środa, 16 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 26

Powrót June'a



- Ej, James?
- Co? - zapytał okularnik odwracając wzrok od Sprite, która przymierzała nowe rękawiczki.
- Czy to nie Remus? O tam? - Syriusz wskazał na brązowowłosego chłopaka śmiejącego się wraz z jakąś dziewczyną na przeciwko sklepu z różdżkami.
- Tak, myślę, że tak - powiedział James, mrużąc oczy. - Urósł, no nie?
- I włosy mu pociemniały - zaśmiał się Syriusz. - Pomyśl sobie, że to te roztrzęsione dziecko z pierwszego roku. Wyglądał jak kopnięty szczeniak, nie?
- Hej! Remusie! - krzyknął James. Remus odwrócił się w ich stronę i podbiegł do nich z uśmiechem.
- Ty! - zawołał, klepiąc okularnika po plecach. - Jak tam u waszej dwójki?
- Całkiem dobrze - odparł Syriusz. - Szukasz różdżki?
- Moja ostatnia się złamała - westchnął Remus. - Chcecie się przyłączyć? Jestem z Marleną, no wiecie, tą, której rodzice zginęli - policzki Remusa zaróżowiły się nieznacznie.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pomachała chłopcom.
- McKinnon? Tak, wiemy.
- Oczywiście, że się dołączymy - odparł Syriusz, i ruszył wraz z chłopakami do Ollivandera.
Pomieszczenie było ciemne i unosił się w nim trudny do zidentyfikowania zapach. Nagle zza półek wyszedł stary mężczyzna o jasnych oczach przypominających księżyce.
- Czekałem, aż cię znowu zobaczę - zwrócił się do Syriusza. - Sądziłem, że ta różdżka nie była odpowiednia dla ciebie. Rzecz jasna, różdżki same wybierają czarodziejów, ale w twoim przypadku, panie Black...
- To nie ja potrzebuję różdżki - przerwał mu Syriusz, i wskazał na Remusa. - To dla niego.
Ollivander spojrzał na niego zza okularów i kąciki warg powędrowały mu lekko ku górze.
- Ach, pan Remus Lupin, mam rację? Pamiętam każdą różdżkę, jaką kiedykolwiek sprzedałem.
Remus skinął głową.
- Trudno mi rozpoznać - mruknął mężczyzna. - Buk, siedem cali, włókno smoczego serca, mam rację? Doskonała do zaklęć obronnych. Zgaduję, że ją zgubiłeś?
- Nie, złamała się - powiedział cicho Remus. - Zastanawiałem się, czy mógłbym ją zastąpić.
- Naturalnie! Oczywiście! - zawołał Ollivander. - Ale, jak wiadomo, obawiam się, że nie ma dwóch podobnych do siebie różdżek. Zajmie ci trochę czasu przyzwyczajenie do nowej różdżki. Spróbujmy tą.
Pogrzebał chwilę w półkach i wyciągnął w stronę Remusa czarną różdżkę.
- Włos jednorożca, dąb, trzynaście cali.
Remus wziął ją od mężczyzny i machnął nią. Pomieszczenie na moment wypełniło się światłem, a chłopak poczuł ciepło w dłoni. Ollivander uśmiechnął się.
- Za pierwszym podejściem! - odparł. - Wiedziałem, że będzie dla ciebie dobra. Tak, tak. Tylko ktoś odważny i wierny mógłby ją trzymać w rękach i się nie pokaleczyć. Jednorożce to stworzenia nieskazitelnie czyste duchem. Dlatego uważałem, że nie będzie pracować w twoich rękach, panie Black - Ollivander przeniósł wzrok na Syriusza. - Twoja różdżka również posiada włos jednorożca, prawda?
- Tak - odparł Syriusz.
- I to chyba nawet z tego samego stworzenia, co ten z różdżki pana Lupina - mężczyzna skinął głową w stronę Remusa. - Bardzo ciekawe.

- Mówi to za każdym razem, kiedy tu przychodzę - szepnął James do Syriusza i Remusa, podczas gdy Ollivander przeszedł dalej wzdłuż półek. - A kiedy spytasz go, co jest takie ciekawe, to przez piętnaście minut będzie nawijał o magii i cudach różdżek. Przysięgam, ten gość jest za długo zamknięty w tym miejscu. Przydałby mu się kontakt z rzeczywistością.
Remus, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem, podszedł do lady żeby zapłacić za różdżkę.


- Trzy dni i do szkoły - westchnął Syriusz, zajadając się lodami przy Dziurawym Kotle. Marlena towarzyszyła im nadal, podczas gdy Syriusz i James czekali na państwo Potter.
- Tak - mruknął Remus. - Jak zadanie domowe z transmutacji?
- Nie za dobrze - powiedział James. - Próbowaliśmy przez całe lato, ale to po prostu nie działa. Nadal tkwimy nad pytaniem drugim.
Remus skinął głową. Marlena nie miała pojęcia, o czym mówią chłopcy.
- Więc, Marleno - zaczął Syriusz. - Lubisz Quidditcha?
- Nie bardzo - odpowiedziała dziewczyna.
Twarz Syriusza nieco spoważniała. Cóż, w takim razie nie była taka idealna, za jaką ją uważał.
Trzy dni minęły bardzo szybko, i chłopcy znaleźli się z powrotem w ekspresie razem z Peterem, później przejechali niezaprzężonymi powozami do Hogwartu i usiedli przy stole Gryffindoru w Wielkiej Sali. Tiara Przydziału leżała na stołku.
- Patrz! - powiedział James, szturchając Syriusza. Black podążył za jego wzrokiem na stół nauczycielski i wydał z siebie głuchy odgłos.
Profesor June wrócił. I nie wyglądał na specjalnie zadowolonego.
- On... Remus powiedział, że odchodzi!
W tym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i profesor McGonagall wprowadziła pierwszorocznych.
- Świeże mięsko - James uśmiechnął się ironicznie. Tiara rozwarła usta, wzięła głęboki oddech i zaczęła śpiewać. Syriusz poczuł skurcz żołądka. Chciał spróbować przemiany w psa jeszcze dziś wieczorem.
- Zanim zaczniecie jeść - Dumbledore wstał z miejsca i zwrócił się w kierunku uczniów. - Chciałbym powiedzieć parę słów. A na początku powitać profesora June'a, którego starsi uczniowie już znają. Jednak, w związku z doznanym przez niego uszczerbkiem na zdrowiu, profesor Wathings - niski mężczyzna ze spiczastą tiarą, siedzący obok June'a wstał i pomachał entuzjastycznie uczniom - obejmie jego posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. June będzie nauczał antycznych run.
June wstał. Dopiero teraz Syriusz zauważył, że jego oczy są jakby spowite mgłą. Kiedy się ukłonił patrzył w górę. Nie na Dumbledore'a, nie na uczniów - po prostu w powietrze...
- James, myślę, że coś jest z nim nie tak - mruknął Syriusz, wskazując na profesora.
- Tak - szepnął James. - Słyszeliście Dumbledore'a. Nie może wykonywać dalej swojej pracy.
June wyglądał na całkowicie przygnębionego, gdy usiadł z powrotem na miejscu.
- Sądzisz, że jest ślepy? - zapytał Syriusz.
- Tak, jestem przekonany - Remus wtrącił się do rozmowy. - Słyszałem nauczycieli na stacji w Hogsmeade. Voldemort, lub jego zwolennicy, byli u niego w domu i oślepili go. Dlatego nie mógł zobaczyć, kto zamordował jego żonę. Z jakiegoś powodu zostawili go żywcem.
James poczuł ten dziwny ucisk w brzuchu ponownie. Oczyma wyobraźni zobaczył June'a obejmującego ręką niewidzialnego testrala.


- Spróbujmy jeszcze raz - powiedział Remus, gdy James po raz setny stanął na środku dormitorium. - Wyobraź sobie jelenia. Nie lwa. Nie tygrysa. Jelenia.
James zamknął oczy i westchnął. Las. Znowu był w lesie. Drzewa. Liście. Las.
Mógł zobaczyć jelenia przez krzaki, kucając, wpatrując się w niego. Stawiał lekko uszy i przechylał łeb. Z szacunkiem.
Przegalopował do jelenia i spojrzał na niego. Był częścią w swoim lesie. Nie w niczyim innym, tylko swoim, własnym lesie.
Otarł rogi o zarośla i przeszedł dalej przez krzaki, w stronę jeziora.

- James! James obudź się! - poczuł czyjąś zimną rękę na policzku.
James otworzył oczy. Leżał twarzą do góry na podłodze i wpatrywał się zdezorientowany w Syriusza, Remusa i Petera. Cała trójka była nad nim pochylona.
- Ja... Myślę, że to zrobiłem - powiedział James. - Tak, jestem w lesie... Ja...
- Nie jesteś w lesie, stary - odparł Syriusz, pomagając mu wstać.
- Jestem jeleniem.
- To właśnie to, co próbowałem ci powiedzieć od jakiegoś czasu - powiedział Remus zdenerwowany i udał się z powrotem w stronę łóżka, na którym leżała książka o animagach.
- Ja... Ja jestem jeleniem.
- Nie - przerwał mu Syriusz. - Jesteś człowiekiem. Jesteś...
- Jestem...
Syriusz uderzył go ponownie w twarz. Okularnik potrząsnął głową.
- C-co się stało? - wyjąkał.
- Czujesz się dobrze, James? - zapytał Remus wstając. Peter zajął jego miejsce na łóżku.
- Tak - odparł James. - Myślę, że to zrobiłem - powiedział znowu i opadł na łóżko. Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami. Potter zasnął bez słowa.

- Może nie powinniśmy tego dłużej próbować - mruknął zaniepokojony Remus, kiedy szli na antyczne runy następnego ranka. - To znaczy się po tym, co stało się z Jamesem zeszłej nocy...
- Żartujesz?! - powiedział James. - Ze mną wszystko w porządku. Trochę roztrzęsiony, to wszystko. Czy wspominałem wam, że jestem jeleniem?
- TAK, wspominałeś, że jesteś jeleniem - warknął Syriusz. - Mówisz o tym od śniadania.
- Myślisz, że wszystko z nim ok? - szepnął Peter do Remusa.
- Nie wiem - odpowiedział Remus. - Myślę, że może zrobił to trochę za szybko. Czytałem nieco więcej tej książki i piszą, że pierwszy raz zawsze trwa długo. Ale nic nie mówi o objawach Jamesa. Nie wiem co mu się stało.
- Mogę powiedzieć jedno - powiedział Syriusz, gdy James popchnął drzwi do sali. - On na pewno jest jeleniem.

- Spóźniliście się.
Czwórka z nich spojrzała na biurko nauczyciela, przy którym siedział June. Trzymał w ręce drewnianą laskę. Miała na sobie małe nacięcie, które poruszało się to w górę, to w dół, jak gdyby z nim rozmawiało. Syriusz wsłuchał się w dziwny szept.
- Wyższy chłopak o brązowych włosach i podkrążonych oczach, grubas upaćkany owsianką ze śniadania, chudy chłopak w okularach i czarnych roztrzepanych włosach, wyższy chłopiec, blady, również z czarnymi włosami, nieco dłuższymi. Wszyscy mają Gryfońskie szaty.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew, jak sądzę - mruknął June, wciąż patrząc przed siebie. - Pięć punktów na głowę odejmuję Gryffindorowi. Proszę teraz zająć miejsca.
Nie zamierzali argumentować, widząc, że cała sympatia June'a znikneła z jego twarzy i szybko wykonali jego polecenie.
- Jak już mówiłem, zanim mi przerwano - w tym momencie Lily Evans rzuciła chłodne spojrzenie w kierunku chłopców - mimo, że nie jestem już waszym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią to nadal jestem bardziej skuteczny niż Warthings jest i kiedykolwiek będzie. W tym roku, oprócz regularnych lekcji będziemy się skupiać również na przeciwzaklęciach i pracy aurorów. Dumbledore dał mi pozwolenie, abym was uczył zaklęć niewybaczalnych. Nie tego, jak ich używać, czy się przed nimi bronić. Tylko tego, jak działają, czym są, i co robią. Na jutro chcę widzieć eseje na temat tego, czego spodziewacie się po tych lekcjach i jak zamierzacie tę naukę wcielić w życie codzienne. Resztę lekcji poświęćcie właśnie na niego. Do roboty.

Przez całą lekcję słychać było skrobanie piór po pergaminie i szepty drewnianej laski June'a.
- Blondyn z ostatniej ławki flirtuje z brunetką z przedostatniej ławki. Wygląda na zakochanego - szepnęła.
- Panie Murray, panno Adams, proszę wrócić do pracy - warknął June, na co dwójka uczniów podskoczyła w swoich miejscach i natychmiast wróciła do pisania.
- On się zmienił, to jest pewne - powiedział Remus, kiedy po dzwonku opuszczali jego klasę.
- A ty byś się nie zmienił gdybyś stracił dom i żonę w jedną noc? - zapytał Syriusz ironicznie.
- Przedtem stracił też syna - mruknął Lupin.
- Co? Miał syna? Żal mi go... - westchnął Syriusz. - Skąd wiedziałeś?
- Jego syn też był wilkołakiem. Dlatego tak mnie lubił - powiedział cicho Remus.
Nie powiedział o tym, co nauczyciel powiedział mu na temat Syriusza i Jamesa. Uznał, że lepiej będzie, jeśli się o tym nie dowiedzą.

- Moja kolej - powiedział Syriusz. - A jeśli się ocknę i będę mówić, że jestem jeleniem, to rąbnij we mnie jakimś zaklęciem.
- Dobra, dobra. Skup się i użyj wyobraźni - powiedział Remus. Syriusz skinął głową i zamknął oczy.
To był Londyn. On był w Londynie. Ulica pełna latarni i koszów na śmieci. Skręcił w jakąś alejkę. Czekał na coś. Na kogoś.
Miał cztery nogi. Czarną sierść. Duże oczy. Futrzasty ogon. Był psem.
I wtedy zobaczył, na kogo czekał. Stali na końcu alejki. Mieli ze sobą walizkę.
Był psem.
Patrzyli na niego. Widzieli go.
- Syriusz!
Ktoś nim potrząsał. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą zmartwionego Remusa. James siedział na łóżku, dalej próbując wyrwać się z oszołomienia, a Peter wyglądał na przerażonego.
- Czy... Czy wszystko w porządku? - zapytał.
- Jestem psem - powiedział Syriusz, uśmiechając się szeroko. - Zrobiłem to. Jestem psem!
- Nie zmusza mnie do rąbnięcia w ciebie zaklęciem - powiedział Remus, pomagając mu wstać.
- Jestem psem.


Nauczyciele zadawali im od groma pracy domowej i tłumaczyli to tym, że zbliżają się SUMY i uczniowie muszą się do tego przygotowywać.
- To dopiero w przyszłym roku! - zawołał Davey.
- Trzeba się przygotować. Wiedza zawsze się przyda - odparła McGonagall i ciągnęła dalej swoją gadkę na temat SUMÓW. Syriusz nie słyszał ani słowa z tego, co powiedziała. James, który wrócił do normalności rano, szturchnął go. Black dostał ślinotoku. Mało im zostało do stania się animagami.
- Dlaczego wybraliśmy runy? - zapytał James, kiedy wchodzili do klasy profesora June'a.
- Bo to potrzebne, zaufaj mi - odparł Remus. - W końcu nam się przydadzą.
Na szczęście tym razem się nie spóźnili. Za to ich nauczyciel tak. Kilka minut po dzwonku June wszedł do klasy trzymając w ręku swoją laskę.
- Kamień na podłodze, uważaj. Możesz iść dalej. Jeszcze cztery kroki i dojdziesz do biurka. Trochę bardziej w lewo. No, możesz siadać.
- Dzień dobry, klaso - powiedział nauczyciel.
- Dzień dobry, profesorze - odpowiedzieli chórem uczniowie.
Wszyscy wiedzieli, że w klasie już nigdy nie będzie śmiesznie. Stracili na zawsze tego wesołego nauczyciela, który był z nimi w zeszłym roku. Teraz zostały mu tylko złe cechy.
- Przeczytajcie rozdział czwarty. Na jutro chcę mieć od was notatkę na temat każdego z trzydziestu dwóch podpunktów.
- Jutro? Zwariował pan?!
- Blondynka, czwarty rząd. Siedzi obok czarnowłosego chłopaka.
- Adriana Brown, masz szlaban - warknął June, i usiadł, zostawiając klasę pod czujnym okiem swojego drewnianego kija.

niedziela, 6 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 25

Na Pokątną


- No to na razie chłopaki - powiedział James, kiedy wraz z Syriuszem przeszli przez peron w stronę państwa Potter. Sprite nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Za to tuż obok rodziców Jamesa stał wujek Syriusza, Alphard.
- Wujek Alph? - zapytał Syriusz, gdy podeszli bliżej. Łysiejący mężczyzna odwrócił się do niego i wydał z siebie okrzyk radości.
- O, Syriusz, mój ulubiony siostrzeniec! Jak się masz?
- Co ty tu robisz?
- Przyszedłem odebrać Narcyzę - powiedział Alphard, wskazując na blondynkę z nieco kwaśną miną. - Postanowiłem ją nieco zaskoczyć. Ciocia Druella nie mogła się zjawić, ma jakieś silne dreszcze.
- Myślałem, że siedmioroczniacy sami potrafią dotrzeć do domu - mruknął Syriusz, jednak widząc zdezorientowaną minę wujka dodał szybko: - Moi rodzice są tutaj?
- Oczywiście, że są. Odbierają Regulusa, nie? - powiedział Alphard. - Ale nie idę z nimi porozmawiać, to byłoby szaleństwo. Oni są szaleni.
- Dlaczego?
- Dlatego, rzecz jasna, że ich obaj synowie nie są w tym samym Domu - odparł mężczyzna. - Ale nie martw się. Ja jestem z ciebie dumny.

Syriusz poczuł się nieco niekomfortowo, więc posłał wujkowi wymuszony uśmiech i przywitał się z rodzicami Jamesa. Opuścił stację niezauważony przez rodziców czy też Regulusa, który bez wątpienia opowiadał im o wybrykach ich najstarszego syna szargających dobre imię rodu Blacków.

Samochód z Ministerstwa czekał na nich przed stacją. Dla Syriusza było to nieco dziwne, ale postanowił się nie odzywać w tej kwestii. Szybko wskoczył do środka a pan Potter odpalił silnik.
- Zawsze chciałem pożyć trochę jak mugol - odparł James. - No wiesz, bez magii. Ciekawe, jak to jest?
- Zapewne bardzo nudno - mruknął Syriusz, wpatrując się w szybę.
- Być może - James zastanawiał się przez chwilę, po czym odparł: - Wiesz co? Wstąpimy na Pokątną w drodze do domu. Chcesz jeszcze te plakaty, o których gadaliśmy przed świętami?
- Nie wiem... - zaczął Syriusz niezbyt przekonany, jednak pan Potter wszedł mu w słowo.
- Znakomity pomysł, Jimbo! Musimy tylko skręcić tutaj w lewo...
- Nie, w prawo, kochanie - odparła pani Dorea.
- Jestem przekonany, że w lewo.
- Jedziesz do Dziurawego Kotła, prawda? Więc to kilka przecznic dalej, o tam...
- Wiesz, jestem nieco obeznany z drogami w Londynie, i...
- Kto mieszkał tu przez całe życie, kochanie?
- A kto prowadził samochód przez...
- UWAŻAJ, TATO!
BIIIP!
Pan Potter nacisnął szybko pedał gazu i cudem uniknął zderzenia z ciężarówką. Opadł na siedzenie dysząc ciężko.
- Tato, wszystko w porządku? - zapytał James, dźwigając się lekko w swoim miejscu.
- Czuję się dobrze - powiedział bez tchu pan Potter. Zmienił bieg nerwowo, auto przechyliło się lekko do przodu. - Czuję się świetnie.
- Kochanie...
- Zostaw mnie w spokoju na minutę, dopóki tego nie rozgryzę. Pokątna, Pokątna...
- To na prawdę nie jest takie ważne - wyszeptał James.
- Bądź cicho, James - rzucił pan Potter. Chłopiec natychmiast zamilknął.


Otworzyli drzwi do Dziurawego Kotła. Wszędzie roznosił się zapach tytoniu i piwa, lokal był nieco obskurny i zadymiony. Czarodzieje i czarownice siedzieli w grupkach przy stolikach, pijąc swoje ulubione drinki.
- Dobry wieczór, Potter - powiedział stary czarodziej, idąc w stronę ojca Jamesa.
- Dobry wieczór, Nicholasie - odpowiedział pan Potter i ruszył dalej w kierunku tylnych drzwi. Stuknął różdżką w cztery cegły, i po chwili ich oczom ukazała się długa alejka pełna sklepów i butików. Syriusz i James przebiegli wzdłuż Centrum Eylopa iOllivandera, prosto do sklepu z akcesoriami do Quidditcha. Pan Potter krzyknął za nimi: - Macie dziesięć minut, chłopcy! Sprite gotuje już obiad!
Syriusz i James wpadli do sklepu pełnego plakatów, zabawkowych zniczy, miniaturowych figurek graczy. W głównej gablocie znajdował się nowy Zmiatacz 4.
- Hej, James!
James spojrzał przez ramię na chichoczącą czwartoklasistkę, która machała mu zawzięcie ręką. Kiedy chłopak się odwrócił zarumieniła się lekko. A tuż za nią okularnik dojrzał burzę rudych włosów.
- O Boże - szepnął James. - To Evans. Zakryj mnie, szybko!

Ale było już za późno. Lily odwróciła się i spojrzała na dwójkę przyjaciół. Coś zmieniło się w jej spojrzeniu, było nieco mniej pogardliwe. Syriusz pomachał jej, dziewczyna wykonała jakiś dziwny gest.
- Myślę, że zaczyna nas lubić - odparł Syriusz wesoło.
- Poczekaj chwilę - powiedział James. - Dział Armat jest tam, obok prześcieradeł Pustułek z Kenmare.
Syriusz skinął głową i podszedł do ściany pełnej czerwonych akcesoriów. Ale nie zamierzał szukać żadnych plakatów. Patrzał na miniaturowe figurki szukającego Srok z Montrose. James podszedł do dwójki dziewczyn. Krukonka nadal chichotała a jej policzki wciąż były różowe.
- Jak się masz, James? - zapytała trzepocząc rzęsami, jednak James kiwnął tylko w jej stronę głową i przeszedł obok niej w stronę Lily.
- Hej, Evans. Co ty tu robisz? - zapytał.
Lily posłała mu krótkie spojrzenie i odparła: - Zdarza mi się kibicować, dzięki. A poza tym, jakby to jeszcze był twój interes...
- Hej, wszystko co staram się zrobić, to nawiązać z tobą jakąś rozmowę! - zaperzył się James. - Nie zapraszam cię na randkę, ani nic w tym rodzaju.
Lily spojrzała znów na niego z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi zębami.
- Nie żebym kiedykolwiek chciał, czy coś - dodał szybko Potter, a ekspresja w oczach Lily znów zmieniła się w ten dziwny, groźny błysk.
- Jak tam ten obsra... Przepraszam, chodziło mi o Darryla. Jak tam Darryl?
- Zerwaliśmy - powiedziała ostro Lily, ściągając figurkę Megan McCormak z półki. - Sądzę, że byłeś zbyt zajęty swoim Quidditchem żeby o tym usłyszeć.
- Cóż, trzeba było to przewidzieć - odparł James. - To znaczy chodziło mi o to, że od początku wiedziałem, że tak to się kończy.
- Dzięki za wsparcie - warknęła Lily.
- No i tego - mruknął James, mierzwiąc ręką włosy i biorąc głęboki oddech. - Więc...
- Dlaczego ciągle tu jesteś? - przerwała mu dziewczyna.
- Cóż, to mniejszy sklep a ostatnio spodobali mi się - chłopak przerwał, chwycił z półki pierwszy lepszy kufel i zbadał jego tabliczkę znamionową - Chluba z Portree, o właśnie oni. Byłem tutaj z Syriuszem i...
- Niespodzianka - mruknęła, przewracając oczami.
- Co masz przeciwko Syriuszowi? - zapytał, prawie roztrzaskując kufel o podłogę. Lily nie wyglądała na przerażoną, przynajmniej nie do końca, jednak uniosła ręce w geście poddania się.
- Och, i co zamierzasz mi zrobić? Rzucić na mnie urok?

Tym razem to James posłał jej spojrzenie i zacisnął mocno pięści. - Wiesz co...
- Co? - warknęła Lily. - Wydaje się, że to twoja odpowiedź na wszystko! Severus nadal ma blizny po tym, jak rąbnąłeś w niego tym zaklęciem! I znów wpadł przez ciebie! Tak, wiem, że to byłeś ty! Ty i ta twoja głupia peleryna-niewidka! Oszukaliście go po raz drugi, to było nie fair, nie tak wyglądają pojedynki prawdziwych czarodziejów! To było tchórzowskie, Potter!
- A co cię w ogóle obchodzi, co ja robię Snape'owi? - odwarknął James. - Więcej, dlaczego nie obchodzi cię to, co on robi mnie?
- Co on ci robi?!
- No cóż - James uśmiechnął się lekko. - Sam jego smród wystarczy, żeby...
I wtedy Lily go uderzyła. Jej delikatne, długie palce wylądowały na jego policzku. James otworzył usta i zamknął je ponownie. Za drugim razem jednak zdołał z siebie wydusić: - Zapomnij o tym. Po prostu zapomnijmy... Mam nadzieję, że ty i twój kolejny chłopak spędzicie mile czwarty rok!
- Znakomicie, i tak właśnie będzie! - krzyknęła za nim.
- Och, dobrze!
- Dobrze!
- Świetnie!
- Świetnie!
I James, poirytowany wrócił do Syriusza.
- I jak poszło?
- Ona mnie kocha - James wzruszył ramionami, a następnie przeniósł wzrok na plakat. - O tak, oto Joey Jenkins i jego motto.
- Trzymajmy kciuki i liczmy na najlepsze - przeczytał Black. - Och, tak, całe moje serce liczy na najlepsze.
- Hej, o co ci chodzi? Nie wygrali od 1892 roku - James chwycił plakat i udał się w stronę kasy. - Lepiej chodźmy, bo moi rodzice nas zabiją.


To był cichy i spokojny obiad. Syriusz jeszcze nigdy nie widział państwa Potter tak spiętych. Prawie w ogóle się nie odzywali. James wydawał się być w innym świecie i nie zwracał nawet uwagi na to, kiedy ziemniak spadał mu na biały dywan. Sprite zaciskała mocno widelec za każdym razem, gdy to widziała, ale również nie powiedziała na ten temat ani słowa. Tej nocy James siedział na łóżku Syriusza i wpatrywał się w plakat Joey'a Jenkinsa na jego ścianie. Mężczyzna z plakatu uśmiechnął się do niego i uderzył tłuczkiem w kierunku szukającego Nietoperzy z Ballycastle.
- Hej, Syriuszu - przemówił nagle James.
- Co?
- Byłeś kiedyś zakochany?
- Nie - odparł Syriusz. - I w najbliższym czasie nie zamierzam.
- Uważasz, że czternaście lat to za mało, żeby poczuć miłość?
- Nie wiem - powiedział Syriusz, plakat spadł na jego głowę, a Joey wydał z siebie niemy krzyk. - Przypuszczam, że tak. A co?
- Bo myślę, że ja się zakochałem - powiedział James, uśmiechając się lekko i opadając z powrotem na łóżko Syriusza. - Że spotkałem tą dziewczynę.
- Jaką dziewczynę? - Syriusz przyłożył znów plakat do ściany z pinezkami w ustach.
- No wiesz, dziewczynę - zaczął James rozmarzonym głosem. - Z którą chcę spędzić resztę mojego życia i się zestarzeć.
- Czy to jest gdzieś napisane, że za każdym razem, kiedy odwiedzę twój dom, musisz mi mówić o takich bzdurnych rzeczach? - zapytał Syriusz. - Ostatnio było: Zastanawiam się, jak umrę. A teraz jest: Chcę się ożenić i zestarzeć. Nie podoba ci się bycie czternastolatkiem?
- A wiesz, jakie jest jej imię? - zapytał James, całkowicie ignorując Syriusza.
Syriusz wbił pineskę w nos szukającego Nietoperzy, który kichnął gwałtownie. - Jakie?
- Evans.
Syriusz zaczął kaszleć, gdyż omal nie połknął pineski i odsunął się od ściany. Plakat znów spadł na ziemię. - Evans?! Lily Evans?
- Tak - powiedział James, siadając. - Lily Evans.
- No nie - westchnął Syriusz. - Myślałem, że masz jej dość od drugiego roku. Czy ty jej nie nienawidzisz?
- Nie.
- Cóż, za to ona ciebie tak - powiedział Syriusz, zbierając pineski z ziemi.
- Nie, no coś ty - mruknął James, wzdychając i kładąc się z powrotem na łóżku. - Ona za mną szaleje.
- Tak, a ja zostanę Prefektem Naczelnym - prychnął Syriusz.
- Hej, wszystko jest możliwe, stary - odparł James zamykając oczy. - Wszystko jest możliwe.
Nagle z dołu dobiegł jakiś huk. James podskoczył na łóżku. - Co to było?
- Kochanie, wszystko w porządku? - odezwał się jakiś przyciszony głos.
- Szybko, przygotuj kominek! Matt został ciężko ranny!
Sądząc po odgłosach z dołu, ktoś został rzucony na kanapę.
- Co się stało?
- Kilka przecznic dalej kolejny atak na dom June'a. Zabili jego żonę. Miałem szczęście i wydostałem go stamtąd, zanim podzielił jej los. Oni rosną w siłę. Dziś wieczorem było ich tam co najmniej trzydziestu.
Kolejny jęk.
- Wpadliśmy tutaj, możemy być jeszcze potrzebni. Sprite, mamy proszek Fiuu?
- Tak, paniczu Potter! - powiedziała szybko skrzatka. - Sprite ma wszystko przygotowane!
- Dlaczego sprowadziłeś go z powrotem tutaj? - zapytała pani Potter.
- Idź na górę, Sprite - powiedział pan Potter.
Małe nóżki Sprite ruszyły wzdłuż schodów. James wyciągnął rękę zza drzwi i chwycił ją za szyję. Wrzucił ją do pokoju Syriusza. Skrzatka wrzasnęła.
- Panicz James! - pisnęła. - Panicz nie śpi!
- Co się dzieje?
- Z tego co Sprite wie, był atak na dom niejakich June'ów. Pan Potter i inni ruszyli im na pomoc, ale uratowali tylko pana June'a, jego żona została zamordowana.
- June - szepnął Syriusz. - To profesor June!
- Szkoła Magii i Czarodziejstwa - usłyszeli głos pana Pottera z dołu. Błysnęły płomienie w kominku i dwójka mężczyzn zniknęła.
James wstał i rzucił się do drzwi. Zbiegł do schodach i ujrzał swoją przerażoną matkę.
- Mamo, powiedz mi co się dzieje! - zażądał, starając się, żeby głos mu nie drżał.
- Ja... James... - zaczęła, jednak James wszedł jej w słowo.
- Co to za Zakon, o którym wszyscy mówią? Co się stało? Dlaczego Dumbledore kazał June'owi chronić nasz dom? Dlaczego June tu był i...
- James, kochanie...
- Powiedz mi, mamo!
- Nie mogę! - jęknęła. Coś w niej pękło, zaczęła płakać. - Jesteś za młody, ja... Ja nie mogę...
Twarz Jamesa nieco zbladła. Poczuł w sercu ukłucie winy. Jego matka przyklęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- Och mamo, proszę... Nie płacz - powiedział James, kucając obok niej.
- Co się dzieje z naszą rodziną? - wyłkała kobieta. - Nie wiem już co robić...
- Jest w porządku, mamo - pocieszał ją James. - I dalej będzie. Wszystko będzie okej.

Syriusz przyglądał się im ze szczytu schodów, opierając się ręką o balustradę. Jego usta uformowały się w jedną, cienką linię, i poczuł dziwną suchość w gardle. Nigdy w życiu nie pocieszał swojej matki. Nigdy w życiu matka go nie pocieszała. Może dlatego nie rozumiał Jamesa. Syriusz nigdy wcześniej nikogo nie kochał, i nigdy wcześniej nie był kochany.