poniedziałek, 9 listopada 2015

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 21

Slytherin i Gryffindor



- Mam zamiar to zrobić - powiedział definitywnie Peter, gdy James i Syriusz przywlekli swoje kufry do dormitorium.
- W tym momencie?
- Tak, właśnie w tym momencie. Czemu nie? - Peter odchrząknął i zacisnął powieki. Jego twarz stężała.
- Peter, jestem zmęczony - powiedział James, opadając na swoje łóżko jak marionetka. Remus, dotąd wczytany w książkę o animagach, zerknął na niego zza opasłego tomu i zmarszczył lekko czoło.
- Nie wyglądasz za dobrze - odparł okularnik, zezując na stojącego na środku pokoju przyjaciela.
- Nie mów do mnie.
- Wystarczająco dobrze, jak dla mnie - powiedział spokojnie Remus. Syriusz zorientował się, że był o wiele wyższy. Przynajmniej o cal. Mały Remus rósł znacząco, przez co James jakby się kurczył. Chłopcy się zmieniali, nawet Syriusz. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy jego głos spadł co najmniej o oktawę. Dojrzewali.
- Coś się poszczęściło szczurkowi? - zapytał Black, dźgając kciukiem nadal koncentrującego się mocno Petera. Remus pokręcił głową.
- Był pewien, że jest leniwcem - zaśmiał się Lupin. - I byłem skłonny w to uwierzyć. Ale nie, to nie to zwierzę.
Peter ściągnął brwi i przygryzł wargę.
- Chyba widzę wiewiórkę. Czy to ma jakiś sens? - zapytał.
- Spójrz na mnie - powiedział nagle James, wstając z łóżka. - Robisz to źle. Słuchaj, nie martw się tym, że nie widzisz zwierzęcia. Nie myśl o tym. Myśl o sobie. Połącz się ze swoją osobowością. Ja się połączyłem, kiedy myślałem o lataniu.

Syriusz przełknął głośno ślinę. Myślami był w chwili, w której odkrył, jakim jest zwierzęciem. Poznał swoją osobowość, kiedy myślał o najbardziej znienawidzonych rzeczach. Kiedy było w nim najwięcej nienawiści. Poczuł, jak przewraca mu się żołądek.
- Ok, rozumiem - powiedział Peter.
- Nie odzywaj się - warknął Syriusz, a Pettigrew pokiwał posłusznie głową.
- Okej.
- Powiedziałem, nie odzywaj się.
- Wybacz.
Minęła kolejna minuta, a może dwie, kiedy Peter pokręcił głową.
- Nic nie widzę.
- Zapomnij o tym, że chcesz coś zobaczyć - poinstruował go James. - Myśl tylko o sobie. Zapomnij, że tu jesteśmy. Chodzi tylko o ciebie.
Peter skinął głową i zacisnął mocniej powieki. Nagle otworzył szeroko oczy i podskoczył w miejscu.
- JESTEM SZCZUREM! SZCZUREM! - krzyknął.
Trzech chłopców zmarszczyło czoła i spojrzało po sobie.
- To było oczywiste - warknął Syriusz. - Dlaczego nie odgadliśmy tego wcześniej?


Teraz, kiedy cała trójka wiedziała już, jakimi są zwierzętami, nowy rodzaj nadziei zagościł w sercu Remusa. Transformacja w styczniu nie przebiegła aż tak źle. Może dlatego, że wiedział, że niedługo już nie będzie sam. Będzie z przyjaciółmi. Chyba własnie ta myśl pomogła mu w zachowaniu nieco zdrowego rozsądku.
W lutym zdecydowali się przejść do kolejnego etapu. James znowu próbował jako pierwszy. Remus usiadł na łóżku i przeczytał kolejną instrukcję.
- Piszą, że teraz musisz stać się tym zwierzęciem sercem i duszą - odparł. - Cokolwiek to znaczy. To wszystko, co napisali.
- Zwariowałeś? - syknął James. - To wszystko? Nie ma żadnej innej wskazówki?
- Lubią trzymać w tajemnicy, nie? - skomentował Syriusz.
- Nie umiem stać się sarną!
- To jest jeleń.
- Cokolwiek to jest, nie potrafię tego zrobić! - jęknął James.
- Przynajmniej spróbuj - powiedział błagalnie Remus. - Chociaż... Chociaż pomyśl o tym. Gdzie żyją jelenie?
- Cóż, zgaduję, że w lesie - prychnął Potter. - Ale...
- Więc wyobraź sobie, że jesteś w lesie.
James westchnął i zamknął oczy. Nie mógł tego zrobić. To było szalone! Powinni po prostu przestać. To było zbyt skomplikowane.
- Nawet nie próbujesz - skarcił go Remus.
- Próbuję - odparł James i wrócił do myślenia o lesie.
Las był bardzo... Drzewiasty. Wypełniony drzewami. I liśćmi. W powietrzu unosił się jego specyficzny zapach, którego chłopak nigdy nie czuł. Kopyta uderzały o ziemię. Skoczył na swoją zdobycz, zjadał tego głupiego jelenia kawałek po kawałku. Był tygrysem. Był...
- To nie działa - powiedział szybko. - Ciągle wyobrażam sobie siebie jako tygrysa.
- To potrwa dłużej, niż myśleliśmy - westchnął Remus, zatrzaskując książkę. - I mówię ci to po raz ostatni, nie jesteś tygrysem. Jesteś jeleniem. Pogódź się z tym.
James zmarszczył brwi, i mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało jak głupi jeleń położył się do łóżka.


Ich trzeci nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią miał na nazwisko June, i był bardzo miłym człowiekiem, który bardzo polubił Remusa. To oznaczało, że było już dwóch nauczycieli, którzy go faworyzowali, pomyślał Syriusz.
Był niewysokim człowiekiem z jasnymi włosami i szerokim uśmiechem. Miał ciekawy sposób nauczania. Póki co studiowali życie czerwonych kapturków, jednak wkrótce mieli zobaczyć coś ciekawego. I rzeczywiście, na ich pierwszej lutowej lekcji, June stał z ręką opartą na czymś niewidzialnym.
- Ile osób może to zobaczyć? - zapytał, kiedy uczniowie zajęli swoje miejsca.
Żaden z Huncwotów nie podniósł ręki, jednak kilku innych uczniów to uczyniło. Syriusz spojrzał na Jamesa i pokręcił głową. James wzruszył ramionami.
- Co to jest?
- Zgaduję, że testral - powiedział James.
- I masz rację, panie Potter - odparł June, klepiąc ręką powietrze. - To kreatura, podobna do konia, którą mogą zobaczyć tylko osoby, które widziały czyjąś śmierć. Ja jestem w stanie je zobaczyć od czasu, kiedy miałem dwadzieścia lat a moja mama umarła na moich oczach. To dobrze, że tak wielu z was ich nie widzi, bo nie musieli przeżyć tak wielkiego smutku. Dzięki Bogu za to, hm? Teraz, dla tych, którzy nie widzą testrala, proszę otworzyć swoje podręczniki na stronę 413. Macie tam ilustrację.
Większość klasy wykonała polecenie nauczyciela. June kontynuował swoją lekcję, jednak James go nie słuchał. Chłopak po prostu patrzał w pustą przestrzeń przed sobą. Ile czasu minie, zanim zobaczy to coś? Jak długo, zanim pojawi się przed nim ta kreatura?


Pierwszy mecz Quidditcha zaplanowano na pierwszą sobotę lutego. James był tak podenerwowany, że nie potrafił się zmusić do jedzenia i spania. Zaczął wyglądać tak źle, jak Remus dzień przed nocą przemiany. Każdy dopingował mu na treningach, na których odwalał kawał świetnej roboty. Poza tym, było jeszcze dwóch ścigających. To nie było tak samo jak z jednym obrońcą, czy coś.
Wreszcie nadszedł ten dzień, i Remus z Syriuszem, oboje cali w złocie i czerwieni, zeszli razem z Jamesem na boisko.
- Wyglądasz, jakbyś zaraz miał zwrócić swoje śniadanie - skomentował Syriusz. - Nie martw się tak Jimbo. Będzie dobrze.
- Ty tak myślisz - mruknął James i powlókł się w stronę namiotu. Pozostała szóstka graczy już tam siedziała. Greasing uśmiechnął się do niego i pomachał mu. James odwzajemnił gest.
- Ach, Potter - powiedział Adam. - Jak się czujesz? Nie widziałem kogoś tak zdenerwowanego od meczu Harpii z Niemcami w 71 roku.
- Czuję się dobrze - skłamał James, i przebrał się w strój do Quidditcha. Kilka minut później znalazł się na boisku.
Mecz komentował Davey Gudgeon, a jego głos potoczył się echem po całym boisku.
- Gryffindor kontra Slytherin! - oznajmił. - Pierwszy mecz w tym sezonie. Kilka nowych twarzy w składach. Nowy pałkarz Ślizgonów, który strząsnął sami wiecie co z głowy Severusa Sna...
- Gudgeon! - ostrzegła go profesor McGonagall.
- Ale wracając do dzisiejszej gry. W drużynie Gryfonów mamy obrońcę Hugo Dashingsa, ścigających Adama Berstera, Kenneth Graham i nowicjusza Jamesa Pottera, szukającą Berthę Jorkins oraz pałkarzy, Gilberta Grudginsa i nowego Orlicka Greasinga!

Gracze ustawili się na swoich pozycjach, podczas gdy Gudgeon wymieniał członków drużyny Slytherinu. James przyglądał się uważnie każdemu z nich. Następnie przeniósł wzrok na trybuny. Odnalazł swoich przyjaciół, stojących obok Hagrida z uniesionymi różdżkami piszącymi w powietrzu: NA PRZÓD, LWY! Hagrid, rozpromieniony, uniósł dwa kciuki w górę. Jamesowi przypomniał się dzień, w którym wylądował w jego chatce po tym, jak prawie nie zabił go buchorożec i mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Pomachał gajowemu i swoim przyjaciołom, po czym przeniósł wzrok na graczy.
- Chcę uczciwej gry - powiedziała profesor Hooch. - To dotyczy również ciebie, Berster.
- Co? - zapytał Adam, jednak Hooch go nie usłyszała, tylko wyrzuciła kafel w górę i wycofała się na ubocze. Adam złapał go z łatwością i przekazał Graham.
- Niezły chwyt, Graham - krzyknął Gudgeon. - I byłoby miło, gdybyś łapała tak przez całą grę, Ken, bo założyłem się z Dungiem o ciebie.
- Gudgeon...
- Przepraszam, pani profesor.
Graham następnie przekazała kafla Jamesowi, który szybko poleciał w stronę pętli. Złapał kafel i przerzucił go przez najmniejszą obręcz.
- I dziesięć punktów dla Gryffindoru! - zawołał Davey. - Dziesięć do zera dzięki Jamesowi Potterowi, nowemu ścigającemu! Dajesz, młody!
Tłum ryknął. Syriusz i Remus szaleli na trybunach. James zaśmiał się i przeleciał z powrotem na środek boiska. Tym razem Hooch podała kafel jemu. Okularnik, nie zwracając uwagi na Adama i Kenneth, rzucił go prosto w środkową obręcz.
- Dwadzieścia do zera, Gryffindor! - krzyknął Davey. - Potter przejął kontrolę nad piłką i wydaje się, że to właśnie jego Gryfoni potrzebują, żeby zdobyć Puchar!
Graham była nieco poirytowana tym, że jest totalnie ignorowana, więc posłała Jamesowi ostrzegawcze spojrzenie gdy podlecieli znów na środek boiska.
James uśmiechnął się do siebie. On na prawdę był w tym dobry!

- Potter znów ma kafla, leci w kierunku bramki, i... GOOOL! Trzydzieści do zera dla Gryffindoru!
- Dobra robota, Potter - powiedział Adam, przelatując nad Jamesem. - Nie widziałem, żeby ktoś tak szybko zdobył tyle bramek, od czasu trzeciego meczu w mojej karierze!
- Pomyślałeś o tym, żeby podać tę piłkę jeszcze dzisiaj komuś innemu? - zawołała Graham. James zmarszczył czoło. Ale przecież wygrywali, czyż nie?
- James znów ma kontrolę nad kaflem, znów leci w kierunku bramki i... JAMES! UWAŻAJ, TŁUCZEK!
James pochylił się i tłuczek uderzył w trybuny Ślizgonów.
- TEN IDIOTA...
- DAVEY GUDGEON! OSTRZEGAM CIĘ, ŻE...
- Na prawdę przepraszam, pani profesor - odchrząknął Davey i kontynuował: - Potter trafia ponownie, mamy czterdzieści do zera dla Gryffindoru. Jorkins ciągle szuka znicza i wygląda na to, że nie jest w stanie go nigdzie znaleźć. Pucey lata za nią jak smród po gaciach, i...
- GUDGEON!
- I również nie potrafi go znaleźć. Tymczasem Potter łapie kafla i wygląda na to, że znów zdobędzie punkty. Leć, Potter, dalej!
Spojrzenie Graham było coraz bardziej irytujące.
- Potter nadal ma kontrolę. Harting zbliża się do niego, James podaje do Berstera, Berster oddaje Potterowi, znów podaje do Berstera, Berster do Pottera i... TAAK! James znowu przerzuca przez pętlę! Pięćdziesiąt do zera dla Gryffindoru! Jeśli tylko Graham coś by zrobiła, to mógłbym powiedzieć, że w tym roku cały zespół świetnie sobie radzi!
- Zachowaj swoją opinię dla siebie, Gudgeon! - skarciła go profesor McGonagall.
- NA PRZÓD LWY! NA PRZÓD LWY! - Syriusz zdzierał sobie gardło na trybunach, a pozostali poszli w jego ślady. James uśmiechnął się szeroko, i zakręcił się na miotle. Podniósł ręce wysoko w górę i pomachał publiczności.
- I Potter pokazuje nam swoją niesamowitą kontrolę nad miotłą. Jego Zmiatacz 2 nie jest może tak dobry jak Zmiatacz 3, ale to na prawdę jest bez znaczenia. To zawodnik, który na każdej miotle będzie świetny. O, James ma kafla, zbliża się, gooool! Sześćdziesiąt punktów dla Gryfonów! Niesamowite!
Czyżby Ślizgoni nieco przysnęli? Co jest? Wstawać, Slytherinie!
Nagle kątem oka dostrzegł Berthę Jorkins, która zanurkowała w dół boiska za czymś malutkim i złotym.
- Wydaje się, że Jorkins wypatrzyła znicza! Panie i panowie, to może być to, to może być ten punkt kulminacyjny i... TAK! Bertha Jorkins złapała znicza! Gryffindor wygrywa dwieście dwadzieścia do zera!

Dobre trzy czwarte tłumu w czerwieni i złocie wstało z miejsc i krzyczało wniebogłosy, aż Jamesa uszy bolały. Zleciał na ziemię i uśmiechnął się szeroko do Syriusza, Petera i Remusa, którzy biegli w jego stronę.
- NA PRZÓD, POTTER! NA PRZÓD, POTTER! - krzyczały trybuny. James pomachał im z szerokim uśmiechem na twarzy. Nigdy nie czuł się tak ważny. Syriusz i Remus rzucili się na niego. Pozostali Gryfoni wylali się na boisko po tym, jak Ślizgoni zniknęli z pola widzenia.
- Nie widziałem tak świetnej gry od Mistrzostw Świata w Quidditchu w 72 roku. To było między USA i Austrią - powiedział Adam, klepiąc go po plecach. - Świetna robota, Potter. Świetna robota.
James spojrzał ponad głowami i uśmiechnął się na widok rudych włosów.
- Hej, Evans!
Lily zerknęła w tył i zamrugała. Minęła chwila, zanim odwróciła się z powrotem i odeszła.
- NA PRZÓD POTTER! NA PRZÓD POTTER! - krzyczał tłum, wznosząc go na rękach i paradując wokół boiska. Hooch uśmiechnęła się szeroko. Remus i Syriusz zdzierali sobie płuca.
Życie znów było cudowne.


Lily Evans była bardzo ładną dziewczyną. Każdy, kto na nią spojrzał, mógł to wywnioskować.
- Właściwie to nie rozumiem tego całego zamieszania wokół Quidditcha. Przecież to tylko gra - powiedziała, siadając wraz z Severusem przed portretem Grubej Damy, z nogami podciągniętymi pod brodę i paczką Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta w dłoniach. Noc była przepełniona radością zwycięstwa. Nikt nie zwracał uwagi na to, że dwójka trzecioklasistów znajduje się poza swoimi pokojami wspólnymi. A jeśli ktokolwiek by ich znalazł, Lily po prostu przeskoczyła by przez portret Grubej Damy. Severus miał więcej do stracenia i dłuższą drogę do przebycia uznał, że ryzyko było tego warte.
- Smak wymiocin - powiedział Snape, wypluwając swoją fasolkę na dłoń, wyrzucając ją przed siebie i wycierając rękę o i tak brudną już szatę. - A ty jaką masz?
- Trawa - powiedziała nieco rozczarowana Lily, żując fasolkę i opierając się głową o portret. Gruba Dama mamrotała coś przez sen. - Na zewnątrz jest tak cicho...
- No tak, bo ja i ty jesteśmy jedynymi osobami, które nie świętują.
- Wolałbyś...
- Nie - przerwał jej Snape, biorąc kolejną fasolkę. - Lochy to okropne miejsce do siedzenia, dzisiaj. A poza tym, to nasza tradycja, nie? Siedzenie tu, jedzenie tych trawiastych fasolek... Właściwie, to nie wiem dlaczego. Chyba nikt poza nami ich nie lubi.
- Może powinniśmy przejść na czekoladowe żaby w przyszłym roku.
Cichy, stłumiony śmiech wydobył się z ust dwójki uczniów, po czym Lily nagle odwróciła głowę od swojego przyjaciela. Severus, patrząc na nią, po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jej ramiona drżą. Płakała.
- Lily?
- Przepraszam - powiedziała cicho dziewczyna.
- Lily, co jest? - zapytał Severus. Poczuł, jak coś łamie się w jego sercu. Odgarnął jej włosy z twarzy i spróbował się uśmiechnąć. - Dalej, wyduś to z siebie.
- Dlaczego Nott jest twoim przyjacielem, Sev?
Pytanie nieco zaskoczyło Snape'a. Theodor Nott był chłopakiem, z którym Severus mógł pogadać, ale jednocześnie wolał nie zadzierać. To, że Lily o niego zapytała, było niespodzianką.
- Nott na prawdę nie jest moim przyjacielem, Lily.
- Jest strasznym zarozumialcem - powiedziała Evans, jej oczy błysnęły zielenią. - Usłyszałam go w lochach, jak gadał z tym Lucjuszem. Był zły o egzaminy Slughorna, nie udało mu się.
- Niespodzianka roku - westchnął Snape, wzruszając lekko ramionami.
- I on słyszał, że ja dostałam najlepsze oceny - powiedziała cicho Lily. - I znów był wściekły o to, że dostałam zaproszenie na przyjęcie Slughorna, a on nie. To pewnie dlatego powiedział... Powiedział, że...
- Co on powiedział?
- Powiedział: Nie widzę powodu dla którego ta głupia szlama powinna nadal zostać w Hogwarcie - po tej wypowiedzi przyszedł nowy potok łez. Lily zwinęła się w kłębek, a Severus, walcząc z pragnieniem przytulenia jej, po prostu poklepał ją po ramieniu.
- Lily, Nott jest debilem, wszyscy o tym wiedzą.
- Więc dlaczego się z nim przyjaźnisz?
- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek coś takiego powiedział!
- Cóż, więc to prawda? - zapytała Evans. - To prawda, co on powiedział o mugolakach? Czy nie ma powodu, dla którego tutaj jestem?
Severus, nie mogąc się dłużej powstrzymać, objął ją i nieco niezdarnie przytulił do siebie. I tak dwójka przyjaciół z dzieciństwa siedziała na korytarzu, wsłuchując się w płacz Lily i chrapanie Grubej Damy zmieszane z okrzykami radości Gryfonów po drugiej stronie portretu. Dziewczyna ukryła swoją twarz w szacie Snape'a. Chłopak chciał, żeby została tam wiecznie, jednak wiedział, że nie może. Nigdy nie mogła.
- Mówiłem ci już wcześniej - powiedział cicho Severus. - Że to, kim są twoi rodzice, nie ma znaczenia.
Lily przestała płakać i uśmiechnęła się blado.
- Dziękuję ci, Sev.
- Porozmawiam z Nottem - odparł Severus. - Spróbuję pokazać mu trochę dobrych manier i przenieść go z epoki kamienia, hm?
- Na prawdę jesteś moim najlepszym przyjacielem, Sev - powiedziała Lily, przytulając go po raz ostatni. - I na prawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
A ja bez ciebie, przemknęło chłopakowi przez myśl.
Kiedy usłyszeli panią Norris, Lily po raz ostatni przytuliła Severusa, po raz ostatni mu podziękowała i zniknęła w Pokoju Wspólnym Gryfonów. A Severus odszedł w stronę pokoju Ślizgonów.

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam na rozdział 3 część II :)
    ciemna-strona-dobra.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

  3. Nic innego nie przychodzi mi do głowy :')
    Rozdział bardzo wesoły - James był niesamowity, ale coś czuję, że Graham mimo wszystko mu jeszcze nagada :D
    Bardzo podobała mi się ostatnia scena. Tak mi szkoda Severusa :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nagada nagada! :D pisząc to opowiadanie staram się umieścić jak najwięcej uczuć Snape'a, i zawsze jest mi go strasznie szkoda... Miło mi że się podoba! :)

      Usuń
  4. Świetnie napisany rozdział :) Ale tak właściwie to o co chodzi z tym buchorożcem ? Nie wiem czy czegoś nie pominęłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z buchorożcem? Nie wiem czy to ja coś pominęłam ale nie wiem dokładnie o co Ci chodzi haha :)

      Usuń