Nie wiem, co mogłabym powiedzieć na początek, więc może pozostanę przy zwykłym, standardowym witam. Mam nadzieję, że jest tu paru fanów Harry'ego Pottera, których w jakiś sposób zachęcę do pozostania na dłużej na moim blogu. Chciałabym wam przedstawić pewną historię, która miała miejsce kilkadziesiąt lat wcześniej przed książkowymi wydarzeniami. Historię o lojalności, przyjaźni, dobrej zabawie. Historię czwórki przyjaciół - Huncwotów. Przeniesione z portalu http://hogsmeade.pl Na chwilę obecną nic więcej nie powiem, mogę tylko zaprosić do lektury.
PROLOG
Ostatni Huncwot
To koniec. Bitwa była skończona. Bohaterowie tej nocy zostali zapomnieni, a świat znów stał się spokojny. Niezłomni aurorzy Zakonu zniknęli gdzieś w cieniu przeszłości, nie słysząc słowa wdzięczności od nikogo. Przybyli tu, żeby uratować garstkę niewinnych żyć. A także żeby stracić jednego ze swoich członków.
Molly, Artur i Remus znaleźli się w nienależącym już do nikogo domu przy Grimmauld Place. Jedynym głosem słyszalnym na korytarzu był Stworek. Remus w tym momencie go nienawidził. Skrzat domowy wkrótce dołączy do swojej matki na ścianie.
Syriusz odszedł na zawsze. Łapa zniknął z tego świata. Teraz tylko jeden Huncwot pozostał przy życiu. Tylko Remus Lupin przeżył. Usiadł na jednym z krzeseł w salonie, i przyjrzał się uważnie zdjęciom na ścianach. Na żadnej z nich nie widniała ucieszona twarz Syriusza. Żadne zdjęcie nie przypominało jego dobrego przyjaciela. Nikt nie martwił się straconym wojownikiem. Nikt go nie opłakiwał.
- Dobrze się czujesz Remusie? - Molly wychyliła się zza progu kuchni. Jej tam nie było. Ona nie widziała tego przerażającego widoku. Twarzy Syriusza - jego oczu - kiedy wpadał za zasłonę. Nigdy nie lubiła Syriusza. Właściwie, to go nienawidziła.
Remus zauważył to wówczas, gdy Harry przybył do Kwatery Głównej zeszłego lata. Molly patrzyła w twarz Blacka, szukając w jego oczach nieco zrozumienia.
- Musisz to zrozumieć, Syriuszu. On jest najlepszym przyjacielem mojego syna.
- Cóż - sapnął Syriusz - ale jest też synem mojego najlepszego przyjaciela.
- Remus? - Molly zapytała nieco głośniej, a jej twarz wyglądała na coraz bardziej zmartwioną. Remus potrząsnął głową.
- Czuję się dobrze - odpowiedział odwracając się od niej. Nie chciał teraz na nią patrzeć. Czuł jak narasta w nim mieszanka strachu i samotności. Od dzieciństwa nie doświadczył tego uczucia. Teraz przyszło ze zdwojoną siłą. Syriusz był martwy. A on był sam.
- Co teraz będzie z Harrym? - zapytał Artur, siadając przy stole. Wyglądał na zmęczonego, wyczerpanego życiem. Zarówno on jak i Molly byli dla Remusa jakby w oddzielnym pomieszczeniu. Nie było ich tutaj.
Jego oczy. Oczy Syriusza. Były żywe, kiedy umierał. Reszta jego ciała była nieruchoma. Ale Syriusz... Patrzał na Harry'ego. Harry był w szoku, ale... Syriusz patrzył na swojego chrześniaka.
Straszny ból przeszył serce Remusa. Wiedział, że zawsze będzie się czuł okropnie z myślą o tym, że stracił przyjaciela. Jednak Harry będzie czuł gorszy ból na myśl o stracie ojca chrzestnego. Biedny Harry. Tak wiele już przeszedł.
Zbyt wiele już przeszedł.
- Remusie, jesteś pewny, że niczego nie potrzebujesz? Kubka gorącej herbaty? Piwa kremowego?
- Czuję się w porządku, Molly. W porządku - powiedział. - Myślę, że oboje powinniście skoczyć do szkoły zobaczyć swojego syna. Był bardzo dzielny tej nocy.
- Był bardzo głupi tej nocy - mruknął Artur, wstając od stołu. - Mógł zostać zabity! Mógł...
- Został z przyjaciółmi - przerwał mu Remus, i uśmiechnął się smutno. Molly i Artur patrzeli się na niego, właściwie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Remusa to nie obchodziło. Musiał wszystko przemyśleć. Musiał wyjść.
- Cóż - Molly odchrząknęła, wycierając ręce w mały, zielony ręczniczek. - Jeśli byś mógł tu zostać i popilnować domu... Dobrze by było zobaczyć się z Ronem.
- Zajmę się wszystkim - zapewnił ją Remus, a na jego smutną twarz wpełznął jeszcze smutniejszy uśmiech. Molly posłała mu ostatnie, uważne spojrzenie po czym sięgnęła po swoją pelerynę.
- Chodź, Arturze - odparła, a jej mąż podążył za nią do kominka. Buchnęły płomienie i Weasley'owie zniknęli.
Remus został sam.
Oczy pełne życia. Znów do niego przyszły. Zaledwie dwie godziny temu siedział w tym samym miejscu i grał w szachy czarodziejów z Syriuszem. Teraz był zupełnie sam.
Wstał i chwiejnym krokiem poszedł do sypialni. Po ciemnych schodach, minąwszy Stworka ("Szlamy! Półkrwiści! Parszywce!" ) a następnie do jednych z drzwi. To była sypialnia Syriusza. Wszystko stało w tym samym miejscu, tak, jak to zostawił. Plakaty mugolskich dziewczyn, Gryfońskie transparenty, nietknięte przez tyle czasu.
Remus westchnął i usiadł na łóżku. Wszystko było nadal nasiąknięte właścicielem. Ciągle pachniało Syriuszem. Na dywanie leżało trochę brązowych włosów. Remus zamknął oczy i wypuścił głośno powietrze. Ciągle nie dowierzał. Może gdyby teraz zasnął, obudziłby się rano i zobaczył swojego przyjaciela krzątającego się jak zwykle po domu. Może gdyby teraz powoli otworzył oczy... On byłby żywy... Może gdyby trzymał je dalej zamknięte, Syriusz przyszedłby żeby z nim porozmawiać. Może jeśli poczekałby chwilę dłużej...
- Remus, co ty robisz?
Nie ośmielił się otworzyć oczu. Sen był zbyt rzeczywisty. Chciał, żeby trwał ciągle. Chciał usłyszeć ten niski, lekko przeciągający głos ponownie. Chciał, żeby Syriusz dał mu jakiś znak.
- Czekam na ciebie - odpowiedział do otaczającego go powietrza. Czuł chłód na policzku opierającym się o zimną poduszkę. Słyszał Stworka rzucającego przekleństwa gdzieś za drzwiami.
- Dlaczego? - znów ten sam głos dobiegający mniej więcej zza progu drzwi. Tak, właśnie tam stał - w holu, opierając się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i włosami opadającymi na czoło.
- Wróciłeś - wyszeptał Remus.
- Luniaczku - zaśmiał się Syriusz, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę. - Dlaczego gadasz takie głupoty? Przecież oboje wiemy, do cholery, że zginąłem.
- Nie mogłeś zginąć. Jesteś żywy. Potrzebujemy cię, Syriuszu. Harry cię potrzebuje... Zakon...
- Są rzeczy, dla których warto walczyć, Remusie - przerwał mu Syriusz. Jego głos był coraz bliżej. Przeszedł wzdłuż pokoju, w stronę łóżka. - I właśnie wspomniałeś o kilku z nich.
- Łapo, ja...
- Bądź silny - odparł. - Jesteś wszystkim, co zostało Harry'emu. Jesteś ostatnim Huncwotem. Musisz iść dalej.
- Nie potrafię! Bez ciebie, lub Jamesa... Jestem nikim!
- To stek bzdur - prychnął Syriusz. - Oboje wiemy, że byłeś najmądrzejszy z nas wszystkich. Najbardziej inteligentny. Dlatego wciąż żyjesz. Dlatego jesteś w Zakonie, Remusie.
- Nie chcę żyć.
Syriusz zaśmiał się perliście, robiąc mętlik w głowie Remusa, który nie widział niczego śmiesznego w obecnej sytuacji. Właśnie rozmawiał z kimś, kto od paru godzin nie żyje. Czyżby zwariował? Zaczął płakać. Był sam w nawiedzonym domu, razem z idiotycznym skrzatem domowym i wrzeszczącym obrazem. W dodatku był ostatnim Huncwotem.
- Posłuchaj, Lunatyku - powiedział Syriusz. - Widziałeś początek tej wielkiej wojny, i zobaczysz jej koniec. A teraz wstawaj z mojego wyra, umyj twarz i zejdź na dół. Dumbledore będzie tu za jakąś minutę. I zobacz co zrobiłeś z moją poduszką! Jest zasmarkana! Wypad stąd, w tej chwili! Spójrz na siebie! Co by powiedział James? Tak poza tym, ktoś musi dać Glizdogonowi porządnego kopa w tyłek. Zasługuje na to, nie sądzisz?
Lupin w końcu zdecydował się otworzyć oczy. Znów był sam. Syriusz zniknął. Stworek znów zaczął wchodzić po schodach.
- Mówi do siebie, obłąkany mieszaniec! Biedny Stworek i jego pani muszą to wytrzymywać!
Lupin wstał i podszedł do biurka, na którym roiło się od pergaminów. Usiadł i zaczął je przeglądać. Czuł się jak intruz, ale przecież Syriusz był martwy. Co mógł mu zrobić? Nawiedzać go? Remus uśmiechnął się do siebie na samą myśl o tym, przetarł jeszcze raz oczy i zaczął czytać.
15.01.1995
Syriuszu,
Nie opuszczaj ponownie domu. To moje ostatnie ostrzeżenie.
AD
Dumbledore.
Był tam również niewysłany list do Harry'ego. I do Dursley'ów. Lista stworów złapanych w kuchni i dookoła domu (napisana przez Molly). I coś jeszcze. Pismo, którego Remus nie widział od lat. Cztery rodzaje pisma. Wszystkie napisane czerwonym atramentem. Miał wyglądać jak krew, ponieważ żaden z czwórki chłopców nie odważył się naciąć skóry.
Uroczyście przysięgamy, że knujemy coś niedobrego. W tę noc, 31 października 1975 roku, my, czterej Huncwoci obiecujemy sobie, że będziemy podążać za sobą, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Zgadzamy się również, żeby zachować tajemnicę Cudownej Mocy, którą posiadamy. A, i jeszcze jedno. Żeby uczynić życie Smarkerusa w, i po opuszczeniu Hogwartu w piekło.
Podpisali (w nieznaczącej kolejności):
Łapa
Lunatyk
Rogacz
Glizdogon
Remus uśmiechnął się ponownie, wracając myślami do owej chwili.
Został z przyjaciółmi.
Prolog mnie zaskoczył, bo spodziewałam się historii z lat szkolnych huncwotów, na co wskazuje początkowy opis. Niemniej prolog mi się podobał, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło, że się podobało! :) Mam zamiar opisać tutaj całe życie Huncwotów, aż po samą wojnę czarodziejów i może jeszcze dłużej. Potrzeba mi tylko wytrwałości, bo pomysły same przychodzą co chwilę :) Pozdrawiam!
UsuńMnie także prolog zaskoczył – spodziewałam się historii z lat szkolnych :D A tu... proszę taka niespodzianka. Życzę wytrwałości w pisaniu i duuuużo weny! :)
OdpowiedzUsuńFollow dla Ciebie ;) i zapraszam do siebie Harry Potter Superheroes (HP i Magia Żywiołow)
Pozdrawiam ciepło.
Alexx ;3
Świetny prolog! Z chęcią przeczytam następne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuń