sobota, 14 listopada 2015

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 22

Największy lęk Syriusza




Profesor June miał dla swoich uczniów kolejną niespodziankę w poniedziałek po meczu Quidditcha. Podczas gdy wszyscy zajmowali swoje miejsca, nadal gratulując Jamesowi jego niesamowitej gry, nauczyciel wyciągnął na środek klasy dużą walizkę. Potter uśmiechnął się i zmierzwił ręką włosy, robiąc na nich jeszcze większy nieład. Zdezorientowany nie zauważył ławki i uderzył stopą o jej nogę. Syknął z bólu i pośpiesznie zajął swoje miejsce.
- Myślisz, że jesteś kimś wyjątkowym, hm? - zaśmiał się Syriusz, siadając obok niego.
- Spadaj - mruknął James.
- Klasa, cicho! Chciałbym już zacząć swoją lekcję - zawołał nauczyciel, walcząc z walizką. - Dziś będziemy się uczyć o boginach. Tego znalazłem w swoim gabinecie zeszłej nocy, i nie ukrywam, napędził mi niezłego stracha. Ktoś wie, czym są boginy?
Nikt nie podniósł ręki.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze - wymruczał June, stawiając walizkę na swoim biurku. Skrzeczała i podskakiwała, jakby była żywa. - Otwórzcie podręczniki na stronie czterysta dziewięćdziesiątej ósmej żeby zobaczyć ilustrację i opis. Panie Lupin, mógłbym prosić o przeczytanie go na głos?

Remus otworzył swój podręcznik i zaczął czytać, podążając wzrokiem za swoim palcem.
- Boginy są mrocznymi kreaturami, które zazwyczaj zamieszkują szafy, biurka, komody, lub tego typu ciemne, zamknięte pomieszczenia. Bogin nie ma określonej formy do czasu, gdy ktoś nie pojawi się w pobliżu. Wówczas przybiera postać tego, czego najbardziej boi się ofiara.
- Właśnie - powiedział June. - Jedynym sposobem, żeby pokonać bogina jest zmylenie go. Panie Lupin, mógłbym pana prosić o wystąpienie na środek klasy? Udowodnimy to.
Remus wstał spokojnie z miejsca i podszedł do nauczyciela.
- Teraz posłuchaj mnie uważnie. Za chwilę otworzę tę walizkę i pojawi się przed tobą prawdziwy bogin. Przybierze kształt twojego największego strachu - powiedział June. - Ale nie przejmuj się. Te stworzenia bardzo łatwo pokonuje śmiech. Dlatego musimy stworzyć jakąś zabawną sytuację. Kiedy bogin się uniesie, chciałbym abyś podniósł swoją różdżkę i pomyślał o jakimś komicznym sposobie zmiany jego formy. Następnie machnij różdżką i wypowiedz to zaklęcie: Riddikulus. Proszę, ustawcie się w kolejce. Panno McCabe, pani zaczyna kolejkę, zaraz po panu Lupinie. Panie Black, pan będzie ostatni. Wszyscy zrozumieli? Musimy to zrobić w szybkim tempie. Teraz liczę do trzech, jasne, panie Lupin? Dobrze. A więc zaczynamy. Raz, dwa, trzy!

Walizka otwarła się, a nad Remusem uniosła się biała, oślepiająca kula. Chłopak sapnął i wytrzeszczył oczy. To była pełnia. Jak u licha miał zrobić z tym jakąś komiczną sytuację? Spojrzał zdezorientowany na June'a. Cała klasa już wiedziała, czym jest...
- Szybko, zrób to teraz - powiedział June.
Remus zaczął rozmyślać gorączkowo, po czym uniósł różdżkę i powiedział: - Riddikulus!
Mała figura krowy jak gdyby wyskoczyła z pełni i stanęła na środku klasy, mucząc. Uczniowie zaśmiali się głośno.
- Dalej, panno McCabe, nie przestawajmy!

Hestia stanęła w miejscu, w którym wcześniej stał Remus. Krowa przemieniła się w czarną, zamaskowaną postać. W śmierciożercę.
- Riddikulus! - krzyknęła dziewczyna. Śmierciożerca zamienił się w clowna. Kolejna salwa śmiechu.
Jeden po drugim, uczniowie podchodzili na środek klasy, gdzie June chwalił ich dobrą pracę i wywoływał kolejne osoby. W końcu Peter stanął przy nauczycielu i odchrząknął głośno.
Bogin zmienił się w samego Petera. Tyle, że tamten Peter był inny. Leżał na ziemi, z szeroko otwartymi oczami. Był martwy.
- Ri... R-riddikulus! - wysapał Pettigrew. Bogin nie zmienił swojej postaci.
- Riddikulus!
Bogin nadal nie ustąpił.
- Cóż, ważne że pan próbował, Pettigrew. Może innym razem. Dalej, panie Potter!

James wyszedł na środek, a martwy Petter błysnął oślepiająco zielonym światłem. Szybko zmienił formę. Zamiast niego nad klasą unosił się Mroczny Znak. Czaszka z wężem między zębami.
- Riddikulus! - krzyknął James, na co czaszka jakby zakrztusiła się gadem.
- I ostatnia osoba. Chodź tutaj i skończ z tym - odparł zadowolony June. Syriusz dzielnie wyszedł na przód i podniósł różdżkę, trochę za wcześnie, choć i tak jego bogin ryknął przerażająco.
Remus wpatrywał się w niego przez chwilę, a później przeniósł wzrok na Syriusza, który stał sztywno z szeroko otwartymi oczami.

Bogin Blacka miał sierść i ogon. Stał na czterech łapach, i wywąchiwał coś w powietrzu. Następnie stanął na dwóch tylnych kończynach, jego pysk przeciął powietrze. Nagle całą klasę wypełniło jego wycie. Uczniowie krzyknęli.
To była ilustracja ze strony 394. Tyle, że zwierzę miało nieco inny kolor i było mniejsze. Jego sierść była w kolorze włosów Remusa.
- Panie Black, może pan zająć swoje miejsce - powiedział surowym tonem June. June wiedział. On wiedział. Sądząc po wyrazie jego twarzy był zdenerwowany.
Ale Syriusz nie potrafił się poruszyć. Remus, zszokowany, patrzał jak nauczyciel popycha go lekko na swoje miejsce, bogin zmienia się w leżące na ziemi płaczące i krzyczące dziecko i jednym machnięciem różdżki umieszcza je z powrotem w walizce.
- Cóż, myślę, że to wystarczająco dużo wrażeń jak na jeden dzień - powiedział mężczyzna, ocierając czoło. - Może spróbujemy ponownie innego dnia.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli opuszczać klasę. Remus zgarnął swoje książki i nie odzywając się do pozostałych Huncwotów wyszedł z pomieszczenia.
- Panie Black, mogę pana prosić na chwilę? - zapytał June, chowając swoją walizkę do szafy. Syriusz złapał swoją torbę i podszedł do biurka.
- Tak, panie profesorze?
- Wiem, kim był twój bogin - zaczął mężczyzna. - I nie mam zielonego pojęcia, jak odkryłeś...
- Nie wiem, o czym pan mówi - powiedział Syriusz chłodno.
- Wiesz dokładnie o co mi chodzi - odparł June. Jego oczy płonęły. Stracił ten spokój, który zawsze miał w sobie na lekcjach. - Oboje wiemy. I ostrzegam cię, żebyś nikomu o tym nie mówił. Jeśli dojdą mnie słuchy, że kręcisz się wokół tej...
- Naprawdę nie wiem co ma pan na myśli - odpowiedział Black. - To było zdjęcie z mojego podręcznika w pierwszej klasie. Może pan sprawdzić, jeśli mi pan nie wierzy. Strona trzysta dziewięćdziesiąt cztery.
- Dlaczego boisz się wilkołaków? - spojrzenie nauczyciela złagodniało.
- Czy mogę już iść, profesorze?
June niechętnie pokiwał głową. Syriusz wstał i ruszył w stronę dormitorium, bojąc się reakcji Remusa na jego bogina.


- Co z nim?
James pokręcił ponuro głową i odpowiedział: - Nie bardzo, stary. Właściwie to w ogóle się do nas nie odezwał.
Drzwi do dormitorium były zamknięte, a Remus nie zamierzał wpuścić żadnego z trójki chłopców do środka. Za drzwiami było cicho. Syriusz właśnie przybył i ominął śpiącego na podłodze Petera. James stał oparty o drzwi, zerkając na zegarek.
- Dochodzi dziesiąta, i jeśli zaraz nie wejdziemy do środka, to przyjdzie tu któryś z prefektów i się na nas powydziera.
- Z drogi - powiedział Syriusz i uderzył w drzwi. - Remus! Ej! Otwieraj te drzwi! Musimy pogadać!
Żadnej odpowiedzi.
- Remusie, skończ. Po prostu otwórz te drzwi, to ci wytłumaczę...
- Nie potrzebuję żadnych wyjaśnień! - Remus krzyknął zza drzwi.
- Spójrz - odparł Black, podchodząc bliżej. - Jesteśmy zmęczeni. Chcemy się położyć spać. Trzy czwarte tego pokoju jest nasze. Wpuść nas. Teraz.
Brak odpowiedzi.
- Kurczę, Remusie! - jęknął James. - To już trzy godziny!
- Przestań się dąsać i wyłaź stamtąd! - warknął Syriusz.
Drzwi otworzyły się i stanął w nich wściekły Remus. Dopiero teraz Syriusz dostrzegł, że Lupin jest już tak wysoki, jak on.
- Dąsać? Dąsać?!
- Remus...
- Masz rację - przerwał mu Remus, przeciskając się między nimi i zbiegając w dół po schodach. - Trzy czwarte tego pokoju jest wasze? Skądże! Cały jest wasz.
- Remusie, zamierzamy porozmawiać o tym wszystkim, zanim pójdziemy spać - powiedział James, schodząc za nim po schodach. - Jesteście przyjaciółmi, i nie zniszczy tego żaden głupi bogin. W porządku?
Lupin nie odpowiedział, tylko usiadł w fotelu przy kominku.
- Syriuszu, chodź tutaj - rozkazał James. Syriusz nie ruszył się z miejsca. Skrzyżował ręce na piersiach i oparł się o framugę drzwi.
- Nie mam kontroli nad tym, jaką formę przyjmuje to coś.
Remus zignorował Syriusza, i spojrzał prosto na Jamesa. - Nie obrażam się. Po prostu zostawcie mnie samego.
- Remus - zaczął James.
- Zostaw mnie w spokoju - powtórzył Remus, nieco ciszej, przenosząc wzrok na kominek. James westchnął i spojrzał na Syriusza.
- Cóż, lepiej wracajmy do łóżek.
Syriusz, rzucając ostatnie spojrzenie Remusowi, wraz z Jamesem wciągnął śpiącego Petera do ich dormitorium.
Remus nie spał tej nocy. James słyszał jak chodzi w kółko po Pokoju Wspólnym, podczas gdy sam nie umiał zasnąć.


Syriusz i Remus nie odzywali się do siebie następnego dnia, a nawet i dłużej. Właściwie, to Lupin nie towarzyszył im nawet w ich nocnych eskapadach. Ogłosił im nawet, że nie wybiera się w marcu do Hogsmeade.
- Nie czuję się na siłach, żeby jechać - powiedział. - Pełnia się zbliża, i w ogóle. - Rzucił przez ramię Jamesa spojrzenie na Syriusza, który starał się patrzeć w innym kierunku.
Tym sposobem pozostawił zwiedzanie Hogsmeade Dungowi, Daveyowi, Syriuszowi, Jamesowi i Peterowi samym w sobotę. Wyszli wcześnie rano i znaleźli się w Trzech Miotłach, siadając obok kominka.
- Cześć, chłopaki - atrakcyjna kobieta podeszła do ich stolika i uśmiechnęła się czarująco. - Nie widziałam was tu wcześniej. No, z wyjątkiem ciebie, ciebie znam, prawda?
Spojrzała na Dunga, który uśmiechnął się słodko. - Tak, proszę pani. Spotkaliśmy się wcześniej.
- Tak, spotkaliśmy - odparła kobieta. Nie wyglądała na zadowoloną z tego faktu. - Cóż, nazywam się Rosmertą i jestem właścicielką tego miejsca. Co mogę wam podać?
- Pięć piw kremowych - powiedział James.
- To wszystko?
- Tak, madame - odparł James, przeczesując ręką włosy. Rosmerta uśmiechnęła się do niego po czym udała się z powrotem w stronę baru.
- Jak to się stało, że mól książkowy nie jest tu z nami? - zapytał Davey Syriusza. Black wzruszył ramionami.
- Nie był na siłach - powiedział James, i szybko przeszedł do rozmowy o Quidditchu. Davey był taką osobą, która po rozpoczęciu tematu, który kocha, nie potrafiła złapać oddechu. I tak musieli zamówić kolejną rundę piw kremowych, żeby utrzymać tok myślenia chłopaka.
- Jak obstawiasz kolejny mecz? - zapytał Davey Dunga. - Dziesięć galeonów na Jamesa? Zdobędzie co najmniej czterdzieści punktów.
- Czterdzieści? Aaaj! On ciągle jest nowicjuszem - Dung powiedział, nieco niewyraźnym tonem. - Nie więcej niż dwadzieścia.

- Stoi - chłopcy uścisnęli sobie ręce. Davey pochylił się nad Jamesem i szepnął: - Lepiej zdobądź ponad dwadzieścia punktów. Jestem spłukany! Wydałem całą kasę na prezenty świąteczne.
James uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Widziałeś twarz Graham, jak zobaczyła, jaki dobry jesteś? - zarechotał Dung.
- Tak, widziałem. Co z nią nie tak?
- Cóż - zaczął Davey. - Graham jest w drużynie od czwartego roku. Miała swój czas świetności dopóki nie huknęła kaflem Betty Benett. Och, to była piekielna dziewczyna! Najlepsza, jaką kiedykolwiek miała nasza drużyna. Uwierz mi, lepsza nawet od Berty. No i dużo osób myślało, że ona zrobiła to specjalnie, chociaż wiesz, nie tak łatwo zranić kogoś kaflem. I no, wiesz. Wielu ludzi myślało, że ona to zrobiła, żeby pozbyć się konkurencji.
- A zrobiła tak?
- Oczywiście - powiedział Dung, biorąc łyk piwa. - Ona cholernie lubi współzawodnictwo. Więc uważaj na kafla. Bo jak ci go poda trochę za mocno, to... No.
Cała piątka wybuchnęła śmiechem, a James zawołał madame Rosmertę, żeby zamówić kolejną rundę.


Kiedy Syriusz, James i Peter dotarli do Hogwartu i otwarli drzwi do dormitorium, ich oczom ukazała się zaskakująca scena. Remus, ubrany w szalik i rękawiczki, właśnie zamykał swój kufer. Wszystkie jego rzeczy zniknęły z pokoju. Spojrzał na chłopców lekko zdezorientowany.
- Remus, co ty...
- Odchodzę - powiedział cicho, chwytając rączki swojego bagażu.
- I nawet się nie pożegnasz? - pisnął Peter, wytrzeszczając wodniste oczka.
- Czekaj, dlaczego odchodzisz? - warknął Syriusz.
- Ponieważ zdecydowałem, że koniec z takim oszukiwaniem - powiedział głośno Remus. - Ponieważ... To nie ma sensu... Ponieważ ja już zawsze będę... A z resztą, nie ważne, to nie miejsce dla mnie.
- Oszalałeś - powiedział James. - Przez dwa lata ćwiczymy tą głupią zamianę w animaga, a ty po prostu chcesz to skończyć? To nie w twoim stylu!
- Pa - powiedział Remus, taszcząc swój kufer za sobą, jednak Syriusz wyskoczył przed niego niebezpiecznie i zamknął drzwi do dormitorium z łoskotem. Remus spojrzał na niego niepewnie i zacisnął zęby.
- Odsuń się, Syriuszu.
- Nie, nie pozwolę ci stąd wyjść - powiedział Syriusz. - Nie masz odchodzić z tej szkoły z mojego powodu.
- To nie ma nic wspólnego z tobą - odparował Lupin, i znów udał się w stronę drzwi, jednak Syriusz pchnął go z powrotem w tył. Remus spojrzał na Blacka z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Syriuszu - powiedział James, jednak chłopak go nie słuchał.
- Spójrz, Remusie. Oboje wiemy, że ani ty, ani ja, nie możemy zmienić tego, co zobaczyliśmy - zaczął Black. - Chciałbym, ale nie mogę. Chcesz poznać prawdę, Lupin? Boję się śmierci tej rzeczy, której zobaczyłem w tamtą noc. Nie mogę kłamać. Boję się. Tak, to prawda. Syriusz Black się czegoś boi. Ale musisz mi pokazać, że nie mam podstaw co do tego. Nie możesz tak po prostu odejść, cholera! Nie w ten sposób!
Remus spojrzał na niego i zacisnął palce na uchwycie kufra.
- Świat nie kręci się wokół Syriusza Blacka i Jamesa Pottera. Są inne rzeczy...
- Nie, nie ma innych rzeczy! - powiedział odważnie Syriusz.
- Profesor McGonagall się mnie boi. Jak myślisz, dlaczego ona traktuje mnie tak... Słodko? Chciałem ją zaatakować! Darryl myśli, że jestem potworem, a teraz jeszcze ty...
- Nikt nie myśli, że jesteś potworem! - wtrącił się James. - Jeśli by tak było to myślisz, że próbowalibyśmy cię tu zatrzymać, nie mówiąc już o tym, że przygotowujemy się do tego, żeby schodzić do tego tunelu razem z tobą?
Remus rozluźnił nieco uścisk palców na rączce kufra. James kontynuował.
- Ciągle myślisz, że cię opuścimy, Lupin. A tymczasem ty porzucasz nas, bo się tego obawiasz. Nie jesteś sam, Remusie.
- Ale jestem - szepnął Lupin.
- Nie - to Peter włączył się do rozmowy. - Nie jesteś. Pamiętasz? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, pamiętasz? Czy nie tak ustaliliśmy?
Remus spojrzał na Petera, potem na Jamesa, a w końcu na Syriusza.
- Niech to szlag z wami wszystkimi - powiedział słabo Remus, na co James uśmiechnął się szeroko. Chwycił jego kufer i odstawił go z powrotem na swoje miejsce, obok łóżka Lupina. Syriusz nie drgnął z miejsca, jakby niepewny, czy Remus zaraz nie wstanie i nie wybiegnie z dormitorium. Ten tylko uśmiechnął się i ściągnął szalik.
- Wiesz, bardzo boję się czarnych psów - powiedział do Syriusza. Kącik wargi Blacka drgnął nieco ku górze.

2 komentarze:

  1. Jak zwykle cudowny rozdział :3
    Idealnie dobrane boginy <3
    Cholernie brzydzę się Peterem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby ze wszystkich okropnych rzeczy na świecie, najbardziej bać się własnej śmierci. :\
    Miło, że Remus zaufał przyjaciołom i został ^^ W miarę czytania końca rozdziału, uśmiechałam się coraz szerzej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet próbując opisywać Petera jako przyjaciela, osobę pozytywną, jednego z Huncwotów, to mam jakiś problem, nie potrafię tego zrobić, okropna postać! I cieszę się, że kolejny rozdział tak dobrze odebrany ^^

      Usuń