ROZDZIAŁ 17
Tydzień Mrocznego Znaku
Następnego dnia Syriusz wziął pozostałą trójkę do biblioteki (co wcale nie polepszyło humoru pani Pince) i wyciągnął książkę z działu Transmutacji.
- Wiecie, dlaczego profesor McGonagall może zmieniać się w kota? - mruknął ni to do nich, ni do siebie, wertując kartki. - Cóż, dlatego, że jest animagiem.
- Ani co? - zapytał Peter, marszcząc czoło.
- To znaczy, że może wedle woli przemieniać się w zwierzę - wytłumaczył mu James.
- Zostanie animagiem wymaga dużych umiejętności - odparł Syriusz, biorąc do ręki kolejną książkę i siadając przy wolnym stoliku. - Mało kto potrafi tego dokonać. W tym wieku zarejestrowano siedmiu animagów, w tym profesor McGonagall.
- Do czego dążysz, Syriuszu? - zapytał Remus, siadając obok niego i wertując spis treści otworzonej księgi.
- Remusie, mam pytanie - zaczął Black, przenosząc wzrok na przyjaciela. - Wilkołaki nie krzywdzą zwierząt, prawda?
- Nie - odparł Lupin spokojnie. - Raz przez przypadek ugryzłem mojego kota, i wszystko z nim w porządku.
- Wspaniale - powiedział Syriusz, wskazując palcem na jedną ze stron, po czym zaczął czytać na głos. - Animagowie są rzadkością, gdyż mało który czarodziej potrafi opanować tą sztukę. Ale popatrzcie, tutaj jest instrukcja do przemieniania się. Wygląda na trudną... Jak myślisz James? Dwa lub trzy lata starczą?
- Powiedziałbym, że co najmniej cztery - wtrącił James, przyglądając się ilustracjom.
- O czym wy mówicie? - zapytał zdezorientowany Remus. Peter również wyglądał na zbitego z tropu.
- Już nie będziesz musiał się przemieniać samotnie - odparł James, zakładając skrzyżowane ręce za głowę. - Będziemy z tobą.
- Co? - krzyknął Remus. - Zwariowaliście?!
- Nie martw się, Remi - powiedział wesoło Black. - Nie będziemy pod ludzką postacią.
- Tak, w takim razie czym zamierzacie być?
Nonszalancki uśmiech wpełznął na twarz Syriusza. Podniósł lekko książkę i odwrócił ją w stronę Lupina. Ilustracja na stronie przedstawiała człowieka zmieniającego się w konia.
- Wy na prawdę oszaleliście - szepnął Remus, odsuwając od siebie książkę. - Nie ma szans na to, żeby trójka drugoklasistów zrobiła to tak, żeby nic złego się nie stało.
- Co może pójść źle? - zapytał Syriusz, przyglądając się uważnie ilustracji.
- Jak myślisz, dlaczego Ministerstwo stale obserwuje animagów? - spytał Remus, mrużąc lekko oczy. - Ponieważ podczas przemiany coś może pójść źle i zostaniesz pół-jaszczurką pół-człowiekiem do końca życia!
- Och, przestań się tak martwić - westchnął Black, przewracając kolejną kartkę. - Ja i James zdobywamy teraz najlepsze stopnie, więc możemy pomagać Peterowi. To nie będzie takie trudne. No i ty będziesz nam nieco pomagał.
- To jest niebezpieczne, zbyt niebezpieczne - argumentował dalej Lupin.
- Pamiętasz jak wilk zniknął, kiedy byłeś ze mną? - zapytał nagle James, patrząc wprost w oczy Remusa. - Pamiętasz, jak odzyskałeś kontrolę? Wydaje mi się, że kiedy jesteś obok ludzi, których znasz, i do których masz zaufanie... Możesz to jakoś przejąć. Będziesz miał z nami kontrolę! Czy nie chcesz tego zwalczyć? Sam mówiłeś, że to koszmar!
Remus zamilkł, i po chwili pokiwał głową. - Tak. Tak, masz rację.
- Wspaniale - powiedział Syriusz, zamykając książkę. - Zaczynamy dziś wieczorem. Przy odrobinie szczęścia zdążymy przed siódmym rokiem.
- Czy możemy wybrać nasze zwierzęta? - zapytał Peter.
- Nie, tutaj pisało, że to jest samoistne. No wiesz, że to forma wybiera czarodzieja. Czyli raczej nie będziesz miał w tym wypadku dużo do gadania.
- Zastanawiam się, czym będę - westchnął rozmarzony Syriusz. - Może smokiem?
- Okej, więc to mówi, że do rozpoczęcia transformacji - zaczął James, wpatrzony w drugą książkę. - Musisz oczyścić umysł ze wszystkich rzeczy, które cię rozpraszają. I od wszystkiego, co ludzkie. A potem musimy się skupić na sobie i tylko na sobie, na naszym wnętrzu, duszy. Na swojej osobie.
- Dla ciebie to nie będzie trudne - zaśmiał się Syriusz, balansując na dwóch nogach krzesła.
- Zamknij się - mruknął James, po czym wrócił do czytania. - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będziemy przekształcać się w zwierzęta i biegać swobodnie po terenach Hogwartu. Możesz zostać pod postacią zwierzęcia tak długo, jak tego chcesz.
- Brzmi przyjemnie, jak z bajeczki dla dzieci - westchnął Black.
- Ale wcale tak nie jest - mruknął James, przewracając stronę i wskazując palcem na makabryczny obrazek. Trójka chłopców musiała się nachylić nad okularnikiem, żeby coś zobaczyć. Wytrzeszczyli oczy na widok czegoś, co miało być człowiekiem (lub lamą) w tym samym momencie.
- Fuj! - syknął Remus, odwracając głowę.
- To jest obrzydliwe! - powiedział Syriusz.
- Chyba mi niedobrze - jęknął Peter, łapiąc się za brzuch.
- To chyba nie jest dobry pomysł - mruknął Remus, któremu twarz nagle zbladła.
- Jest - powiedział James bez zastanowienia, zamykając książkę. - I będzie działał. Trzymamy się razem. Wiem, że dla każdego z nas zrobiłbyś to samo, Remusie.
Syriusz skinął lekko głową, a Remus westchnął głośno.
- Cóż, powodzenia. To wszystko, co mam wam do powiedzenia.
Tej nocy chłopcy przeszli do swojego dormitorium szybciej, niż zwykle. Remus siedział na łóżku jedząc Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta i przyglądając się swoim trzem przyjaciołom ślęczącym nad książką. Chłopcy przesunęli swoje łóżka pod ściany, aby zrobić dogodniejsze warunki w razie gdyby zaklęcie miało zadziałać i mieliby transformować się w zwierzę. Żaden z nich nie wiedziało, w co się pakują i jakie mogą ponieść konsekwencje. Ale byli gotowi zaryzykować.
- Okej - powiedział w końcu James. - Pójdę pierwszy, żebyśmy zobaczyli, czy to bezpieczne, i takie tam. Tutaj, Remusie - przerwał i podał książkę swojemu przyjacielowi, który w dalszym ciągu siedział na łóżku - Przeczytaj powoli wszystkie wskazówki. A wy, chłopaki, krok wstecz.
Syriusz prychnął głośno, jednak wszedł na łóżko Petera.
- Dobrze - powiedział Remus. - Po pierwsze musisz zamknąć oczy. - James zamknął oczy. - I zrelaksować się. Nie relaksujesz się.
- Jak możesz mu gadać, że ma się zrelaksować, skoro może tu skończyć jako pół-sardynka i pół-żółw? - wtrącił się Syriusz.
- Następnie musisz wyrzucić wszystko ze swojej głowy i myśleć tylko o sobie. Tylko o swojej osobowości. Piszą tu, że pomaga odpowiadanie sobie na pytanie takie jak: jaki jest mój ulubiony kolor? Jakie potrawy lubię? Takie osobiste rzeczy - odparł Remus. - Im więcej pytań sobie zadasz, tym lepszy uzyskasz rezultat.
James kiwnął głową, wziął głęboki oddech i wypuścił ze świstem powietrze z płuc. Pozostała trójka wlepiła w niego oczy, jakby oczekiwała na to, że wokół pojawi się magiczny obłok dymu, a gdy zniknie, to zamiast Jamesa będzie przed nimi siedział kot. Ale nic takiego nie miało miejsca.
- Co teraz? - zapytał Potter, otwierając jedno oko.
- Uch, niech zobaczę... - Remus przewrócił stronę i zaczął szukać kolejnej wskazówki. - Cóż, tu pisze, żebyś skupił się na swoim zwierzęciu, no ale ty nie masz pojęcia, czym ono jest. W takim razie myślę, że to na nic.
- Musi być jakiś sposób! - zaperzył się James. - Każdy robił to kiedyś po raz pierwszy i nie wiedział, jakim jest zwierzęciem, no nie?
- Hej, wiem! - zawołał nagle Syriusz. - Co jeśli spytamy się McGonagall o to, jak stała się kotem?
- Tak! - krzyknął James entuzjastycznie. - Ale musimy poczekać do jutra. Jest jedenasta w nocy.
- Super - powiedział Remus, zamykając książkę. - Chce ktoś spróbować fasolki o smaku wymiocin?
Zaraz po lekcjach Lupin poszedł do gabinetu McGonagall, jako że nauczycielka darzyła go największą sympatią. Podszedł po cichu do biurka i odchrząknął.
- Eee... Pani profesor? Czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście, panie Lupin - odparła nauczycielka, która właśnie przemieniała mysz w czajnik.
- Cóż, robię raport... Na moją inną lekcję. I my uczymy się o najtrudniejszych zaklęciach i umiejętnościach, wie pani. I przypomniała mi się pewna wzmianka o animagach, więc postanowiłem o tym napisać - profesor McGonagall widocznie poczuła się zaszczycona. - I pomyślałem, że pani jest animagiem, i zacząłem się zastanawiać, czy może pani nie mogłaby ze mną przedyskutować pewnej rzeczy.
- Jakiej rzeczy?
- Cóż, przeczytałem, że podczas przemieniania się trzeba się skupić na formie zwierzęcia. Ale gdy ktoś przemienia się po raz pierwszy, to co wtedy? Kiedy nie wie się, jakim jest się zwierzęciem?
Nauczycielka uśmiechnęła się.
- Dobre pytanie, panie Lupin - powiedziała, siadając za biurkiem. - Wielu czarodziejów zna formę swojego zwierzęcia dzięki temu, jaką formę przybiera ich patronus.
- A co, jeśli oni nie potrafią wyczarować patronusa?
- Cóż, to właśnie był mój problem, kiedy zaczęłam ćwiczyć - powiedziała McGonagall. - Wiesz, musisz po prostu wiedzieć, czym jest twoje zwierzę. Musisz poznać siebie. To zależy od twojego charakteru, osobowości, upodobań. Trzeba po prostu się nad tym skupić i tyle. Wielu czarodziejów próbowało, i im się nie udało. Dlatego animagów jest tak mało.
- Och. No cóż, dziękuję, pani profesor.
- Proszę bardzo, panie Lupin - odparła nauczycielka. - A, i coś jeszcze. Profesor Sprout i profesor Snorks już więcej nie będą cię odprowadzać pod wierzbę. Tę rolę przejmie pani Pomfrey.
- W porządku - powiedział na odchodnym Remus. Jego myśli krążyły teraz wokół zupełnie innych rzeczy.
- Poznać siebie? - warknął Syriusz, kiedy Remus opowiedział im w nocy o rozmowie z McGonagall. - Dlaczego miałbym chcieć poznawać samego siebie?
- Musisz, jeśli chcesz wiedzieć, jakim jesteś zwierzęciem. Cóż, albo to, albo patronus, czymkolwiek on jest.
- Pozwólcie, że spróbuję - odparł James, stając na środku dormitorium.
- Myślę, że Syriusz powinien spróbować. Wydaje się być bardziej zdolny do... Tego - powiedział Remus. Blackowi szczęka opadła.
- W porządku, stawaj tu i szukaj swojej duszy - powiedział James, popychając Syriusza na środek pokoju. Chłopak stał tam przez chwilę i zamknął oczy. To szalone, pomyślał. To po prostu szalone, to szaleństwo.
- Czy znasz już swoje zwierzę? - zapytał z nadzieją w głosie Remus.
- Nie - warknął Black. - Nie, nie znam.
- Myślę, że to zajmie nam trochę czasu - westchnął James, kładąc się w łóżku.
I tak było. Halloween i Boże Narodzenie zleciało w mgnieniu oka i zbliżał się drugi semestr ich drugiego roku w Hogwarcie. Nic nie przychodzi z niczego, więc chłopcy godzinami ćwiczyli nad przemianą w zwierzę.
Później przyszło lato, i żaden z chłopców nie potrafił się już skupić nad swoją zwierzęcą formą. Pewnej nocy James powiedział im, że jest jastrzębiem, więc skupiał się najmocniej jak tylko umiał nad tym, że lata nad Hogwartem. Później stwierdził jednak, że to nie jego zwierzę i się poddał.
Był czerwiec, zbliżały się egzaminy. Profesor F powiedział im, że nie ma czasu ani energii żeby ich dalej uczyć, i że w przyszłym roku inny nauczyciel obejmie jego posadę.
Przez to całe zamieszanie z odkryciem tajemnicy Remusa chłopcom zupełnie wylecieli z głowy Rycerze Walpurgii. Do czasu, gdy przez przypadek nie usłyszeli rozmowy kuzynki Syriusza, Narcyzy ze swoją przyjaciółką.
- Moja matka wyjechała dziś w nocy - szepnęła jej na ucho.
Ale to była jedyna informacja, jaką uzyskali. Aż w pewien poniedziałkowy poranek przed Blackiem wylądowała sowa z Prorokiem Codziennym. Na pierwszej stronie widniała ilustracja, która przedstawiała ruiny domu i unoszący się nad nim zielony symbol. Czaszka z wężem przechodzącym przez szczękę. Nagłówek brzmiał: Zamaskowani osobnicy zamordowali trzyosobową rodzinę.
- Co to? - zapytał James, pochylając się nad gazetą.
- Na brodę Merlina - szepnął Syriusz, czytając artykuł. - Callingsowie. Mieszkają dwa domy obok mnie. To mugole, ich córka była czarownicą. Pojechała do Hogwartu kilka lat temu... I teraz cała trójka nie żyje.
- Co? - zapytał Remus. - Jak to nie żyją?
- Władze mówią, że to mogła być klątwa Avada Kedavra - zaczął czytać Syriusz. - Mówią też, że ten symbol to znak ludzi niejakiego Voldemorta. W ruinach domu znaleźli anonimową wiadomość. Lord Voldemort będzie królował. Strzeżcie się szlamy. Źródła mówią, że mordercy zniknęli w nocy i są bardzo niebezpieczni.
- A więc się zaczęło - szepnął James. - A my siedzimy tu jak gdyby nigdy nic.
- Jesteśmy dziećmi, Jimbo - odparł Syriusz. - Co moglibyśmy zrobić? Obrzucać ich łajnobombami na śmierć?
- Musimy coś zrobić, Syriuszu - westchnął Potter. - Chodzi mi o to... Kto będzie następny? Przecież to może być moja rodzina, albo Remusa, albo Petera.
- Dlaczego nie Syriusza? - zapytał Pettigrew.
- Bo moja rodzina jest, jakby to powiedzieć... Nie toleruje szla... To znaczy się urodzonych w mugolskich rodzinach.
- Moi rodzice odrzucili propozycję Kleina, Syriuszu - mruknął James, patrząc nerwowo na ilustrację w Proroku. - Mój dom może tak wyglądać lada dzień. A Remus? Przecież Klein wie, czym on jest. Jego tata urodził się w rodzinie mugoli. On również jest kandydatem.
- Moja rodzina jest czystej krwi - powiedział dumnie Peter.
- Chwała tobie - warknął Syriusz.
- Nie mam zamiaru tak po prostu tutaj siedzieć i nic nie robić. Na pewno coś dla nas by się znalazło. A może po prostu powiedzmy Dumbledore'owi albo McGonagall o tym, co słyszeliśmy tamtej nocy? No wiecie, o Snapie i Kleie?
- Nie sądzę, że Klein jest jedynym nauczycielem, który jest w to zamieszany - powiedział nagle Remus, patrząc na stół nauczycielski. Slughorn był pochylony nad pustym krzesłem Snorksa i śmiał się z czegoś wraz z profesor Sprout.
- Co?
- Cóż, pamiętacie jak Snorks mówił, że musi odwiedzić starych przyjaciół?
Syriusz skinął głową.
- No widzisz. Mam złe przeczucia co do tego.
- Proszę cię, Remusie - westchnął Syriusz. - Spójrz tylko, przecież on nie wygląda na takiego człowieka. Najgorsza rzecz jaką może zrobić to zadać więcej pracy domowej. Klein sam w sobie był wrednym...
- Dobrze, wystarczy - westchnął Lupin. - Ale nie tylko źli ludzie nie lubią nas, mieszańców.
- Ale Snorks? - zapytał Black.
- Większość rodzin tych uczniów - Remus wskazał głową na stół Ślizgonów - jest w to zamieszana. Nawet rodzina Darryla!
- Kurczę, wiedziałem, że coś jest nie tak z tym dzieckiem! - mruknął do siebie James.
- Sądzisz, że to spisek? - zapytał Peter.
- Więcej niż spisek - westchnął ponuro Remus. - Myślę, że to było otwarte ludobójstwo.
Chłopcy zamilkli, a oczy Remusa powędrowały znów do artykułu.
- To dopiero początek. Czuję to. Będzie tylko gorzej.
Jak Remus przepowiedział, w tym tygodniu było jeszcze kilka artykułów na temat morderstw rodzin mugolskich. Ministerstwo Magii było w panice, a James zaczynał się coraz bardziej martwić.- Co, jeśli przyjdą do mojego domu? - szepnął do Syriusza. - Co, jeśli wrócę do domu i to... To coś będzie wisieć nad nim?
- Nie będzie tak - pocieszał go Black, niezbyt pewnym tonem.
Ostatni tydzień w szkole nie był udany. Każdy myślał tylko o nasilających się morderstwach. Zwolennicy Voldemorta ogłosili na innej tajemniczej wiadomości (tym razem na ścianie w domu Warvicków), że zwą się Śmierciożercami i że rosną w siłę.
- Myślę, że Rycerze Walpurgii dla nich nie pracują - odparł Syriusz, składając gazetę na pół.
Aby odciąć ich myśli od bieżących wydarzeń, James zaproponował, żeby pospacerowali pod peleryną po Hogwarcie zanim spakują się i wrócą do domów.
Czwórka weszła więc pod pelerynę i wyszła przez portret Grubej Damy. Udali się w stronę kuchni. Po drodze natknęli się jednak na Dumbledore'a, McGonagall i Snorksa.
Chłopcy ukryli się za jednym z posągów choć wiedzieli, że i tak są niewidzialni.
- To wszystkie informacje, Fredericku? - zapytał Dumbledore.
- Nie, oprócz tego, że niedługo odbędzie się kolejny zlot. Oni rosną w siłę i liczbę. Jest ich coraz więcej.
- Jesteś na prawdę cennym szpiegiem, Fredericku - odparł dyrektor z podziwem. - A co Voldemort robi w tym czasie?
- Cóż, podsłuchałem tylko jedną jego rozmowę. Jego zwolennik kazał mu przejąć szkołę, ale Voldemort zaczął coś mówić o dyrektorze - w tym momencie Snorks zachichotał. - Pomyśl sobie, Czarny Pan boi się tylko ciebie.
- Poznałem Toma wcześniej, był jednym z moich uczniów. Zdolny chłopak.
Zapadła cisza, a potem Dumbledore klasnął w dłonie.
- Cóż, Fredericku, jestem z ciebie dumny. Mam pyszną struclę w swoim gabinecie. Skusisz się? - zapytał uśmiechając się lekko.
- Och nie, dziękuję, Albusie - odparł Snorks. - Mam mnóstwo prac do sprawdzenia i rzeczy do nadrobienia. Lepiej pójdę do swojego biura.
- Tak, masz rację. Czasem tęsknię za nauczaniem. Za widokiem tych uczniowskich min, kiedy kazałem im przepisywać encyklopedie...
A potem usłyszeli tylko kroki i dźwięk zamykanych drzwi.
- Myliłem się - powiedział Remus. - Snorks nie jest zły. Pracuje dla Dumbledore'a.
- Mówiłem ci, że jest zbyt... Wesoły na osobę, która miałaby być poplecznikiem Voldemorta - odparł Syriusz, wzruszając ramionami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz