ROZDZIAŁ 23
Finał

- I profesor June ostrzegł cię, żebyś nic nie mówił? - zapytał Remus, nabijając na widelec ziemniaka.
- Nie, nie ostrzegł mnie - odparł Syriusz. - On mi groził. On wie o tobie.
- Myślisz, że też jest wilkołakiem? - zapytał James, upijając łyka soku dyniowego.
- Być może - powiedział Remus. - Cóż, właściwie to nigdy wcześniej nie spotkałem innego wilkołaka. Ale on może nim być. Muszą go umieszczać w innym miejscu, niż moja Chata. Nie było tam nikogo poza mną. Chyba, że ma jakieś lekarstwo na to, którym nie chce się podzielić z innymi wilkołakami.
- Mówiąc o tej chacie - zaczął James. - Słyszałeś, jak mieszkańcy Hogsmeade ją nazwali?
- Nie, jak? - zapytał Syriusz.
- Wrzeszcząca Chata - zaśmiał się Potter. - Mówią, że jest nawiedzana przez bardzo brutalne duchy - tu zerknął na Remusa - tak, faktycznie wyglądasz bardzo brutalnie.
- Poczekaj jeszcze kilka dni - mruknął ponuro Remus, wracając do jedzenia ziemniaków.
- A co z Junem? - zapytał Syriusz.
- Dumbledore nie zatrudniłby wilkołaka jako nauczyciela - odparł James.
- Ale przyjął mnie, prawda? - wtrącił się Remus.
- Tak, ale to jest różnica.
- Hej, chłopaki!
Wszyscy odwrócili głowę w kierunku Petera, który biegł rozpędzony w ich stronę z gazetą w ręce.
- Chłopaki, spójrzcie na to - wysapał, kładąc przed nimi Proroka Codziennego. - Masowe morderstwo mugoli zeszłej nocy! - wskazał palcem na obrazek, przedstawiający przynajmniej dwadzieścia ciał unoszących się nad ogniem i dymem. - Jedna osoba przeżyła. Powiedziała, że...
- Umiemy czytać, dzięki - mruknął Syriusz. Wziął gazetę od Petera i zaczął wertować tekst wzrokiem. - Piszą, że oszczędzili jednego człowieka. Zamaskowany człowiek zostawił go żywego, żeby przekazał innym wiadomość.
- Co to za wiadomość?
- Zaraz to znajdę - powiedział Black. - Powiedział, że kazano mu przekazać: Strzeżcie się Czarnego Pana, ponieważ nie spocznie, póki jego imię nie będzie budziło należytego strachu.
- Ten facet to niezły kawał roboty, co nie? - zapytał Peter, uśmiechając się. Pozostała trójka miała grobowe miny.
- To jakiś psychol - szepnął James.
- Gdzie to się stało?
- Nie napisali o tym - powiedział Syriusz, skanując artykuł. - Hej, patrzcie. Pracownik ministerstwa, Bartemiusz Crouch daje Aurorom prawo natychmiastowego zabicia śmierciożerców bez konsekwencji.
- W końcu się pokapowali, że to coś poważnego - westchnął Remus. - Teraz może zabójstwa ustaną.
- Nie byłbym taki pewny - powiedział Syriusz. - Dorastałem z ludźmi tego pokroju. Wiem, co są w stanie zrobić. Nie poddają się łatwo bez walki.
Finał Quidditcha miał się odbyć w pierwszą sobotę kwietnia między Gryffindorem a Ravenclawem. Ślizgoni byli nieco (a nawet mało powiedziane, że nieco) zawiedzeni faktem, że gra się ich nie tyczy. Chłopak o imieniu Nott rozdawał wszystkim kartki z napisem: Wspierajcie Dom Węża.
- Wspierajcie Dom Węża! - krzyczał, chodząc w tę i z powrotem wzdłuż tabeli Slytherinu rano przed meczem. - Nie idźcie na mecz! Wspierajcie Węża!
- To ich wina, że nie dostali się do finału - powiedział James. - Gdyby wykazali choć nieco inicjatywy, to...
- Masz zamiar to zjeść? - Syriusz przejął jabłko z ręki Jamesa i odgryzł kawałek.
- Cóż, właściwie to lepiej wyszło, że nie przeszli - ciągnął dalej okularnik. - Przynajmniej niktórej nie będzie próbował zrzucić nas z mioteł za pomocą zaklęć, czy coś.
Cała drużyna denerwowała się finałem.
- Cóż... To jest ostatni mecz dla wielu z nas tutaj - powiedział Adam, chodząc wzdłuż namiotu. Pozostała część zespołu siedziała na ławkach i dokonywała ostatnich korekt. - Będziemy bardzo tęsknić za Berthą w przyszłym roku, i miejmy nadzieję, że znajdziemy kogoś równie dobrego, jak ona. Jorkins, nie widziałem, żeby dziewczyna tak latała, od gry między Armatami i Osami w 72 roku, kiedy...
- Adam, proszę, zajmij się tym, czym powinieneś - westchnęła Graham.
- Och, dobrze, dobrze - mruknął Adam. - W każdym razie, grajcie dobrze, i proszę... Proszę, wygrajcie. Pamiętajcie, że chyba każdą piłkę możecie podać Jamesowi, no i wiecie... Aha, i ty, Graham, nie dąsaj się tak za każdym razem, kiedy ktoś nie poda ci piłki. Nie widziałem kogoś trzymającego kafla w ręku z tak kwaśną miną, odkąd Bagman nie dostał wówczas tłuczkiem w głowę w 68 roku. Teraz zwracam się do was wszystkich. Wyjdźcie tam i pokażcie, na co was stać.
Cała siódemka wyleciała na miotłach na boisko, gdy Davey zaczął wyczytywać ich nazwiska.
- A teraz drużyna Ravenclawu. Obrońca Scarlet Little, ścigający Webster Sartan, Lorane Podgen, Eli Dollings, szukający Benjamin Mullory i pałkarze, Wirrington i Warley. Wygląda na to, że zespoły są dość wyrównane, pod względem umiejętności i rozmiarów, jeśli wiecie, co mam na myśli. W przeciwieństwie do mojego ulubionego meczu z pewnym Domem, który był zbyt głupi nawet na to, żeby pojawić się dziś na tym boisku.
- Gudgeon!
- I tak oto pierwszy kafel został wyrzucony w powietrze - kontynuował Davey. - Potter przejmuje nad nim kontrolę, i oczywiście trafia. Dziesięć do zera dla Gryfonów. Wygląda na to, Dung, że znów przegrasz kasę. Dzięki, James!
James uśmiechnął się i wrócił na środek boiska. Tam ponownie podano mu kafel, więc chłopak popędził w stronę trzech pętli.
- Dwadzieścia do zera, Gryffindor! Nie dzięki Graham lub Bersterowi. Wygląda na to, że nawet Ravenclaw nie nadąża za umysłem Pottera. I on znów ma kafla, leci, i... CZEKAJ! UWAŻAJ!
James poczuł jak coś twardego uderza go w bok i zbacza nieco z kursu. Jeden z ścigających Krukonów przejął od niego kafla.
- HEJ! SARTANS! OSZUKUJESZ, TY KUPO...
- DAVEY GUDGEON! OSTRZEGAM CIĘ PO RAZ OSTATNI!
- A jednak, sędzia, który najwidoczniej jest ślepy...
- GUDGEON!
- Ponieważ oczywiście nie było żadnego nielegalnego przejęcia piłki, a drużyna Ravenclawu jest perfekcyjna pod każdym względem, nie powiem, no no, a sędzia ma jakiś powód, dla którego nie uzna, że to był faul...
- Daj mi ten mikrofon, Gudgeon!
Davey podskoczył i pobiegł przez trybuny, tańcząc między ramionami rozwścieczonej McGonagall.
- I mamy dwadzieścia do dziesięciu, Gryffindor! - zawołał Davey. - Wy też sądzicie, że ten jeden punkt miał zdobyć James, prawda? Ponieważ Potter zamierza wyciągnąć swojego dobrego kumpla z długów...
James spojrzał zszokowany na ścigającego Ravenclawu, który wcześniej go popchnął. Chłopak uśmiechał się szeroko do dziewczyn na trybunach.
- Wciąż jesteś żółtodziobem, Potter - zarechotał, szczerząc się do zdezorientowanego Jamesa.
- I Sartans ma piłkę! - krzyknął Davey, wciąż uciekając przed wściekłą nauczycielką. Leci w kierunku bramek, Darshings nie patrzy, och, Darshings, bo wynik może ulec zmianie, proszę, nie... I POTTER PRZECHWYTUJE PIŁKĘ! Nigdy nie widziałem, żeby ktoś przejął piłkę Sartansowi, a pani, pani profesor?
- Gudgeon, ostrzegałam cię. A teraz daj mi ten mikrofon.
- I przekazuje go do Berstera, Berster z powrotem do Pottera i... Ooo! To było nielegalne! To było złe! To nie było fair! Wirrington uderza w plecy Berstera i on upada! ON LEŻY NA ZIEMI!
James obejrzał się za siebie. Adam leżał na ziemi, trzymając się za brzuch i krzycząc z bólu. Wirrington patrzył na niego, jakby w szoku tego, co właśnie zrobił. Im bliżej Potter był Berstera, tym lepiej słyszał jego krzyki:
- WOW! NIE WIDZIAŁEM TAK MOCNEGO UDERZENIA TŁUCZKA OD MECZU W 68 ROKU!
- Potter zabiera piłkę i strzela! - Davey usiadł w końcu w swoim fotelu. Tuż obok usiadła zasapana McGonagall. - To daje nam trzydzieści do dziesięciu dla Gryffindoru. Teraz liczymy na Jorkins. Tak, chyba coś znalazła, nurkuje... To może być koniec sezonu... I kariery Jorkins. Pytałem ją, co zamierza robić po ukończeniu szkoły, a ona odpowiedziała, że chce pracować w Ministerstwie. To ja jej na to, czy grając i wyglądając tak dobrze, nadal chce pracować w Ministerstwie? To ona mi...
- Gudgeon, nie potrzebujemy biografii graczy!
- Dobrze, pani profesor, dobrze. A ona dalej nurkuje, dalej... Zaraz, czy ona ma znicza? Tak! Złapała znicza Ma go!
James spojrzał na Berthę, która trzymała wysoko w górze rękę ze zniczem i kopała nogą w powietrzu w akcie radości. Berster próbował wydostać się z sideł pani Pomfrey i wybiec do swojego zespołu na boisko. Ale Pomfrey nie pozwoliła mu odejść.
James wylądował obok Dashingsa i Graham i pobiegł do Greasinga i Grudginsa którzy gratulowali sobie świetnej gry.
- I GRYFFINDOR ZDOBYŁ PUCHAR! STO OSIEMDZIESIĄT DO DZIESIĘCIU! - Davey eksplodował. - GRYFFINDOR ZDOBYŁ PUCHAR!
James został podniesiony wraz z Berthą w górę, tłum krzyczał ich nazwiska w entuzjazmie. To był najwspanialszy moment w jego życiu.
Hej! Niestety jestem tutaj dopiero dzisiaj - wcześniej nie mogłam :/ A szkoda, bo rozdział bardzo mi się podoba. Jedyną rzeczą, na którą chciałabym Ci zwrócić uwagę, jest mała ilość opisów. Nie chodzi mi o jakieś monologi i fikuśne przymiotniki (xD), ale o drobne, podstawowe informacje, które pozwolą lepiej wyobrazić sobie scenę ;)
OdpowiedzUsuńKocham, jak opisujesz mecze :D (Tylko przy wymienianiu zawodników, było czterech szukających ;) )
Czekam na kontynuację wątku June'a! Mam też nadzieję na trochę Snape'a :3
Dziękuję za uwagę, postaram się to poprawić! :D Oj kurczę, i tych szukających też już poprawiam, coś mi się trochę pokićkało :)
Usuń