na niego.
- Lily! Lily co jest?
- Gdzie byłeś zeszłej nocy? - krzyknęła, nie odwracając się. - Mieliśmy się spotkać przed portretem!
- Byłem... Byłem zajęty, Lily, Filch prawie mnie złapał...
- Byłeś z nimi czyż nie?!
- A nawet jeśli bym był, to co z tego? Przyjdę dziś w nocy, Lily, obiecuję...
- Nie fatyguj się - powiedziała Lily odwracając się w końcu. Jej zielone oczy błyszczały wściekle, lewe drgało lekko. - Już nigdy więcej się nie fatyguj. Jesteś wstrętny, Severusie! Nienawidzę tej osoby, którą się stałeś! Nie poznaję cię! Jesteś tak samo okropny, jak oni!
- Lily - szepnął Snape czując, jak pęka mu serce. Głos mu drżał.  - Znasz mnie! Co takiego ci zrobiłem? Lily proszę, zwolnij. Wysłuchaj mnie!
Lily zatrzymała się gwałtownie. Miała zamiar go zbesztać, jednak widząc wyraz jego twarzy zamilkła. Severus wyszeptał zdesperowanym głosem: - Lily, co jest? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Najlepszymi przyjaciółmi?
Oczy Lily zaszły łzami, spuściła głowę. - Jesteśmy, Sev.
Severus pragnął przyciągnąć ją do siebie i przytulić. Chciał mieć pewność, że nadal jest jego... Że nadal go kocha...
- Ale nie lubię niektórych ludzi, z którymi przebywasz! - zaczęła znów Lily, starała się zachować spokój. - Wybacz, ale... Nie znoszę Mulcibera i Avery'ego! Mulciber? Co ty w nim widzisz, Sev, on jest przerażający! Słyszałeś, co próbował zrobić Mary Macdonald?
- To nic takiego - powiedział Snape - to był tylko taki głupi żart...
- To była czarna magia, i jeśli uważasz, że to było zabawne...
- A to co robi Potter i jego kumple? - zaperzył się Snape, czując, jak różowieją mu policzki.
- Co! Co Potter i jego przyjaciele mają do tego?
- Wymykają się w nocy! Coś jest dziwnego z tym całym Lupinem! Gdzie on tak znika?
- On jest chory! - powiedziała Lily. - Mówią, że jest chory...
- Co miesiąc w pełnię księżyca?
- Wiem, jaką masz teorię - odparła chłodno Lily. - Dlaczego masz na ich punkcie taką obsesję? Co cię obchodzi to, co oni robią nocami?
- Chcę ci tylko uświadomić, że oni wcale nie są tak cudowni, jak wszyscy mówią!

Snape zdał sobie sprawę z tego, że prawie krzyczał. Patrzał na nią w taki sposób, w jaki patrzą chłopcy na swoje dziewczyny, kiedy się o nie martwią. Jego dłonie znów chciały chwycić jej twarz i przysunąć do siebie. Lily dostrzegła jego spojrzenie i spuściła głowę, nieco zarumieniona.
Dlaczego Sev nie mógł być dalej tą samą osobą, jaką poznała?
- Oni przynajmniej nie używają czarnej magii - mruknęła Lily.
Severus dostrzegł w jej spojrzeniu niesmak, do niego, do jego kumpli... Jak ona mogła? Lily, jego jedyna przyjaciółka...
- Nie będziesz... - zaczął Snape załamanym głosem - Nie pozwolę ci...
- Nie pozwolisz? - warknęła Lily. - Ty mi czegoś nie pozwolisz?
Jej zielone oczy zamieniły się w szparki. Snape jęknął.
- Nie chcialem... Nie to miałem na myśli. Po prostu nie chcę, żebyś wyszła na głupią... - zaczął, i w końcu to z siebie wyrzucił. - Ty mu wpadłaś w oko, James Potter dowala się do ciebie! - te słowa wyrwały się z niego mimowolnie.  - A on wcale nie jest... Wszyscy myślą... Wielki mi bohater, mistrz Quidditcha...- wyrzucał z siebie urywane słowa, pełne goryczy i żalu. Brwi Lily wędrowały coraz wyżej i wyżej.

- Wiem, że James Potter jest zarozumiałym palantem - wtrąciła się Lily. - Nie musisz mi tego mówić. Ale Mulciber i Avery są po prostu źli! Nie rozumiem jak możesz się z nimi zadawać.
Severus patrzał jak Lily znów powoli się od niego oddala, jednak w głowie cały czas słyszał jej słowa dotyczące Pottera. Wiedziała, że Potter jest palantem! Nic do niego nie czuła! Och, na brodę Merlina, kochał ją teraz bardziej, niż wcześniej!
- Lily - powiedział, zrównując z nią krok. - Poczekaj.
- I martwię się o ciebie - dodała Lily. - Nadchodzi wojna, o ile już się nie zaczęła, za niedługo będziemy musieli wybrać, po jakiej stronie jesteśmy. I obawiam się, że...
James Potter jest zarozumiałym palantem.
- Cóż, Sev, twoi przyjaciele uznają niektóre rzeczy dotyczące...
Wiedziała! Wierzyła mu! Wiedziała, że James Potter był nikim!
- ...Sev, wiedziałeś, że Mary Macdonald jest mugolaczką?
Nic nie znaczącym, aroganckim...
- Severus!
Severus zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią. - Słucham?
Spojrzenie Lily było tak głębokie, że nie mógł się odwrócić. Szukały czegoś. Czegoś, co można było trudno dostrzec.
- Kim ty jesteś? - wyszeptała, po czym odeszła.



Tej nocy James ponownie stanął na środku pokoju i czekał na instrukcje Remusa.
- Zamknij oczy.
Zamknął je.
- Teraz skup się na wszystkim tym, o czym myślałeś ostatnio... I przemień się - odparł Remus, i położył się na łóżku.
- To wszystko?
- To bardzo obszerna sprawa, nie mogli być bardziej precyzyjni.
James westchnął i zaczął myśleć o drzewach, lesie. O sarence. O jeleniu. O jego rodzicach. O zwierzęciu, kroczącym z dumnie uniesioną głową.
- O mój Boże.
James otworzył oczy. Zdawał się być wyższy, czuł, że coś balansuje na jego głowie. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo. Nie mógł mówić, zaczął panikować, i poczuł, jak jego tylna noga...
Tylna noga?
- Zrobiłeś to, James! - zawołał wesoło Remus. - Nie mogę uwierzyć, że udało ci sie tak szybko!
- Nie wiedziałem, że jelenie są takie duże - powiedział zachwycony Syriusz.
- To ty, prawda, James? - pisnął Peter. James skinął łbem. Chłopcy uznali to za zabawne, widząc, jak jeleń kiwa głową, i wybuchnęli śmiechem. James również poczuł, że się śmieje. O ile jelenie mogą się śmiać.
Remus poczuł napływ nadziei w sercu. Już niedługo...

Ale pozostałej dwójce zajęło nieco dłużej opanowanie trzeciej części zaklęcia. James był dobry w transmutacji, więc nie przysporzyło mu to problemów. Mimo tego, że musiał trenować do Pucharu Quidditcha (który znów zdobył dla swojej drużyny), rzadko opuszczał próby swoich przyjaciół. Pomagał Syriuszowi przez całe wakacje, jednak bezskutecznie. Gdy wrócili z powrotem do szkoły, żeby zacząć swój piąty rok nauki, Remus znów zaczął tracić nadzieję widząc, że nadal nic z tego nie wyszło.
W końcu, w drugą noc po przybyciu do Hogwartu, Syriusz zaparł się, że musi to zrobić dziś, choćby nie wiadomo co.
Stanął na środku pokoju, zamknął oczy i czekał na jakąkolwiek instrukcję od Remusa.
Był psem. Był psem. Był psem.
Był czarny. Futrzasty.
Pamiętał uliczkę, pamiętał, że na kogoś czekał. Nienawiść, jaką żywił do swojej rodziny. I Snape'a. I June'a. I...
- Wreszcie! - zawołał James.
Syriusz zamrugał. Pokój stracił barwy, widział wszystko w czerni i bieli. Był niższy. Dosięgał ledwie krańca łóżka. Spojrzał w dół. Czy to w końcu się stało? Widział łapy. Czarne łapy. Zamerdał ogonem. Miał ogon! W końcu to zrobił!
Stanął na dwóch łapach i zaszczekał wesoło.
- Cicho, Syriuszu, obudzisz wszystkich! - szepnął Remus, jednak jego oczy błyszczały z podniecenia. Podrapał Syriusza za uchem. Black warknął cicho. To było miłe uczucie.
Remus zaśmiał się, natomiast Peter stał i patrzał z lekko rozchylona buzią na Syriusza. - Wow, ty na prawdę jesteś psem.
Syriusz kiwnął łbem.
- Dużo fajniejszy niż jeleń, stary - powiedział James.
- Przemień się znowu, James. Zobaczymy jak się dogadacie - odparł Remus. Syriusz wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Patrzał jak postać Jamesa zmienia się w dostojnego jelenia. Patrzyli sobie prosto w oczy.

Żadne z nich nie umiało mówić. Oczekiwał, że może będą mogli porozumiewać się w myślach, ale nic takiego. Byli w ciałach zwierząt, żadna magia nie mogła im pomóc. James zmienił się z powrotem i pokręcił głową. - Nic z tego.
Remus westchnął. - Wiedziałem, że będzie jakiś problem.
Syriusz pomyślał o swoim ludzkim ciele i zmienił postać. W sekundzie pokój nabrał kolorów.
- Teraz został tylko Peter.
- Dajcie mi spróbować teraz! - zawołał ochoczo. - Zrobię to. Szczur. Szczur. SZCZUR!
- Przestań, zanim zrobisz sobie krzywdę - powiedział Syriusz, wciąż podekscytowany tym, że mu się udało. Zajęło mu to trzy lata, ale się opłaciło!
- Myślę, że teraz powinniśmy się kłaść do łóżek - powiedział Remus ziewając. - Jest druga w nocy. Jutro spróbujemy, okej?
Peter kiwnął  głową i obrócił się na bok w łóżku, wcześniej rzucając krótkie spojrzenie Syriuszowi i Jamesowi.

Remus oznajmił, że pełnia wypada noc przed Halloween i że mają zaledwie tydzień na nauczenie Petera przemiany w szczura.
- Dajcie mi ostatnią szansę! - jęknął Peter.- Zrobię to! Potrafię!
- Może jutro - odparł Remus.
- Nie! Teraz! Wiem, że potrafię!
Remus westchnął. - Lumos.
- Och, proszę! - mruknął Syriusz. - Jest późno, chcemy spać.
Peter ich nie słuchał. Zamknął oczy i zacisnął dłonie w pięści. Jego twarz zrobiła się fioletowa.
- Zaraz dostanie drgawek - szepnął Syriusz. Remus rzucił mu krótkie spojrzenie.
- Patrz! - James wskazał na niego palcem. - On się przemienia!

Ciało Petera było teraz wielkości pudełka od zapałek. Nos mu się wydłużył, i wyrósł mu ogon. Glizdogon zapiszczał z klatki stojącej przy łóżku. Peterowi wyrosły przednie zęby. Przemienił się w szczura. Zapiszczał do Glizdogona, ten mu odpowiedział.
- Haha! Oni ze sobą rozmawiają! - Syriusz podszedł bliżej żeby przysłuchać się dwóm rozmawiającym ze sobą szczurom.
- Czy on wie jak wrócić do ludzkiej formy? - zapytał James.
- Przedyskutowaliśmy to wcześniej, więc tak - odparł Remus.
Minęła chwila zanim Peter stanął z powrotem w swojej ludzkiej postaci na środku pokoju, z twarzą weselszą niż kiedykolwiek wcześniej.
- Jesteśmy gotowi! - zawołał triumfalnie. - Zrobiłem to!
- To wspaniałe! - powiedział James. - Ok, sprawę komunikowania się omówimy później. Noc przed Halloween będzie naszą pierwszą... Wspólną, zwierzęcą nocą. Tak jest Remusie?
- Tak, pewnie - wydukał Remus, jakby nie do końca pewny tego, co tak właściwie działo się dookoła. - Pani Pomfrey odprowadzi mnie na dół, poczekacie aż odejdzie, przemienicie się, założycie pelerynę...
- Chwila - przerwał mu Syriusz. - Nie ma opcji żebyśmy zmieścili się w tamtej formie pod peleryną.
- Cóż, ty i Peter możecie się przemienić, i ja narzucę na was pelerynę. Transformuję się w tunelu.
- Dobry pomysł - powiedział Remus. - Tylko pamiętajcie, jak już się tam znajdziecie... Nie bójcie się mnie. Nie skrzywdzę zwierzęcia. I pod żadnym pozorem, nie zmieniajcie się z powrotem w ludzi! Wtedy was zabiję.
- To groźba, Lupin? - zaśmiał się Syriusz.
- Po prostu nie chcę żeby któremukolwiek stała się krzywda.
- Nikomu nic się nie stanie. Wszystko będzie w porządku - odparł pewnym tonem James, przeczesując ręką włosy. - Kiedy wejdziemy do tunelu, to zostaniemy z tobą przez całą noc. A kiedy wzejdzie słońce, przemienimy się w ludzi i wrócimy pod pelerynką. Zgoda? Nauczyciele nigdy się nie dowiedzą.
- Brzmi niezawodnie - skwitował Syriusz. - Właściwie, to brzmi jak wyzwanie.


Tydzień później nadeszła ta noc. Jak zwykle chłopcy czekali z Remusem w pokoju wspólnym. Usłyszeli krzyk Grubej Damy. Remus kiwnął do nich głową i wyszedł przez dziurę w portrecie do pani Pomfrey. James, Syriusz i Peter wbiegli do swojego dormitorium i wejrzeli przez okno w stronę wierzby bijącej. Widzieli, jak pani Pomfrey upewnia się, że nikt nie widzi, gdy unieruchamia drzewo. Tym razem Remus był nieco bardziej skwapliwy.
- Poczekajmy aż odejdzie.
- Ok, gotowi? - zapytał James widząc, że Pomfrey odchodzi z powrotem w stronę szkoły. Nie minęło dziesięć sekund, a Potter stał oko w oko z czarnym psem i szczurem. James posadził Petera na grzbiecie Syriusza i narzucił na nich pelerynę. Dopiero kiedy dotarli do wierzby, zeskoczył z niego i podbiegł w stronę narośli. Nacisnął ją zręcznie, a drzewo znieruchomiało. Cała trójka zniknęła w tunelu.

Było ciemno. James widział jedynie oczy Syriusza, które błyszczały w ciemnościach. Przemienił się w jelenia. Ruszyli wzdłuż tunelu. Słońce jeszcze nie zaszło, więc nie oczekiwali, że Remus będzie gotowy.
Kiedy dotarli do klapy zorientowali się, że mają problem. Syriusz spojrzał na Jamesa, a później z powrotem na klapę. James wzruszył ramionami, o ile jeleń mógł wykonać taki gest. Wtedy Peter wspiął się po nodze Jamesa na jego grzbiet, później na szyję i na poroża. Klapa ruszyła się nieznacznie. Słychać było kroki, a gdy klapa otworzyła się całkowicie, zobaczyli w niej twarz Remusa.
- Hej - powiedział. Wziął Petera na ręce i postawił go obok. Później pomógł Syriuszowi. Z Jamesem było nieco kłopotów, ale w końcu cała czwórka stała w starym salonie.
- Księżyc zaraz wzejdzie - oznajmił Remus. - Proszę, nie przestraszcie się.

I czekali. Syriusz położył się na grzbiecie a James stanął na klapie, jak gdyby jej pilnował. Peter przechadzał się między dziurami w ścianach. Ale żaden z nich nie odważył się zmienić do ludzkiej formy. Wiedzieli, czym stanie się Remus. Byli na to gotowi.
- Zaczyna się - poinformował Remus, kiedy światło księżyca wpadło przez zamknięte okno. - To...
Zesztywniał nagle i spojrzał przerażony na trójkę przyjaciół. Schował się za cienką ścianą. Wstrząsały nim drgawki. Słychać było krzyki bólu. Zdawały się trwać bardzo długo, jednak minęła chwila, i przyszedł do nich z powrotem. Jako wilk.
Z początku zdawało się, że to nie działa. Wilk spojrzał na czarnego psa i obnażył kły, jednak na przód wkroczył jeleń, i zwrócił na siebie uwagę. Dwa małe zwierzątka spuściły łby. Remus zamrugał. To działało. Kontrolował się. Przezwyciężył to!
Ciągle słyszał myśli wilka, jednak nie były one już tak intensywne. Teraz to on, Remus dominował.
Krew. Czuł krew.
James ponownie wyszedł na przód i prychnął. Ostrzegał go. Remus potrząsnął głową i zrobił krok do tyłu. Tym razem wilk nie przejmie kontroli. Tym razem ma przy sobie przyjaciół. Oni nie pozwolą mu umrzeć.
Syriusz uśmiechnął się i spojrzał na Jamesa. Peter zapiszczał i przebiegł przez jedną z dziur w ścianach. Stanął przy łapie wilka. James wskazał łbem w stronę schodów, i cała trójka podążyła za nim. Tej nocy będą odkrywać.

Syriusz przeskoczył do przodu merdając ogonem. Zaczął węszyć w powietrzu. Wystawił przy tym język. Zachowywał się zupełnie po psiemu, pomyślał James idąc za nim. Przeszli do pokoju, w którym było pełno materacy. Syriusz położył się na jednym z nich. Remus wskoczył na materac obok i ugryzł go w ucho. Czarny pies podjął wyzwanie i warknął na niego. Rzucili się na siebie. Mogłoby to wyglądać groźnie, jednak chłopcy po prostu dobrze się bawili. Syriusz uśmiechnął się kiedy przygniótł wilka łapami do ziemi.
No dalej, tylko na tyle cię stać? pomyślał, merdając znów wesoło ogonem.
Remus odwzajemnił jego uśmiech.
Podczas gdy oni byli zajęci zabawą, James przechadzał się po pokoju i dostrzegł w nim podłużne lustro. Nigdy wcześniej nie widział  siebie jako zwierzęcia. Był wysoki, jego poroża niemalże haczyły o sufit. Ale jego oczy były takie same. Remusa i Syriusza można było rozróżnić bardzo łatwo, mimo, że oboje byli psami. Remus wyglądał bardziej groźnie, był nieco chudszy i brązowy. Syriusz z kolei był dłuższy i czarny jak noc.
Minęła chwila zanim Syriusz i Remus zdecydowali w końcu, że walczą już za długo. Peter stał na dwóch łapkach, przednimi machał w taki sposób, że wyglądał, jakby im kibicował. Widok był nieco komiczny, i James gdyby tylko mógł, na pewno by się zaśmiał. Remus i Syriusz podali sobie łapy (o ile można było to tak nazwać) i odwrócili się w kierunku Jamesa. Z ich spojrzenia można było wyczytać pytanie I co teraz?

James zamrugał i przeszedł do następnego pokoju. Cała trójka podążyła za nim. Wyglądało jak ubikacja. Peter nie widział, że sedes nie był zamknięty, i chcąc na niego wskoczyć, wpadł z pluskiem do środka. Spojrzenie Syriusza znów zrobiło się mroczne. Podszedł do spłuczki i położył na nią łapę. Uśmiechnął się do Jamesa, który bez zastanowienia kiwnął głową. Syriusz nacisnął na spłuczkę, a Peter momentalnie wyskoczył z sedesu. Otrząsnął się i spojrzał na Syriusza z wyrzutem. Remus pokręcił głową i ruszył dalej. Wyglądało na to, że widzi to wszystko po raz pierwszy, tak jak reszta. Odkryli, że na górnym piętrze znajdują się 4 pokoje. Dwie sypialnie, mały salon oraz ubikacja. Na dole były trzy pomieszczenia: kuchnia, jadalnia i coś, co wyglądało jak dawny pokój dziecięcy.
Nie minęło dużo czasu kiedy chłopcy odkryli, że słońce wkrótce wschodzi. Remus schował się w pokoju żeby wrócić z powrotem do swojej ludzkiej formy. Znalazł lekarstwo! Całą noc był sobą!
Widząc Remusa w ludzkiej formie, bez jakichkolwiek zadrapań, trójka chłopców uśmiechnęła się szeroko.
- W porządku - powiedział  Remus. - Możecie się przemienić.
Na jego oczach jeleń, pies i szczur zmienili się w trójkę chłopców. Peter nadal patrzył z wyrzutem na Syriusza.
- Myślałeś, że to zabawne?!
Syriusz zaśmiał się, jednak brzmiało to jak wesołe szczeknięcie i poklepał Petera po plecach.  - A więc to działa, tak? Byłeś tu z nami, swoimi myślami?
- Tak, byłem tutaj! - powiedział wesoło Remus. - Byłem sobą!
- Okej, zobaczymy się w szkole - powiedział James, otwierając klapę w podłodze.
- Spoko - odpowiedział Remus.

Usiadł na kanapie. Za niedługo powinna przyjść pani Pomfrey. Będzie zaskoczona kiedy zobaczy, w jakim jest stanie, i że nie musi go odstawiać do skrzydła szpitalnego!
Minęło może pięć minut, kiedy się zjawiła. Jej oczom ukazała się wesoła postać chłopca siedzącego na kanapie.
- Dzień dobry, pani Pomfrey - powiedział wesoło wstając. Jej oczy wyrażały zdziwienie. - Wesołego Halloween!Myślę, ze mogę dzisiaj pójść na pierwszą lekcję. Co pani sądzi?
Pani Pomfrey kiwnęła głową powoli, i dwójka ruszyła tunelem.



- Dlaczego to musi być pisane krwią? - zapytał nerwowo Peter, kiedy Syriusz przygotowywał kawałek pergaminu i ostro zakończone pióro. Siedzieli w kółku na podłodze, objadając się jedzeniem, które wzięli z Halloweenowej uczty.
- Ponieważ to wygląda poważnie i uroczyście - powiedział Syriusz machając piórem. - Kto chce to napisać?
- Może ty - odparł James. - Masz ładny charakter pisma.
- Nieważne - mruknął Syriusz, zbliżając koniuszek pióra do swojego palca żeby go nakłuć, jednak nagle się zatrzymał. - Albo wiecie co... Może po prostu użyjmy czerwonego atramentu? Nikt nie zauważy różnicy.
Sięgnął po różdżkę i wycelował nią w fiolkę atramentu, który zmienił barwę na krwistoczerwoną.
- Pięknie! - wyszeptał Syriusz, sięgając ponownie po pióro i maczając je w atramencie. - Jak zaczynamy dekret?
- A co powiecie na - zaczął James, przerywając jedzenie - Uroczyście przysięgamy, że...
- Że knujemy coś niedobrego - dokończył Syriusz. - Idealnie - wymruczał Syriusz. Przygryzł język i napisał tekst na kawałku pergaminu.
- Zapisz datę - podpowiedział mu Remus. - 31 października 1975.
- To musi brzmieć wyszukanie, jak deklaracja!
- I co dalej?
- Czterej Huncwotów...
- Ładne słowo - skomentował Syriusz.
- Dziękuję, mnie również się podoba - odparł James. - Czterej Huncwotów zgadza się, że będzie za sobą podążać dopóki śmierć ich nie rozłączy.
- Brzmi jak przysięga ślubna - mruknął Black.
- Po prostu to napisz.
Syriusz przewrócił oczami, jednak napisał to, co mu powiedziano. - Zgadzamy się również, żeby utrzymać sekret... - tu zaciął się i podrapał po głowie. - Cudownej Mocy.
- Nieco biblijnie - powiedział Remus.
- Cudownej Mocy, którą posiadamy - dokończył Syriusz. - Coś ominęliśmy. Co takiego? Och, tak - uśmiechnął się do siebie. - Żeby uczynić żcie Smarkerusa w, i po opuszczeniu Hogwartu w piekło.
- Źle napisałeś życie, zabrakło ci literki.
- Och, przestań, nie będę przepisywać tego drugi raz! - warknął Syriusz. - A teraz się podpiszmy. Ale lepiej nie używajmy naszych prawdziwych imion.
- Czemu nie? - zapytał Peter.
- Och, nie bądź taki głupi - powiedział James. - Co gdy znajdzie to któryś z nauczycieli, albo ktoś taki jak Darryl i to przeczyta? Chcesz się tłumaczyć z tego o co nam chodziło z Cudowną Mocą?
- Powinniśmy wymyślić jakieś przezwiska - odparł Syriusz. - Może coś związanego z naszymi zwierzętami?
- W takim razie wiem, jak nazwiemy Remusa - powiedział wesoło James. - Lunatyk!
Zaśmiali się, a Remus kiwnął głową na zgodę. Odwrócili się w stronę Petera, który ściskał w ręce swojego szczura.
- Co powiecie na Glizdogona? - zasugerował Syriusz.
- Co z nim? - zapytał Peter, głaszcząc szczura po głowie.
- O tobie mówię, głupku - westchnął Syriusz. - Ty. Twoje przezwisko, Glizdogon.
- Mi pasuje - odpowiedział Peter. - A co z tobą?
- Łapa - zawołał James.
- Co?
- A jak mamy cię nazwać? Włóczęga?
- Ok, niech będzie Łapa - mruknął Syriusz. - Zostajesz nam ty, jelonku. Co jest wyjątkowego w jeleniach?
- Długa szyja - zaczął Remus. - Raciczki?
- Bez przesady - oburzył się James. - Nie chcę zostać raciczką. A poza tym, najbardziej okazałą rzeczą u jelenia jest poroże!
- W takim razie może Rogacz? - zaproponował Syriusz. James klasnął w dłonie, wyglądał na zadowolonego.
- Wspaniale! Więc mamy Lunatyka, Glizdogona, Łapę i Rogacza?
- W takim razie się podpiszmy. W nieznaczącej kolejności, Łapa...
Podał kawałek pergaminu Remusowi, który wyskrobał na nim Lunatyk. Później Rogacz, a w końcu Glizdogon. Spojrzeli zadowoleni na papier. Czerwony atrament lśnił w blasku świec.

Uroczyście przysięgamy, że knujemy coś niedobrego. W tę noc, 31 października 1975 roku, my, czterej Huncwoci obiecujemy sobie, że będziemy podążać za sobą, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Zgadzamy się również, żeby zachować tajemnicę Cudownej Mocy, którą posiadamy. A, i jeszcze jedno. Żeby uczynić żcie Smarkerusa w, i po opuszczeniu Hogwartu w piekło. 
Podpisali (w nieznaczącej kolejności)
Łapa
Lunatyk
 Rogacz
Glizdogon

środa, 16 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 26

Powrót June'a



- Ej, James?
- Co? - zapytał okularnik odwracając wzrok od Sprite, która przymierzała nowe rękawiczki.
- Czy to nie Remus? O tam? - Syriusz wskazał na brązowowłosego chłopaka śmiejącego się wraz z jakąś dziewczyną na przeciwko sklepu z różdżkami.
- Tak, myślę, że tak - powiedział James, mrużąc oczy. - Urósł, no nie?
- I włosy mu pociemniały - zaśmiał się Syriusz. - Pomyśl sobie, że to te roztrzęsione dziecko z pierwszego roku. Wyglądał jak kopnięty szczeniak, nie?
- Hej! Remusie! - krzyknął James. Remus odwrócił się w ich stronę i podbiegł do nich z uśmiechem.
- Ty! - zawołał, klepiąc okularnika po plecach. - Jak tam u waszej dwójki?
- Całkiem dobrze - odparł Syriusz. - Szukasz różdżki?
- Moja ostatnia się złamała - westchnął Remus. - Chcecie się przyłączyć? Jestem z Marleną, no wiecie, tą, której rodzice zginęli - policzki Remusa zaróżowiły się nieznacznie.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pomachała chłopcom.
- McKinnon? Tak, wiemy.
- Oczywiście, że się dołączymy - odparł Syriusz, i ruszył wraz z chłopakami do Ollivandera.
Pomieszczenie było ciemne i unosił się w nim trudny do zidentyfikowania zapach. Nagle zza półek wyszedł stary mężczyzna o jasnych oczach przypominających księżyce.
- Czekałem, aż cię znowu zobaczę - zwrócił się do Syriusza. - Sądziłem, że ta różdżka nie była odpowiednia dla ciebie. Rzecz jasna, różdżki same wybierają czarodziejów, ale w twoim przypadku, panie Black...
- To nie ja potrzebuję różdżki - przerwał mu Syriusz, i wskazał na Remusa. - To dla niego.
Ollivander spojrzał na niego zza okularów i kąciki warg powędrowały mu lekko ku górze.
- Ach, pan Remus Lupin, mam rację? Pamiętam każdą różdżkę, jaką kiedykolwiek sprzedałem.
Remus skinął głową.
- Trudno mi rozpoznać - mruknął mężczyzna. - Buk, siedem cali, włókno smoczego serca, mam rację? Doskonała do zaklęć obronnych. Zgaduję, że ją zgubiłeś?
- Nie, złamała się - powiedział cicho Remus. - Zastanawiałem się, czy mógłbym ją zastąpić.
- Naturalnie! Oczywiście! - zawołał Ollivander. - Ale, jak wiadomo, obawiam się, że nie ma dwóch podobnych do siebie różdżek. Zajmie ci trochę czasu przyzwyczajenie do nowej różdżki. Spróbujmy tą.
Pogrzebał chwilę w półkach i wyciągnął w stronę Remusa czarną różdżkę.
- Włos jednorożca, dąb, trzynaście cali.
Remus wziął ją od mężczyzny i machnął nią. Pomieszczenie na moment wypełniło się światłem, a chłopak poczuł ciepło w dłoni. Ollivander uśmiechnął się.
- Za pierwszym podejściem! - odparł. - Wiedziałem, że będzie dla ciebie dobra. Tak, tak. Tylko ktoś odważny i wierny mógłby ją trzymać w rękach i się nie pokaleczyć. Jednorożce to stworzenia nieskazitelnie czyste duchem. Dlatego uważałem, że nie będzie pracować w twoich rękach, panie Black - Ollivander przeniósł wzrok na Syriusza. - Twoja różdżka również posiada włos jednorożca, prawda?
- Tak - odparł Syriusz.
- I to chyba nawet z tego samego stworzenia, co ten z różdżki pana Lupina - mężczyzna skinął głową w stronę Remusa. - Bardzo ciekawe.

- Mówi to za każdym razem, kiedy tu przychodzę - szepnął James do Syriusza i Remusa, podczas gdy Ollivander przeszedł dalej wzdłuż półek. - A kiedy spytasz go, co jest takie ciekawe, to przez piętnaście minut będzie nawijał o magii i cudach różdżek. Przysięgam, ten gość jest za długo zamknięty w tym miejscu. Przydałby mu się kontakt z rzeczywistością.
Remus, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, podszedł do lady żeby zapłacić za różdżkę.


- Trzy dni i do szkoły - westchnął Syriusz, zajadając się lodami przy Dziurawym Kotle. Marlena towarzyszyła im nadal, podczas gdy Syriusz i James czekali na państwo Potter.
- Tak - mruknął Remus. - Jak zadanie domowe z transmutacji?
- Nie za dobrze - powiedział James. - Próbowaliśmy przez całe lato, ale to po prostu nie działa. Nadal tkwimy nad pytaniem drugim.
Remus skinął głową. Marlena nie miała pojęcia, o czym mówią chłopcy.
- Więc, Marleno - zaczął Syriusz. - Lubisz Quidditcha?
- Nie bardzo - odpowiedziała dziewczyna.
Twarz Syriusza nieco spoważniała. Cóż, w takim razie nie była taka idealna, za jaką ją uważał.
Trzy dni minęły bardzo szybko, i chłopcy znaleźli się z powrotem w ekspresie razem z Peterem, później przejechali niezaprzężonymi powozami do Hogwartu i usiedli przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Tiara Przydziału leżała na stołku.
- Patrz! - powiedział James, szturchając Syriusza. Black podążył za jego wzrokiem na stół nauczycielski i wydał z siebie głuchy odgłos.
Profesor June wrócił. I nie wyglądał na specjalnie zadowolonego.
- On... Remus powiedział, że odchodzi!
W tym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i profesor McGonagall wprowadziła pierwszorocznych.
- Świeże mięsko - James uśmiechnął się ironicznie. Tiara rozwarła usta, wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać. Syriusz poczuł skurcz żołądka. Chciał spróbować przemiany w psa jeszcze dziś wieczorem.
- Zanim zaczniecie jeść - Dumbledore wstał z miejsca i zwrócił się w kierunku uczniów. - Chciałbym powiedzieć parę słów. A na początku powitać profesora June'a, którego starsi uczniowie już znają. Jednak, w związku z doznanym przez niego uszczerbkiem na zdrowiu, profesor Wathings - niski mężczyzna ze spiczastą tiarą, siedzący obok June'a wstał i pomachał entuzjastycznie uczniom - obejmie jego posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. June będzie nauczał antycznych run.
June wstał. Dopiero teraz Syriusz zauważył, że jego oczy są jakby spowite mgłą. Kiedy się ukłonił patrzył w górę. Nie na Dumbledore'a, nie na uczniów - po prostu w powietrze...
- James, myślę, że coś jest z nim nie tak - mruknął Syriusz, wskazując na profesora.
- Tak - szepnął James. - Słyszeliście Dumbledore'a. Nie może wykonywać dalej swojej pracy.
June wyglądał na całkowicie przygnębionego, gdy usiadł z powrotem na miejscu.
- Sądzisz, że jest ślepy? - zapytał Syriusz.
- Tak, jestem przekonany - Remus wtrącił się do rozmowy. - Słyszałem nauczycieli na stacji w Hogsmeade. Voldemort, lub jego zwolennicy, byli u niego w domu i oślepili go. Dlatego nie mógł zobaczyć, kto zamordował jego żonę. Z jakiegoś powodu zostawili go żywcem.
James poczuł ten dziwny ucisk w brzuchu ponownie. Oczyma wyobraźni zobaczył June'a obejmującego ręką niewidzialnego testrala.


- Spróbujmy jeszcze raz - powiedział Remus, gdy James po raz setny stanął na środku dormitorium. - Wyobraź sobie jelenia. Nie lwa. Nie tygrysa. Jelenia.
James zamknął oczy i westchnął. Las. Znowu był w lesie. Drzewa. Liście. Las.
Mógł zobaczyć jelenia przez krzaki, kucając, wpatrując się w niego. Stawiał lekko uszy i przechylał łeb. Z szacunkiem.
Przegalopował do jelenia i spojrzał na niego. Był częścią w swoim lesie. Nie w niczyim innym, tylko swoim, własnym lesie.
Otarł rogi o zarośla i przeszedł dalej przez krzaki, w stronę jeziora.

- James! James obudź się! - poczuł czyjąś zimną rękę na policzku.
James otworzył oczy. Leżał twarzą do góry na podłodze i wpatrywał się zdezorientowany w Syriusza, Remusa i Petera. Cała trójka była nad nim pochylona.
- Ja... Myślę, że to zrobiłem - powiedział James. - Tak, jestem w lesie... Ja...
- Nie jesteś w lesie, stary - odparł Syriusz, pomagając mu wstać.
- Jestem jeleniem.
- To właśnie to, co próbowałem ci powiedzieć od jakiegoś czasu - powiedział Remus zdenerwowany i udał się z powrotem w stronę łóżka, na którym leżała książka o animagach.
- Ja... Ja jestem jeleniem.
- Nie - przerwał mu Syriusz. - Jesteś człowiekiem. Jesteś...
- Jestem...
Syriusz uderzył go ponownie w twarz. Okularnik potrząsnął głową.
- C-co się stało? - wyjąkał.
- Czujesz się dobrze, James? - zapytał Remus wstając. Peter zajął jego miejsce na łóżku.
- Tak - odparł James. - Myślę, że to zrobiłem - powiedział znowu i opadł na łóżko. Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami. Potter zasnął bez słowa.

- Może nie powinniśmy tego dłużej próbować - mruknął zaniepokojony Remus, kiedy szli na antyczne runy następnego ranka. - To znaczy się po tym, co stało się z Jamesem zeszłej nocy...
- Żartujesz?! - powiedział James. - Ze mną wszystko w porządku. Trochę roztrzęsiony, to wszystko. Czy wspominałem wam, że jestem jeleniem?
- TAK, wspominałeś, że jesteś jeleniem - warknął Syriusz. - Mówisz o tym od śniadania.
- Myślisz, że wszystko z nim ok? - szepnął Peter do Remusa.
- Nie wiem - odpowiedział Remus. - Myślę, że może zrobił to trochę za szybko. Czytałem nieco więcej tej książki i piszą, że pierwszy raz zawsze trwa długo. Ale nic nie mówi o objawach Jamesa. Nie wiem co mu się stało.
- Mogę powiedzieć jedno - powiedział Syriusz, gdy James popchnął drzwi do sali. - On na pewno jest jeleniem.

- Spóźniliście się.
Czwórka z nich spojrzała na biurko nauczyciela, przy którym siedział June. Trzymał w ręce drewnianą laskę. Miała na sobie małe nacięcie, które poruszało się to w górę, to w dół, jak gdyby z nim rozmawiało. Syriusz wsłuchał się w dziwny szept.
- Wyższy chłopak o brązowych włosach i podkrążonych oczach, grubas upaćkany owsianką ze śniadania, chudy chłopak w okularach i czarnych roztrzepanych włosach, wyższy chłopiec, blady, również z czarnymi włosami, nieco dłuższymi. Wszyscy mają Gryfońskie szaty.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, jak sądzę - mruknął June, wciąż patrząc przed siebie. - Pięć punktów na głowę odejmuję Gryffindorowi. Proszę teraz zająć miejsca.
Nie zamierzali argumentować, widząc, że cała sympatia June'a znikneła z jego twarzy i szybko wykonali jego polecenie.
- Jak już mówiłem, zanim mi przerwano - w tym momencie Lily Evans rzuciła chłodne spojrzenie w kierunku chłopców - mimo, że nie jestem już waszym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią to nadal jestem bardziej skuteczny niż Warthings jest i kiedykolwiek będzie. W tym roku, oprócz regularnych lekcji będziemy się skupiać również na przeciwzaklęciach i pracy aurorów. Dumbledore dał mi pozwolenie, abym was uczył zaklęć niewybaczalnych. Nie tego, jak ich używać, czy się przed nimi bronić. Tylko tego, jak działają, czym są, i co robią. Na jutro chcę widzieć eseje na temat tego, czego spodziewacie się po tych lekcjach i jak zamierzacie tę naukę wcielić w życie codzienne. Resztę lekcji poświęćcie właśnie na niego. Do roboty.

Przez całą lekcję słychać było skrobanie piór po pergaminie i szepty drewnianej laski June'a.
- Blondyn z ostatniej ławki flirtuje z brunetką z przedostatniej ławki. Wygląda na zakochanego - szepnęła.
- Panie Murray, panno Adams, proszę wrócić do pracy - warknął June, na co dwójka uczniów podskoczyła w swoich miejscach i natychmiast wróciła do pisania.
- On się zmienił, to jest pewne - powiedział Remus, kiedy po dzwonku opuszczali jego klasę.
- A ty byś się nie zmienił gdybyś stracił dom i żonę w jedną noc? - zapytał Syriusz ironicznie.
- Przedtem stracił też syna - mruknął Lupin.
- Co? Miał syna? Żal mi go... - westchnął Syriusz. - Skąd wiedziałeś?
- Jego syn też był wilkołakiem. Dlatego tak mnie lubił - powiedział cicho Remus.
Nie powiedział o tym, co nauczyciel powiedział mu na temat Syriusza i Jamesa. Uznał, że lepiej będzie, jeśli się o tym nie dowiedzą.

- Moja kolej - powiedział Syriusz. - A jeśli się ocknę i będę mówić, że jestem jeleniem, to rąbnij we mnie jakimś zaklęciem.
- Dobra, dobra. Skup się i użyj wyobraźni - powiedział Remus. Syriusz skinął głową i zamknął oczy.
To był Londyn. On był w Londynie. Ulica pełna latarni i koszów na śmieci. Skręcił w jakąś alejkę. Czekał na coś. Na kogoś.
Miał cztery nogi. Czarną sierść. Duże oczy. Futrzasty ogon. Był psem.
I wtedy zobaczył, na kogo czekał. Stali na końcu alejki. Mieli ze sobą walizkę.
Był psem.
Patrzyli na niego. Widzieli go.
- Syriusz!
Ktoś nim potrząsał. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą zmartwionego Remusa. James siedział na łóżku, dalej próbując wyrwać się z oszołomienia, a Peter wyglądał na przerażonego.
- Czy... Czy wszystko w porządku? - zapytał.
- Jestem psem - powiedział Syriusz, uśmiechając się szeroko. - Zrobiłem to. Jestem psem!
- Nie zmusza mnie do rąbnięcia w ciebie zaklęciem - powiedział Remus, pomagając mu wstać.
- Jestem psem.


Nauczyciele zadawali im od groma pracy domowej i tłumaczyli to tym, że zbliżają się SUMY i uczniowie muszą się do tego przygotowywać.
- To dopiero w przyszłym roku! - zawołał Davey.
- Trzeba się przygotować. Wiedza zawsze się przyda - odparła McGonagall i ciągnęła dalej swoją gadkę na temat SUMÓW. Syriusz nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziała. James, który wrócił do normalności rano, szturchnął go. Black dostał ślinotoku. Mało im zostało do stania się animagami.
- Dlaczego wybraliśmy runy? - zapytał James, kiedy wchodzili do klasy profesora June'a.
- Bo to potrzebne, zaufaj mi - odparł Remus. - W końcu nam się przydadzą.
Na szczęście tym razem się nie spóźnili. Za to ich nauczyciel tak. Kilka minut po dzwonku June wszedł do klasy trzymając w ręku swoją laskę.
- Kamień na podłodze, uważaj. Możesz iść dalej. Jeszcze cztery kroki i dojdziesz do biurka. Trochę bardziej w lewo. No, możesz siadać.
- Dzień dobry, klaso - powiedział nauczyciel.
- Dzień dobry, profesorze - odpowiedzieli chórem uczniowie.
Wszyscy wiedzieli, że w klasie już nigdy nie będzie śmiesznie. Stracili na zawsze tego wesołego nauczyciela, który był z nimi w zeszłym roku. Teraz zostały mu tylko złe cechy.
- Przeczytajcie rozdział czwarty. Na jutro chcę mieć od was notatkę na temat każdego z trzydziestu dwóch podpunktów.
- Jutro? Zwariował pan?!
- Blondynka, czwarty rząd. Siedzi obok czarnowłosego chłopaka.
- Adriana Brown, masz szlaban - warknął June, i usiadł, zostawiając klasę pod czujnym okiem swojego drewnianego kija.