wtorek, 25 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ 4

Narcyza i Lucjusz zostali umieszczeni w tym samym roczniku, co Huncwoci.


ROZDZIAŁ 4

Szlamy i księżyce



Już pierwszego dnia w szkole zapanował zgiełk. Uczniowie biegali gorączkowo po korytarzach, szukając klas, w których odbywają się lekcje. Syriusz i James stali oparci o ścianę, porównując swoje plany zajęć. Peter próbował dopchać się do nich przez tłum innych uczniów.
- Obrona przed czarną magią na dobry początek, co? - mruknął Syriusz. - Nie mogę się doczekać.
- Ze Ślizgonami. Ciekawe, czy zobaczymy Smarkerusa - zachichotał James.
- Ej, chłopaki, zaczekajcie!

 Syriusz odwrócił się i dostrzegł pulchną dłoń wystającą lekko ponad głowy uczniów, machającą w ich stronę. 
- Co jest z tym chłopakiem? Zaoferowaliśmy mu tylko miejsce w łodzi a on teraz... Nas czci! - wymamrotał do Jamesa, kiedy Peter się do nich zbliżył. Wciąż ściskał w jednej ręce szczura.
- Co to w ogóle jest? - zapytał James, wskazując na niego. 
- Och, to prezent od mamy. Nazwałem go Glizdogon, bo jakby się przyjrzeć jego ogonowi, to...
- Ciekawe - mruknął Syriusz. - Zastanawiam się, gdzie znajduje się nasza klasa.
- Przepraszam - rudowłosa dziewczyna wpadła na Syriusza, i kontynuowała drogę w kierunku klasy. To była Lily. Na nadgarstku dzwoniło jej kilkanaście plastikowych, mugolskich bransoletek. Syriusz uśmiechnął się do siebie, widząc burzę jej rudych włosów podskakujących w rytm kroków. Nigdy w życiu nie widział takiej dziewczyny.

James najwidoczniej czuł to samo. Wpatrywał się w nią rozmarzonym wzrokiem z otwartą do połowy buzią. Syriusz zaśmiał się i uderzył go w bok.
- James, nie masz szczęścia. To szlama.
Pettigrew i potter spojrzeli na niego przerażeni. Nagle wyraz ich twarzy zmienił się w niechęć. Black uniósł brew i zrobił krok do tyłu. Dlaczego patrzeli na niego w ten sposób?
- Co powiedziałeś? - wyszeptał James.
- Powiedziałem...
- Nie mów tego ponownie - przerwał mu okularnik. Szturchnął go w bok i rozejrzał się na boki. - Syriusz, stary... No, nie mów tak. Nie wolno... Nazywać kogoś... Szlamą.
- Tak - potwierdził szybko Peter.
- Co? Mój ojciec cały czas...
- Cóż, twój ojciec też nie powinien - odparł James, i zarzuciwszy torbę na lewe ramię zaczął szukać Lily w tłumie. - Chodźcie. Ona na pewno wie, gdzie mamy lekcje.

Syriusz pobiegł za Peterem, który z kolei dreptał za Jamesem. Co było takiego złego w słowie szlama? W domu każdy używał go kiedy zechciał. No właśnie, w domu, pomyślał Syriusz, potrząsnął głową i zrównał krok z Potterem.

Klasa była ciemna. Na suficie zawieszony był szkielet smoka, a dookoła stały klatki wypełnione innymi kośćmi. Trzy rzędy dwuosobowych ławek. Syriusz i James rzecz jasna usiedli razem, za to Peter dosiadł się do blondyna, który wcześniej wsiadał do łódki ze Snapem. Jego głowa była zadarta wysoko do góry. Tuż za nimi siedział Smarkerus Snape, oczywiście obok cichej Lily Evans. Każdy szeptał coś do siebie między ławkami. Lily wydawała się być zdenerwowana z jakiegoś powodu. Wreszcie, w samym kącie klasy siedział R.J. Lupin. Wertował strony książki Quidditch przez wieki.

Nie może być taki zły, skoro lubi Quidditcha, przemknęło przez głowę Jamesowi.
Drzwi na szczycie klasy trzasnęły, a cała klasa zamilkła gwałtownie, wlepiając wzrok w miejsce, z którego dobiegł hałas. Pojawił się w nim łysy mężczyzna. Jego spojrzenie było chłodne, nieczułe.
- Dzień dobry klaso - powiedział niskim głosem.
- Dzień dobry panie profesorze - odpowiedziała chórem klasa.
Skinął do nich głową i ruszył w stronę biurka.
- Dobrze, dobrze. Jestem profesor Klein i będę was nauczał obrony przed ciemnymi mocami. Mieliście szczęście, że nie natrafiliście na tego idiotę z zeszłego roku, bo stracilibyście czas. Panie Lupin, proszę odłożyć tę książkę, bo ją skonfiskuję. Dziękuję. Mam tu listę uczniów. Proszę wstać, gdy wyczytam wasze nazwisko. Nar... Narkisay?
- Narcyza - syknęła dziewczyna siedząca po lewej stronie Snape'a.
- Och, racja. Narcyza Black, to ty? Dobrze, teraz... Syriusz Black?
- Tutaj - powiedział Syriusz, unosząc rękę do góry.
Narcyza odchrząknęła głośno, na co Syriusz uśmiechnął się do siebie. Już go nienawidzili. To dobrze.

Lista leciała dalej i dalej, aż w końcu Klein zwinął z powrotem pergamin i odłożył go na biurko.
- Cóż, dziś pierwszy dzień, więc nie chciałbym nawalić pracy domowej - zaczął, na co klasa zareagowała głośnym dopingiem. - Więc będziemy musieli to odrobić jutro.
Tym razem przez klasę przeszedł ponury jęk.
- Ten rok będzie pełen niebezpiecznych stworzeń. Radzę wam uważać na lekcjach. Omówimy druzgotki, zwodniki, czerwone kapturki, a semestr zakończymy wilkołakami.
Krzesło odsunęło się lekko do tyłu. Klein uśmiechnął się do siebie, po czym wstał i kontynuował.
- Są to najmroczniejsze demony, które snują się po tej ziemi, o których warto wiedzieć więcej. Musicie mieć świadomość zniszczenia, jakie one powodują. Drugi semestr poświęcę urokom, a może nawet wejdę na temat zawodu aurora. Ja sam jestem emerytowanym aurorem i chciałbym wam przekazać moją wiedzę w tym temacie. Widzę gorliwość na waszych twarzach, wiem, że chcecie już zacząć. Otwórzcie więc wasze podręczniki na pierwszym rozdziale.

Każdy wykonał polecenie, z wyjątkiem Syriusza. Słyszał już wcześniej o wilkołakach. Pewien mężczyzna z Grimmauld Place został przez niego pogryziony i przewieziony do Świętego Munga. Jego ojciec przez bite trzy godziny opowiadał o tej katastrofie.
Spis treści... Wilkołaki i gdzie je znaleźć.
Rozdział czternasty.
Syriusz powoli przewertował kartki, a oddech mu przyspieszył.
Jego oczy rozszerzyły się. Szturchnął Jamesa, żeby odwrócił się w jego stronę.
- Co jest?
Syriusz wskazał na kreaturę na stronie 394. - Spójrz na to!
Był to duży potwór, przykucający nisko przy ziemi. Jego ogon co chwila rozcinał powietrze. Rzucał głową, wyjąc w milczeniu. Wysoko nad nim świecił jasno wielki księżyc, a pod nim, coś czerwonego...
Krew, pomyślał Black.
- Patrz jakie on ma łapy! - szepnął James, uderzając palcem w ilustrację.
- Cholera - mruknął Syriusz, starając się oderwać wzrok od wilkołaka. Pod spodem widniał podpis: Wilkołak czekający na swoją ofiarę. Ilustracja: Jacques Walter.

- Rozdział 1 - ciągnął Klein - Severusie, czerwone kapturki, mógłbyś zacząć czytać?
Smarkerus odchrząknął i wykonał polecenie nauczyciela.
Dwie ławki dalej, mały chłopiec również wpatrywał się w ilustrację na stronie 394, z oczami rozszerzonymi ze strachu bardziej niż Syriusz.

- Cześć chłopaki!
Peter położył torbę obok nóg Jamesa przy stole. Syriusz kiwnął mu głową nie odrywając wzroku od Proroka Codziennego. Nic ważnego nie działo się w świecie czarodziejów. Żadnych napaści, grabieży, czegokolwiek.
- Ciekawy poranek, co? - zapytał Peter, rozkładając plan zajęć. - Profesor McGonagall wydaje się być dosyć surowa, nie?
- Tak - powiedział James, posyłając spojrzenie w stronę Syriusza. Black zignorował ich obu. Myślami był ciągle przy niezwykle realnej ilustracji wilkołaka.
- Hej Syriusz, patrz - James wskazał na dziewczynę w czerwonej, puchowej kamizelce. To była Lily Evans. Black poczuł, jak różowieją mu policzki.
- Tak, co z nią?
- Myślisz, że mam u niej szanse?
- Co? - zapytał głupio Syriusz.
- Cóż - James zaczął kręcić młynka kciukami. - Rano mówiłeś, że nie. A teraz? Co o tym sądzisz? Mam czy nie?
Syriusz zacisnął mocniej wargi. James zakochał się w rudzielcu. Nie zauroczył. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Uśmiech wpełznął na jego twarz. - Naprawdę nie rozumiem, co w niej takiego wyjątkowego.
- No popatrz tylko na nią!
- Patrzę i nic nie widzę - skłamał Syriusz i wrócił do czytania Proroka.
- Hej, Evans!

Syriusz jęknął widząc jak jego przyjaciel wstaje z miejsca i rusza w stronę grupki rozchichotanych dziewczyn, pośród których wyróżniała się ruda głowa. Dobrze dla niego, że Smarkerusa nie było w zasięgu wzroku.
- Evans! - zawołał znów James, na co dziewczyna w końcu obróciła się w jego stronę.
- Mówisz do mnie? - zapytała. Tuż ponad jej ramieniem jej przyjaciółka zachichotała głośniej.
- Tak - powiedział szybko chłopak, na co Syriusz jęknął po raz drugi. - Bo wiesz... Tak tylko się zastanawiałem... Bo nie bardzo mi idzie z zielarstwem.
- Może dlatego, że zamiast słuchaniem, bardziej byłeś zajęty czarowaniem doniczek - odparła chłodno dziewczyna, rzucając spojrzenie w stronę Syriusza.
- Cóż, ogrodnictwo nigdy nie było moją mocną stroną - James jakby odzyskał głos i przeczesał włosy ręką. - I... I zastanawiałem się, czy... Czy może nie usiadłabyś czasem... Ze mną... No wiesz. I pouczyłabyś mnie trochę?
- Sądzę, że tylko straciłabym na tym czas - odparła Lily i wróciła do jedzenia obiadu.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Jeśli nie umiesz zachować dyscypliny i słuchać na lekcji, to mnie tak samo nie będziesz słuchał - powiedziała, nie odrywając wzroku od talerza. - A teraz wybacz, ale chciałabym się nacieszyć końcem przerwy.

James wyglądał na zaskoczonego. Nikt nigdy wcześniej go tak nie spławił. Otwierał i zamykał kilkakrotnie usta, próbując z siebie wydusić choćby jedno słowo, jednak w końcu pokręcił głową i rzucił tylko: - Dobrze, Evans, okej. Niech ci będzie.
I odszedł w kierunku swojego miejsca.

Edan Roddins urodziła trójgłowe dziecko brzmiał kolejny nagłówek w Proroku Codziennym, jednak w głowie Syriusza wciąż wył niemo przerażający wilkołak ze strony 394.
- Coś nie tak? - zapytał cicho Peter.
- Nie nie, nic mi nie jest - powiedział szybko Syriusz i wrócił do szukania czegoś ciekawego w gazecie. Czegoś, co odwróciłoby w końcu jego uwagę.

- Zapraszam na eliksiry - powiedział mężczyzna stojący w lochach. - Jestem profesor Slughorn. Proszę otworzyć swoje książki. Mogę niektórych z was nieco nudzić na początku, ale jakoś damy sobie z tym radę, prawda?
Wszyscy otworzyli swoje egzemplarze Eliksirów dla początkujących. Remus znów siedział sam na tyle. Wpatrywał się uważnie w profesora Slughorna. Jeszcze 28 dni, zanim zejdzie na dół tunelu, tak, jak mu o tym powiedział Dumbledore. Wiedział, dlaczego dyrektor wybrał do pomocy profesora Snorksa. Był wielki i silny, więc w razie potrzeby mógłby przytrzymać Remusa.

Remus drgnął. Slughorn dostrzegł go i zastygł na chwilę w bezruchu. On również wiedział!
Nie, nie patrz na mnie, pomyślał Remus. Nie patrz! Nauczaj klasę i pozwól mi stąd iść!
Lily odwróciła się do tyłu i również na niego spojrzała. Czy ona wiedziała? Czy coś podejrzewała? Cóż, po lekcji z profesorem Kleinem każdy coś pewnie podejrzewał.
Nie, Remusie, to paranoja. Wyobraźnia. Nikt przecież o tym nie wie. Nikt się nie domyśla.
Remus przełknął głośno ślinę i opuścił głowę.

Po lekcji z profesorem Slughornem przyszła pora na tą, na którą James czekał od początku - latanie z madame Darsing. Była już starą kobietą, z czarnymi włosami upiętymi w luźny kok. Po szkole zdążyły się już rozejść plotki, że była ona jedyną kobietą w drużynie Armat z Chudley, więc każdy chciał poznać legendę osobiście. Żaden z nich nie ekscytował się tak bardzo, jak James Potter.
Odkąd wkroczyła na boisko do Quidditcha, James wsłuchiwał się uważnie w każde jej słowo. Mówiła grubym, ciężko rozpoznawalnym akcentem, więc połowa nie miała pojęcia, o co jej chodzi. Mimo to każdy słuchał jej z zainteresowaniem. Nawet Peter był czujny, gdy mówiła o budowie mioteł.
- Dobrah, kedyj powiehm trzych, lekokoh odepnijciech siech hod ziemi, i krąchcie poch boisku.
- Co? - zapytała jakaś Puchonka.
- Liczech dho trzych, jhasne? - zapytała Darsing, ignorując pytanie dziewczyny. Zarzuciła jedną nogę przez miotłę i wszyscy natychmiast zrozumieli o co jej chodzi.
- Rhaz, dwach, trzych!
Wszyscy odepchnęli się lekko nogami od ziemi i od razu poczuli się fantastycznie, unosząc się nad ziemią i krążąc po boisku. Co prawda, znajdowali się nad nią tylko trzy metry, ale i tak było to niesamowite uczucie. Najwyżej znajdował się James, który szybował dwa metry wyżej od pozostałych i uśmiechał się chytrze do Lily. Ta również na niego zerknęła.
- Trochę lepiej niż z zielarstwem, co? - zawołał, po czym w mgnieniu oka zaczął unosić się wyżej, na dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści metrów...
- Panieh Potther! Wspahnialeh! - zagwizdała Darsing z ziemi. - Jahk dłuhog panh latha? Moheż phan wyżhej?
James był zbyt wysoko, żeby usłyszeć jej pytanie, jednak odpowiedź sama nasunęła jej się na język kiedy chłopak uniósł się na sto metrów i przeszybował wzdłuż trybun stadionu. Lily, która już dotykała stopami ziemi, przeszła obok Syriusza mówiąc coś co brzmiało jak popisówa i zarzuciła burzę rudych włosów za siebie. Black zaśmiał się i również wylądował.

James spędził całą lekcję w powietrzu, robiąc kółka wokół stadionu Quidditcha. Darsing zapomniała o tym, że ma prowadzić lekcje. Zamiast tego stanęła na środku boiska i pouczała Jamesa, jednocześnie dając mu różne wskazówki odnośnie sztuczek na miotle. Po pierwszych dwudziestu minutach reszta uczniów postanowiła usiąść na trybunach i zająć się odrabianiem prac domowych lub spaniem. Syriusz i Peter siedzieli w pierwszym rzędzie i patrzeli jak James robi setne kółko na niebie, zdzierając sobie równocześnie gardła.
- Ach, paniech Potther - zawyła Darsing, kiedy okularnik w końcu wylądował na ziemi. - Dziehsięć phunktów dlach Gryhfihndhoru!
Odwróciła się w stronę uczniów drzemiących na trybunach. - Mihnus pięhć phunktów dlach każdeho z whas!
Nikt nie miał pojęcia jak ukarała ich Darsing, jednak wszyscy wstali z takimi samymi, smutnymi minami i wrócili do Wielkiej Sali na obiad.

- To było niesamowite! - zawołał radośnie Peter klaszcząc Jamesowi. - Nigdy w życiu nie widziałem niczego lepszego!
- Och, dziękuję - powiedział James, przeczesując ręką włosy. - Dużo ćwiczyłem. Byłem w mini drużynie Quidditcha. Zawsze grałem jako pałkarz, ale to nie moja bajka. Marzę o obrońcy.
- I możesz być cholernie dobry i w tym - odparł Syriusz idąc w stronę szkoły. - Zgadzam się z Peterem. Powinieneś startować do drużyny.
- Nie mogę - mruknął ponuro James. - Pierwszorocznym nie wolno. Ale madame Darsing powiedziała, że mam spróbować jak będę starszy. Będą musieli umieścić mnie w zespole! - powiedział, a jego oczy błyszczały z podniecenia. - Myślisz, że wtedy Evans mnie dostrzeże?
Tuż za nimi Ślizgon z kwaśną miną zmierzał w stronę Wielkiej Sali. Severus Snape gryzł wargi ściskając miotłę i wpatrując się wrogo w plecy Jamesa Pottera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz