niedziela, 6 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 25

Na Pokątną


- No to na razie chłopaki - powiedział James, kiedy wraz z Syriuszem przeszli przez peron w stronę państwa Potter. Sprite nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Za to tuż obok rodziców Jamesa stał wujek Syriusza, Alphard.
- Wujek Alph? - zapytał Syriusz, gdy podeszli bliżej. Łysiejący mężczyzna odwrócił się do niego i wydał z siebie okrzyk radości.
- O, Syriusz, mój ulubiony siostrzeniec! Jak się masz?
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem odebrać Narcyzę - powiedział Alphard, wskazując na blondynkę z nieco kwaśną miną. - Postanowiłem ją nieco zaskoczyć. Ciocia Druella nie mogła się zjawić, ma jakieś silne dreszcze.
- Myślałem, że siedmioroczniacy sami potrafią dotrzeć do domu - mruknął Syriusz, jednak widząc zdezorientowaną minę wujka dodał szybko: - Moi rodzice są tutaj?
- Oczywiście, że są. Odbierają Regulusa, nie? - powiedział Alphard. - Ale nie idę z nimi porozmawiać, to byłoby szaleństwo. Oni są szaleni.
- Dlaczego?
- Dlatego, rzecz jasna, że ich obaj synowie nie są w tym samym Domu - odparł mężczyzna. - Ale nie martw się. Ja jestem z ciebie dumny.

Syriusz poczuł się nieco niekomfortowo, więc posłał wujkowi wymuszony uśmiech i przywitał się z rodzicami Jamesa. Opuścił stację niezauważony przez rodziców czy też Regulusa, który bez wątpienia opowiadał im o wybrykach ich najstarszego syna szargających dobre imię rodu Blacków.

Samochód z Ministerstwa czekał na nich przed stacją. Dla Syriusza było to nieco dziwne, ale postanowił się nie odzywać w tej kwestii. Szybko wskoczył do środka a pan Potter odpalił silnik.
- Zawsze chciałem pożyć trochę jak mugol - odparł James. - No wiesz, bez magii. Ciekawe, jak to jest?
- Zapewne bardzo nudno - mruknął Syriusz, wpatrując się w szybę.
- Być może - James zastanawiał się przez chwilę, po czym odparł: - Wiesz co? Wstąpimy na Pokątną w drodze do domu. Chcesz jeszcze te plakaty, o których gadaliśmy przed świętami?
- Nie wiem... - zaczął Syriusz niezbyt przekonany, jednak pan Potter wszedł mu w słowo.
- Znakomity pomysł, Jimbo! Musimy tylko skręcić tutaj w lewo...
- Nie, w prawo, kochanie - odparła pani Dorea.
- Jestem przekonany, że w lewo.
- Jedziesz do Dziurawego Kotła, prawda? Więc to kilka przecznic dalej, o tam...
- Wiesz, jestem nieco obeznany z drogami w Londynie, i...
- Kto mieszkał tu przez całe życie, kochanie?
- A kto prowadził samochód przez...
- UWAŻAJ, TATO!
BIIIP!
Pan Potter nacisnął szybko pedał gazu i cudem uniknął zderzenia z ciężarówką. Opadł na siedzenie dysząc ciężko.
- Tato, wszystko w porządku? - zapytał James, dźwigając się lekko w swoim miejscu.
- Czuję się dobrze - powiedział bez tchu pan Potter. Zmienił bieg nerwowo, auto przechyliło się lekko do przodu. - Czuję się świetnie.
- Kochanie...
- Zostaw mnie w spokoju na minutę, dopóki tego nie rozgryzę. Pokątna, Pokątna...
- To na prawdę nie jest takie ważne - wyszeptał James.
- Bądź cicho, James - rzucił pan Potter. Chłopiec natychmiast zamilknął.


Otworzyli drzwi do Dziurawego Kotła. Wszędzie roznosił się zapach tytoniu i piwa, lokal był nieco obskurny i zadymiony. Czarodzieje i czarownice siedzieli w grupkach przy stolikach, pijąc swoje ulubione drinki.
- Dobry wieczór, Potter - powiedział stary czarodziej, idąc w stronę ojca Jamesa.
- Dobry wieczór, Nicholasie - odpowiedział pan Potter i ruszył dalej w kierunku tylnych drzwi. Stuknął różdżką w cztery cegły, i po chwili ich oczom ukazała się długa alejka pełna sklepów i butików. Syriusz i James przebiegli wzdłuż Centrum Eylopa iOllivandera, prosto do sklepu z akcesoriami do Quidditcha. Pan Potter krzyknął za nimi: - Macie dziesięć minut, chłopcy! Sprite gotuje już obiad!
Syriusz i James wpadli do sklepu pełnego plakatów, zabawkowych zniczy, miniaturowych figurek graczy. W głównej gablocie znajdował się nowy Zmiatacz 4.
- Hej, James!
James spojrzał przez ramię na chichoczącą czwartoklasistkę, która machała mu zawzięcie ręką. Kiedy chłopak się odwrócił zarumieniła się lekko. A tuż za nią okularnik dojrzał burzę rudych włosów.
- O Boże - szepnął James. - To Evans. Zakryj mnie, szybko!

Ale było już za późno. Lily odwróciła się i spojrzała na dwójkę przyjaciół. Coś zmieniło się w jej spojrzeniu, było nieco mniej pogardliwe. Syriusz pomachał jej, dziewczyna wykonała jakiś dziwny gest.
- Myślę, że zaczyna nas lubić - odparł Syriusz wesoło.
- Poczekaj chwilę - powiedział James. - Dział Armat jest tam, obok prześcieradeł Pustułek z Kenmare.
Syriusz skinął głową i podszedł do ściany pełnej czerwonych akcesoriów. Ale nie zamierzał szukać żadnych plakatów. Patrzał na miniaturowe figurki szukającego Srok z Montrose. James podszedł do dwójki dziewczyn. Krukonka nadal chichotała a jej policzki wciąż były różowe.
- Jak się masz, James? - zapytała trzepocząc rzęsami, jednak James kiwnął tylko w jej stronę głową i przeszedł obok niej w stronę Lily.
- Hej, Evans. Co ty tu robisz? - zapytał.
Lily posłała mu krótkie spojrzenie i odparła: - Zdarza mi się kibicować, dzięki. A poza tym, jakby to jeszcze był twój interes...
- Hej, wszystko co staram się zrobić, to nawiązać z tobą jakąś rozmowę! - zaperzył się James. - Nie zapraszam cię na randkę, ani nic w tym rodzaju.
Lily spojrzała znów na niego z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi zębami.
- Nie żebym kiedykolwiek chciał, czy coś - dodał szybko Potter, a ekspresja w oczach Lily znów zmieniła się w ten dziwny, groźny błysk.
- Jak tam ten obsra... Przepraszam, chodziło mi o Darryla. Jak tam Darryl?
- Zerwaliśmy - powiedziała ostro Lily, ściągając figurkę Megan McCormak z półki. - Sądzę, że byłeś zbyt zajęty swoim Quidditchem żeby o tym usłyszeć.
- Cóż, trzeba było to przewidzieć - odparł James. - To znaczy chodziło mi o to, że od początku wiedziałem, że tak to się kończy.
- Dzięki za wsparcie - warknęła Lily.
- No i tego - mruknął James, mierzwiąc ręką włosy i biorąc głęboki oddech. - Więc...
- Dlaczego ciągle tu jesteś? - przerwała mu dziewczyna.
- Cóż, to mniejszy sklep a ostatnio spodobali mi się - chłopak przerwał, chwycił z półki pierwszy lepszy kufel i zbadał jego tabliczkę znamionową - Chluba z Portree, o właśnie oni. Byłem tutaj z Syriuszem i...
- Niespodzianka - mruknęła, przewracając oczami.
- Co masz przeciwko Syriuszowi? - zapytał, prawie roztrzaskując kufel o podłogę. Lily nie wyglądała na przerażoną, przynajmniej nie do końca, jednak uniosła ręce w geście poddania się.
- Och, i co zamierzasz mi zrobić? Rzucić na mnie urok?

Tym razem to James posłał jej spojrzenie i zacisnął mocno pięści. - Wiesz co...
- Co? - warknęła Lily. - Wydaje się, że to twoja odpowiedź na wszystko! Severus nadal ma blizny po tym, jak rąbnąłeś w niego tym zaklęciem! I znów wpadł przez ciebie! Tak, wiem, że to byłeś ty! Ty i ta twoja głupia peleryna-niewidka! Oszukaliście go po raz drugi, to było nie fair, nie tak wyglądają pojedynki prawdziwych czarodziejów! To było tchórzowskie, Potter!
- A co cię w ogóle obchodzi, co ja robię Snape'owi? - odwarknął James. - Więcej, dlaczego nie obchodzi cię to, co on robi mnie?
- Co on ci robi?!
- No cóż - James uśmiechnął się lekko. - Sam jego smród wystarczy, żeby...
I wtedy Lily go uderzyła. Jej delikatne, długie palce wylądowały na jego policzku. James otworzył usta i zamknął je ponownie. Za drugim razem jednak zdołał z siebie wydusić: - Zapomnij o tym. Po prostu zapomnijmy... Mam nadzieję, że ty i twój kolejny chłopak spędzicie mile czwarty rok!
- Znakomicie, i tak właśnie będzie! - krzyknęła za nim.
- Och, dobrze!
- Dobrze!
- Świetnie!
- Świetnie!
I James, poirytowany wrócił do Syriusza.
- I jak poszło?
- Ona mnie kocha - James wzruszył ramionami, a następnie przeniósł wzrok na plakat. - O tak, oto Joey Jenkins i jego motto.
- Trzymajmy kciuki i liczmy na najlepsze - przeczytał Black. - Och, tak, całe moje serce liczy na najlepsze.
- Hej, o co ci chodzi? Nie wygrali od 1892 roku - James chwycił plakat i udał się w stronę kasy. - Lepiej chodźmy, bo moi rodzice nas zabiją.


To był cichy i spokojny obiad. Syriusz jeszcze nigdy nie widział państwa Potter tak spiętych. Prawie w ogóle się nie odzywali. James wydawał się być w innym świecie i nie zwracał nawet uwagi na to, kiedy ziemniak spadał mu na biały dywan. Sprite zaciskała mocno widelec za każdym razem, gdy to widziała, ale również nie powiedziała na ten temat ani słowa. Tej nocy James siedział na łóżku Syriusza i wpatrywał się w plakat Joey'a Jenkinsa na jego ścianie. Mężczyzna z plakatu uśmiechnął się do niego i uderzył tłuczkiem w kierunku szukającego Nietoperzy z Ballycastle.
- Hej, Syriuszu - przemówił nagle James.
- Co?
- Byłeś kiedyś zakochany?
- Nie - odparł Syriusz. - I w najbliższym czasie nie zamierzam.
- Uważasz, że czternaście lat to za mało, żeby poczuć miłość?
- Nie wiem - powiedział Syriusz, plakat spadł na jego głowę, a Joey wydał z siebie niemy krzyk. - Przypuszczam, że tak. A co?
- Bo myślę, że ja się zakochałem - powiedział James, uśmiechając się lekko i opadając z powrotem na łóżko Syriusza. - Że spotkałem tą dziewczynę.
- Jaką dziewczynę? - Syriusz przyłożył znów plakat do ściany z pinezkami w ustach.
- No wiesz, dziewczynę - zaczął James rozmarzonym głosem. - Z którą chcę spędzić resztę mojego życia i się zestarzeć.
- Czy to jest gdzieś napisane, że za każdym razem, kiedy odwiedzę twój dom, musisz mi mówić o takich bzdurnych rzeczach? - zapytał Syriusz. - Ostatnio było: Zastanawiam się, jak umrę. A teraz jest: Chcę się ożenić i zestarzeć. Nie podoba ci się bycie czternastolatkiem?
- A wiesz, jakie jest jej imię? - zapytał James, całkowicie ignorując Syriusza.
Syriusz wbił pineskę w nos szukającego Nietoperzy, który kichnął gwałtownie. - Jakie?
- Evans.
Syriusz zaczął kaszleć, gdyż omal nie połknął pineski i odsunął się od ściany. Plakat znów spadł na ziemię. - Evans?! Lily Evans?
- Tak - powiedział James, siadając. - Lily Evans.
- No nie - westchnął Syriusz. - Myślałem, że masz jej dość od drugiego roku. Czy ty jej nie nienawidzisz?
- Nie.
- Cóż, za to ona ciebie tak - powiedział Syriusz, zbierając pineski z ziemi.
- Nie, no coś ty - mruknął James, wzdychając i kładąc się z powrotem na łóżku. - Ona za mną szaleje.
- Tak, a ja zostanę Prefektem Naczelnym - prychnął Syriusz.
- Hej, wszystko jest możliwe, stary - odparł James zamykając oczy. - Wszystko jest możliwe.
Nagle z dołu dobiegł jakiś huk. James podskoczył na łóżku. - Co to było?
- Kochanie, wszystko w porządku? - odezwał się jakiś przyciszony głos.
- Szybko, przygotuj kominek! Matt został ciężko ranny!
Sądząc po odgłosach z dołu, ktoś został rzucony na kanapę.
- Co się stało?
- Kilka przecznic dalej kolejny atak na dom June'a. Zabili jego żonę. Miałem szczęście i wydostałem go stamtąd, zanim podzielił jej los. Oni rosną w siłę. Dziś wieczorem było ich tam co najmniej trzydziestu.
Kolejny jęk.
- Wpadliśmy tutaj, możemy być jeszcze potrzebni. Sprite, mamy proszek Fiuu?
- Tak, paniczu Potter! - powiedziała szybko skrzatka. - Sprite ma wszystko przygotowane!
- Dlaczego sprowadziłeś go z powrotem tutaj? - zapytała pani Potter.
- Idź na górę, Sprite - powiedział pan Potter.
Małe nóżki Sprite ruszyły wzdłuż schodów. James wyciągnął rękę zza drzwi i chwycił ją za szyję. Wrzucił ją do pokoju Syriusza. Skrzatka wrzasnęła.
- Panicz James! - pisnęła. - Panicz nie śpi!
- Co się dzieje?
- Z tego co Sprite wie, był atak na dom niejakich June'ów. Pan Potter i inni ruszyli im na pomoc, ale uratowali tylko pana June'a, jego żona została zamordowana.
- June - szepnął Syriusz. - To profesor June!
- Szkoła Magii i Czarodziejstwa - usłyszeli głos pana Pottera z dołu. Błysnęły płomienie w kominku i dwójka mężczyzn zniknęła.
James wstał i rzucił się do drzwi. Zbiegł do schodach i ujrzał swoją przerażoną matkę.
- Mamo, powiedz mi co się dzieje! - zażądał, starając się, żeby głos mu nie drżał.
- Ja... James... - zaczęła, jednak James wszedł jej w słowo.
- Co to za Zakon, o którym wszyscy mówią? Co się stało? Dlaczego Dumbledore kazał June'owi chronić nasz dom? Dlaczego June tu był i...
- James, kochanie...
- Powiedz mi, mamo!
- Nie mogę! - jęknęła. Coś w niej pękło, zaczęła płakać. - Jesteś za młody, ja... Ja nie mogę...
Twarz Jamesa nieco zbladła. Poczuł w sercu ukłucie winy. Jego matka przyklęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Och mamo, proszę... Nie płacz - powiedział James, kucając obok niej.
- Co się dzieje z naszą rodziną? - wyłkała kobieta. - Nie wiem już co robić...
- Jest w porządku, mamo - pocieszał ją James. - I dalej będzie. Wszystko będzie okej.

Syriusz przyglądał się im ze szczytu schodów, opierając się ręką o balustradę. Jego usta uformowały się w jedną, cienką linię, i poczuł dziwną suchość w gardle. Nigdy w życiu nie pocieszał swojej matki. Nigdy w życiu matka go nie pocieszała. Może dlatego nie rozumiał Jamesa. Syriusz nigdy wcześniej nikogo nie kochał, i nigdy wcześniej nie był kochany.

4 komentarze:

  1. "Chcę wyjść za mąż i się zestarzeć. Nie podoba ci się bycie czternastolatkiem? " Ożenić się:) to jednak facet:) a po za tym masz talent do pisania. Jak napiszesz kiedyś jakąś książkę daj znać pewnie kupię:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże, nie mam pojęcia gdzie miałam głowę pisząc ten fragment! Dziękuję bardzo mocno, z pewnością powiadomię! :)

      Usuń
  2. Jejku, scena w sklepie ze sprzętem do quidditcha jest dotychczas moją ulubioną :D Za to ostatnia mnie złamała :'\ Może Syriusz też znajdzie sobie dziewczynę? :)) Uwielbiam go, gdy jest beztroskim podrywaczem xD
    Buziaki x
    PS Myślę, że pisze się "patrzył", a nie "patrzał". Jeśli się mylę - przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę kłótni między Jamesem i Lily będę musiała opisać zanim dam im jakąś szansę :D Co do Syriusza to jeszcze nie mam konkretnego planu odnośnie jego spraw sercowych... Może wplątam jakąś miłą damę do jego scenariusza :D poza tym bardzo mi miło, że znów się podobało :)

      Usuń