środa, 16 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 26

Powrót June'a



- Ej, James?
- Co? - zapytał okularnik odwracając wzrok od Sprite, która przymierzała nowe rękawiczki.
- Czy to nie Remus? O tam? - Syriusz wskazał na brązowowłosego chłopaka śmiejącego się wraz z jakąś dziewczyną na przeciwko sklepu z różdżkami.
- Tak, myślę, że tak - powiedział James, mrużąc oczy. - Urósł, no nie?
- I włosy mu pociemniały - zaśmiał się Syriusz. - Pomyśl sobie, że to te roztrzęsione dziecko z pierwszego roku. Wyglądał jak kopnięty szczeniak, nie?
- Hej! Remusie! - krzyknął James. Remus odwrócił się w ich stronę i podbiegł do nich z uśmiechem.
- Ty! - zawołał, klepiąc okularnika po plecach. - Jak tam u waszej dwójki?
- Całkiem dobrze - odparł Syriusz. - Szukasz różdżki?
- Moja ostatnia się złamała - westchnął Remus. - Chcecie się przyłączyć? Jestem z Marleną, no wiecie, tą, której rodzice zginęli - policzki Remusa zaróżowiły się nieznacznie.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pomachała chłopcom.
- McKinnon? Tak, wiemy.
- Oczywiście, że się dołączymy - odparł Syriusz, i ruszył wraz z chłopakami do Ollivandera.
Pomieszczenie było ciemne i unosił się w nim trudny do zidentyfikowania zapach. Nagle zza półek wyszedł stary mężczyzna o jasnych oczach przypominających księżyce.
- Czekałem, aż cię znowu zobaczę - zwrócił się do Syriusza. - Sądziłem, że ta różdżka nie była odpowiednia dla ciebie. Rzecz jasna, różdżki same wybierają czarodziejów, ale w twoim przypadku, panie Black...
- To nie ja potrzebuję różdżki - przerwał mu Syriusz, i wskazał na Remusa. - To dla niego.
Ollivander spojrzał na niego zza okularów i kąciki warg powędrowały mu lekko ku górze.
- Ach, pan Remus Lupin, mam rację? Pamiętam każdą różdżkę, jaką kiedykolwiek sprzedałem.
Remus skinął głową.
- Trudno mi rozpoznać - mruknął mężczyzna. - Buk, siedem cali, włókno smoczego serca, mam rację? Doskonała do zaklęć obronnych. Zgaduję, że ją zgubiłeś?
- Nie, złamała się - powiedział cicho Remus. - Zastanawiałem się, czy mógłbym ją zastąpić.
- Naturalnie! Oczywiście! - zawołał Ollivander. - Ale, jak wiadomo, obawiam się, że nie ma dwóch podobnych do siebie różdżek. Zajmie ci trochę czasu przyzwyczajenie do nowej różdżki. Spróbujmy tą.
Pogrzebał chwilę w półkach i wyciągnął w stronę Remusa czarną różdżkę.
- Włos jednorożca, dąb, trzynaście cali.
Remus wziął ją od mężczyzny i machnął nią. Pomieszczenie na moment wypełniło się światłem, a chłopak poczuł ciepło w dłoni. Ollivander uśmiechnął się.
- Za pierwszym podejściem! - odparł. - Wiedziałem, że będzie dla ciebie dobra. Tak, tak. Tylko ktoś odważny i wierny mógłby ją trzymać w rękach i się nie pokaleczyć. Jednorożce to stworzenia nieskazitelnie czyste duchem. Dlatego uważałem, że nie będzie pracować w twoich rękach, panie Black - Ollivander przeniósł wzrok na Syriusza. - Twoja różdżka również posiada włos jednorożca, prawda?
- Tak - odparł Syriusz.
- I to chyba nawet z tego samego stworzenia, co ten z różdżki pana Lupina - mężczyzna skinął głową w stronę Remusa. - Bardzo ciekawe.

- Mówi to za każdym razem, kiedy tu przychodzę - szepnął James do Syriusza i Remusa, podczas gdy Ollivander przeszedł dalej wzdłuż półek. - A kiedy spytasz go, co jest takie ciekawe, to przez piętnaście minut będzie nawijał o magii i cudach różdżek. Przysięgam, ten gość jest za długo zamknięty w tym miejscu. Przydałby mu się kontakt z rzeczywistością.
Remus, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, podszedł do lady żeby zapłacić za różdżkę.


- Trzy dni i do szkoły - westchnął Syriusz, zajadając się lodami przy Dziurawym Kotle. Marlena towarzyszyła im nadal, podczas gdy Syriusz i James czekali na państwo Potter.
- Tak - mruknął Remus. - Jak zadanie domowe z transmutacji?
- Nie za dobrze - powiedział James. - Próbowaliśmy przez całe lato, ale to po prostu nie działa. Nadal tkwimy nad pytaniem drugim.
Remus skinął głową. Marlena nie miała pojęcia, o czym mówią chłopcy.
- Więc, Marleno - zaczął Syriusz. - Lubisz Quidditcha?
- Nie bardzo - odpowiedziała dziewczyna.
Twarz Syriusza nieco spoważniała. Cóż, w takim razie nie była taka idealna, za jaką ją uważał.
Trzy dni minęły bardzo szybko, i chłopcy znaleźli się z powrotem w ekspresie razem z Peterem, później przejechali niezaprzężonymi powozami do Hogwartu i usiedli przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Tiara Przydziału leżała na stołku.
- Patrz! - powiedział James, szturchając Syriusza. Black podążył za jego wzrokiem na stół nauczycielski i wydał z siebie głuchy odgłos.
Profesor June wrócił. I nie wyglądał na specjalnie zadowolonego.
- On... Remus powiedział, że odchodzi!
W tym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i profesor McGonagall wprowadziła pierwszorocznych.
- Świeże mięsko - James uśmiechnął się ironicznie. Tiara rozwarła usta, wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać. Syriusz poczuł skurcz żołądka. Chciał spróbować przemiany w psa jeszcze dziś wieczorem.
- Zanim zaczniecie jeść - Dumbledore wstał z miejsca i zwrócił się w kierunku uczniów. - Chciałbym powiedzieć parę słów. A na początku powitać profesora June'a, którego starsi uczniowie już znają. Jednak, w związku z doznanym przez niego uszczerbkiem na zdrowiu, profesor Wathings - niski mężczyzna ze spiczastą tiarą, siedzący obok June'a wstał i pomachał entuzjastycznie uczniom - obejmie jego posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. June będzie nauczał antycznych run.
June wstał. Dopiero teraz Syriusz zauważył, że jego oczy są jakby spowite mgłą. Kiedy się ukłonił patrzył w górę. Nie na Dumbledore'a, nie na uczniów - po prostu w powietrze...
- James, myślę, że coś jest z nim nie tak - mruknął Syriusz, wskazując na profesora.
- Tak - szepnął James. - Słyszeliście Dumbledore'a. Nie może wykonywać dalej swojej pracy.
June wyglądał na całkowicie przygnębionego, gdy usiadł z powrotem na miejscu.
- Sądzisz, że jest ślepy? - zapytał Syriusz.
- Tak, jestem przekonany - Remus wtrącił się do rozmowy. - Słyszałem nauczycieli na stacji w Hogsmeade. Voldemort, lub jego zwolennicy, byli u niego w domu i oślepili go. Dlatego nie mógł zobaczyć, kto zamordował jego żonę. Z jakiegoś powodu zostawili go żywcem.
James poczuł ten dziwny ucisk w brzuchu ponownie. Oczyma wyobraźni zobaczył June'a obejmującego ręką niewidzialnego testrala.


- Spróbujmy jeszcze raz - powiedział Remus, gdy James po raz setny stanął na środku dormitorium. - Wyobraź sobie jelenia. Nie lwa. Nie tygrysa. Jelenia.
James zamknął oczy i westchnął. Las. Znowu był w lesie. Drzewa. Liście. Las.
Mógł zobaczyć jelenia przez krzaki, kucając, wpatrując się w niego. Stawiał lekko uszy i przechylał łeb. Z szacunkiem.
Przegalopował do jelenia i spojrzał na niego. Był częścią w swoim lesie. Nie w niczyim innym, tylko swoim, własnym lesie.
Otarł rogi o zarośla i przeszedł dalej przez krzaki, w stronę jeziora.

- James! James obudź się! - poczuł czyjąś zimną rękę na policzku.
James otworzył oczy. Leżał twarzą do góry na podłodze i wpatrywał się zdezorientowany w Syriusza, Remusa i Petera. Cała trójka była nad nim pochylona.
- Ja... Myślę, że to zrobiłem - powiedział James. - Tak, jestem w lesie... Ja...
- Nie jesteś w lesie, stary - odparł Syriusz, pomagając mu wstać.
- Jestem jeleniem.
- To właśnie to, co próbowałem ci powiedzieć od jakiegoś czasu - powiedział Remus zdenerwowany i udał się z powrotem w stronę łóżka, na którym leżała książka o animagach.
- Ja... Ja jestem jeleniem.
- Nie - przerwał mu Syriusz. - Jesteś człowiekiem. Jesteś...
- Jestem...
Syriusz uderzył go ponownie w twarz. Okularnik potrząsnął głową.
- C-co się stało? - wyjąkał.
- Czujesz się dobrze, James? - zapytał Remus wstając. Peter zajął jego miejsce na łóżku.
- Tak - odparł James. - Myślę, że to zrobiłem - powiedział znowu i opadł na łóżko. Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami. Potter zasnął bez słowa.

- Może nie powinniśmy tego dłużej próbować - mruknął zaniepokojony Remus, kiedy szli na antyczne runy następnego ranka. - To znaczy się po tym, co stało się z Jamesem zeszłej nocy...
- Żartujesz?! - powiedział James. - Ze mną wszystko w porządku. Trochę roztrzęsiony, to wszystko. Czy wspominałem wam, że jestem jeleniem?
- TAK, wspominałeś, że jesteś jeleniem - warknął Syriusz. - Mówisz o tym od śniadania.
- Myślisz, że wszystko z nim ok? - szepnął Peter do Remusa.
- Nie wiem - odpowiedział Remus. - Myślę, że może zrobił to trochę za szybko. Czytałem nieco więcej tej książki i piszą, że pierwszy raz zawsze trwa długo. Ale nic nie mówi o objawach Jamesa. Nie wiem co mu się stało.
- Mogę powiedzieć jedno - powiedział Syriusz, gdy James popchnął drzwi do sali. - On na pewno jest jeleniem.

- Spóźniliście się.
Czwórka z nich spojrzała na biurko nauczyciela, przy którym siedział June. Trzymał w ręce drewnianą laskę. Miała na sobie małe nacięcie, które poruszało się to w górę, to w dół, jak gdyby z nim rozmawiało. Syriusz wsłuchał się w dziwny szept.
- Wyższy chłopak o brązowych włosach i podkrążonych oczach, grubas upaćkany owsianką ze śniadania, chudy chłopak w okularach i czarnych roztrzepanych włosach, wyższy chłopiec, blady, również z czarnymi włosami, nieco dłuższymi. Wszyscy mają Gryfońskie szaty.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, jak sądzę - mruknął June, wciąż patrząc przed siebie. - Pięć punktów na głowę odejmuję Gryffindorowi. Proszę teraz zająć miejsca.
Nie zamierzali argumentować, widząc, że cała sympatia June'a znikneła z jego twarzy i szybko wykonali jego polecenie.
- Jak już mówiłem, zanim mi przerwano - w tym momencie Lily Evans rzuciła chłodne spojrzenie w kierunku chłopców - mimo, że nie jestem już waszym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią to nadal jestem bardziej skuteczny niż Warthings jest i kiedykolwiek będzie. W tym roku, oprócz regularnych lekcji będziemy się skupiać również na przeciwzaklęciach i pracy aurorów. Dumbledore dał mi pozwolenie, abym was uczył zaklęć niewybaczalnych. Nie tego, jak ich używać, czy się przed nimi bronić. Tylko tego, jak działają, czym są, i co robią. Na jutro chcę widzieć eseje na temat tego, czego spodziewacie się po tych lekcjach i jak zamierzacie tę naukę wcielić w życie codzienne. Resztę lekcji poświęćcie właśnie na niego. Do roboty.

Przez całą lekcję słychać było skrobanie piór po pergaminie i szepty drewnianej laski June'a.
- Blondyn z ostatniej ławki flirtuje z brunetką z przedostatniej ławki. Wygląda na zakochanego - szepnęła.
- Panie Murray, panno Adams, proszę wrócić do pracy - warknął June, na co dwójka uczniów podskoczyła w swoich miejscach i natychmiast wróciła do pisania.
- On się zmienił, to jest pewne - powiedział Remus, kiedy po dzwonku opuszczali jego klasę.
- A ty byś się nie zmienił gdybyś stracił dom i żonę w jedną noc? - zapytał Syriusz ironicznie.
- Przedtem stracił też syna - mruknął Lupin.
- Co? Miał syna? Żal mi go... - westchnął Syriusz. - Skąd wiedziałeś?
- Jego syn też był wilkołakiem. Dlatego tak mnie lubił - powiedział cicho Remus.
Nie powiedział o tym, co nauczyciel powiedział mu na temat Syriusza i Jamesa. Uznał, że lepiej będzie, jeśli się o tym nie dowiedzą.

- Moja kolej - powiedział Syriusz. - A jeśli się ocknę i będę mówić, że jestem jeleniem, to rąbnij we mnie jakimś zaklęciem.
- Dobra, dobra. Skup się i użyj wyobraźni - powiedział Remus. Syriusz skinął głową i zamknął oczy.
To był Londyn. On był w Londynie. Ulica pełna latarni i koszów na śmieci. Skręcił w jakąś alejkę. Czekał na coś. Na kogoś.
Miał cztery nogi. Czarną sierść. Duże oczy. Futrzasty ogon. Był psem.
I wtedy zobaczył, na kogo czekał. Stali na końcu alejki. Mieli ze sobą walizkę.
Był psem.
Patrzyli na niego. Widzieli go.
- Syriusz!
Ktoś nim potrząsał. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą zmartwionego Remusa. James siedział na łóżku, dalej próbując wyrwać się z oszołomienia, a Peter wyglądał na przerażonego.
- Czy... Czy wszystko w porządku? - zapytał.
- Jestem psem - powiedział Syriusz, uśmiechając się szeroko. - Zrobiłem to. Jestem psem!
- Nie zmusza mnie do rąbnięcia w ciebie zaklęciem - powiedział Remus, pomagając mu wstać.
- Jestem psem.


Nauczyciele zadawali im od groma pracy domowej i tłumaczyli to tym, że zbliżają się SUMY i uczniowie muszą się do tego przygotowywać.
- To dopiero w przyszłym roku! - zawołał Davey.
- Trzeba się przygotować. Wiedza zawsze się przyda - odparła McGonagall i ciągnęła dalej swoją gadkę na temat SUMÓW. Syriusz nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziała. James, który wrócił do normalności rano, szturchnął go. Black dostał ślinotoku. Mało im zostało do stania się animagami.
- Dlaczego wybraliśmy runy? - zapytał James, kiedy wchodzili do klasy profesora June'a.
- Bo to potrzebne, zaufaj mi - odparł Remus. - W końcu nam się przydadzą.
Na szczęście tym razem się nie spóźnili. Za to ich nauczyciel tak. Kilka minut po dzwonku June wszedł do klasy trzymając w ręku swoją laskę.
- Kamień na podłodze, uważaj. Możesz iść dalej. Jeszcze cztery kroki i dojdziesz do biurka. Trochę bardziej w lewo. No, możesz siadać.
- Dzień dobry, klaso - powiedział nauczyciel.
- Dzień dobry, profesorze - odpowiedzieli chórem uczniowie.
Wszyscy wiedzieli, że w klasie już nigdy nie będzie śmiesznie. Stracili na zawsze tego wesołego nauczyciela, który był z nimi w zeszłym roku. Teraz zostały mu tylko złe cechy.
- Przeczytajcie rozdział czwarty. Na jutro chcę mieć od was notatkę na temat każdego z trzydziestu dwóch podpunktów.
- Jutro? Zwariował pan?!
- Blondynka, czwarty rząd. Siedzi obok czarnowłosego chłopaka.
- Adriana Brown, masz szlaban - warknął June, i usiadł, zostawiając klasę pod czujnym okiem swojego drewnianego kija.

1 komentarz: