środa, 28 października 2015

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 19

Rogogon węgierski Snape'a


Huncwoci zrobili to ponownie. Wymyślili kolejny wspaniałomyślny dowcip z okazji Halloween.
W poprzednim roku byli tak przejęci sprawą Remusa, że nie mieli w głowie żadnych psot. Tym razem zaplanowali wszystko na czas.
- Pełnia nie nadejdzie przed pierwszym listopada - oznajmił wesoło Remus, przeglądając książkę od astronomii. - Jestem wolny!
- Dobrze - powiedział James, i powrócił do oglądania mapy szkoły, którą kupił od jakiegoś siedmioroczniaka.

Stary dobry Severus podążał za nimi krok w krok. Wiedzieli, że tylko czeka na to, żeby wpakować ich w kłopoty.
Więc zdecydowali jednogłośnie, że wkręcą go w ich zabawę.
W Halloween wszyscy uczniowie udali się do Wielkiej Sali na uroczystą kolację. Wszyscy, oprócz Remusa i Petera. Nikt nie zwrócił na to specjalnej uwagi. Syriusz i James objadali się pasztecikami dyniowymi i rozmawiali głośno z Dungiem i Daveyiem. Wszyscy wiedzieli, że tamta dwójka nie zrobi nic bez swoich mistrzów.
Och, jak bardzo się mylili.

- Po prostu to złap, Peter! - syknął Remus ze schodów.
- Nie sięgam!
- Przetnij linkę!
- Powiedziałem, nie dosięgnę!
Remus westchnął i przeszedł przez salę do miejsca, w którym Peter balansował na szczycie biurka. Znajdowali się w klasie obrony przed czarną magią, a tuż nad nimi wisiał olbrzymi szkielet rogogona węgierskiego.
- Dawaj - powiedział Remus kucając. - Wsiądź mi na barana.
Peter długo się nie zastanawiał i wskoczył mu na barki.
- Och! Powinieneś przejść na tą dietę!
- Spadaj!
- Nie mów nic, tylko przetnij tą głupią linkę!
- Czyj to był pomysł?
Peter wyjął różdżkę i wycelował ją w cienką żyłkę, która podtrzymywała szkielet.
- Diffindo! - szepnął, na co sznurek przeciął się w połowie. Smok upadł na podłogę, mijając chłopców zaledwie o cal.
- Wingardium Leviosa - szepnął Remus, celując różdżką w stos kości, który od razu się uniósł.
- Animato! - szepnął znów. Skrzydła machnęły dwukrotnie, a pysk smoka rozwarł się.
- Animato les cafetorium! - powiedział, na co potwór wyleciał przez drzwi i pofrunął wzdłuż  korytarza.
- To działa - powiedział zachwycony Peter. - Nie wierzę, że to działa.
- Poczekaj - odparł Remus. - Będzie lepiej.
- ACH! POTTER!
Głos Smarkerusa dobiegł z korytarza.
- Co on tutaj robi? - pisnął Peter.
- Jest Smarkerusem - odparł Remus, biegnąc korytarzem, po czym dodał: - James przewidział, że będzie nas szpiegował. Próbował wrobić nas w jakieś kłopoty.


- Spóźniają się - powiedział Syriusz. - Powinno się zacząć dwadzieścia minut temu.
- Patrz na drzwi - szepnął James. - Idą.
I nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, i oczom wszystkich ukazał się Severus Snape, siedzący na grzbiecie wielkiego szkieletu rogogona węgierskiego. Okrążył stół Slytherinu, krzycząc przy tym ile sił w płucach. Dumbledore uniósł różdżkę żeby zatrzymać smoka, jednak było za późno. Szkielet przeleciał wzdłuż stołu nauczycielskiego i skinął głową do nauczycieli. Profesor McGonagall zamarła. Szkielet rozsypał się na masę kości.
- SEVERUSIE SNAPE! - krzyknęła McGonagall, podchodząc do Dumbledore'a. - JAK ŚMIAŁEŚ...
- Co? - powiedział Snape, próbując wstać. Cała szkoła zanosiła się śmiechem.
- Severusie, co chciałeś nam przez to pokazać? - zapytał Dumbledore patrząc znad okularów-połówek na roztrzęsionego chłopaka.
- Ja... Ja?! To był James Potter! To nie byłem ja! - Smarkerus próbował się obronić. Dumbledore zlustrował go wzrokiem, jakby był pewien że chłopak oszalał.
- Panie Snape! Pan Potter siedzi tutaj, naprzeciwko pana Blacka. I siedział tu przez cały wieczór. Miałam na nich oko.
- Nie musiała pani, pani profesor! - zawołał Syriusz.
- Cisza, panie Black!
- Po prostu wjechałeś na wysokim na dwadzieścia stóp smoku do Wielkiej Sali - odparł Dumbledore. - I mówisz, że nie byłeś w to zamieszany?
- To naprawdę nie ja! Oni - Snape odwrócił się do Syriusza i Jamesa, którzy używali całej swojej siły woli do powstrzymania śmiechu. - Ty - wskazał na Jamesa - Ty mały...
- Porozmawiamy o tym na osobności. Minerwo, mogłabyś odprowadzić pana Snape'a do...

Drzwi otworzyły się ponownie i wzrok wszystkich uczniów skupił się na kolejnym gościu na uczcie. James oczekiwał Petera lub Remusa śmiejących się w niebogłosy. Ale był to Hagrid, w przemoczonym płaszczu, zostawiając za sobą smugi błota.
- Profesorze Dumbledore - zawołał, idąc przez Salę.
- Co się stało, Hagridzie? - zapytał Dumbledore, wyglądający na coraz bardziej poirytowanego, co zdecydowanie nie było w jego stylu. Ale któż by się dziwił - po raz drugi przerwano mu ucztę.
- Właśnie przybyła sowa z Ministerstwa - powiedział Hagrid, który wreszcie dotarł do stołu nauczycielskiego. Stanął obok Snape'a i szkieletu rogogona i wręczył zieloną kopertę dyrektorowi. - Powinien psor to przeczytać.
Dumbledore sięgnął po list i otworzył go. James i Syriusz spojrzeli po sobie. Dlaczego robili to na oczach całej szkoły? Pozostali uczniowie wlepili wzrok w dyrektora i nauczycielkę transmutacji, którzy nagle pobledli. McGonagall zakryła dłonią usta.
- Och, Albusie - wyszeptała.
Dumbledore, chowając z powrotem list do koperty, spojrzał w sklepienie Wielkiej Sali i wyszeptał bezbarwnym głosem: - Pierwszy z nas poległ.

A później, bardzo powoli, odwrócił się w stronę uczniów. Profesor McGonagall złapała go za ramię.
- Powinni wiedzieć - powiedział spokojnie Dumbledore i westchnął. - Moi drodzy, Ministerstwo Magii przysłało nam bardzo smutne wieści. Z przykrością muszę was poinformować, że profesor Frederick Snorks został zamordowany tego wieczora przez Śmierciożerców.

Sala zamarła. James poczuł chłód wypełniający jego ciało. Wszyscy czekali na coś więcej. Dumbledore'owi zajęło chwilę pozbieranie słów.
- Wielu z was odnotowało różne niepokojące wydarzenia zeszłego lata - odparł. - Niektórych z was dotknęły one osobiście, niektórzy nawet ich nie odczuli. Stojąc tu dzisiaj, trzymając ten list w dłoni, mówiąc o tej tragedii... Świat jest okropnym miejscem, dzieci. Nazywam was dziećmi, ponieważ nimi jesteście. Nie musicie troszczyć się o siebie, nie odczuwacie przerażających reali tego świata. Ale jak już powiedziałem, nienawiść narodziła się w jego sercu - przeleciał wzrokiem po wszystkich czterech stołach. - Każdy z nas ma swoje przeznaczenie, swój cel, swój los. Ja również. Możemy wybrać ścieżkę pełną światła i nadziei, lub ścieżkę zagłady. Czasy się zmieniają. A więc chciałbym was zachęcić... Ja... Błagam was... Kiedy opuścicie mury tej szkoły, i wstąpicie w ten świat - tu wskazał na zieloną kopertę - nie bądźcie tak niemyślącym i idiotycznym pokoleniem jak te przed wami. To wszystko. Prefekci, proszę odprowadźcie uczniów do swoich dormitoriów.
Ton jego głosu był bardzo spokojny. Prefekci wstali i bez słowa rozeszli się ze swoimi podopiecznymi do pokojów wspólnych.

sobota, 24 października 2015

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 18

Narodziny Łapy


W następnym tygodniu Syriusz musiał wrócić do swojego letniego koszmaru. W tym roku nie odwiedziły go jednak kuzynki. W sumie to od żadnego krewnego nie otrzymał jakiejkolwiek wiadomości. Jego rodzice ani razu nie wymówili słowa Śmierciożercy. Mogłoby się wydawać, że sprawa nieco ucichła. Do czasu, gdy Black nie otrzymał listu od Jamesa
.
Syriuszu...
Zobacz sobie nowego Proroka Codziennego. Howardowie nie żyją. Mieszkali na Ottery Road, a teraz są martwi... Ataki się nasilają.
James.

Syriusz nie był tak heroiczny jak James. Właściwie to postanowił sobie, że nie będzie sobie zaprzątał głowy atakami. Martwiło go tylko to, że on, jako Black, był praktycznie całkowicie bezpieczny, natomiast jego najlepsi przyjaciele nie.
Regulus w tym roku rozpoczynał naukę w Hogwarcie, przez co stał się nie do zniesienia. Syriusz nie potrafił wytrzymać jego towarzystwa przez dłużej niż pięć minut. Jego matka i ojciec uznali, że mogą z powrotem odzyskać honor, bo ich najmłodszy syn prawdopodobnie trafi do Slytherinu, więc kupowali mu wszystko, czego chłopak tylko sobie zażyczył. Głównie jednak były to Ślizgońskie szaty, szaliki, i wszystko, co miało na sobie znaczek węża. Oczywiście, i tak nie przebijało to dwuletniej kolekcji Gryfońskich akcesoriów Syriusza. Chłopak poprzylepiał je do ścian swojego pokoju i upewnił się, że jego rodzice nie będą w stanie ich ściągnąć. Regulus drwił z tego za każdym razem, gdy przechodził koło jego pokoju. Tego razu, na dźwięk wrednego chichotu młodszego brata, Syriusz zdenerwował się i cisnął w niego Historią Magii. Zdenerwowany sięgnął po nowego Proroka Codziennego i przeczytał pierwszy nagłówek. Atak na Howardów, których syn był mugolem.
Po Howardach byli Harpersowie, Griwaldsowie, i Hodwingowie. Wydawało się jednak, że Ministerstwo nic z tym nie robi. Jedyną rzeczą, jaką zdziałali, było obwieszenie Hogsmeade i ulicy Pokątnej plakatami podejrzanych. Nad różnymi twarzami królowała oczywiście twarz Lorda Voldemorta.
Syriusz nie dostał żadnej sowy od Lupina, a po wiadomości Jamesa o Howardach przychodziły już tylko pozytywne listy, w których przypominał mu głównie o tym, żeby ćwiczył przemianę w animaga i starał się nie kłócić z kochającą rodziną.
W końcu przyszedł sierpień a trzeci rok przyjaciół w szkole był coraz bliżej i bliżej.
We wrześniu, wraz z rodzicami i bratem napuszonym jak paw w barwach Slytherinu, Syriusz pojawił się na peronie 9 i 3/4. Regulus szybko odnalazł Narcyzę w gronie swoich przyjaciół i od razu do nich poszedł.
- Powinieneś brać przykład z brata - powiedział nagle pan Black. - On nie ma problemu w doborze towarzystwa.
- Hej, Syriuszu!
Syriusz odwrócił głowę i spojrzał na Remus, który machał mu z drugiego końca peronu, wychylając się zza dwójki czarodziejów, którzy byli jego rodzicami. Jęknął, gdy państwo Black również się odwrócili, żeby zobaczyć, kto woła ich syna. Syriusz pomachał mu również i zauważył, że jego przyjaciel ma na kufrze herb Gryffindoru. Och, jego rodzice z pewnością by się ucieszyli, gdyby na jego walizce również widniał taki znak.
Nie odezwali się do niego nawet słowem. Odprowadzili Regulusa do ekspresu i przeszli z powrotem do świata mugoli. Syriusz, lekko oszołomiony wszedł do pociągu i powlókł się do przedziału, zajętego jak zwykle przez Petera (powiedział, że spytał Dunga czy z nimi usiądzie, ale on odmówił) i powiedział cześć do Jamesa, który również tam siedział w ciszy.
- Cześć - odpowiedział mu okularnik, uśmiechając się lekko.
Minęła minuta, a może dwie, gdy drzwi przedziału znów się rozchyliły i wszedł do nich Remus. Zajął miejsce obok Petera.
- Bertha Jorkins sądzi, że wiem, czym jest mały sekrecik Avery'ego - odparł chytrze, kładąc ręce na kolanach. - On ma ponoć problem z pęcherzem, usłyszała to od tych pierwszaków, którzy dzielili z nim pokój.
- Wiedziałem to! - powiedział Syriusz, powstrzymując się od śmiechu.


- Pójdę pierwszy - powiedział ochoczo James, stanął na środku pokoju i zamknął oczy. Zapadła cisza, ale nic się nie stało.
- Nie koncentrujesz się - mruknął Remus.
- Oczywiście, że się koncentruję - syknął Potter. - Robię wszystko, co każe ta głupia książka i...
- Pozwól mi spróbować - wszedł mu w słowo Syriusz. Pchnął lekko przyjaciela w stronę łóżek i zajął jego miejsce po środku dormitorium. Miał sporo czasu na myślenie o sobie przez te lato. W końcu i tak nie miał ciekawszych rzeczy do roboty. Zamknął oczy i skupił się mocno. Słyszał głos Remusa, jednak był on dziwnie odległy, jak gdyby odcięty od rzeczywistości.
Był Syriuszem Blackiem. Najlepszym przyjacielem Jamesa Pottera. Szkolnym rozrabiakom. Był najlepszy w klasie w Obronie Przed Czarną Magią. Był w Gryffindorze i jego rodzice nie mogli się z tym pogodzić. Regulus został przydzielony do Slytherinu na dzisiejszej ceremonii i przywrócił dobre imię rodzinie. Jego rodzice znienawidzą go jeszcze bardziej za to, że nie jest taki jak jego młodszy brat. Nienawidził swojego domu. Nienawidził swojego nazwiska. Nienawidził swojej rodziny. Nienawidził Narcyzy i jej siostrzyczki Bellatrix. Nienawidził tego, że niczego nie mógł im zrobić. Nienawidził tego, że ma dopiero trzynaście lat i nie może zrobić nic, żeby pomóc Dumledore'owi! Nienawidził Regulusa za to, że trafił do Slytherinu! Nienawidził Jamesa za to, że miał idealną rodzinę! Nienawidził Remusa za to, czym był! Był...
Psem.
Syriusz odskoczył w bok ze zdziwieniem.
- Co? Co to jest? - zapytał podekscytowany James. Jednak jego głos był tak daleko. Nie słyszał go teraz.
Był Syriuszem Blackiem. Miał czarne włosy i bladą skórę. Był bardzo wysoki jak na swój wiek. Nie potrafił usiedzieć w miejscu, zawsze musiał o czymś mówić...
Czarny pies.
- Co do cholery... - syknął Syriusz.
- Co się dzieje? - szepnął Remus do Jamesa, jednak okularnik wzruszył ramionami.
Był Syriuszem Blackiem...
Czarny pies. Był dużym, czarnym psem.
- WIEM, CO TO JEST! - krzyknął Syriusz, próbując wyrwać się z oszołomienia. - WIEM, CO TO JEST!
- Ciiiii! Syriuszu, nie sądzę, że chcesz obudzić całą Wieżę...
- JESTEM PSEM! JESTEM PSEM!
Ręce mu drżały. James stał przed nim, nerwowo próbując przywrócić go do rzeczywistości. Jednak Syriusz tylko uśmiechnął się szeroko i poklepał go po plecach.
- Twoja kolej, stary. Ja odrobiłem swoją pracę domową.

Dopiero kilka dni przed Halloween James stwierdził, że jest gotów spróbować na nowo ze swoim zwierzęciem. Remus nie wierzył w to, że Potter odniesie sukces tak szybko, jak zrobił to Syriusz. Okularnik oznajmił im już, że jego zwierzęciem jest jastrząb, tygrys, lew i niedźwiedź.
W końcu jednak James stanął po środku dormitorium, zamknął oczy i postanowił, że zrobi to tym razem. Myślał długo i ciężko, a trójka jego przyjaciół stała dookoła i czekała, aż Potter oznajmi im jaką formę przybierze jego zwierzę z takim entuzjazmem, z jakim zrobił to Syriusz. Ale stał tak przez godzinę i w ogóle się nie odezwał. Nagle jednak chwycił różdżkę, zmrużył oczy a na jego twarzy pojawił się grymas. Podszedł spokojnie do łóżka, usiadł na nim i westchnął głęboko.
- Nigdy nie zgadniecie.
- Co? Co to jest? - zapytał Syriusz. James spojrzał na niego z rozczarowaniem w oczach.
- Jestem sarną.
- Czym?
- No wiesz, taką dużą sarną, z porożami.
- Chodziło ci o jelenia? - poprawił go Remus.
- Och, tak, właśnie - mruknął James, nadal przekonany, że z tygrysem byłoby o wiele zabawniej.




Co do gifa, to wyobraźcie sobie Syriusza jako takiego małego labradorka... :D

wtorek, 20 października 2015

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 17

Tydzień Mrocznego Znaku


Następnego dnia Syriusz wziął pozostałą trójkę do biblioteki (co wcale nie polepszyło humoru pani Pince) i wyciągnął książkę z działu Transmutacji.
- Wiecie, dlaczego profesor McGonagall może zmieniać się w kota? - mruknął ni to do nich, ni do siebie, wertując kartki. - Cóż, dlatego, że jest animagiem.
- Ani co? - zapytał Peter, marszcząc czoło.
- To znaczy, że może wedle woli przemieniać się w zwierzę - wytłumaczył mu James.
- Zostanie animagiem wymaga dużych umiejętności - odparł Syriusz, biorąc do ręki kolejną książkę i siadając przy wolnym stoliku. - Mało kto potrafi tego dokonać. W tym wieku zarejestrowano siedmiu animagów, w tym profesor McGonagall.
- Do czego dążysz, Syriuszu? - zapytał Remus, siadając obok niego i wertując spis treści otworzonej księgi.
- Remusie, mam pytanie - zaczął Black, przenosząc wzrok na przyjaciela. - Wilkołaki nie krzywdzą zwierząt, prawda?
- Nie - odparł Lupin spokojnie. - Raz przez przypadek ugryzłem mojego kota, i wszystko z nim w porządku.

- Wspaniale - powiedział Syriusz, wskazując palcem na jedną ze stron, po czym zaczął czytać na głos. - Animagowie są rzadkością, gdyż mało który czarodziej potrafi opanować tą sztukę. Ale popatrzcie, tutaj jest instrukcja do przemieniania się. Wygląda na trudną... Jak myślisz James? Dwa lub trzy lata starczą?
- Powiedziałbym, że co najmniej cztery - wtrącił James, przyglądając się ilustracjom.
- O czym wy mówicie? - zapytał zdezorientowany Remus. Peter również wyglądał na zbitego z tropu.
- Już nie będziesz musiał się przemieniać samotnie - odparł James, zakładając skrzyżowane ręce za głowę. - Będziemy z tobą.
- Co? - krzyknął Remus. - Zwariowaliście?!
- Nie martw się, Remi - powiedział wesoło Black. - Nie będziemy pod ludzką postacią.
- Tak, w takim razie czym zamierzacie być?
Nonszalancki uśmiech wpełznął na twarz Syriusza. Podniósł lekko książkę i odwrócił ją w stronę Lupina. Ilustracja na stronie przedstawiała człowieka zmieniającego się w konia.
- Wy na prawdę oszaleliście - szepnął Remus, odsuwając od siebie książkę. - Nie ma szans na to, żeby trójka drugoklasistów zrobiła to tak, żeby nic złego się nie stało.
- Co może pójść źle? - zapytał Syriusz, przyglądając się uważnie ilustracji.
- Jak myślisz, dlaczego Ministerstwo stale obserwuje animagów? - spytał Remus, mrużąc lekko oczy. - Ponieważ podczas przemiany coś może pójść źle i zostaniesz pół-jaszczurką pół-człowiekiem do końca życia!

- Och, przestań się tak martwić - westchnął Black, przewracając kolejną kartkę. - Ja i James zdobywamy teraz najlepsze stopnie, więc możemy pomagać Peterowi. To nie będzie takie trudne. No i ty będziesz nam nieco pomagał.
- To jest niebezpieczne, zbyt niebezpieczne - argumentował dalej Lupin.
- Pamiętasz jak wilk zniknął, kiedy byłeś ze mną? - zapytał nagle James, patrząc wprost w oczy Remusa. - Pamiętasz, jak odzyskałeś kontrolę? Wydaje mi się, że kiedy jesteś obok ludzi, których znasz, i do których masz zaufanie... Możesz to jakoś przejąć. Będziesz miał z nami kontrolę! Czy nie chcesz tego zwalczyć? Sam mówiłeś, że to koszmar!
Remus zamilkł, i po chwili pokiwał głową. - Tak. Tak, masz rację.
- Wspaniale - powiedział Syriusz, zamykając książkę. - Zaczynamy dziś wieczorem. Przy odrobinie szczęścia zdążymy przed siódmym rokiem.
- Czy możemy wybrać nasze zwierzęta? - zapytał Peter.
- Nie, tutaj pisało, że to jest samoistne. No wiesz, że to forma wybiera czarodzieja. Czyli raczej nie będziesz miał w tym wypadku dużo do gadania.
- Zastanawiam się, czym będę - westchnął rozmarzony Syriusz. - Może smokiem?
- Okej, więc to mówi, że do rozpoczęcia transformacji - zaczął James, wpatrzony w drugą książkę. - Musisz oczyścić umysł ze wszystkich rzeczy, które cię rozpraszają. I od wszystkiego, co ludzkie. A potem musimy się skupić na sobie i tylko na sobie, na naszym wnętrzu, duszy. Na swojej osobie.
- Dla ciebie to nie będzie trudne - zaśmiał się Syriusz, balansując na dwóch nogach krzesła.
- Zamknij się - mruknął James, po czym wrócił do czytania. - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy przekształcać się w zwierzęta i biegać swobodnie po terenach Hogwartu. Możesz zostać pod postacią zwierzęcia tak długo, jak tego chcesz.

- Brzmi przyjemnie, jak z bajeczki dla dzieci - westchnął Black.
- Ale wcale tak nie jest - mruknął James, przewracając stronę i wskazując palcem na makabryczny obrazek. Trójka chłopców musiała się nachylić nad okularnikiem, żeby coś zobaczyć. Wytrzeszczyli oczy na widok czegoś, co miało być człowiekiem (lub lamą) w tym samym momencie.
- Fuj! - syknął Remus, odwracając głowę.
- To jest obrzydliwe! - powiedział Syriusz.
- Chyba mi niedobrze - jęknął Peter, łapiąc się za brzuch.
- To chyba nie jest dobry pomysł - mruknął Remus, któremu twarz nagle zbladła.
- Jest - powiedział James bez zastanowienia, zamykając książkę. - I będzie działał. Trzymamy się razem. Wiem, że dla każdego z nas zrobiłbyś to samo, Remusie.
Syriusz skinął lekko głową, a Remus westchnął głośno.
- Cóż, powodzenia. To wszystko, co mam wam do powiedzenia.


Tej nocy chłopcy przeszli do swojego dormitorium szybciej, niż zwykle. Remus siedział na łóżku jedząc Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta i przyglądając się swoim trzem przyjaciołom ślęczącym nad książką. Chłopcy przesunęli swoje łóżka pod ściany, aby zrobić dogodniejsze warunki w razie gdyby zaklęcie miało zadziałać i mieliby transformować się w zwierzę. Żaden z nich nie wiedziało, w co się pakują i jakie mogą ponieść konsekwencje. Ale byli gotowi zaryzykować.
- Okej - powiedział w końcu James. - Pójdę pierwszy, żebyśmy zobaczyli, czy to bezpieczne, i takie tam. Tutaj, Remusie - przerwał i podał książkę swojemu przyjacielowi, który w dalszym ciągu siedział na łóżku - Przeczytaj powoli wszystkie wskazówki. A wy, chłopaki, krok wstecz.
Syriusz prychnął głośno, jednak wszedł na łóżko Petera.
- Dobrze - powiedział Remus. - Po pierwsze musisz zamknąć oczy. - James zamknął oczy. - I zrelaksować się. Nie relaksujesz się.
- Jak możesz mu gadać, że ma się zrelaksować, skoro może tu skończyć jako pół-sardynka i pół-żółw? - wtrącił się Syriusz.
- Następnie musisz wyrzucić wszystko ze swojej głowy i myśleć tylko o sobie. Tylko o swojej osobowości. Piszą tu, że pomaga odpowiadanie sobie na pytanie takie jak: jaki jest mój ulubiony kolor? Jakie potrawy lubię? Takie osobiste rzeczy - odparł Remus. - Im więcej pytań sobie zadasz, tym lepszy uzyskasz rezultat.
James kiwnął głową, wziął głęboki oddech i wypuścił ze świstem powietrze z płuc. Pozostała trójka wlepiła w niego oczy, jakby oczekiwała na to, że wokół pojawi się magiczny obłok dymu, a gdy zniknie, to zamiast Jamesa będzie przed nimi siedział kot. Ale nic takiego nie miało miejsca.
- Co teraz? - zapytał Potter, otwierając jedno oko.
- Uch, niech zobaczę... - Remus przewrócił stronę i zaczął szukać kolejnej wskazówki. - Cóż, tu pisze, żebyś skupił się na swoim zwierzęciu, no ale ty nie masz pojęcia, czym ono jest. W takim razie myślę, że to na nic.
- Musi być jakiś sposób! - zaperzył się James. - Każdy robił to kiedyś po raz pierwszy i nie wiedział, jakim jest zwierzęciem, no nie?
- Hej, wiem! - zawołał nagle Syriusz. - Co jeśli spytamy się McGonagall o to, jak stała się kotem?
- Tak! - krzyknął James entuzjastycznie. - Ale musimy poczekać do jutra. Jest jedenasta w nocy.
- Super - powiedział Remus, zamykając książkę. - Chce ktoś spróbować fasolki o smaku wymiocin?


Zaraz po lekcjach Lupin poszedł do gabinetu McGonagall, jako że nauczycielka darzyła go największą sympatią. Podszedł po cichu do biurka i odchrząknął.
- Eee... Pani profesor? Czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście, panie Lupin - odparła nauczycielka, która właśnie przemieniała mysz w czajnik.
- Cóż, robię raport... Na moją inną lekcję. I my uczymy się o najtrudniejszych zaklęciach i umiejętnościach, wie pani. I przypomniała mi się pewna wzmianka o animagach, więc postanowiłem o tym napisać - profesor McGonagall widocznie poczuła się zaszczycona. - I pomyślałem, że pani jest animagiem, i zacząłem się zastanawiać, czy może pani nie mogłaby ze mną przedyskutować pewnej rzeczy.
- Jakiej rzeczy?
- Cóż, przeczytałem, że podczas przemieniania się trzeba się skupić na formie zwierzęcia. Ale gdy ktoś przemienia się po raz pierwszy, to co wtedy? Kiedy nie wie się, jakim jest się zwierzęciem?
Nauczycielka uśmiechnęła się.
- Dobre pytanie, panie Lupin - powiedziała, siadając za biurkiem. - Wielu czarodziejów zna formę swojego zwierzęcia dzięki temu, jaką formę przybiera ich patronus.
- A co, jeśli oni nie potrafią wyczarować patronusa?
- Cóż, to właśnie był mój problem, kiedy zaczęłam ćwiczyć - powiedziała McGonagall. - Wiesz, musisz po prostu wiedzieć, czym jest twoje zwierzę. Musisz poznać siebie. To zależy od twojego charakteru, osobowości, upodobań. Trzeba po prostu się nad tym skupić i tyle. Wielu czarodziejów próbowało, i im się nie udało. Dlatego animagów jest tak mało.
- Och. No cóż, dziękuję, pani profesor.
- Proszę bardzo, panie Lupin - odparła nauczycielka. - A, i coś jeszcze. Profesor Sprout i profesor Snorks już więcej nie będą cię odprowadzać pod wierzbę. Tę rolę przejmie pani Pomfrey.
- W porządku - powiedział na odchodnym Remus. Jego myśli krążyły teraz wokół zupełnie innych rzeczy.


- Poznać siebie? - warknął Syriusz, kiedy Remus opowiedział im w nocy o rozmowie z McGonagall. - Dlaczego miałbym chcieć poznawać samego siebie?
- Musisz, jeśli chcesz wiedzieć, jakim jesteś zwierzęciem. Cóż, albo to, albo patronus, czymkolwiek on jest.
- Pozwólcie, że spróbuję - odparł James, stając na środku dormitorium.
- Myślę, że Syriusz powinien spróbować. Wydaje się być bardziej zdolny do... Tego - powiedział Remus. Blackowi szczęka opadła.
- W porządku, stawaj tu i szukaj swojej duszy - powiedział James, popychając Syriusza na środek pokoju. Chłopak stał tam przez chwilę i zamknął oczy. To szalone, pomyślał. To po prostu szalone, to szaleństwo.
- Czy znasz już swoje zwierzę? - zapytał z nadzieją w głosie Remus.
- Nie - warknął Black. - Nie, nie znam.
- Myślę, że to zajmie nam trochę czasu - westchnął James, kładąc się w łóżku.


I tak było. Halloween i Boże Narodzenie zleciało w mgnieniu oka i zbliżał się drugi semestr ich drugiego roku w Hogwarcie. Nic nie przychodzi z niczego, więc chłopcy godzinami ćwiczyli nad przemianą w zwierzę.
Później przyszło lato, i żaden z chłopców nie potrafił się już skupić nad swoją zwierzęcą formą. Pewnej nocy James powiedział im, że jest jastrzębiem, więc skupiał się najmocniej jak tylko umiał nad tym, że lata nad Hogwartem. Później stwierdził jednak, że to nie jego zwierzę i się poddał.
Był czerwiec, zbliżały się egzaminy. Profesor F powiedział im, że nie ma czasu ani energii żeby ich dalej uczyć, i że w przyszłym roku inny nauczyciel obejmie jego posadę.
Przez to całe zamieszanie z odkryciem tajemnicy Remusa chłopcom zupełnie wylecieli z głowy Rycerze Walpurgii. Do czasu, gdy przez przypadek nie usłyszeli rozmowy kuzynki Syriusza, Narcyzy ze swoją przyjaciółką.
- Moja matka wyjechała dziś w nocy - szepnęła jej na ucho.
Ale to była jedyna informacja, jaką uzyskali. Aż w pewien poniedziałkowy poranek przed Blackiem wylądowała sowa z Prorokiem Codziennym. Na pierwszej stronie widniała ilustracja, która przedstawiała ruiny domu i unoszący się nad nim zielony symbol. Czaszka z wężem przechodzącym przez szczękę. Nagłówek brzmiał: Zamaskowani osobnicy zamordowali trzyosobową rodzinę.
- Co to? - zapytał James, pochylając się nad gazetą.
- Na brodę Merlina - szepnął Syriusz, czytając artykuł. - Callingsowie. Mieszkają dwa domy obok mnie. To mugole, ich córka była czarownicą. Pojechała do Hogwartu kilka lat temu... I teraz cała trójka nie żyje.
- Co? - zapytał Remus. - Jak to nie żyją?
- Władze mówią, że to mogła być klątwa Avada Kedavra - zaczął czytać Syriusz. - Mówią też, że ten symbol to znak ludzi niejakiego Voldemorta. W ruinach domu znaleźli anonimową wiadomość. Lord Voldemort będzie królował. Strzeżcie się szlamy. Źródła mówią, że mordercy zniknęli w nocy i są bardzo niebezpieczni.
- A więc się zaczęło - szepnął James. - A my siedzimy tu jak gdyby nigdy nic.
- Jesteśmy dziećmi, Jimbo - odparł Syriusz. - Co moglibyśmy zrobić? Obrzucać ich łajnobombami na śmierć?
- Musimy coś zrobić, Syriuszu - westchnął Potter. - Chodzi mi o to... Kto będzie następny? Przecież to może być moja rodzina, albo Remusa, albo Petera.
- Dlaczego nie Syriusza? - zapytał Pettigrew.
- Bo moja rodzina jest, jakby to powiedzieć... Nie toleruje szla... To znaczy się urodzonych w mugolskich rodzinach.
- Moi rodzice odrzucili propozycję Kleina, Syriuszu - mruknął James, patrząc nerwowo na ilustrację w Proroku. - Mój dom może tak wyglądać lada dzień. A Remus? Przecież Klein wie, czym on jest. Jego tata urodził się w rodzinie mugoli. On również jest kandydatem.
- Moja rodzina jest czystej krwi - powiedział dumnie Peter.
- Chwała tobie - warknął Syriusz.
- Nie mam zamiaru tak po prostu tutaj siedzieć i nic nie robić. Na pewno coś dla nas by się znalazło. A może po prostu powiedzmy Dumbledore'owi albo McGonagall o tym, co słyszeliśmy tamtej nocy? No wiecie, o Snapie i Kleie?
- Nie sądzę, że Klein jest jedynym nauczycielem, który jest w to zamieszany - powiedział nagle Remus, patrząc na stół nauczycielski. Slughorn był pochylony nad pustym krzesłem Snorksa i śmiał się z czegoś wraz z profesor Sprout.
- Co?
- Cóż, pamiętacie jak Snorks mówił, że musi odwiedzić starych przyjaciół?
Syriusz skinął głową.
- No widzisz. Mam złe przeczucia co do tego.
- Proszę cię, Remusie - westchnął Syriusz. - Spójrz tylko, przecież on nie wygląda na takiego człowieka. Najgorsza rzecz jaką może zrobić to zadać więcej pracy domowej. Klein sam w sobie był wrednym...
- Dobrze, wystarczy - westchnął Lupin. - Ale nie tylko źli ludzie nie lubią nas, mieszańców.
- Ale Snorks? - zapytał Black.
- Większość rodzin tych uczniów - Remus wskazał głową na stół Ślizgonów - jest w to zamieszana. Nawet rodzina Darryla!
- Kurczę, wiedziałem, że coś jest nie tak z tym dzieckiem! - mruknął do siebie James.
- Sądzisz, że to spisek? - zapytał Peter.
- Więcej niż spisek - westchnął ponuro Remus. - Myślę, że to było otwarte ludobójstwo.
Chłopcy zamilkli, a oczy Remusa powędrowały znów do artykułu.
- To dopiero początek. Czuję to. Będzie tylko gorzej.

Jak Remus przepowiedział, w tym tygodniu było jeszcze kilka artykułów na temat morderstw rodzin mugolskich. Ministerstwo Magii było w panice, a James zaczynał się coraz bardziej martwić.- Co, jeśli przyjdą do mojego domu? - szepnął do Syriusza. - Co, jeśli wrócę do domu i to... To coś będzie wisieć nad nim?
- Nie będzie tak - pocieszał go Black, niezbyt pewnym tonem.
Ostatni tydzień w szkole nie był udany. Każdy myślał tylko o nasilających się morderstwach. Zwolennicy Voldemorta ogłosili na innej tajemniczej wiadomości (tym razem na ścianie w domu Warvicków), że zwą się Śmierciożercami i że rosną w siłę.
- Myślę, że Rycerze Walpurgii dla nich nie pracują - odparł Syriusz, składając gazetę na pół.

Aby odciąć ich myśli od bieżących wydarzeń, James zaproponował, żeby pospacerowali pod peleryną po Hogwarcie zanim spakują się i wrócą do domów.
Czwórka weszła więc pod pelerynę i wyszła przez portret Grubej Damy. Udali się w stronę kuchni. Po drodze natknęli się jednak na Dumbledore'a, McGonagall i Snorksa.
Chłopcy ukryli się za jednym z posągów choć wiedzieli, że i tak są niewidzialni.
- To wszystkie informacje, Fredericku? - zapytał Dumbledore.
- Nie, oprócz tego, że niedługo odbędzie się kolejny zlot. Oni rosną w siłę i liczbę. Jest ich coraz więcej.
- Jesteś na prawdę cennym szpiegiem, Fredericku - odparł dyrektor z podziwem. - A co Voldemort robi w tym czasie?
- Cóż, podsłuchałem tylko jedną jego rozmowę. Jego zwolennik kazał mu przejąć szkołę, ale Voldemort zaczął coś mówić o dyrektorze - w tym momencie Snorks zachichotał. - Pomyśl sobie, Czarny Pan boi się tylko ciebie.
- Poznałem Toma wcześniej, był jednym z moich uczniów. Zdolny chłopak.
Zapadła cisza, a potem Dumbledore klasnął w dłonie.
- Cóż, Fredericku, jestem z ciebie dumny. Mam pyszną struclę w swoim gabinecie. Skusisz się? - zapytał uśmiechając się lekko.
- Och nie, dziękuję, Albusie - odparł Snorks. - Mam mnóstwo prac do sprawdzenia i rzeczy do nadrobienia. Lepiej pójdę do swojego biura.
- Tak, masz rację. Czasem tęsknię za nauczaniem. Za widokiem tych uczniowskich min, kiedy kazałem im przepisywać encyklopedie...
A potem usłyszeli tylko kroki i dźwięk zamykanych drzwi.
- Myliłem się - powiedział Remus. - Snorks nie jest zły. Pracuje dla Dumbledore'a.
- Mówiłem ci, że jest zbyt... Wesoły na osobę, która miałaby być poplecznikiem Voldemorta - odparł Syriusz, wzruszając ramionami.

sobota, 10 października 2015

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 16

Sekret Remusa Lupina


Wrzesień minął w mgnieniu oka. Liście opadały swobodnie z drzew w Zakazanym Lesie. Wyglądały  jak gdyby oświetlone promieniami zachodu słońca, pomarańczowe, żółte, czerwone i brązowe. Uczniowie na nowo zainteresowali się Wierzbą Bijącą; próbowali ustalić, na ile zdołają się do niej zbliżyć po dotknięciu grubym kijem jednej z narośli i znieruchomieniu drzewa.

Od awantury z Darrylem w dormitorium Syriusz zrobił się bardzo cichy. Obserwował Remusa z największą ciekawością i często można go było spotkać w bibliotece. Poprosił nawet profesora F o zgodę na dostęp do działu Ksiąg Zakazanych. James był tym bardzo zmartwiony, więc poszedł wraz ze swoim przyjacielem do biblioteki. Pani Pince nie wyglądała na zadowoloną, widząc tę dwójkę idącą łeb w łeb w jej stronę. Jakby jeszcze było w tym coś złego.

- Wiesz, zaczynasz zamieniać się w Snape'a - stwierdził James, idąc żwawym krokiem za Syriuszem w stronę działu Ksiąg Zakazanych.
- Aha - mruknął od niechcenia Black, lustrując wzrokiem półki. - Pomóż mi, poszukaj tutaj... Albo nie, nie musisz. Hm... Tak, to jest ta książka.
Chwycił opasły tom w obie ręce i przeszedł do jednego ze stolików. Otworzył księgę i zaczął czytać.
- Jest! Tak właśnie myślałem! - powiedział Syriusz, kiwając głową. - Wiedziałem! Wiedziałem!
- Co? Wiedziałeś... Co? - zapytał zdezorientowany James, siadając obok niego. Syriusz wskazał palcem na stare, napisane krwią pismo.

Wilkołaki.
Mroczne stworzenia nocy
Wilkołaki są znane ze swoich dzikich idei. Co miesiąc, w każdą pełnię, stworzenie dzięki światłu księżyca zmienia się w to, czym na prawdę jest, i nie odzyskuje swojej ludzkiej formy przed świtem.
Wilkołaki są bardzo niebezpieczne i obserwowane przez Ministerstwo Magii.

- James, wiesz co to znaczy? - zapytał Syriusz.
- Nie mam pojęcia - odparł James, nie spuszczając wzroku z kartki.
- Pamiętasz mamę Remusa? Jak bardzo współczuliśmy mu, kiedy do niej wyjeżdżał?
- Tak, to na prawdę straszne, że jego mama...
- Z nią wszystko jest w porządku.
James spojrzał na twarz przyjaciela. Było w niej coś mrocznego. - Ale jak to wszystko z nią w porządku? Co masz na myśli? Przecież zeszłej nocy Remus mówił nam, że znów do niej jedzie...
- Ale oni się nie zobaczą - mruknął ponuro Syriusz.
- Co?
- Powinienem był to odkryć wcześniej...
- Mów, człowieku! O co ci chodzi?
Syriusz wypuścił ze świstem powietrze z ust, przymknął oczy, i powiedział cicho: - Remus Lupin jest wilkołakiem.

James nie wiedział, czy się śmiać, czy krzyczeć. Lupin? Ten cichy Lupin? Potworem? Krwiożerczą bestią?!
Ale Syriusz się nie uśmiechał. Jego spojrzenie było lodowate. Zupełnie do niego nie podobne.
- Syriuszu? - zapytał James słabym głosem.
- Pomyśl o tym - powiedział Syriusz. - Klein nim gardził, bo była aurorem, jego pracą było tępienie tych stworzeń, a nagle posadzili mu jednego w pierwszej ławce, i miał go edukować. Później jego pudełko na egzaminie u McGonagall. Pamiętasz? Był tuż za mną. Była na nim pełnia. PEŁNIA, James, rozumiesz? A jego wymiana zdań z Kleinem? To, że wszyscy nauczyciele go faworyzują? Że McGonagall tak się o niego troszczy? Pamiętasz tę noc, jak krzyczał i jęczał, i musieliśmy spać w Pokoju Wspólnym? James, on wtedy nie śnił. On się przemieniał! Rozumiesz to? Pamiętasz te ślady pazurów na jego łóżku? Albo wtedy na ręce, jak mówił, że to kot? Co miesiąc, jak wracał po swojej nieobecności, wyglądał tak strasznie mizernie, nie? Miał podkrążone oczy, był podrapany - Syriusz wziął głęboki oddech i spojrzał na Jamesa, który wyglądał, jakby był chory. - Nie wspominając o tym, co powiedział Avery. Wiem czym jesteś, znam twój mały sekret...
- To... To jest szalone...

- To jest prawdą - mruknął Black, zatrzaskując powoli książkę. - I mam zamiar to udowodnić dziś wieczorem. Gdy Sprout po niego przyjdzie, pójdziemy za nim, i odkryjemy, gdzie wymyka się co miesiąc. Weźmiemy pelerynę niewidkę i pójdziemy. W trójkę.
- On tylko idzie ze Sprout na stację, albo do jakiegoś kominka...
- Być może, ale nie jesteśmy pewni - powiedział Syriusz. - Muszę się dowiedzieć. Boże, nie wierzę, że nam o tym nie powiedział...


Czwarta po południu nastała o wiele wolniej, niż zawsze. Profesor Sprout i jej nowy towarzysz, profesor F znów się spóźnili. Przyjaciele siedzieli jak zwykle w Pokoju Wspólnym. Syriusz, James i Peter przyglądali się Remusowi, który wpatrywał się w Zakazany Las. Ręce nieco mu się trzęsły.
- Chłopaki, na prawdę nie musicie tak ze mną czekać za każdym razem - odparł, odwracając głowę w ich kierunku. Ich wyraz twarzy jednak nie wskazywał na to, jakoby mieli się stąd ruszyć. Syriusz pokręcił nonszalancko głową. Peter trząsł się lekko.
- Więc, eee... Pozdrów od nas... Mamę - wydusił, uśmiechając się krzywo. Remus pokiwał głową. Nagle usłyszeli krzyk Grubej Damy.
- Cóż, więc do zobaczenia wkrótce - odparł, i zniknął za portretem. Chłopcy zauważyli profesora F, który wziął Remusa pod ramię i ruszył z nim korytarzem wraz z profesor Sprout.
- Prędzej niż myślisz - mruknął Syriusz, gdy tylko drzwi się za nimi zatrzasnęły.
James wyjął pelerynę-niewidkę, i upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, narzucił ją na trójkę. Chłopcy wymknęli się przez dziurę w portrecie i ruszyli w dół spiralnych schodów.
- Wyglądasz na zmęczonego, Remusie - spokojny głos profesor Sprout dochodził z sąsiedniego korytarza. - Nie spałeś w nocy?
- Nie, proszę pani.
James wskazał głową na marmurowe schody, po których schodziła trójka. Profesor F uchylił drzwi wyjściowe, i trzy postacie zniknęły za nimi. Chłopcy również się nimi wśliznęli.
- Musimy się pospieszyć - powiedziała Sprout do profesora F. - Księżyc jest już na zewnątrz.
Remus zadrżał.
Syriusz dyszał głośno. To jednak była prawda. Nadal to do niego nie docierało, ale to była prawda...
Pobiegli za dwójką nauczycieli i swoim przyjacielem przez błonia, w stronę Wierzby Bijącej. Sprout wyciągnęła długi kij ze swojego płaszcza i dotknęła nim narośli na drzewie, które nagle znieruchomiało.
I nagle, kiedy James, Syriusz i Peter dobiegli do Wierzby Bijącej, chmury na niebie rozeszły się a światło księżyca oświetliło ich pod peleryną. Oczy Jamesa świdrowały od jasnej kuli do sylwetki Remusa, która nagle zaczęła drżeć. Ich przyjaciel wydał z siebie dziwny dźwięk i opadł bezwładnie w ramiona F'a.
- Nie, tylko nie znów to samo - jęknęła Sprout, patrząc rozpaczliwie w stronę F'a. - Znów za późno przyszliśmy.
- To nie czas na takie rozmowy, Pomono - powiedział nauczyciel, wskakując pod ziemię. Najwidoczniej była tam jakaś dziura.
- Chodźcie! - powiedział Syriusz, biegnąc do przodu.
- Co? - pisnął James.
- Ciiii! - syknął Black, po czym wepchnął pozostałą dwójkę do dziury w Wierzbie Bijącej. Usłyszeli krzyki i błagania dobiegające z wnętrza tunelu, w którym się znajdowali. A później czyjeś przyspieszone kroki. F minął ich zaledwie o cal.
- ZAMYKAJ! ZAMYKAJ! - krzyknął do Sprout, która stała przed wejściem do tunelu. I nagle zrobiło się ciemno.
- Och tak, na prawdę, świetnie - powiedział James, spoglądając w stronę Syriusza. - Utknęliśmy w tym tunelu z... Z...
- Mówiłem ci, z wilkołakiem - mruknął Syriusz i odważnie wyciągnął przed siebie różdżkę. - Lumos.

Tunel znów stał się nieco jaśniejszy. Chłopcy ruszyli wilgotnym korytarzem. Im dalej szli, tym głośniejsze były krzyki. Wreszcie zobaczyli klapę w suficie. James spojrzał na Syriusza, który zagryzł wargi i otworzył drzwi. Tunel wydawał się prowadzić do małej chaty. Weszli powoli schodami na górę. Podłoga była poznaczona śladami pazurów. Krzyki dochodziły z pokoju na piętrze.
- Remus? - krzyknął James.
- Co ty robisz? - pisnął Peter. - Przybiegnie tu i pozabija nas wszystkich!
Zrobiło się cicho. Cisza była tak przerażająca, że chłopcom zjeżył się włosy na głowie. I nagle usłyszeli stukot ponad ich głowami. Bum. Bum. Bum. Bum. Coś schodziło po schodach.
- Remus? - powtórzył nieco ciszej James.

Niski ryk zabrzmiał zza rogu. Cień bestii pojawił się na ścianie na przeciwko nich. Peter zaczął dyszeć ciężko.
- To prawda - szepnął Potter.
I nagle potwór wyszedł zza rogu z obnażonymi kłami. Wyglądał tak, jak ten z rysunku na stronie 394. Miał krótki pysk, a jego nos był czarny jak noc. Jego futro, takiego samego koloru, co włosy Remusa, było zjeżone, a gigantyczne łapy drapały o podłogę. Jaskrawe oczy świdrowały po trójce przerażonych chłopców. Ślina kapała mu z ostro zakończonych kłów. Wilk oblizał wargi, wpatrzony w swoją zdobycz. Przybrał pozycję gotową do ataku i niespodziewanie rzucił się na trójkę chłopców.
- BIEGNIJCIE! BIEGNIJCIE! BIEGNIJCIE! - krzyknął James, dobiegając do drzwi. Ale te nie chciały się otworzyć. Wilk ruszył rozpędzony w ich stronę.
- NA PIĘTRO! SZYBKO! - krzyknął Syriusz, narzucając na nich pelerynę-niewidkę. Jednak Peter nadal stał z rozdziawioną buzią i wpatrywał się w stworzenie, które rzuciło się na nich po raz kolejny.
- Chodź! - powiedział James, wbiegając po schodach i łapiąc za klamkę do drzwi najbliższego z pokoi. Syriusz zamknął je za sobą. Nastała głucha cisza. Cała trójka mogła spokojnie złapać oddech. Ale zaraz... Jaka trójka?
- Gdzie Peter? - szepnął Potter. Syriusz rozejrzał się z przerażeniem, gdy nagle oboje usłyszeli czyjeś krzyki.
- WPUŚĆCIE MNIE! WPUŚĆCIE! - to głos Petera dobiegał zza drzwi.
Oczy Jamesa rozszerzyły się gwałtownie. Jeśli otworzy drzwi, wilk wbiegnie do pokoju i będzie miał ich wszystkich przy sobie, znajdą się w sytuacji bez wyjścia, oko w oko z bestią. Ale jeśli ich nie otworzy, to wilk ugryzie Petera, albo co gorsza go zabije...

- Hej, sam to powiedziałeś. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - uśmiechnął się lekko, jakby to było wyzwanie. - Otwórz drzwi.
- Zwariowałeś?!
- Otwórz drzwi, Syriuszu - powtórzył Potter, z oczami wpatrzonymi w okrągłą klamkę. Black, widząc, co chce zrobić jego przyjaciel jęknął głośno.
- Nie, James! Nie jesteś...
- Ach! - krzyknął okularnik, przekręcając klamkę. I od razu tego pożałował.
Jednak i tak wyszedł na korytarz, w którym dyszący wilk wpatrywał się w skulonego przy ścianie Petera. Jego oczy były czerwone, a twarz biała jak kreda. James zamknął za sobą drzwi i uniósł ręce do góry.
- Lupin - powiedział cicho, jednak wilk go nie słuchał. Nadal wpatrywał się w swoją przekąskę.
- Remus - powtórzył głośniej. Wilk zamrugał i przeniósł na niego wzrok. Jego kły nadal były obnażone. Znalazł nową zdobycz.
- Peter, wejdź powoli do pokoju - szepnął James. - Mam go.
Ale Petera sparaliżowało ze strachu. Kolana mu się trzęsły i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- Lupin, wiem, że mnie słyszysz - powiedział Potter, podpierając się plecami o ścianę. Wilk się nie poruszył. Podejmował decyzję. Która przekąska będzie lepsza? Gruby, czy wysoki chłopak?
- Remusie, spójrz na mnie. To ja, James. James Potter. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Poznaliśmy się w drodze do Hogwartu. Jesteśmy przyjaciółmi...
Spojrzenie wilka nie było już tak piorunujące, jednak jego kły nadal były obnażone. James poczuł strach w sercu. To nie działa. Remus go nie poznaje.
- Remusie, proszę - głos Jamesa przybrał błagalny ton. - Nie zabijaj nas. Wiem, że nie jesteś potworem. Wiem, że to nie ty. Jesteś moim przyjacielem. Jesteś jednym z najlepszych uczniów w klasie. Nie przepadasz za wpadaniem w kłopoty, zawsze starasz się nas od nich jakoś odciągnąć. Pamiętasz jak Klein mówił, że wilkołaki to tylko te stworzenia ze strony 394? Ale to nie prawda. To nie jest prawdą, Remusie!
Wilk zapomniał o swojej zdobyczy i patrzał na Jamesa niepewnie. Groźny błysk w oku zniknął. Stworzenie stało i dyszało z szeroko otwartymi oczami, które przeniosły się z Jamesa na Petera.
- Remus? - powtórzył James z nadzieją.
Remus sapnął cicho i spuścił głowę. Następnie z wielkim trudem przeszedł do jednej z sypialni i szturchnął łapą drzwi. James podbiegł do nich szybko i zamknął je. Usłyszał warczenie dobiegające zza nich, a następnie długie wycie. Syriusz wyszedł z pokoju, żeby zobaczyć, co się dzieje. Zobaczył Jamesa i Petera żywych, ba, w jednym kawałku.
- Co się stało? - zapytał, patrząc ze zdziwieniem jak James bierze Petera pod pachę i wchodzi z nim do pokoju. Syriusz zamknął za nimi drzwi.
- Co robisz? - pisnął Peter. - Uciekajmy stąd!
- Nie - powiedział stanowczo Potter. - Zostajemy tu do rana. To nadal nasz przyjaciel. Remus jest taki sam, jak zawsze. Zgadzacie się ze mną?
Peter skinął głową z wielkim trudem. Syriusz zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na okularnika jak na szaleńca.
- Zgłupiałeś? To coś to... To nie był Remus! To...
- Dokładnie - odparł James. - To nie był Remus. Remus nie był obecny tej nocy.
- On chciał mnie zabić - szepnął Pettigrew drżącym głosem.
- Och nie, ty też - westchnął James, przeczesując ręką włosy. - Teraz mnie posłuchajcie, obydwoje. Nie obchodzi mnie, czym on jest! Nie obchodzi mnie, co zrobił! Znam Remusa, i Remus jest moim przyjacielem. I to powód, dla którego tutaj zostaję. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, to proszę bardzo, wyjdźcie. Peleryna-niewidka leży w rogu - wskazał głową na srebrzysty płaszcz zwinięty na podłodze. - Mam zamiar być z nim, gdy zmieni się z powrotem w człowieka. Wy podejmijcie swoją decyzję, moja już zapadła.
Był pewien, że oboje go opuszczą i zostanie sam. Ale o dziwo, Syriusz jako pierwszy podszedł do łóżka i położył się na nim. Skrzyżował ręce i zaczął wpatrywać się w okno. Peter poszedł w jego ślady. Usiadł na krześle przy oknie i również zaczął obserwować. James usiadł przy drzwiach i nasłuchiwał wyć dochodzących z pokoju obok. Kilka razy wilk rzucił się na ścianę, i trzech chłopców podskoczyło. James ciągle powtarzał sobie, że to nie był Remus. To nie był Remus.
Ale coraz ciężej było mu w to wierzyć.

Wkrótce księżyc zniknął, a jego miejsce zajęło słońce. James wstał, widząc jak promienie słońca wdzierają się przez zabite deskami okna. Wycie ucichło. Usłyszeli łomot.
- Czy to już czas? - zapytał Syriusz, również wstając. James skinął głową, i trójka podeszła powoli do drzwi.
- Czy on na pewno...
Potter znów skinął głową i przekręcił klamkę. Potem bardzo powoli popchnął drzwi. Ich oczom ukazała się krwawa scena.
Remus, mały Remus leżał na podłodze oddychając chrapliwie z pół-przymkniętymi oczami. Jego ubrania były podarte. I nagle James pomyślał, że mogło być o wiele gorzej.
- Remus - Potter podbiegł do niego i przyklęknął obok. Chłopak nie odpowiadał.
- Ktoś idzie! - szepnął Peter.
Syriusz odciągnął Jamesa od pokrzywdzonego chłopca z powrotem do drugiej sypialni, gdzie szybko narzucił na nich pelerynę. Odgłos kroków nasilał się. Ktoś wszedł do pokoju, w którym znajdował się Remus. Trójka chłopców podążyła za nim. I po chwili znaleźli się znów na błoniach Hogwartu.

- Pani Pomfrey, to na prawdę pilne! - powiedział stanowczo James, stając przy wejściu do Skrzydła Szpitalnego.
- Teraz, panie Potter...
- Wpuśćcie ich!
Pielęgniarka odwróciła się za siebie.
- Jesteś pewny, Remusie? Czujesz się lepiej?
- Niech ich pani wpuści - powtórzył Remus. Pani Pomfrey doszła do wniosku, że jej opór na nic się nie zda, i zrobiła przejście trójce przyjaciół. James wyszedł przed Syriusza i Petera, który niezdarnie zajął miejsce na końcu łóżka Remusa. Wyglądał nieco lepiej. Przynajmniej jego ubranie nie było poszarpane, a oddech znów był miarowy. Niestety jego twarz wyglądała na kilka lat starszą. Wyglądał, jakby zaraz miał umrzeć.
- Remusie, nic ci nie jest? - zapytał James, siadając w fotelu przy głowie przyjaciela. - Wyglądasz okropnie.

Warga Remusa drżała. Wiedział, że za chwilę przyjaciele wybiegną ze Skrzydła Szpitalnego. Syriusz już wyglądał na zdegustowanego. Przypomniał sobie słowa Avery'ego.
Poczekaj, aż dowiedzą się, że jesteś wilkołakiem. Opuszczą cię. Ty to wiesz, i ja wiem.
- Tak... Tak mi przykro. Przepraszam was...- szepnął Lupin, starając się nie rozpłakać. Wiedział, że to wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Zaraz jego piękny sen się skończy, a przyjaciele już więcej się do niego nie odezwą.
- Nie musisz - powiedział spokojnie James, klepiąc go po ramieniu. - W porządku, nikt nie został ranny.
- Na pewno? - zapytał Remus, patrząc na Syriusza i Petera i doszukując się na ich ciele jakichkolwiek śladów kłów bądź zadrapań.
- Tak - zapewnił go Potter. Remus przeniósł wzrok na Syriusza. Jego oczy były lekko zaszklone.
- Jak twoja mama? - zapytał krótko. Lupin jęknął i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Black wszedł mu w słowo.
- Co będzie następne? - warknął. - Twoja ukochana ciotka zachorowała na grypę?
- Wymyśliłem tę historię, żeby nikt się nie dowiedział...
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - wycedził Syriusz, krzyżując ręce na piersiach. - Co, nie masz do nas takiego zaufania, żeby podzielić się swoim małym sekretem?
- Myślałem, że jeśli się dowiecie to mnie opuścicie... - Remus przerwał i wziął głęboki wdech. - Myślę, że jestem wam winien wyjaśnienia, co?

Wszyscy kiwnęli głową jednocześnie, a Lupin podciągnął się lekko w swoim łóżku.
- Dobrze, więc wszyscy wiecie, że mieszkam na skraju lasu, prawda?
- Tak - powiedział James. - Wysłałeś nam zdjęcia w wakacje.
- Dobrze - kontynuował Remus. - No cóż, moi rodzice zawsze ostrzegali mnie, żebym nie szedł do lasu sam. I ich słuchałem. Do momentu, około siedem lat temu, w którym zapragnąłem sam odwiedzić las. Byłem tylko dzieckiem. Tak czy inaczej, była to noc, a księżyc był za chmurami. I tam był ten człowiek, trzymał się za głowę i mruczał coś do siebie. Wyszedł zza drzewa, a kiedy wyszedł... To był wilk. Zacząłem krzyczeć, i wtedy mnie zobaczył. Nie pamiętam niczego co się działo po tym. Oprócz tego, że moi rodzice znaleźli mnie godzinę później. Mama krzyczała. Wilk próbował mnie zabić, i to był cud, że przeżyłem. Każdy tak mówi - przeczesał palcami włosy. - Wszyscy przeczuwali, co się ze mną stało. Ale rodzice nadal mnie akceptowali. Nadal traktowali mnie jak normalnego człowieka. To znaczy aż do kolejnej pełni księżyca. Graliśmy sobie w gargulki w salonie, i wtedy przemieniłem się tuż przed nimi. Wpadli w histerię. Nie miałem żadnej przyszłości. Wiedziałem, że nic nie osiągnę... W moim stanie.

Syriusz, James i Peter wpatrywali się w niego z uwagą.
- Tak spędziłem dużą część mojego dzieciństwa. Wokół lekarzy i z dala od ludzi, których przecież mogłem skrzywdzić. Wydawało się, że nigdy nie będę mógł pójść do Hogwartu. Ale Dumbledore został dyrektorem, i stwierdził, że przy zastosowaniu odpowiednich środków ostrożności, nie widzi żadnego problemu, ażebym mógł się edukować. I posadził Wierzbę Bijącą, żeby powstrzymać ludzi przed próbą odkrycia mojego sekretu. I kazał mi obiecać, że nie powiem nikomu, i... Wilk to zupełnie inna istota. Nie mogę go kontrolować. Mieszka wewnątrz mnie cały czas, ale nie może się wydostać, gdy pojawia się pełnia. A to jest tylko raz w miesiącu. Nie ma żadnego lekarstwa. Często się przy tym ranię. To jest przekleństwem. To mój comiesięczny koszmar.

Nastała cisza. Chłopcy przetwarzali wszystkie informacje w swoich głowach. Wstręt na twarzy Syriusza przemienił się w sympatię.
- Kto to był? - zapytał Peter.
- Co?
- Kto cię ugryzł?
Remus wzruszył ramionami i powiedział: - Nie wiem. Zakładam, że to był tylko jakiś biedny mężczyzna, który nie znalazł w porę bezpiecznego miejsca i zabłądził w lesie. Ale ojciec zawsze się wścieka jak mu mówię, że jest mi go szkoda. Mówi, że nie mam czuć żadnego żalu wobec niego.
Kolejna cisza. Syriusz odwrócił się w stronę Remusa.
- I zrozumiem, jeśli zechcecie mnie unikać - powiedział drobny chłopak. Wargi znów lekko mu drżały. - Po tym wszystkim. Po tym, jak próbowałem was zabić.
- Nikt nie zamierza cię unikać - powiedział stanowczo Syriusz. James spojrzał na niego zaskoczony. Ale Black nie zwrócił na niego uwagi. Miał błysk determinacji w oku. - Znajdziemy sposób, dzięki któremu twoje przemiany nie będą tak bolesne.
- Co? - pisnął Peter.
- Czytałem nieco o tym - mruknął Black. - I mam pewien pomysł. O ile wszyscy w to wejdą.
- Ja w to wchodzę - odparł bez zastanowienia James.
- Ja też, tak sądzę... - westchnął powoli Peter.
Remus uśmiechnął się i skinął głową.
- Dobrze, więc co masz na myśli?

piątek, 2 października 2015

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 15

Wzlot i upadek Darryla Avery'ego

- Posłuchajcie mnie teraz uważnie. Myślę, że wszyscy mamy w tej kwestii jedno zdanie, tamten rok był istnym koszmarem - powiedział Darryl, kładąc ręce na kolanach.
- Właściwie, to był całkiem w porządku - powiedział James, krzyżując nogi.
- Widzę, że dla nas różne rzeczy są w porządku, Jamesie - odparł Darryl. Syriusz prychnął głośno.
- Jak mówiłem - ciągnął dalej Avery, spoglądając bojaźliwie na Blacka - mam dla was propozycję.
- Dobrze, dawaj - mruknął znudzony James.
- Chcę - zaczął Darryl, po czym wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu i rozłożył go na swoich kolanach. - Cóż, zrobiłem harmonogram dla każdego z naszej piątki. Coś w rodzaju kontraktu, jak umowa o pracę, ale tu nie o pracę się rozchodzi.
- Co to znaczy? - zapytali równocześnie Potter i Lupin. Remus wziął do ręki kawałek pergaminu i zlustrował go wzrokiem.
- Kontrakt mówi, że wszyscy musimy być w łóżkach przed dziewiątą wieczorem, i w żadnym wypadku nie wychodzimy z niego przed ósmą rano - odparł poważnym tonem Darryl, prostując się w krześle.
- A Peter musi pozbyć się szczura - stwierdził Remus, czytając dalej umowę.
- Porąbało cię? - powiedział James, przeczesując palcami włosy. Lupin spojrzał na niego karcąco. - To jedyna rzecz Petera, która jest... Jego, i tylko jego!
- A co ty dasz nam w związku z tym kontraktem? - zapytał Remus, wlepiając podkrążone oczy w Darryla.
- Dam wam swojego rodzaju satysfakcję - odparł Avery, jednak widząc zdziwione miny chłopaków, ciągnął dalej - Będziecie wiedzieli, że nie powiem nauczycielom o waszych małych eskapadach. Tak, wiem o wszystkich. O tym, że każdej nocy wpuszczacie tu Irytka, żeby rozwalił mi łóżko i zrobił jak najwięcej hałasu. To otwieranie i zamykanie drzwi...
Syriusz uniósł brew i spojrzał na Jamesa. Okularnik, powstrzymując śmiech, wziął z ręki Remusa kawałek pergaminu i roztargał go na pół.
- Nie ma mowy - powiedział w końcu, wstając. - Peter zatrzymuje szczura, Syriusz może ci grozić tyle, ile mu się podoba. Idź skarżyć nauczycielom, proszę bardzo. Ale pamiętaj, że w tej grze grają dwa pionki. Tak, Avery, wiemy o tym.
Twarz Darryla zrobiła się biała jak kreda. 
- Blefujesz - powiedział, wytrzeszczając oczy.
- Och, tak myślisz? - zapytał James, uśmiechając się złowieszczo. Pozostała trójka wyglądała na bardzo zdezorientowanych.
- Wiem o tym już od miesiąca. Założę się, że byłbyś bardzo zadowolony, gdyby dowiedział się o tym ktoś jeszcze, co, Darryl? Czy muszę mówić więcej?
Darryl pokręcił powoli głową, po czym wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi.

- Możesz powiedzieć nam wszystkim, o co chodzi? - zapytał Remus. James machnął ręką.
- Każdy z nas ma taką rzecz, o której nie chce, żeby inni się dowiedzieli, no nie? Blefowałem. Nie wiem, czego ten głupek tak się wystraszył. Ale podziałało, nie? - Potter wzruszył ramionami.
Syriusz poklepał go po plecach i wrócił do rozpakowywania się.


Nazajutrz rozpoczęły się pierwsze lekcje pierwszego semestru, a chłopcy nigdzie nie umieli znaleźć Remusa.
- Nie mógł tak szybko wrócić do domu - powiedział Syriusz, marszcząc czoło. - Musi gdzieś tu być.
- Pewnie szybko wybiegł z dormitorium w nocy - odparł James. - Chociaż nie pamiętam, żeby wracał.
Ich nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią był tak nudny, że nawet Syriusz nie mógł się powstrzymać od przysypiania na lekcji. Nie usłyszeli jego nazwiska, ale wydawało im się, że zaczynało się na F. Strasznie przeciągał końcówki. Siedzący mniej więcej po środku klasy Peter zasnął i spadł ze swojego krzesła, natomiast nauczyciel, jak gdyby nigdy nic, przeszedł obok niego i dalej prowadził lekcję. James stwierdził, że jest gorszy od profesora Binnsa, a to już nie lada wyczyn.
Na transmutacji panował taki sam rygor, jak w zeszłym roku. McGonagall stanęła na środku klasy i przywitała ich krótkim przemówieniem. Wtrąciła również krótki komentarz na temat tego, że spodziewa się lepszych wyników w tym roku. Mówiąc to wpatrywała się w Syriusza i Jamesa, jednak tym razem na jej twarzy nie było nawet cienia uśmiechu.
Następne były eliksiry ze Slughornem. W drodze do lochów James i Syriusz natknęli się na profesora Snorksa, który uczył numerologii. Kazał im przekazać Remusowi wiadomość: Wyjeżdżam w ten dzień do swoich starych przyjaciół, którzy zachorowali, i nie będzie mnie w Hogwarcie przez najbliższe trzy miesiące.
- Powiedzcie mu, żeby pogadał ze Sprout na temat mojej wymiany, okej? - powiedział łysiejący nauczyciel i odszedł szybkim krokiem drugim korytarzem. Black i Potter spojrzeli po siebie zdezorientowani.
Po eliksirach chłopcy poszli na obiad. Ku ich zaskoczeniu, w Wielkiej Sali siedział Remus. Jego ręce drżały, gdy próbował obrać pieczonego ziemniaka z chrupiącej skórki. Wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować.
- Gdzie byłeś? - zapytał Syriusz, siadając obok niego. James i Peter zajęli miejsca po przeciwnej stronie stołu.
- Nie pytaj - powiedział Remus. Sięgnął po swoją łyżkę, ale jego ręka uderzyła o stojącą obok szklankę i mleko wylało się na podłogę. - Cholera.
Lupin pochylił się, żeby to wyczyścić, nadal drżąc.
- Wszystko dobrze? - zapytał James, patrząc na niego uważnie. - Wyglądasz znów nieco... Mizernie.
- Co? - zapytał Remus, wyciągając głowę spod stołu. - Och, tak, dobrze.
- Czy znowu chodzi o twoją mamę? - wypalił Peter. James nadepnął go pod stołem, jednak Remus pokiwał głowa.
- Dostałem od niej sowę rano, musiałem... Musiałem opuścić pierwsze zajęcia. Przeniosłem się siecią Fiuu do domu, żeby ją zobaczyć. Wiedziałem, że nie powinna mnie wczoraj odprowadzać na peron... To wszystko moja wina.
Jego wargi zaczęły drżeć, a James poklepał go po plecach i zaczął mówić, że będzie dobrze.
- Ale nie będzie - jęknął Lupin. - Jest coraz gorzej, już nie wiem, co mam robić...

Nadeszła noc. Cała czwórka zaczekała, aż Darryl zaśnie ze swoją maską na oczach. Następnie, po sygnale Pottera, wszyscy w pełni ubrani wyskoczyli ze swoich łóżek. James wyciągnął swoją pelerynę-niewidkę i uśmiechnął się szeroko. Kilka minut później opuścili już Pokój Wspólny i szli jednym ze słabo oświetlonych korytarzy.
- Gdzie się udamy?
- Może spróbujemy poszukać tych drzwi, o których wam kiedyś mówiłem? - zaproponował Peter.
- Ty dalej masz obsesję na punkcie tych głupich drzwi? - westchnął Syriusz. - Na prawdę, są ciekawsze rzeczy do zrobienia, niż...
- Hej - szepnął James, uciszając przyjaciela. - Zastanawiam się, czy Irytek byłby skłonny odwiedzić Avery'ego tej nocy. Ach, tylko jaka szkoda, że go tu nie ma.
Syriusz uśmiechnął się. - Wiem, o czym myślisz. I bardzo mi się to podoba.
- Kto w to wchodzi? - zapytał James.
- Ja - odparł bez zastanowienia Syriusz, wyciągając rękę.
- Niech będzie - westchnął Remus, odwracając się twarzą w stronę portretu Grubej Damy.


To było bardzo spokojny poranek. Ptaki ćwierkały głośno, a Hagrid, siedzący przy drzwiach swojej chatki, wtórował im śpiewem. Szczególnie cicho było w dormitorium. Może przez to, że Remus przebudził się ze swojego snu i nasłuchiwał dźwięku, który wkrótce miał usłyszeć. A może dlatego, że Syriusz i James nadal spali, wyczerpani poprzednią nocą. Albo dlatego, że Darryla Avery'ego nie było nigdzie w zasięgu wzroku.
- AAAAAAAAAAACH!
Przeraźliwy krzyk dobiegł z najwyższej Wieży Astronomicznej. Peter zachichotał. Remus jęknął i naciągnął poduszkę na głowę. Wiedział, co się zaraz nastąpi.

Rzeczywiście, słychać było odgłos kroków, i po chwili profesor McGonagall wparowała z pełną prędkością do ich dormitorium wraz z Darrylem.
- Pani profesor! - krzyknęli Syriusz i James, okrywając się kołdrami. 
Darryl był cały czerwony na twarzy. Wyciągnął palec w kierunku Syriusza i wrzasnął: - TO BYŁ ON! TO ONI WSZYSCY!
- O co chodzi, Darryl? - zapytał Remus, ziewając, jakby dopiero co wstał.
- TY! TY MAŁY DZIWOLĄGU! - krzyknął, podbiegając do łóżka Remusa. - Ty też masz coś z tym wspólnego!
- Panie Avery, nie sądzę, żeby to było konieczne - warknęła McGonagall, chwytając chłopaka za ramiona i odciągając go od łóżka Lupina. 
- Nie wiem, o czym mówisz - odparł Remus, przecierając oczy.
- WIEM CZYM JESTEŚ! - krzyczał dalej Nelson, wciąż wskazując palcem na Remusa, którego plecy oblały się zimnym potem. - WIEM ODKĄD CHODZĘ DO TEJ SZKOŁY! POWIEM IM! ONI NIE WIEDZĄ, PRAWDA? NIE WIEDZĄ O TWOIM MAŁYM SEKRECIKU, PRAWDA? - jego oczy świdrowały między zdezorientowanymi twarzami Syriusza, Jamesa i Petera. Wyglądał jakby postradał zmysły.
- Darryl! - zaczęła profesor McGonagall.
- MAM JUŻ DOSYĆ! WIESZ, PRAWDA? - tym razem chłopak zwrócił się do nauczycielki z wyciągniętym przed siebie palcem wskazującym.

- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz, Avery - powiedziała surowo profesor McGonagall. - I nie musisz wskazywać na mnie palcem. Rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale są jakieś granice. I to wcale nie usprawiedliwia twoich oskarżeń na temat...
- JA NIE OSKARŻAM! JA TO WIEM! ONI SĄ W ZMOWIE Z IRYTKIEM! 
- Poltergeist był w moim biurze tej nocy. Rysował wąsy na starych portretach - poinformowała go McGonagall. - Nie ma sposobu na to, żeby z nimi pracował. On nigdy nie współpracuje z uczniami.
- Oni mają swoje sposoby - wysapał Avery, wpatrując się w Syriusza. Black uśmiechnął się tylko.
- Mówisz bzdury, panie Avery. A teraz proszę, umyj się, i przebierz spodnie. Lekcje zaczynają się za godzinę - odparła nauczycielka.
Huncwoci zlustrowali wzrokiem spodnie Darryla. Na ich przodzie widniała duża, mokra plama. Syriusz wydał z siebie krótkie ha!. James przygryzł wargę, żeby powstrzymać się od śmiechu.
- Nieźle - stwierdził Black, gdy tylko McGonagall wyszła z ich dormitorium. 
- Poczekaj! - powiedział Avery, patrząc dalej na Syriusza. - Obiecuję ci, nigdy tego nie zapomnisz! Jeszcze zobaczysz, Black! 
- Co zamierzasz zrobić? - zapytał Syriusz obojętnym tonem. - Obsikać mnie?
Szelmowski uśmiech wykrzywił wargi Blacka. Darryl ruszył w jego stronę z wyciągniętymi pięściami, jednak ktoś złapał je w powietrzu i skutecznie odciągnął od twarzy Syriusza. To był Remus. Wyglądał, jakby był gotowy go zabić.
- Jak już kiedyś Syriusz powiedział - zaczął spokojnym tonem. - Zadzierasz z jednym z nas, zadzierasz z wszystkimi.
Darryl przeraził się, jednak po chwili zamrugał i doszedł do siebie. Przeleciał wzrokiem po rozkojarzonych twarzach przyjaciół Remusa, i szepnął coś, co tylko Lupin mógł usłyszeć.
- Poczekaj, aż dowiedzą się, że jesteś wilkołakiem. Opuszczą cię. Wiesz o tym, i ja też wiem. Oboje o tym wiemy.
Remus spojrzał na niego wściekły i mocniej zacisnął palce na jego nadgarstkach.
- Wynoś się - warknął, po czym popchnął go na łóżko. Darryl, zbierając się z podłogi, wciąż uśmiechał się chytrze. Nie minęło pięć sekund, a opuścił ich dormitorium.
Pozostali trzej chłopcy byli jeszcze w szoku, gdy Remus westchnął, przeczesał palcami jasne włosy i podszedł do kufra, żeby wyciągnąć z niego czyste ubrania. 
- Cóż, to było... Zaskakujące - wydusił Syriusz, z inną nutą w głosie. Był to ton pełen szacunku dla swojego drobnego przyjaciela. 

Darryl wyprowadził się z ich dormitorium w porze lunchu. Otrzymał dodatkowe łóżko u boku czwórki pierwszoklasistów. Czwórka przyjaciół czuła się znów swobodnie idąc spać, gdy widzieli, że piąte łóżko znów stoi puste. Tylko Remus wciąż czuł dziwne kłucie w brzuchu. Był pewny, że nie po raz ostatni słyszał coś na temat Darryla Avery'ego.