sobota, 10 października 2015

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 16

Sekret Remusa Lupina


Wrzesień minął w mgnieniu oka. Liście opadały swobodnie z drzew w Zakazanym Lesie. Wyglądały  jak gdyby oświetlone promieniami zachodu słońca, pomarańczowe, żółte, czerwone i brązowe. Uczniowie na nowo zainteresowali się Wierzbą Bijącą; próbowali ustalić, na ile zdołają się do niej zbliżyć po dotknięciu grubym kijem jednej z narośli i znieruchomieniu drzewa.

Od awantury z Darrylem w dormitorium Syriusz zrobił się bardzo cichy. Obserwował Remusa z największą ciekawością i często można go było spotkać w bibliotece. Poprosił nawet profesora F o zgodę na dostęp do działu Ksiąg Zakazanych. James był tym bardzo zmartwiony, więc poszedł wraz ze swoim przyjacielem do biblioteki. Pani Pince nie wyglądała na zadowoloną, widząc tę dwójkę idącą łeb w łeb w jej stronę. Jakby jeszcze było w tym coś złego.

- Wiesz, zaczynasz zamieniać się w Snape'a - stwierdził James, idąc żwawym krokiem za Syriuszem w stronę działu Ksiąg Zakazanych.
- Aha - mruknął od niechcenia Black, lustrując wzrokiem półki. - Pomóż mi, poszukaj tutaj... Albo nie, nie musisz. Hm... Tak, to jest ta książka.
Chwycił opasły tom w obie ręce i przeszedł do jednego ze stolików. Otworzył księgę i zaczął czytać.
- Jest! Tak właśnie myślałem! - powiedział Syriusz, kiwając głową. - Wiedziałem! Wiedziałem!
- Co? Wiedziałeś... Co? - zapytał zdezorientowany James, siadając obok niego. Syriusz wskazał palcem na stare, napisane krwią pismo.

Wilkołaki.
Mroczne stworzenia nocy
Wilkołaki są znane ze swoich dzikich idei. Co miesiąc, w każdą pełnię, stworzenie dzięki światłu księżyca zmienia się w to, czym na prawdę jest, i nie odzyskuje swojej ludzkiej formy przed świtem.
Wilkołaki są bardzo niebezpieczne i obserwowane przez Ministerstwo Magii.

- James, wiesz co to znaczy? - zapytał Syriusz.
- Nie mam pojęcia - odparł James, nie spuszczając wzroku z kartki.
- Pamiętasz mamę Remusa? Jak bardzo współczuliśmy mu, kiedy do niej wyjeżdżał?
- Tak, to na prawdę straszne, że jego mama...
- Z nią wszystko jest w porządku.
James spojrzał na twarz przyjaciela. Było w niej coś mrocznego. - Ale jak to wszystko z nią w porządku? Co masz na myśli? Przecież zeszłej nocy Remus mówił nam, że znów do niej jedzie...
- Ale oni się nie zobaczą - mruknął ponuro Syriusz.
- Co?
- Powinienem był to odkryć wcześniej...
- Mów, człowieku! O co ci chodzi?
Syriusz wypuścił ze świstem powietrze z ust, przymknął oczy, i powiedział cicho: - Remus Lupin jest wilkołakiem.

James nie wiedział, czy się śmiać, czy krzyczeć. Lupin? Ten cichy Lupin? Potworem? Krwiożerczą bestią?!
Ale Syriusz się nie uśmiechał. Jego spojrzenie było lodowate. Zupełnie do niego nie podobne.
- Syriuszu? - zapytał James słabym głosem.
- Pomyśl o tym - powiedział Syriusz. - Klein nim gardził, bo była aurorem, jego pracą było tępienie tych stworzeń, a nagle posadzili mu jednego w pierwszej ławce, i miał go edukować. Później jego pudełko na egzaminie u McGonagall. Pamiętasz? Był tuż za mną. Była na nim pełnia. PEŁNIA, James, rozumiesz? A jego wymiana zdań z Kleinem? To, że wszyscy nauczyciele go faworyzują? Że McGonagall tak się o niego troszczy? Pamiętasz tę noc, jak krzyczał i jęczał, i musieliśmy spać w Pokoju Wspólnym? James, on wtedy nie śnił. On się przemieniał! Rozumiesz to? Pamiętasz te ślady pazurów na jego łóżku? Albo wtedy na ręce, jak mówił, że to kot? Co miesiąc, jak wracał po swojej nieobecności, wyglądał tak strasznie mizernie, nie? Miał podkrążone oczy, był podrapany - Syriusz wziął głęboki oddech i spojrzał na Jamesa, który wyglądał, jakby był chory. - Nie wspominając o tym, co powiedział Avery. Wiem czym jesteś, znam twój mały sekret...
- To... To jest szalone...

- To jest prawdą - mruknął Black, zatrzaskując powoli książkę. - I mam zamiar to udowodnić dziś wieczorem. Gdy Sprout po niego przyjdzie, pójdziemy za nim, i odkryjemy, gdzie wymyka się co miesiąc. Weźmiemy pelerynę niewidkę i pójdziemy. W trójkę.
- On tylko idzie ze Sprout na stację, albo do jakiegoś kominka...
- Być może, ale nie jesteśmy pewni - powiedział Syriusz. - Muszę się dowiedzieć. Boże, nie wierzę, że nam o tym nie powiedział...


Czwarta po południu nastała o wiele wolniej, niż zawsze. Profesor Sprout i jej nowy towarzysz, profesor F znów się spóźnili. Przyjaciele siedzieli jak zwykle w Pokoju Wspólnym. Syriusz, James i Peter przyglądali się Remusowi, który wpatrywał się w Zakazany Las. Ręce nieco mu się trzęsły.
- Chłopaki, na prawdę nie musicie tak ze mną czekać za każdym razem - odparł, odwracając głowę w ich kierunku. Ich wyraz twarzy jednak nie wskazywał na to, jakoby mieli się stąd ruszyć. Syriusz pokręcił nonszalancko głową. Peter trząsł się lekko.
- Więc, eee... Pozdrów od nas... Mamę - wydusił, uśmiechając się krzywo. Remus pokiwał głową. Nagle usłyszeli krzyk Grubej Damy.
- Cóż, więc do zobaczenia wkrótce - odparł, i zniknął za portretem. Chłopcy zauważyli profesora F, który wziął Remusa pod ramię i ruszył z nim korytarzem wraz z profesor Sprout.
- Prędzej niż myślisz - mruknął Syriusz, gdy tylko drzwi się za nimi zatrzasnęły.
James wyjął pelerynę-niewidkę, i upewniwszy się, że nikt ich nie widzi, narzucił ją na trójkę. Chłopcy wymknęli się przez dziurę w portrecie i ruszyli w dół spiralnych schodów.
- Wyglądasz na zmęczonego, Remusie - spokojny głos profesor Sprout dochodził z sąsiedniego korytarza. - Nie spałeś w nocy?
- Nie, proszę pani.
James wskazał głową na marmurowe schody, po których schodziła trójka. Profesor F uchylił drzwi wyjściowe, i trzy postacie zniknęły za nimi. Chłopcy również się nimi wśliznęli.
- Musimy się pospieszyć - powiedziała Sprout do profesora F. - Księżyc jest już na zewnątrz.
Remus zadrżał.
Syriusz dyszał głośno. To jednak była prawda. Nadal to do niego nie docierało, ale to była prawda...
Pobiegli za dwójką nauczycieli i swoim przyjacielem przez błonia, w stronę Wierzby Bijącej. Sprout wyciągnęła długi kij ze swojego płaszcza i dotknęła nim narośli na drzewie, które nagle znieruchomiało.
I nagle, kiedy James, Syriusz i Peter dobiegli do Wierzby Bijącej, chmury na niebie rozeszły się a światło księżyca oświetliło ich pod peleryną. Oczy Jamesa świdrowały od jasnej kuli do sylwetki Remusa, która nagle zaczęła drżeć. Ich przyjaciel wydał z siebie dziwny dźwięk i opadł bezwładnie w ramiona F'a.
- Nie, tylko nie znów to samo - jęknęła Sprout, patrząc rozpaczliwie w stronę F'a. - Znów za późno przyszliśmy.
- To nie czas na takie rozmowy, Pomono - powiedział nauczyciel, wskakując pod ziemię. Najwidoczniej była tam jakaś dziura.
- Chodźcie! - powiedział Syriusz, biegnąc do przodu.
- Co? - pisnął James.
- Ciiii! - syknął Black, po czym wepchnął pozostałą dwójkę do dziury w Wierzbie Bijącej. Usłyszeli krzyki i błagania dobiegające z wnętrza tunelu, w którym się znajdowali. A później czyjeś przyspieszone kroki. F minął ich zaledwie o cal.
- ZAMYKAJ! ZAMYKAJ! - krzyknął do Sprout, która stała przed wejściem do tunelu. I nagle zrobiło się ciemno.
- Och tak, na prawdę, świetnie - powiedział James, spoglądając w stronę Syriusza. - Utknęliśmy w tym tunelu z... Z...
- Mówiłem ci, z wilkołakiem - mruknął Syriusz i odważnie wyciągnął przed siebie różdżkę. - Lumos.

Tunel znów stał się nieco jaśniejszy. Chłopcy ruszyli wilgotnym korytarzem. Im dalej szli, tym głośniejsze były krzyki. Wreszcie zobaczyli klapę w suficie. James spojrzał na Syriusza, który zagryzł wargi i otworzył drzwi. Tunel wydawał się prowadzić do małej chaty. Weszli powoli schodami na górę. Podłoga była poznaczona śladami pazurów. Krzyki dochodziły z pokoju na piętrze.
- Remus? - krzyknął James.
- Co ty robisz? - pisnął Peter. - Przybiegnie tu i pozabija nas wszystkich!
Zrobiło się cicho. Cisza była tak przerażająca, że chłopcom zjeżył się włosy na głowie. I nagle usłyszeli stukot ponad ich głowami. Bum. Bum. Bum. Bum. Coś schodziło po schodach.
- Remus? - powtórzył nieco ciszej James.

Niski ryk zabrzmiał zza rogu. Cień bestii pojawił się na ścianie na przeciwko nich. Peter zaczął dyszeć ciężko.
- To prawda - szepnął Potter.
I nagle potwór wyszedł zza rogu z obnażonymi kłami. Wyglądał tak, jak ten z rysunku na stronie 394. Miał krótki pysk, a jego nos był czarny jak noc. Jego futro, takiego samego koloru, co włosy Remusa, było zjeżone, a gigantyczne łapy drapały o podłogę. Jaskrawe oczy świdrowały po trójce przerażonych chłopców. Ślina kapała mu z ostro zakończonych kłów. Wilk oblizał wargi, wpatrzony w swoją zdobycz. Przybrał pozycję gotową do ataku i niespodziewanie rzucił się na trójkę chłopców.
- BIEGNIJCIE! BIEGNIJCIE! BIEGNIJCIE! - krzyknął James, dobiegając do drzwi. Ale te nie chciały się otworzyć. Wilk ruszył rozpędzony w ich stronę.
- NA PIĘTRO! SZYBKO! - krzyknął Syriusz, narzucając na nich pelerynę-niewidkę. Jednak Peter nadal stał z rozdziawioną buzią i wpatrywał się w stworzenie, które rzuciło się na nich po raz kolejny.
- Chodź! - powiedział James, wbiegając po schodach i łapiąc za klamkę do drzwi najbliższego z pokoi. Syriusz zamknął je za sobą. Nastała głucha cisza. Cała trójka mogła spokojnie złapać oddech. Ale zaraz... Jaka trójka?
- Gdzie Peter? - szepnął Potter. Syriusz rozejrzał się z przerażeniem, gdy nagle oboje usłyszeli czyjeś krzyki.
- WPUŚĆCIE MNIE! WPUŚĆCIE! - to głos Petera dobiegał zza drzwi.
Oczy Jamesa rozszerzyły się gwałtownie. Jeśli otworzy drzwi, wilk wbiegnie do pokoju i będzie miał ich wszystkich przy sobie, znajdą się w sytuacji bez wyjścia, oko w oko z bestią. Ale jeśli ich nie otworzy, to wilk ugryzie Petera, albo co gorsza go zabije...

- Hej, sam to powiedziałeś. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - uśmiechnął się lekko, jakby to było wyzwanie. - Otwórz drzwi.
- Zwariowałeś?!
- Otwórz drzwi, Syriuszu - powtórzył Potter, z oczami wpatrzonymi w okrągłą klamkę. Black, widząc, co chce zrobić jego przyjaciel jęknął głośno.
- Nie, James! Nie jesteś...
- Ach! - krzyknął okularnik, przekręcając klamkę. I od razu tego pożałował.
Jednak i tak wyszedł na korytarz, w którym dyszący wilk wpatrywał się w skulonego przy ścianie Petera. Jego oczy były czerwone, a twarz biała jak kreda. James zamknął za sobą drzwi i uniósł ręce do góry.
- Lupin - powiedział cicho, jednak wilk go nie słuchał. Nadal wpatrywał się w swoją przekąskę.
- Remus - powtórzył głośniej. Wilk zamrugał i przeniósł na niego wzrok. Jego kły nadal były obnażone. Znalazł nową zdobycz.
- Peter, wejdź powoli do pokoju - szepnął James. - Mam go.
Ale Petera sparaliżowało ze strachu. Kolana mu się trzęsły i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- Lupin, wiem, że mnie słyszysz - powiedział Potter, podpierając się plecami o ścianę. Wilk się nie poruszył. Podejmował decyzję. Która przekąska będzie lepsza? Gruby, czy wysoki chłopak?
- Remusie, spójrz na mnie. To ja, James. James Potter. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? Poznaliśmy się w drodze do Hogwartu. Jesteśmy przyjaciółmi...
Spojrzenie wilka nie było już tak piorunujące, jednak jego kły nadal były obnażone. James poczuł strach w sercu. To nie działa. Remus go nie poznaje.
- Remusie, proszę - głos Jamesa przybrał błagalny ton. - Nie zabijaj nas. Wiem, że nie jesteś potworem. Wiem, że to nie ty. Jesteś moim przyjacielem. Jesteś jednym z najlepszych uczniów w klasie. Nie przepadasz za wpadaniem w kłopoty, zawsze starasz się nas od nich jakoś odciągnąć. Pamiętasz jak Klein mówił, że wilkołaki to tylko te stworzenia ze strony 394? Ale to nie prawda. To nie jest prawdą, Remusie!
Wilk zapomniał o swojej zdobyczy i patrzał na Jamesa niepewnie. Groźny błysk w oku zniknął. Stworzenie stało i dyszało z szeroko otwartymi oczami, które przeniosły się z Jamesa na Petera.
- Remus? - powtórzył James z nadzieją.
Remus sapnął cicho i spuścił głowę. Następnie z wielkim trudem przeszedł do jednej z sypialni i szturchnął łapą drzwi. James podbiegł do nich szybko i zamknął je. Usłyszał warczenie dobiegające zza nich, a następnie długie wycie. Syriusz wyszedł z pokoju, żeby zobaczyć, co się dzieje. Zobaczył Jamesa i Petera żywych, ba, w jednym kawałku.
- Co się stało? - zapytał, patrząc ze zdziwieniem jak James bierze Petera pod pachę i wchodzi z nim do pokoju. Syriusz zamknął za nimi drzwi.
- Co robisz? - pisnął Peter. - Uciekajmy stąd!
- Nie - powiedział stanowczo Potter. - Zostajemy tu do rana. To nadal nasz przyjaciel. Remus jest taki sam, jak zawsze. Zgadzacie się ze mną?
Peter skinął głową z wielkim trudem. Syriusz zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na okularnika jak na szaleńca.
- Zgłupiałeś? To coś to... To nie był Remus! To...
- Dokładnie - odparł James. - To nie był Remus. Remus nie był obecny tej nocy.
- On chciał mnie zabić - szepnął Pettigrew drżącym głosem.
- Och nie, ty też - westchnął James, przeczesując ręką włosy. - Teraz mnie posłuchajcie, obydwoje. Nie obchodzi mnie, czym on jest! Nie obchodzi mnie, co zrobił! Znam Remusa, i Remus jest moim przyjacielem. I to powód, dla którego tutaj zostaję. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, to proszę bardzo, wyjdźcie. Peleryna-niewidka leży w rogu - wskazał głową na srebrzysty płaszcz zwinięty na podłodze. - Mam zamiar być z nim, gdy zmieni się z powrotem w człowieka. Wy podejmijcie swoją decyzję, moja już zapadła.
Był pewien, że oboje go opuszczą i zostanie sam. Ale o dziwo, Syriusz jako pierwszy podszedł do łóżka i położył się na nim. Skrzyżował ręce i zaczął wpatrywać się w okno. Peter poszedł w jego ślady. Usiadł na krześle przy oknie i również zaczął obserwować. James usiadł przy drzwiach i nasłuchiwał wyć dochodzących z pokoju obok. Kilka razy wilk rzucił się na ścianę, i trzech chłopców podskoczyło. James ciągle powtarzał sobie, że to nie był Remus. To nie był Remus.
Ale coraz ciężej było mu w to wierzyć.

Wkrótce księżyc zniknął, a jego miejsce zajęło słońce. James wstał, widząc jak promienie słońca wdzierają się przez zabite deskami okna. Wycie ucichło. Usłyszeli łomot.
- Czy to już czas? - zapytał Syriusz, również wstając. James skinął głową, i trójka podeszła powoli do drzwi.
- Czy on na pewno...
Potter znów skinął głową i przekręcił klamkę. Potem bardzo powoli popchnął drzwi. Ich oczom ukazała się krwawa scena.
Remus, mały Remus leżał na podłodze oddychając chrapliwie z pół-przymkniętymi oczami. Jego ubrania były podarte. I nagle James pomyślał, że mogło być o wiele gorzej.
- Remus - Potter podbiegł do niego i przyklęknął obok. Chłopak nie odpowiadał.
- Ktoś idzie! - szepnął Peter.
Syriusz odciągnął Jamesa od pokrzywdzonego chłopca z powrotem do drugiej sypialni, gdzie szybko narzucił na nich pelerynę. Odgłos kroków nasilał się. Ktoś wszedł do pokoju, w którym znajdował się Remus. Trójka chłopców podążyła za nim. I po chwili znaleźli się znów na błoniach Hogwartu.

- Pani Pomfrey, to na prawdę pilne! - powiedział stanowczo James, stając przy wejściu do Skrzydła Szpitalnego.
- Teraz, panie Potter...
- Wpuśćcie ich!
Pielęgniarka odwróciła się za siebie.
- Jesteś pewny, Remusie? Czujesz się lepiej?
- Niech ich pani wpuści - powtórzył Remus. Pani Pomfrey doszła do wniosku, że jej opór na nic się nie zda, i zrobiła przejście trójce przyjaciół. James wyszedł przed Syriusza i Petera, który niezdarnie zajął miejsce na końcu łóżka Remusa. Wyglądał nieco lepiej. Przynajmniej jego ubranie nie było poszarpane, a oddech znów był miarowy. Niestety jego twarz wyglądała na kilka lat starszą. Wyglądał, jakby zaraz miał umrzeć.
- Remusie, nic ci nie jest? - zapytał James, siadając w fotelu przy głowie przyjaciela. - Wyglądasz okropnie.

Warga Remusa drżała. Wiedział, że za chwilę przyjaciele wybiegną ze Skrzydła Szpitalnego. Syriusz już wyglądał na zdegustowanego. Przypomniał sobie słowa Avery'ego.
Poczekaj, aż dowiedzą się, że jesteś wilkołakiem. Opuszczą cię. Ty to wiesz, i ja wiem.
- Tak... Tak mi przykro. Przepraszam was...- szepnął Lupin, starając się nie rozpłakać. Wiedział, że to wszystko było zbyt piękne, aby było prawdziwe. Zaraz jego piękny sen się skończy, a przyjaciele już więcej się do niego nie odezwą.
- Nie musisz - powiedział spokojnie James, klepiąc go po ramieniu. - W porządku, nikt nie został ranny.
- Na pewno? - zapytał Remus, patrząc na Syriusza i Petera i doszukując się na ich ciele jakichkolwiek śladów kłów bądź zadrapań.
- Tak - zapewnił go Potter. Remus przeniósł wzrok na Syriusza. Jego oczy były lekko zaszklone.
- Jak twoja mama? - zapytał krótko. Lupin jęknął i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Black wszedł mu w słowo.
- Co będzie następne? - warknął. - Twoja ukochana ciotka zachorowała na grypę?
- Wymyśliłem tę historię, żeby nikt się nie dowiedział...
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi - wycedził Syriusz, krzyżując ręce na piersiach. - Co, nie masz do nas takiego zaufania, żeby podzielić się swoim małym sekretem?
- Myślałem, że jeśli się dowiecie to mnie opuścicie... - Remus przerwał i wziął głęboki wdech. - Myślę, że jestem wam winien wyjaśnienia, co?

Wszyscy kiwnęli głową jednocześnie, a Lupin podciągnął się lekko w swoim łóżku.
- Dobrze, więc wszyscy wiecie, że mieszkam na skraju lasu, prawda?
- Tak - powiedział James. - Wysłałeś nam zdjęcia w wakacje.
- Dobrze - kontynuował Remus. - No cóż, moi rodzice zawsze ostrzegali mnie, żebym nie szedł do lasu sam. I ich słuchałem. Do momentu, około siedem lat temu, w którym zapragnąłem sam odwiedzić las. Byłem tylko dzieckiem. Tak czy inaczej, była to noc, a księżyc był za chmurami. I tam był ten człowiek, trzymał się za głowę i mruczał coś do siebie. Wyszedł zza drzewa, a kiedy wyszedł... To był wilk. Zacząłem krzyczeć, i wtedy mnie zobaczył. Nie pamiętam niczego co się działo po tym. Oprócz tego, że moi rodzice znaleźli mnie godzinę później. Mama krzyczała. Wilk próbował mnie zabić, i to był cud, że przeżyłem. Każdy tak mówi - przeczesał palcami włosy. - Wszyscy przeczuwali, co się ze mną stało. Ale rodzice nadal mnie akceptowali. Nadal traktowali mnie jak normalnego człowieka. To znaczy aż do kolejnej pełni księżyca. Graliśmy sobie w gargulki w salonie, i wtedy przemieniłem się tuż przed nimi. Wpadli w histerię. Nie miałem żadnej przyszłości. Wiedziałem, że nic nie osiągnę... W moim stanie.

Syriusz, James i Peter wpatrywali się w niego z uwagą.
- Tak spędziłem dużą część mojego dzieciństwa. Wokół lekarzy i z dala od ludzi, których przecież mogłem skrzywdzić. Wydawało się, że nigdy nie będę mógł pójść do Hogwartu. Ale Dumbledore został dyrektorem, i stwierdził, że przy zastosowaniu odpowiednich środków ostrożności, nie widzi żadnego problemu, ażebym mógł się edukować. I posadził Wierzbę Bijącą, żeby powstrzymać ludzi przed próbą odkrycia mojego sekretu. I kazał mi obiecać, że nie powiem nikomu, i... Wilk to zupełnie inna istota. Nie mogę go kontrolować. Mieszka wewnątrz mnie cały czas, ale nie może się wydostać, gdy pojawia się pełnia. A to jest tylko raz w miesiącu. Nie ma żadnego lekarstwa. Często się przy tym ranię. To jest przekleństwem. To mój comiesięczny koszmar.

Nastała cisza. Chłopcy przetwarzali wszystkie informacje w swoich głowach. Wstręt na twarzy Syriusza przemienił się w sympatię.
- Kto to był? - zapytał Peter.
- Co?
- Kto cię ugryzł?
Remus wzruszył ramionami i powiedział: - Nie wiem. Zakładam, że to był tylko jakiś biedny mężczyzna, który nie znalazł w porę bezpiecznego miejsca i zabłądził w lesie. Ale ojciec zawsze się wścieka jak mu mówię, że jest mi go szkoda. Mówi, że nie mam czuć żadnego żalu wobec niego.
Kolejna cisza. Syriusz odwrócił się w stronę Remusa.
- I zrozumiem, jeśli zechcecie mnie unikać - powiedział drobny chłopak. Wargi znów lekko mu drżały. - Po tym wszystkim. Po tym, jak próbowałem was zabić.
- Nikt nie zamierza cię unikać - powiedział stanowczo Syriusz. James spojrzał na niego zaskoczony. Ale Black nie zwrócił na niego uwagi. Miał błysk determinacji w oku. - Znajdziemy sposób, dzięki któremu twoje przemiany nie będą tak bolesne.
- Co? - pisnął Peter.
- Czytałem nieco o tym - mruknął Black. - I mam pewien pomysł. O ile wszyscy w to wejdą.
- Ja w to wchodzę - odparł bez zastanowienia James.
- Ja też, tak sądzę... - westchnął powoli Peter.
Remus uśmiechnął się i skinął głową.
- Dobrze, więc co masz na myśli?

1 komentarz:

  1. I kolejny świetny rozdział :D Cieszę się, że tajemnica Remusa została weszcie odkryta i czekam jak dalej potoczą się losy czwórki przyjacioł.
    Pozdrawiam, Fallite

    http://kiedy-swiat-sie-konczy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń