poniedziałek, 28 września 2015

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 14

Smarkerus i James


Został tylko miesiąc i uwolni się z tego więzienia. Zaczął wykreślać dni w kalendarzu. W końcu nadszedł koniec lata i razem z zapakowanym kufrem ruszył na King's Cross. Jeszcze tylko dwie godziny i zobaczy Jamesa. Będą mogli porozmawiać na spokojnie, nie czując oddechu ojca na karku.
W końcu wszedł do lokomotywy i wbiegł do przedziału, który zajmował już dwukrotnie. Remus już tam był, machał przez otwarte okno swojej rodzinie. Wyglądał gorzej niż dwa miesiące temu.
- Hej, Lupin - powiedział Syriusz, zajmując miejsce na przeciwko niego.
Remus obrócił się i uśmiechnął. - Hej, Syriuszu. Podobały ci się moje zdjęcia?
- Tak, były świetne - westchnął Syriusz, wyglądając przez okno. - James już tu jest?
- Nie, ale widziałem Petera - tu wskazał na pulchnego chłopca żegnającego się z rodzicami. Przybyło mu ciała podczas wakacji. - Myślisz że poszedł na tą dietę?
- Patrząc na niego? Nie.
- Hej chłopaki!
James wszedł do przedziału, ciągnąc za sobą kufer. - Jak lato?
- Mnie nie musisz o to pytać - prychnął Syriusz.
Remus kiwnął głową i powiedział: - Bardzo dobrze. A twoje?
- Musimy ci coś powiedzieć - powiedział Syriusz, robiąc trochę miejsca Jamesowi. - Nie, James. To nasz przyjaciel. Jeśli do czegoś dojdzie, to przecież musi wiedzieć.
I opowiedzieli mu o Rycerzach Walpurgii.
- Słyszałem już kiedyś o Voldemorcie - powiedział Remus w zamyśleniu. - Jest potężnym czarodziejem. Mój tata kiedyś bardzo się go obawiał. Powiedział, że Voldemort maczał palce w czymś, co nie powinno być tknięte. Jest trochę pokręcony, ale to geniusz.
- Byli już w twoim domu? - zapytał Syriusz z nadzieją.
- Nie - powiedział Remus. - A przynajmniej tyle wiem. Wątpię, że Klein przestał. Lub po prostu nie zainteresował się moją rodziną. Mój tata jest mugolakiem.
- Nigdy nam o tym nie mówiłeś - odparł James.
- Bo to nie jest ważne, albo? - mruknął Remus, naciągając mocniej rękawy szaty. - W każdym razie, to nie są dobre wieści. Nie mam pojęcia co oznacza ta Walpurgia. Brzmi niemiecko...
- Cześć - powiedział Peter, wkraczając do przedziału. Syriusz przewrócił oczami. - Jak lato?
- Przypomnij mi jeszcze raz, jak dostałeś się do Gryffindoru? - zapytał Syriusz. - Myślałem że wszystkie tępaki trafiają do Hufflepuffu.
James musiał przeprosić swoich towarzyszy na parę minut i udać się do łazienki. Znajdowała się na tyle lokomotywy. Minął przedział Mundungusa Fletchera (znajomego Syriusza). W momencie, gdy James przechodził obok drzwi jego przedziału, próbował nielegalnie sprzedać komuś fałszywe bilety na Mistrzostwa Quidditcha. W następnym przedziale siedziała Lily Evans. James szybko wbił wzrok w swoje stopy, starając się na nią nie patrzeć. Na pewno go zauważyła.
- Och! - James potknął się i potrząsnął głową. Tuż nad nim stał Snape, który zbierał swoje książki z podłogi.
- Patrz jak łazisz! - krzyknął James, popychając go na podłogę.
- Ja? To ty wbiegłeś we mnie, Potter!
Obaj stanęli na prostych nogach z uniesionymi różdżkami. - Musisz się nauczyć dobrych manier, Smarkerusie. Expelliarmus!
Różdżka Snape'a wyleciała w powietrze, zostawiając go z lekkim rozczarowaniem na twarzy.
- Incamento! - strumień czerwonego światła wypłynął z różdżki Jamesa i uderzył w twarz Snape'a, która natychmiast pokryła się czerwonymi plamami i krostami. Chłopak zawył z bólu.
James zaśmiał się i kopnął go, po czym ruszył z powrotem w stronę łazienki.
- Soracto!
James upadł na podłogę, a jego powieki jakby złączyły się ze sobą. Nie mógł otworzyć oczu. Był ślepy!
- Dracus Droganas! - krzyknął James, celując różdżką na oślep. Krzyk Smarkerusa upewnił go, że dobrze trafił. Nagle otworzył oczy i dostrzegł Snape'a próbującego coś zrobić ze swoim ogonem długości samochodu. I wtedy drzwi przedziału otworzyły się z hukiem i wyszła z nich Lily Evans, ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Snape spojrzał na nią ze strachem, a James uśmiechnął się krzywo.
Zaśmiał się. - Cóż, Smarkerusie, myślę, że...
- Achhhh! - Snape rzucił się na Jamesa, zapominając o swoim ogonie, i powalił go na podłogę.
- Przestańcie, oboje! Sev, przestań! - Lily zaczęła krzyczeć. Snape wymierzył pięścią w Jamesa, jednak ten bez problemu przerzucił go na drugą stronę, przez co teraz on był na górze, i uderzył w twarz.
Głosy Syriusza i Remusa były coraz bliżej. Nagle poczuł jak ręce tego pierwszego oplatają go i odciągają od leżącego na ziemi Snape'a.
- Co ty robisz? - krzyknął James, na co Remus natychmiast ruszył pomóc Syriuszowi.
Syriusz westchnął, zamachnął się i uderzył Snape'a prosto w szczękę. Było słychać głuchy jęk bólu. Black wskazał na niego palcem. - Zadzierasz z jednym z nas, zadzierasz z wszystkimi. Nigdy więcej nie dotykaj swoimi brudnymi rękoma Pottera. Rozumiesz?
- Spieprzaj, debilu - warknął Snape.
Syriusz uderzył go ponownie. Remus rozejrzał się nerwowo. Coraz więcej uczniów wychodziło z przedziałów żeby zobaczyć co się dzieje. Pewnie zaraz jakiś prefekt tu przyjdzie.
- Nigdy więcej nie nazywaj mnie debilem, ty...
- Wiesz, co twoja kuzynka powiedziała nam wszystkim? - zapytał drwiąco Snape.
- Myślisz że obchodzi mnie co ta cholerna Narcyza naopowiadała...
- Powiedziała, że jesteś czarną owcą tej rodziny. Jesteś przerażony. Jesteś tchórzem. Dlatego poprosiłeś Tiarę Przydziału, żeby umieściła cię...
CHLAST.
Snape złapał się za policzek i zamknął na moment oczy, jednak po chwili oddał Syriuszowi.
- Proszę! Przestańcie! - wrzasnęła Lily, ruszając w ich stronę.
- SYRIUSZ BLACK!
Syriusz podniósł wzrok i zauważył poirytowanego Rubeusa Hagrida. Czy byli już pod szkołą? Musieli. Uczniowie znosili już swoje kufry.
- Co ty sobie u licha myślisz? - zapytał Hagrid, odciągając go od Snape'a, który wciąż trzymał się za twarz,z której ciekła krew. Ale się uśmiechał. Tak, ciągle miał na twarzy ten durny uśmieszek.
Hagrid wziął ich obu pod ręce i wyprowadził z pociągu. Odprowadził ich do niezaprzężonego pojazdu i powiedział do niewidzialnego kierowcy: - Prosto do Dumbledore'a.
Powóz ruszył, a Syriusz wlepił wzrok w Snape'a. Nie było nigdy dwóch chłopców, którzy nienawidzili się tak bardzo jak oni w tym momencie. Snape ciągle miał ogon, który zwisał za drzwiczkami powozu.
Świetnie, teraz to wygląda, jakbym go zaatakował, pomyślał Syriusz.
Nie odezwali się do siebie słowem podczas całej podróży do Hogwartu. Wkrótce powóz zatrzymał się, i chłopcy ruszyli w stronę zamku. Noc była spokojna. Syriusz słyszał odgłosy dobiegające z Wielkiej Sali i jeziora. Pierwszoroczni będą przydzieleni do swoich domów za parę minut. Żadnego Blacka w tym roku. Regulus przyjdzie tu w następnym roku. Och, jak miło.
Chłopcy stanęli przed posągiem feniksa. Filch czekał na nich z uśmieszkiem na twarzy.
- Cytrynowe dropsy.
Ukazały im się spiralne schody, które zaprowadziły ich do wielkiego gabinetu. Za biurkiem, tuż obok Dumbledore'a, stał profesor Slughorn oraz profesor McGonagall.
- Severus Snape i Syriusz Black - zaczął Dumbledore. - Wiecie, że bójki na terenie szkoły są niedopuszczalne? Wiecie, że ekspres do Hogwartu również się w to wlicza?
- Tak, proszę pana - powiedział Snape, a czerwone krosty na jego twarzy nabrały intensywniejszej barwy. Dumbledore sięgnął po swoją różdżkę i machnął nią, na co zarówno ogon, jak i trądzik Snape'a zniknęły.
- Nie obchodzi mnie, kto zaczął bójkę - powiedział powoli Dumbledore. - Oboje dostaniecie szlaban, i obu domom odejmę po pięćdziesiąt punktów.
- A co z Potterem, proszę pana? - zapytał Snape. - Bo to właśnie on...
- Nie mam żadnych informacji na temat pana Pottera w tej sprawie - odparł Dumbledore. - Resztę zostawiam waszym opiekunom.
- W takim razie zgłaszam przewinienie! - powiedział Snape. - Zaatakował mnie w przedziale!
- Czy są na to jacyś świadkowie, panie Snape? - zapytał Dumbledore.
- Nie, ale...
- Cóż, a więc twoja skarga nie ma podstaw.
- Nie ma podstaw?! - powtórzył Snape z niedowierzaniem. - Czy widział pan mój ogon, profesorze?
- Jak mniemam, była to robota pana Blacka, prawda?
- Tak - powiedział Syriusz szybko.
- A więc profesor Slughorn odprowadzi ciebie, Severusie, do Wielkiej Sali, z kolei profesor McGonagall odprowadzi ciebie, Syriuszu. Możecie odejść.
Snape podążył za Slughornem z wściekłością wymalowaną na twarzy. Syriusz uśmiechnął się do siebie, przepuszczając profesor McGonagall w drzwiach, i podążając za nią korytarzem.

czwartek, 24 września 2015

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 13

Rycerze Walpurgii


Minął miesiąc. Żadnego listu od Petera. Remus wysłał urocze zdjęcie swojego domu. James z kolei wysyłał list praktycznie co tydzień, opisując dokładnie wszystko, co się u niego działo.

Syriuszu,
Jak u ciebie i twojej cudownej rodziny? Sprite mówi ci cześć. Powiedziała, że zaczęła lubić Stworka. Nigdy go nie spotkała, ale uznała że to fascynujące słyszeć o innym skrzacie domowym, bo żadnego innego nie zna. Wendy w końcu odpisała nam na list, wzięła ślub. Powiedziała, że potrzebuje wszystkie rzeczy ze swojego pokoju, więc jeśli do nas przyjedziesz (a byłoby super) to twój pokój będzie wolny od różowego. Wiem że cię drażnił. Wszystkich drażnił. Oprócz Wendy. Napisałem do Remusa, odesłał mi zdjęcie. Też je dostałeś? Powiedział że wkrótce wyśle nam zdjęcie lasu który rośnie za jego domem, bo jest piękny. Nie dostałem nic od Petera. Liczę na to, że odpiszesz mi, jeśli pozwolą ci na to twoi ukochani rodzice. Mam nadzieję, że jeszcze żyjesz. Aha, i nie wysyłaj mi więcej łajnobomb.
James

Właściwie, Syriusz całe swoje wakacje spędził siedząc na podłodze lub łóżku i gapiąc się w ścianę. Narcyza i jej dwie siostry odwiedziły go na tydzień. To było piekło. Ona i Bellatrix obrzucały go nienawistnymi spojrzeniami na każdym kroku. Słyszał jak Narcyza mówi swojej siostrze, że wszyscy myślą, że jakoś wkupił się do Gryffindoru. Że należy do Slytherinu.
Och, czyżby?
Andromeda była jedyną przyjazną osobą. Godzinami grali w szachy czarodziejów, które Syriusz otrzymał od Potterów na święta. Opowiedział jej o wszystkich przygodach, w tym o tej w gabinecie Kleina.
- Mówił coś o jakichś ważnych sprawach, o swoich ludziach...
- Klein jest przyjacielem mojego ojca - powiedziała Andromeda, przesuwając o dwa miejsca swoją królową. - Mówił mu o tym samym parę dni temu. Widocznie mówi to wszystkim. Malfoyom, Weasleyom, Crabbom, Goyle'om, Nottom, no wiesz... Rodzinom czystej krwi. Mówił, że jakiś mężczyzna... jak on go nazwał... nie pamiętam, ale on gromadzi grupę ludzi, organizuje niedługo jakiś zlot... Nie mam pojęcia po co.
- I wszyscy się zgodzili?
- Większość z nich, ale nie Potterowie. I Weasleyowie. Artur i Molly będą mieli dziecko!
- To dobrze - mruknął Syriusz, nie mając pojęcia, kim są Artur i Molly. Właściwie go to nie obchodziło. Nie był zaskoczony, że Potterowie nie zgodzili się na coś, na co zgodziła się reszta rodzin czystej krwi czarodziejów.
- To nie brzmi dobrze - dodała Andromeda. - Mój tata powiedział, że o tym pomyśli. Ale znasz go. Nigdy nie przejdzie na... No wiesz, ciemną stronę magii.
- Ciemną stronę? - zapytał Syriusz. - Co masz na myśli? Zlot złych czarodziejów?
- Tak - kontynuowała Andromeda - Klein nazwał ich Rycerzami Walpurgii*. Nie mam pojęcia co to. Brzmi trochę jak nasze motto, nie sądzisz? Toujours Pur.
- Nasze motto? - prychnął Syriusz. - Miałaś na myśli ich motto.
- Trochę mnie to martwi - powiedziała, przesuwając króla. - Wiesz, to nie brzmi jak jakiś rodzinny piknik. Rycerze Walpurgii? Zlot złych czarodziejów? Sekret tylko dla rodzin czystej krwi? Gdybym tylko przypomniała sobie imię tego mężczyzny... W sumie brzmiało to bardziej jak przydomek. Lord Voldemort? Tak, chyba tak...
Syriuszowi nie było przykro kiedy kuzynki musiały jechać do domu, ale rozmowa, którą przeprowadził z Andromedą dała mu dużo do myślenia. Coś się działo. Andromeda miała rację, to nie był rodzinny piknik.
Zaczął przeszukiwać swój umysł, próbując skojarzyć skąd znał tamto nazwisko, jednak na nic to się nie zdało. Nie potrafił sobie tego przypomnieć.
Był koniec lipca, kiedy jego ojciec w końcu wezwał go do salonu. Usiadł w fotelu naprzeciw niego. Orion sączył piwo kremowe z butelki, jednak nie zaoferował drugiej swojemu synowi. Obracał ją w palcach, wpatrując się w Syriusza. W drugiej ręce miał coś innego. To był list.
- Syriuszu, otrzymałem list od Potterów - zaczął. - Ich syn chce żebyś odwiedził ich pod koniec wakacji.
- Mogę jechać? - zapytał natychmiast.
- O tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać. - Jego ojciec nie utrzymywał kontaktu wzrokowego. Syriusz uśmiechnął się do siebie. - Niedługo odbędzie się zlot rodzin czarodziejów czystej krwi. Jesteśmy do ich dyspozycji, dlatego będziemy nieco bardziej obserwowani, przez co i bardziej ostrożni. Twoi kuzyni powiedzieli nam, że kolegujesz się z osobnikami półkrwi, szlamami...
-  Oni są ludźmi, oni wszyscy są normalnymi ludźmi! A najlepsza uczennica w klasie jest mugolakiem - Syriusz zaczął ich bronić.
- Mugolakiem? Czy mój syn właśnie wypowiedział słowo mugolak? Oj, Syriuszu, Syriuszu... Zmieniłeś się. - Pan Black westchnął i spojrzał z powrotem na list w dłoni. - Potterowie nie przyjęli zaproszenia na zlot. W przeciwieństwie do nas. A to oznacza, że zabraniam ci utrzymywania kontaktów z tym dzieciakiem. I resztą twoich małych przyjaciół.
- A więc chcesz, żebym był wyrzutkiem? - warknął Syriusz.
- Nie. Chcę żebyś miał odpowiednich przyjaciół. Spędź nieco czasu z Narcyzą. W jej gronie jest wiele osób, które z pewnością chciałyby cię poznać - pan Black przerwał i wrzucił list do kominka. - Jeśli wiesz co jest dla ciebie dobre, to powinieneś iść do Dumbledore'a zaraz na początku września i poprosić o przeniesienie cię do Slytherinu. Mamy dobre imię do utrzymania, i nie pozwolę aby mój smarkaty syn je zepsuł.
Syriusz spojrzał na niego. Nienawidził go teraz bardziej niż kiedykolwiek. Powiedział przez zaciśnięte zęby "Tak, proszę pana" i puścił się biegiem przez schody, zgarniając po drodze rodzinną sowę. Zatrzasnął za sobą drzwi, sięgnął po kawałek pergaminu i zaczął pisać drżącą ręką.

James,
Tata dostał twój list. Zabronił mi kontaktu z tobą. Więc, oczywiście, musimy porozmawiać.
Mam ważne informacje. Moja kuzynka opowiedziała mi o tym całym mrocznym zlocie. Moi rodzice mnie wykończą! Pomóż mi! Przyjedź i mnie stąd porwij! Nie będzie ich to obchodziło.
Syriusz

Przywiązał list do nóżki sowy i wypuścił ją przez okno. I zaczął cierpliwie czekać na odpowiedź. Musiał być jakiś szybszy sposób komunikacji, którego nie odkryliby rodzice.
Poddał się w końcu, zdając sobie sprawę z tego jak głupie było myślenie, że James odpisze mu tak szybko, więc położył się na łóżku i zaczął myśleć o Rycerzach Walpurgii. Wiedział, że już gdzieś o tym słyszał. Czy to nie Klein opowiadał o tym Snape'owi? To musiało być wtedy. Klein miał odwiedzić wszystkie rodziny czarodziejów czystej krwi... On był czysty. Ale Potterowie się sprzeciwili. Nigdy się nie zgodzą. Co się z nimi stanie?
Och, gdyby tylko uważał na historii magii. Czy nic takiego nie miało wcześniej miejsca? Walpurgia. Czym, do cholery, była Walpurgia?
Ogień zapłonął w jego sercu. Wiedział, że musi coś zrobić. O tak, pójdzie do Dumbledore'a jesienią. Ale nie poprosi go o przeniesienie do Slytherinu.

Trzy dni później otrzymał dwa listy - odpowiedź od Jamesa i kolejna kartka od Remusa.

Syriuszu!
Pozdrowienia z lasu! Wysyłam ci zdjęcia!

Syriusz odłożył list Remusa na bok i otworzył ten od Jamesa.

Syriuszu:
To nie są dobre wieści. Też myślisz, że to ma jakieś powiązanie ze Smarkerusem i Kleinem? Klein odwiedził mój dom z jakimś Dołohowem. Mówili o jakimś zlocie. Tym samym? Pewnie tak. Nie wiem dokładnie co odpowiedzieli im rodzice. Rodzice chcieliby po ciebie przyjechać, ale nie mogą, wiesz o tym. Widzimy się za miesiąc. Nie pisz ponownie, twój ojciec może przechwycić list i może być jeszcze gorzej.
James



*Rycerze Walpurgii - pierwotna nazwa Śmierciożerców, jeszcze za czasów szkolnych

niedziela, 20 września 2015

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 12

Powrót na Kings Cross


Egzaminy zaczynały się na tydzień przed zakończeniem semestru. Pierwszy był profesor Flitwick. Uczniowie musieli po prostu rozbrajać swoich partnerów różnymi zaklęciami. James i Syriusz byli razem w parze, i obojgu egzamin poszedł znakomicie, co skutkowało tym, że James chodził między różnymi ludźmi i opowiadał historię swojego życia każdemu, kto zechciał go wysłuchać, podczas gdy Syriusz nie potrafił powstrzymać swoich dłoni od intensywnego klaskania. Remus i Peter byli kolejną parą. Lupin użył zaklęcia łaskoczącego na swoim partnerze.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze Remusie - zaskrzeczał Flitwick stojący na stosie książek. - Teraz twoja kolej, Pettigrew.
Peter wziął głęboki wdech i skierował swoją różdżkę na Remusa: - Rictickempra!
Parę iskier trysnęło z końca różdżki. Jedna z nich trafiła Remusa, który syknął cicho.
- Panie Pettigrew! Rictusempra, nie rictickempra!
Peter zrobił się fioletowy.
Następny był egzamin i McGonagall. Musieli przemienić mysz w pudełko. Nauczycielka odejmowała punkty jeśli pudło miało wąsy, ale i dodawała je, w zależności od tego, jak było ozdobione.
Pudełko Jamesa było drewniane, z wyrzeźbionym lasem i pięknym, metalowym jeleniem prężącym się dumnie między drzewami. Profesor McGonagall była bardzo zadowolona, zarówno z Jamesa, jak i z Syriusza, którego pudełko było czarno-czerwone, ze smokiem, którego okalały płomienie. Oboje dostali najlepsze oceny.
Remus skończył z małym wąsikiem na boku pudełka, jednak szybko wyrwał go przed nauczycielką. McGonagall uśmiechnęła się lekko na widok pełni widniejącej na pudełku Remusa. - Bardzo ładne, Lupin.
Peter był ostatnim z przyjaciół podchodzącym do egzaminu. Jego pudełko ciągle piszczało i miało cztery łapki zwisające po bokach.
- Pettigrew, to mysz, czy pudełko? Nie mogę stwierdzić. Wybierz jedną opcję i wróć do mnie.
Peter zzieleniał.
Po zielarstwie (Remus osiągnął maksimum, Jamesowi nie poszło zbyt dobrze), eliksirach, lataniu (James otrzymał 200 procent od Darsing), przyszła pora na obronę przed czarną magią.
Remus uczył się cały miesiąc do tego egzaminu. Uśmiechnął się do siebie, kiedy zobaczył, że jest parę pytań o wilkołakach. Musiał jednak zatrzymać się na dłużej przy druzgotkach.
Syriusz skończył jako pierwszy, a tuż za nim James. Peter w końcu skończył pisać, i, rzecz jasna,  czystym przypadkiem był fakt, że ponad połowa jego odpowiedzi była taka sama jak Marcusa Chillersa, chłopca siedzącego obok niego.
To popołudnie spędzili siedząc nad jeziorem i rozmawiając. Remus przeglądał swoje notatki, i sprawdzał, w których odpowiedziach popełnił błąd. W końcu stwierdził, że zdał wszystkie egzaminy otrzymując co najmniej Powyżej Oczekiwań. Zaoferował pomoc Peterowi, kiedy nagle ten złapał się za brzuch i stwierdził, że chyba musi iść do skrzydła szpitalnego bo źle się czuje.
- Uspokój się, Pete - powiedział Syriusz, zakładając ręce za głowę. - Zdasz. Jeśli Darryl dał radę, to ty też dasz.
- Hej, słyszeliście o Darrylu?
- Nie.
- Nie będzie dzielił z nami pokoju w przyszłym roku - zaśmiał się James, na co Remus wyjrzał zza swoich notatek.
- Dlaczego? - zapytał.
- Nie zacytuję dokładnie, ale powiedział, że ma dość tego szalonego lunatyka - wskazał palcem na Remusa - który próbuje tylko udowodnić że pozjadał wszystkie mózgi, i tego napuszonego głupka - wskazał na Syriusza - regularnie próbującego użyć na nim jakiegoś uroku. I jeszcze przyjaciela tego napuszonego głupka, który myśli, że jest kimś wyjątkowym - tu wskazał dumnie na siebie - i nie może przestać gadać o Quidditchu. Oczywiście nie mógł zapomnieć o ich małym przyjacielu z obsesją na punkcie swojego szczura. - James nie musiał wskazywać o kim mowa. - Powiedział, że słyszał w nocy jakieś głosy, i myśli, że coś kombinujemy. Po tym halloweenowym żarcie pewnie nie może spać spokojnie i szuka sposobu żeby nas tyle nie oglądać.
- Więc przeniosą go? - zapytał Syriusz z nadzieją w głosie.
- Nie - powiedział James. - Stwierdzili, że jedynym sposobem żeby go od nas odsunąć jest spakowanie walizek i wysłanie go do Beauxbatons. Wygląda na to, że utknęliśmy z nim aż do zakończenia nauki w Hogwarcie.
Syriusz jęknął i z powrotem położył się na zielonej trawie. Remus pokiwał głową, i po raz trzeci zaczął przeliczać procenty z egzaminu z eliksirów.
Uczta pożegnalna odbywała się na dzień przed wyjazdem. Otrzymali swoje wyniki z egzaminów, a Remus poczuł się cudownie kiedy ujrzał swoje stopnie. Ze wszystkiego otrzymał najlepsze wyniki. Nie mógł jedynie wytłumaczyć Powyżej Oczekiwań z obrony przed czarną magią. Postanowił porozmawiać z profesorem Kleinem przed ucztą.
- Eee... Profesorze Klein?
Klein wyjrzał zza swojego kufra, i zamrugał. - O, Lupin, czego chciałeś? Jestem bardzo zajęty.
- Chciałem zapytać o moją ocenę z egzaminu... Nie spodziewałem się tego, ale znałem wszystkie odpowiedzi, z wyjątkiem tych trzech o druzgotkach. Pododawałem to w swojej głowie i wyszło, że powinienem dostać Wybitny.
Klein prychnął. - A więc chcesz mi powiedzieć, że się mylę?
- Cóż, nie do końca, panie profesorze - powiedział Remus, splatając ręce. - Ja... Cóż... Myślę, że mógł pan coś przekalkulować. Mógłbym zerknąć szybko na odpowiedzi? Tylko zobaczyć, co ominąłem?
- Już są spakowane. A jeśli oczekujesz, że będę grzebać w kufrze po to żeby znaleźć dla ciebie kawałek papieru, to jesteś bardziej naiwny niż myślałem.
Klein wrócił do pakowania swojej jedynej walizki.
- To może mógłby mi pan chociaż powiedzieć co zrobiłem źle? - zapytał Remus. - Chciałbym pouczyć się na błędach.
- Co to zmieni? Myślisz że w przyszłym roku możesz osiągnąć lepszy stopień?
- Tak, proszę pana.
- Nie ma takiej opcji, Lupin - powiedział Klein. - Nie ważne jak bardzo próbują... edukować ciebie, zawsze będziesz tym, czym jesteś. Nic tego nie zmieni.
Nastała przerwa, po czym Remus powiedział cicho: - Nie zgadzam się z tym, proszę pana.
- Och, nie zgadzasz się? - mruknął Klein znudzony tą konwersacją. - Cóż, niech będzie. Pamiętam dobrze że nie zrobiłeś paru zadań o druzgotkach, na pewno nie trzech. Było też parę o wilkołakach...
- Żartuje pan - wtrącił się Remus.
- Nie, nie żartuję, Lupin - powiedział Klein zamykając swój kufer.
- Jestem przekonany, że zrobiłem je dobrze, profesorze Klein. Były strasznie łatwe, szczególnie...
- Nazwałeś mój egzamin strasznie łatwym?
- Nie, proszę pana.
- Wyjdź, Lupin.
- Ale...
- Już.
Remus westchnął, przeczesał palcami włosy i opuścił pomieszczenie.
Lily Evans właśnie szła w jego kierunku, z kartką egzaminacyjną w ręku. Zatrzymała się zdezorientowana, i spojrzała na niego zielonymi oczami.
- Na twoim miejscu bym nie próbował - powiedział, głosem bardziej zuchwałym, niż chciał. Dlaczego nie czuł nóg?
Dziewczyna zatrzymała się i stanęła przed nim. - Dlaczego?
- Ja właśnie próbowałem, i nic mi to nie dało - odparł. - Możesz spróbować, ale pamiętaj że cię ostrzegałem. Na pewno ucieszy się na widok kolejnej osoby pytającej go o zmianę oceny.
Remus ruszył szybkim krokiem w stronę schodów.
- Hej, zaczekaj! - zawołała, biegnąc za nim. Spojrzał na nią, całkiem zbity z tropu. Co ona robiła? Zauważyła, w jaki sposób na nią patrzał, kiedy się pojawiła?
- Co? - zapytał, zwalniając nieco.
- Zapomniałam twojego imienia - powiedziała, wyciągając rękę. - Spotkaliśmy się na rozpoczęciu roku, pamiętasz? Jestem Lily.
- Remus - powiedział, ściskając jej dłoń.
- Jesteś przyjacielem Pottera, nie?
- Jamesa? Tak - powiedział Remus, czując się nieco urażony faktem, że jest kojarzony tylko jako "przyjaciel Pottera".
- Przepraszam - powiedziała szybko. - Musisz być znudzony tym, że kojarzą cię głównie w ten sposób.
- Nie kojarzą mnie głównie w ten sposób - zaprzeczył szybko Remus, chociaż oboje wiedzieli, że to kłamstwo.
- Więc skąd jesteś, Remusie? - zapytała Lily, kiedy skręcili w kolejny korytarz. - Jesteś z rodziny czarodziejów?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Cóż, zgaduję... Wygląda na to, że oni wszyscy trzymają się razem. No wiesz, Syriusz Black, Potter, i ten trzeci chłopak...
- Jestem półkrwi - powiedział cicho Remus. - Moi dziadkowie to mugole.
- W jaki sposób to czyni cię półkrwistym?
- To wystarczająco dla większości, żeby nie kojarzyć mnie dobrze - mruknął Remus. - A ty jesteś mugolakiem?
- Tak - powiedziała. - Czy to ma znaczenie?
- Nie - odparł Remus. - Właściwie to nigdy się nad tym nie zastanawiałem, jesteś pierwszą osobą która mnie o to pyta - zatrzymał się na moment, po czym kontynuował: - To nieco zabawne. Jeśli czystokrwiści trzymają się razem, to twój kumpel ze Slytherinu trochę ryzykuje.
- Kto, Severus?
- Tak.
- Och - Lily założyła kosmyk włosów za ucho. - On nie jest czystej krwi. Też jest półkrwi.
Nastała niezręczna cisza. Remus był zaskoczony. Severus Snape, półkrwi? Boże, niech tylko powie o tym Jamesowi...
- Myślę, że to straszne jak James prześladuje Severusa - powiedziała Lily, na co Remus otworzył nieco szerzej oczy.
- Cóż, myślę że to straszne jak Severus traktuje jego - odparował Remus, zatrzymując się przy schodach. - Skończyliśmy?
Lily spojrzała na Remusa poruszona, i bez słowa pobiegła w innym kierunku chowając twarz w dłoniach. Bardzo dziwne. Dziewczyny, pomyślał Remus, i ruszył dalej w stronę dormitorium.



Uczta minęła w mgnieniu oka, Syriusz czuł, jak narastają w nim obawy. Jedzie  do domu. Pierwszy raz, odkąd dostał wyjca, będzie miał do czynienia z rodziną. Uniknął ich przez święta, jednak ojciec powiedział, że musi przyjechać po zakończeniu semestru. Cóż mogli zrobić Potterowie w tej sytuacji? Porwać go?
James wyczuł złe samopoczucie przyjaciela kiedy tylko wsiedli do lokomotywy.
- Chcesz pogadać stary? - zapytał.
Syriusz potrząsnął głową.
- Pamiętaj, że będziesz mile widziany w moim domu. Pokój Wendy jest dalej pusty. Nie dostaliśmy od niej kartki od lat, wygląda na to, że poznała kogoś kto...
- Dzięki, ale wiesz, że nie mogę. Wiem, że nie mogę. Więc... Nie mogę. Mniejsza z tym, chcę spędzić podróż do domu w dobrym humorze.
Peter czekał już na nich w przedziale.
- Musiałem wywalić stąd Dunga zaklęciem - powiedział dumnie, kiedy zajęli miejsca obok niego. - Ja i Dung się kumplujemy - westchnął Syriusz. - Miałeś go wpuścić.
Peter zmarkotniał.
Lokomotywa ruszyła, a Remus wbił wzrok w okno. Trzy dni do pełni. Przynajmniej będzie w domu, z dala od przyjaciół. Jeśli tylko by się dowiedzieli... Spojrzał na Syriusza, który siedział na przeciw niego z wzrokiem wbitym w podłogę. Co  powiedziałby, gdyby dowiedział się o jego przypadłości? Z pewnością wyleciałby z tego przedziału zanim zdążyłby powiedzieć Quidditch.
Westchnął.. Jego mama nie może być chora przez tak długi czas. Jaką historyjkę miałby teraz wymyślić?
Nie zamartwiaj się tym teraz, pomyślał. Masz całe lato.
- Wszystko okej? - zapytał Syriusz, podnosząc wzrok z podłogi. Wyglądał gorzej niż Remus.
- Bywało lepiej - odparł, poprawiając się w siedzeniu.
- Jaka przygoda na kolejne halloween? - James próbował nieco polepszyć humory przyjaciół. Syriusz wzruszył ramionami, a Remus złożył ręce. Peter jako jedyny wyglądał jakby miał jakiś pomysł, ale zamknął szybko usta widząc, że cała trójka zamilkła i wbiła wzrok w szybę.
W końcu przybyli na Kings Cross i opuścili lokomotywę. James i Syriusz od razu zauważyli państwo Potter. Black pomachał im z peronu. Rodzice Jamesa uśmiechnęli się do niego szeroko. Och, gdyby tylko mógł wrócić z nimi do domu.
- No to widzimy się za parę miesięcy - powiedział James. - Wysyłaj sowy. Chcę wiedzieć co u ciebie.
- W porządku - powiedział Syriusz uśmiechając się. Obserwował, jak James odchodzi ze swoimi kochającymi rodzicami. Zdawało mu się, że widział Sprite chowającą się pod płaszczem pana Pottera.
Remus stał obok Syriusza, szukając swoich rodziców. Black przyjrzał się mu. Urósł nieco. Tak, na pewno był nieco wyższy niż na początku roku. Remus, czując na sobie spojrzenie, szybko podniósł głowę.
- Widzisz już swoją rodzinę? - zapytał Syriusz. Remus pokręcił głową. - Jeszcze nie, a ty?
- Widzę - mruknął, kiedy jego oczom ukazały się dwie posępne twarze - chłopaka i mężczyzny. - Ale oni mnie nie widzą. Niech tak pozostanie.
- Twój tata?
- I brat - jęknął Syriusz. Regulus wyglądał na zadowolonego, pewnie ciotka Elladora kupiła mu coś nowego.
- Masz brata? - zapytał zaskoczony Remus.
- Tak, mogę ci go oddać, jeśli chcesz - powiedział Syriusz. - Widzą mnie. Muszę iść. No cóż, Lupin, widzimy się jesienią.
- Wysyłaj sowy.
- Jasne - powiedział Syriusz, machnął mu ręką i ruszył w stronę rodziny.
Jego ojciec nawet na niego nie patrzał. Nie odezwał się. Po prostu odwrócił się i ruszył w stronę barierki do mugolskiego świata.
Dobrze, pomyślał Syriusz, chociaż miał w głowie obraz Jamesa przytulającego swojego ojca, rozmawiającego o tym jak przydatna okazała się peleryna niewidka. Wyobraził sobie siebie wracającego do domu Potterów, jedzącego orzeszki, siedzącego do późna z Jamesem i przeglądającego czasopisma.
Pomyślał o Regulusie, a później o Jamesie. Przypomniał sobie pytanie Remusa i uśmiechnął się szeroko przechodząc przez barierę. Tak, zdecydowanie mam brata, pomyślał.

czwartek, 17 września 2015

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 11

Pod peleryną


Drugi semestr minął o wiele szybciej niż pierwszy. Styczeń zamienił się w luty, luty w marzec, a po kwietniu i maju w końcu przyszedł czas na czerwiec. Czwórka przyjaciół zbliżała się do siebie coraz bardziej z każdym dniem. James i Syriusz w końcu przestali potrzebować pomocy Remusa przy zadaniach domowych. Peter ciągle nosił wszędzie swojego szczura, a Remus każdego miesiąca wyjeżdżał zobaczyć się ze swoją mamą. Syriusz zaczął być coraz bardziej podejrzliwy. Po tym, co stało się pod koniec stycznia, był pewny, że to nie przez mamę Remus co miesiąc opuszcza Hogwart.
Ich przyjaciel powiedział swoim współlokatorom, że miał zły sen, a później zasłabł. To jednak nie tłumaczyło strachu w oczach profesor McGonagall, ani zadrapań na łóżku następnego ranka. Jednak Syriusz był pewny, że jeśli nauczyciele uznaliby, że Remus jest niebezpieczny, nie pozwolili by mu wrócić do dormitorium.
Syriusz i James zaczęli pracować nad swoim wizerunkiem. Dowcip w Halloween był tylko początkiem. Oczywiście, przed tym incydentem nie mieli problemów z nauczycielami i nie dowcipkowali, jednak i tak wszyscy wiedzieli, kto to zrobił, i dzięki temu dwójka chłopców chodziła z głowami uniesionymi nieco wyżej niż zwykle.
Remus ciągle był płowowłosym molem książkowym, który za nimi podążał. Właściwie, byli oni najlepszą dwójką przyjaciół, jakich miał, i jakich kiedykolwiek będzie mieć. Peter z kolei traktował ich jak bóstwa - często nosił im torby i otwierał drzwi. Ten pulchny chłopak nie miał ksywki pośród uczniów.  Pomijając "tego grubszego dzieciaka włóczącego się za Jamesem Potterem", jednak to było dla niego wystarczające. Chociaż miał jakieś imię.
James i Syriusz pokazali swoim przyjaciołom pelerynę niewidkę w lutym, na co Remus zareagował śmiechem.
- Cóż, to wiele wyjaśnia - powiedział. Głosy w nocy, otwieranie drzwi, skakanie po kufrach i łóżkach. Myślał, że to wszystko sprawka Irytka, jednak w rzeczywistości byli to James i Syriusz.
- Chodź z nami tej nocy - zaoferował James Remusowi. Remus poczuł falę ekscytacji i pokiwał głową. Zdecydowali się na wyprawę dzisiejszej nocy. Darryl zawsze spał jak małe dziecko, więc nie powinien się obudzić.

W końcu nastała noc. James potrząsnął Remusem, żeby się obudził. Chłopak uśmiechnął się. - Już czas?
- Tak - odparł James, machając peleryną.
Syriusz, jako najwyższy, stał z tyłu. James, odrobinę niższy od Syriusza, stanął przed nim. Remus i Peter byli tego samego wzrostu i stanęli z przodu. Mieli teraz nieograniczone możliwości, i wszyscy poszli spać niezwykle zadowoleni.



Zbliżały się egzaminy. Remus był widziany z książkami każdej minuty dnia. Z kolei Syriusz i James uznali, że wiedzą już wszystko, i niezbyt często decydowali się na otwieranie podręczników. Peter nagle przestał chodzić w kółko za Jamesem, i przyczepił się Remusa. Dwójka była codziennie widziana w bibliotece z książkami.
Remus musiał wziąć przerwę w nauce na czas transformacji, spędzić dzień w skrzydle szpitalnym, i wymyślić kolejną historyjkę dla swoich przyjaciół. Przemiany były coraz gorsze. Nikt nie był w stanie nic dla niego zrobić. Poza tym wiedział, że jeśli nie będzie chodził do chaty na wzgórzu na czas transformacji, to zostanie wyrzucony ze szkoły.
Kolejną znajomą twarzą w bibliotece był stary dobry Smarkerus. Jego długie włosy przysłaniały mu większą część twarzy, a jedyną wyróżniającą się rzeczą był haczykowaty nos. Otrzymał od profesora Kleina notę dla pani Pince. Miał dostęp do działu Ksiąg Zakazanych. Peter co jakiś czas wychylał się zza Remusa i patrzał na niego.
- On jest nieco... Mroczny, co nie? - zapytał raz Remusa.
Remus odwrócił się i spojrzał na samotnego Ślizgona. - Tak - mruknął. - Wygląda na nieco samotnego.
- Myślisz że powinniśmy z nim usiąść?
 - Co?
Peter wzruszył ramionami. - Nie wiem... Cóż, ma najlepsze oceny  z obrony przed czarną magią.
Remus westchnął, zamknął książki i ruszył w stronę drugiego stolika. Snape nie zauważył, kiedy się do niego zbliżyli. Zorientował się dopiero kiedy Lupin odchrząknął.
- Em, miałbyś coś przeciwko gdybyśmy usiedli z tobą? Też się uczymy.
Haczykowaty nos uniósł się znad książki.
- Jestem nieco zajęty.
- Och, rozumiem, okej - powiedział Peter, odwracając się by odejść. Ale Remus złapał go za rękaw i pociągnął lekko do siebie, żeby nie odchodził.
- Cóż, zastanawialiśmy się nad tym, żeby pouczyć się z tobą - kontynuował. - Ty masz dostęp do Ksiąg Zakazanych a my nie. Jesteśmy nieco w tyle z nauką u profesora Kleina.
Smarkerus uniósł brew. - Jesteście przyjaciółmi Pottera, prawda?
- Cóż, tak, ale mamy własne imiona - powiedział Remus, wskazując na siebie. - Jestem Remus Lupin, a to jest Peter Pet...
- Miło was poznać - powiedział chłopak, jednak jego głos nie zabrzmiał zbyt miło. - Jestem Smarkerus.
Remus zastygł. Peter nie był zaskoczony i pokiwał głową.
- Spójrz, ja...
- Mam pełno prac domowych do zrobienia - powiedział Smarkerus, i wrócił do swoich książek. - Byłbym wdzięczny, gdybyście sobie poszli.
Nastała krótka cisza, po czym Remus powiedział bardzo cicho: - Nigdy tak cię nie nazwałem.
- Cóż, ale też nigdy nie powstrzymałeś nikogo przed nazwaniem mnie w ten sposób, czy nie? - odparował Snape. Remus, nieco zdezorientowany, wrócił z powrotem do swojego stolika.


Tej nocy Remusa obudził głos Jamesa.
- Pospiesz się, Lupin. Wszyscy już są gotowi. Wstawaj!
Remus przetarł oczy i wstał. Poczuł jak narzucają na niego pelerynę. W końcu jego oczom ukazały się twarze Jamesa, Syriusza i Petera.
- Więc, gdzie idziemy tej nocy? - zapytał James.
- Kuchnia - powiedział Syriusz.. - Słyszałem, że Slughorn ma swój własny barek pełen słodyczy.
- Nie, chodźmy na boisko Quidditcha i potrenujmy.
- Cała czwórka na jednej miotle? - prychnął Syriusz. - Och, to byłoby interesujące. Przywiązalibyśmy Lupina na samym przodzie a Petera użyli jako kotwicy.
Peter oblał się rumieńcem.
- Może wierzba bijąca? - zapytał James. - Davey Gudgeon mówił że znalazł sposób, żeby ją unieruchomić. Tam jest taka mała narośl i trzeba...
- To głupie - przerwał mu Remus. - Może nie wychodźmy na zewnątrz, dzisiaj jest dosyć zimno.
- Co powiecie... Na pokój wspólny Ślizgonów? - zaoferował Syriusz.
- Och, tak, pewnie - powiedział James. - Bo wszyscy znamy ich hasło.
- Możemy czekać na kogoś i podsłuchać.
- Nie, nie, nie...
- Trzecie piętro?
- Nie.
- Hej, weźcie się w garść - warknął Syriusz. - Wymyśl coś, James, bo zaczyna się robić duszno.
- Daj mi pomyśleć... - James zamyślił się na moment i powiedział: - Może po prostu pospacerujmy? Poodkrywajmy? Może akurat trafimy na coś super.
- Jasne, niech będzie - powiedział Remus, Syriusz i Peter również pokiwali głowami.
- Okej, idziemy - James zrobił krok i wylądował na Remusie.
- Och!
- Ciii! - syknął Syriusz.
- Przepraszam - powiedział James, i westchnął. - Okej, to będzie trudniejsze niż myśleliśmy. Musimy robić kroki w tym samym czasie. Prawa noga do przodu. Raz, dwa, trzy...
- Ał! - jęknął Syriusz.
- Prawa noga, Peter! Prawa!
- Och, przepraszam.
- Jeszcze raz. Jeden, dwa, trzy...
Zrobili krok do przodu, i odetchnęli z ulgą.
- Dobrze, dobrze. Teraz lewa noga. Raz, dwa, trzy...
Kolejny krok w przód.
- Okej - James spojrzał na drzwi. Wydawały się być tak daleko. Zrobili dopiero dwa kroki. Jak w takim tempie mają odkrywać Hogwart? Skończy się semestr zanim zdążą dojść do Grubej Damy.
- Musi być szybszy sposób - powiedział, patrząc na trójkę przyjaciół.
- Może Peter i Remus wejdą nam na barana? - zaproponował Syriusz.
- Peleryna nie jest na tyle długa - powiedział James. - Poza tym, wątpię żebyśmy doszli daleko w ten sposób.
- Cóż, w takim razie możemy po prostu nieść Remusa. Żaden z nas i tak nie uniósłby Petera.
- Zamknij się - oburzył się Peter.
- Hej, nie mów mi żebym się zamknął, szczurze.
- Przestańcie - przerwał im James, po czym spojrzał na Remusa. - Jakieś pomysły, Lupin?
- Eee...
- Och, skończcie, po prostu chodźmy. No dalej, grubasku - powiedział Syriusz i popchnął Petera, który od razu poszedł na przód. Remus pobiegł za nim, a dwójka chłopaków z tyłu podążyła za pozostałymi. Wkrótce stanęli przy drzwiach.
- Nie było tak trudno, co? - powiedział Syriusz, unosząc lekko brew.
Na korytarzach panowały ciemności. Pochodnie płonęły słabym światłem, a odgłosy stóp czwórki przyjaciół brzmiały strasznie.
- Nie podoba mi się to - powiedział Peter, kiedy skręcili w kolejny mroczny korytarz. - W ogóle mi się to nie podoba.
- Och, zamknij jadaczkę - mruknął Syriusz.
- Zamknijcie się, obaj - powiedział James, wchodząc po schodach. - Ktoś wie gdzie jesteśmy?
- Myślę, że jesteśmy w tym martwym punkcie - Syriusz wskazał na długi korytarz na przeciw. - Wiecie, tym na który trafiliśmy po świętach.
- Och, tak...
- Tam nie ma martwego punktu - pisnął Peter.
- Co?
- Widziałem pokój w tej ścianie, o tutaj - powiedział Peter. - Raz, kiedy szukałem Glizdogona, włóczyłem się po tych korytarzach, no i nagle zobaczyłem te drzwi. Myślę, że były tutaj... Otworzyłem je i znalazłem małą klatkę, i w niej był Glizdogon...
- Skończ - powiedział Syriusz, dotykając ściany. - Nic tutaj nie ma.
- Musiałeś być na innym korytarzu - powiedział Remus. - W sumie to one wszystkie wyglądają tak samo.
- Nie, to był ten korytarz! Spójrzcie! Tu jest ten obraz. To było tutaj... - wskazał na pustą ścianę. Żadnych drzwi.
- Zawróćmy - odparł James, i cała czwórka ruszyła znów w stronę schodów.
- Gdzie jeszcze możemy iść?
- Nie wiem - powiedział James. - Może spróbujmy podejrzeć jakieś egzaminy?
- Nie - syknął Remus.
- Co?
- Nie, nie... Wyleją nas.
- To właśnie czyni to interesującym - powiedział James, i ruszył w stronę najbliższych drzwi. Remus szarpnął go i powiedział mocniejszym głosem: - Nie. Nie możemy wpaść w kłopoty.
- No dobrze, nieważne - mruknął James.
- Ciii, słyszeliście to? - zapytał Syriusz, zatrzymując się nagle.
Pozostała trójka również znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać. Czyjeś kroki niosły się echem po korytarzu. Dwie pary stóp.
- Ktoś idzie - zapiszczał Peter.
- Myślisz że to Filch? - zapytał Syriusz Jamesa.
- Nie, Filch chodzi wolniej. To brzmi jak nauczyciel i uczeń - odparł James, nasłuchując. - Tak, zdecydowanie.
Wszyscy przysunęli się jak najbliżej ściany. Ich oczom ukazał się profesor Klein i jakaś mniejsza postać. Zatrzymali się pod gabinetem Kleina, Klein wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył drzwi. Mniejsza postać odwróciła głowę. Remus rozdziawił buzię. Nie miał żadnych wątpliwości, ten profil mógłby poznać wszędzie. James zareagował tak samo. - To Smarkerus!
Snape podążył za Kleinem do jego gabinetu.
- Dalej! - syknął James, ruszając za nimi. Stanęli na rogu korytarza i zaczęli nasłuchiwać. Snape siedział na czarnym krześle naprzeciw biurka, w blasku świecy.
- Chciałem z tobą porozmawiać na osobności, Severusie - powiedział - ponieważ myślę, że inni nauczyciele nie powinni wtrącać się w to, o czym ci powiem.
- Dlaczego, profesorze? - zapytał swoim niskim głosem.
- Cóż - Klein rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt ich nie podsłuchuje. - Niektórzy myślą, że jedyną magią, która istnieje, jest ta, którą rozumieją i potrafią kontrolować. Widziałem jak udzielasz się w klasie, jesteś obeznany bardziej niż którykolwiek z uczniów, jakich kiedykolwiek uczyłem. Odwiedziłeś już dział Ksiąg Zakazanych, prawda?
- Tak, profesorze.
- Wiem, że jesteś jeszcze bardzo młody. Ale mam dla ciebie propozycję. Zapraszam cię... Nie teraz, teraz musisz się uczyć... Ale jeśli pewnego dnia chciałbyś do nas dołączyć... To mam dla ciebie pracę po ukończeniu Hogwartu.
- Dziękuję, profesorze.
- Opuszczam Hogwart po tym roku żeby pomóc moim kompanom. Jeśli będziesz nadal zainteresowany na siódmym roku, prześlę ci wszystkie informacje których będziesz potrzebował żeby do nas dołączyć. Póki co muszę dać ci się uczyć.
- Dziękuję, profesorze.
- Będziemy w kontakcie, Severusie. Będziesz wspaniałym uczniem.
Podali sobie ręce, i w tym samym momencie ich jedyne źródło światła zgasło. Czwórka przyjaciół po podsłuchaniu rozmowy zdecydowała, że woli już wrócić do dormitorium. James, leżąc w łóżku, dużo rozmyślał. Teraz miał prawdziwy powód, żeby nienawidzić Severusa Snape'a.

poniedziałek, 14 września 2015

ROZDZIAŁ 10

Rozdział 10

Błąd Remusa


Przerwa świąteczna powoli dobiegała końca, a jedynym zajęciem Syriusza i Jamesa było teraz siedzenie w kącie i odrabianie prac domowych.
- Nie mogę uwierzyć. Dwadzieścia dwie strony do przeczytania w podręczniku do eliksirów. Dwadzieścia dwie! - syknął Syriusz i z trudem otworzył pierwszą książkę, którą polecił im Slughorn. - Mam złe przeczucie jeśli chodzi o jego zadania domowe. Jest gorszy niż profesor McGonagall!
- Może dokończ eliksiry a ja zacznę pracę dla Kleina? - zaproponował Syriusz, na co James tylko skinął głową. Syriusz otworzył podręcznik na stronie 394, i po raz kolejny stanął oko w oko z potworem. Wzdrygnął się i przewrócił na stronę 395.
- Cechy charakterystyczne wilkołaków.
Wilkołak jest stworzeniem które łatwo dostrzec. Trudno jest wyróżnić je podczas gdy są w swojej ludzkiej formie. Zazwyczaj znikają na dłuższy okres czasu, w okresie pełni księżyca.  Ich nosy różnią się od nosów normalnych wilków, a ich ogony są pękate na końcu. Poza tym, ich źrenice da się odróżnić od pozostałej części oka.
Syriusz podpisał się na górze pergaminu, i zaczął pisać.
1.Nosy różnią się od nosów wilków.
2.Ogon jest pękato zakończony.
3.Da się wyróżnić źrenice od pozostałej części oka.
4.Powtarzające się długie nieobecności.
Przestał pisać i spojrzał jeszcze raz na książkę. Długie nieobecności... Czemu to brzmi tak znajomo? Odchrząknął i potrząsnął głowę. Nie, nie może być.
Wycie wilkołaka również jest inne niż wycie zwykłego wilka. Jego dźwięk przypomina głos transformowanej osoby.
5.Wycie brzmi jak głos transformowanej osoby.
Syriusz zamknął podręcznik i pomachał Jamesowi kartką przed nosem.
- Skończyłeś naszą pracę? - zapytał.
- Prawie - powiedział James, przygryzając język. Parę sekund później powiedział: - Już, koniec, możesz przepisywać. Pozmieniaj tylko trochę niektóre słowa, nie możemy oddać identycznych prac.
- Dzięki - Syriusz wziął pergamin z ręki Jamesa i zaczął pisać. Jego myśli jednak wciąż krążyły wokół czegoś innego. Co jeśli... jakimś cudem... to...
Potrząsnął znów głową i wrócił do odrabiania lekcji.


Niedziela dla uczniów Hogwartu była czymś wspaniałym. Każdy ekscytował się powrotem do przyjaciół, ale też każdy miał nadal w głowie światełka tańczące na choince.
Remus był już w dormitorium i rozpakowywał swoje rzeczy, kiedy weszli do niego James i Syriusz. Nadal rozmawiali podekscytowani o ich przygodach w domu Potterów.
- Hej, Lupin - powiedział Syriusz, rzucając kufer obok swojego łóżka. - Jak ferie?
- Nie pytaj - mruknął Lupin, który powoli usiadł na swoim łóżku. James przeszedł przez pomieszczenie i przycupnął na przeciwko niego. - Chcesz o czymś pogadać?
Remus pokręcił głową i odwrócił się od Jamesa. - Doceniam, że odwiedziliście mnie w wigilię. To było... To miłe z waszej strony.
- Nie ma problemu - powiedział Syriusz, otwierając swój kufer. - Jak mama?
- Gorzej - odparł Remus, i wstał, starając się uciec przed spojrzeniem Jamesa. - Nie sądzę żeby długo tak pociągnęła.
- Co tak właściwie jej jest? - zapytał James, wyciągając po kolei szaty ze swojej walizki.
Remus nie odpowiedział, a James poczuł dziwne poczucie winy w środku.
- Hej wszystkim! - powiedział Peter, wchodząc do pokoju. - Jak wasze święta?
- Dobrze - James rzucił na Remusa ostatnie przyjazne spojrzenie po czym odwrócił się do swojego łóżka żeby wypakować z kufra resztę ubrań.


Koniec stycznia zbliżał się nieubłaganie, i Remus wiedział, co go wkrótce czeka. Wierzba bijąca, długi, czarny tunel, chata na wzgórzu. Jego koszmary wkrótce się urzeczywistnią.
Ostatnio miał naprawdę realny sen, w którym biegł wzdłuż tunelu, goniony przez Snorksa. Jego głowa była księżycem, a tuż za nią majaczyły twarze Jamesa i Syriusza, którzy wpatrywali się w niego z szeroko otwartymi oczami.
- Jak twoje święta, Remusie? - pytali go, głosem zombie.
Remus obudził się zlany potem, i nie mógł zasnąć przez resztę nocy.
W końcu profesor McGonagall zatrzymała go na schodach w przeddzień pełni i przypomniała mu, żeby był gotowy o czwartej. Kiwnął głową, jednocześnie przełykając głośno ślinę.
- Hej, Lupin!
Remus obrócił się na pięcie i stanął oko w oko z Jamesem Potterem. Starał się, aby jego twarz przybrała przyjazny wyraz, ale w rzeczywistości chciał zostać sam.
- Hej, co tam stary? - zapytał James, ruszając z nim na zielarstwo.
- Nic nowego, a u ciebie?
- W sumie też nic - James zatrzymał się, a Remus obrócił się żeby zobaczyć, co się stało. - Słuchaj, Remus... Chciałem cię przeprosić za to wypytywanie o mamę. I bycie trochę natarczywym, czy coś.
- Kto cię do tego namówił?
- Nikt - odparował szybko James. - Mam sumienie, chociaż nie zawsze wszystko na to wskazuje. Dziękuję ci. I żałuję że robiłem takie... No, wiesz. Przepraszam. Zgoda?
Wyciągnął przed siebie dłoń, na co Remus uśmiechnął się. - Oczywiście - odpowiedział, i uścisnął ją.
- O, i pamiętaj, że jeśli coś cię będzie trapić to zawsze możesz powiedzieć mi albo chłopakom, okej? - oczy Jamesa błysnęły z nadzieją. To nie było do niego podobne.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedział Remus nieco  zdezorientowany. Dwójka podążyła dalej w stronę klasy, a Remus poczuł, jak kamień spada mu z serca.


- Szach mat! - powiedział James, na co twarz Petera poczerwieniała. Wygrywał właśnie czwarty raz z rzędu, a Syriuszowi i Remusowi już nudziło się ciągłe oglądanie porażek Petera i jego próśb o rewanż.
- Daj spokój, Pet - ziewnął Syriusz, opierając się o krzesło. - Ograł cię za każdym razem. Nie będziesz tak dobry jak James.
Te słowa sprawiły, że twarz Petera zrobiła się fioletowa.
- Hej, Lupin, może teraz ty przeciw mnie? - zaoferował Syriusz, zeskakując z krzesła i popychając lekko Petera z drogi. - Grałeś już wcześniej?
Remus spojrzał na zegar w pokoju wspólnym. Była czwarta. Snorks może przyjść lada moment. Powinien już czekać pod drzwiami i...
To przecież nie potrwa tak długo. Poza tym od lat nie grał. Musi się trochę zabawić, zanim znowu przyjdzie ten koszmar. Westchnął cicho. - Okej.
Jakiś czas później Syriusz ograł Remusa. Snorks nadal nie przychodził. Remus nasłuchiwał krzyków Grubej Damy przez całą grę. Nic.
- Jeszcze jedną?
- Jasne - powiedział Remus, uśmiechając się słabo.
Była szósta, kiedy chłopcy w końcu odłożyli grę w szachy i ruszyli do dormitorium. W momencie, w którym Remus położył stopę na pierwszym schodku, usłyszał krzyk Grubej Damy.
- Wielkie nieba! - krzyczała. - Znowu ty, tylko nie ty!
Snorks w końcu się zjawił. Dwie godziny później. Remusa to nie obchodziło. Nie miał jak tu wejść. Tylko profesor McGonagall miała hasło, a była po drugiej stronie szkoły. Tym razem nie pójdzie jak grzeczny chłopczyk. Zignoruje to. Będzie walczył ze swoimi potworami, będzie je ignorował. To był jedyny sposób.
- Remus? - głos Snorksa przebił się zza portretu Grubej Damy.
- Niech pan weźmie te łapska!
- Pozwól mi wejść, starucho!
- Och, wielkie nieba!
- Nie jedziesz odwiedzić swojej mamy? - zapytał James.
- Nie - mruknął Remus. - Nie, wszystko będzie z nią okej.
Minęła godzina, kiedy Snorks w końcu poddał się i poszedł po profesor McGonagall. W tym czasie Remus leżał już w swoim łóżku i śnił o szachach czarodziejów.
Przebudził się około dziewiątej, i zauważył, że wszystko jest normalnie. Nie było z nim nic dziwnego. Znalazł rozwiązanie. Ignorancja! Znalazł odpowiedź na te wszystkie pytania i problemy. Dumbledore, lekarz, jego rodzice, oni wszyscy byli w błędzie! Był całkowicie bezpieczny w swoim łóżku.
Z dołu schodów słyszał dyskusję profesor McGonagall z Grubą Damą.
- Powiedziałam smoczy kieł, ty stara nietoperzyco! - warknęła McGonagall.
- Niestety, hasło zostało zmienione!
- Nie możesz zmieniać hasła. Tylko głowa domu może! A jestem nią ja. I rozkazuję ci żebyś mnie w tej chwili wpuściła!
- Nie, nie znasz nawet hasła, więc jak śmiesz nazywać się głową domu?
- Ponieważ je zmieniłaś!
- Hasło to hasło.
Remus uśmiechnął się do siebie. Będą tam stać całą noc i próbować wejść do środka. To był cud! Remus znalazł lek na swoją klątwę.
Była równo dziewiąta, kiedy Remus ponownie zerknął na zegarek. Profesor McGonagall ciągle tam była, a on ciągle był Remusem. Światło księżyca powoli zaczęło wpływać przez okno. Najpierw padło na łóżko Petera, i powoli zaczęło się przesuwać w jego stronę. Włosy na karku lekko mu się zjeżyły.
21:06. Profesor McGonagall i Gruba Dama ciągle krzyczały po sobie.
I nagle go to uderzyło. Jak fala zimna. Powieki Remusa rozszerzyły się a jego ciało wygięło w łuk. Próbował powstrzymać krzyk. To nie był cud! To nie odeszło! On ciągle tu był! On ciągle żył! Ignorowanie go nie zabiło!
- James - wyszeptał Remus, starając się zachować kontrolę nad swoim głosem. Jego myśli powoli opadały w ciemność. Poczuł, jak wyrasta mu ogon.
- Nie - jęknął - nie, nie, nie! Nie jestem... potworem... Nie jestem...
Pokój zniknął. Znów zobaczył las. Las, który oglądał już wiele razy. Mężczyzna, który ukrywał się za drzewami był teraz psem. Nie, nie psem. Wilkiem. Był wilkiem! Wielkim wilkiem! Ojciec go ostrzegał! On... On rzucił się na Remua! Ugryzł go!
Remus zawył w łóżku. Księżyc się w niego wpatrywał. Śmiał się z niego.
- Remus? - zmęczony głos Jamesa odezwał się z drugiego końca pokoju.
- POMÓŻ MI! MAAAAMO! - zapłakał, starając się panować nad głosem.
- Co się dzieje? - Syriusz podźwignął się gwałtownie.
- Czy ktoś może to przyciszyć? - warknął Darryl, nie ściągając maski z oczu.
- Spokojnie, Remus, to tylko sen!
Gdyby tylko to było takie proste. Gdyby to była prawda.
- NIE CHCĘ UMIERAĆ! NIE CHCĘ...
- Peter, biegnij po McGonagall! - głos Jamesa zaczął nieco drżeć.
Peter kiwnął głową i wybiegł z dormitorium. Wrócił po paru sekundach z blado wyglądającą nauczycielką, i wskazał na Remusa, który drżał mocniej niż wcześniej.
Ból! Boli! Boże, niech ktoś wstrzyma ten ból! Dajcie mu umrzeć!
- AAAAAACH!
- Wyjdźcie wszyscy! - profesor McGonagall rozkazała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Czwórka chłopców wybiegła z pokoju na korytarz. - Potter, leć do Dumbledore'a i powiedz mu, że spotkamy się w skrzydle szpitalnym.
Drzwi zamknęły się za nauczycielką. Została sama z Remusem, który ciągle drżał. Musi spróbować jakoś to powstrzymać, spowolnić. Musi.
Krew. Czuł ją.
To była jego krew!
- Lupin, jesteś tu jeszcze? - zapytała przerażona McGonagall.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - krzyknął Remus. - NIE! ZNALAZŁEM LEKARSTWO! JEŚLI TYLKO...
- Lupin, słuchaj mojego głosu. Słuchaj mnie, dobrze? Możesz to zrobić? Rozumiesz mnie?
Remus wydobył z siebie dźwięk, coś jak krzyk zmieszany z wilczym wyciem. Futro zaczynało wyrastać. Pojawiały się kły.
- Lupin - powtórzyła McGonagall.
Wilk zatrzymał się. Remus spojrzał na profesor McGonagall. To była jego nauczycielka. On był uczniem tu, w Hogwarcie. Nie pozwolił wejść Snorksowi... Ale... Kim był Snorks?
- Pomóż mi! - jęknął i upadł na podłogę. Krew.
- Musimy zabrać cię do skrzydła szpitalnego - głos McGonagall. Tak, to była ona. Był tego pewny. Ale co...
Rzucił się na nią. Wyciągnął kły, żeby wbić je w jej skórę. Jednak ona wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią między oczy wilka.
- Drętwota! - krzyknęła przerażona.
Wilka sparaliżowało. On i Remus upadli na podłogę.


Syriusz, James, Peter i Darryl obudzili się na kanapie w pokoju wspólnym. Spali, gdy McGonagall, Snorks i pani Pomfrey wynosili Remusa z dormitorium i przechodzili przez portret Grubej Damy. Syriusz nie pamiętał dokładnie swojego snu, jednak miał przed oczami ilustrację ze strony 394 gdy obudził się następnego ranka.
- Gdzie idziesz? - ziewnął James. - Jest sobota.
- Do skrzydła szpitalnego - powiedział Syriusz, zakładając buty. - Zobaczyć Remusa.
Ale życzenie Syriusza było niemożliwe do spełnienia.
- Przykro mi, ale on dziś nie ma żadnych wizyt.
James wyglądał na zdziwionego. - Dlaczego? Co się stało? Wszystko z nim w porządku?
Pani Promfey, blokując swoim ciałem wejście do szpitala, pokręciła głową. - Powiedziałam ci, żadnych odwiedzających. Teraz idźcie. Jest sobota. Pobawcie się. Ulepcie bałwana, wpadnijcie w jakieś kłopoty. Idźcie! Będzie jak zdrów w poniedziałek. No, dalej!
Mówiąc to, kiwnęła znacząco ręką w stronę chłopaków, którzy zrezygnowani ruszyli z powrotem korytarzem.


Remus leżał w białym łóżku. Obudził się tylko z dziwnego snu. Snu, w którym przemienił się na oczach wszystkich w wilkołaka, przyszła profesor McGonagall...
Zamrugał. Profesor McGonagall siedziała na krześle na przeciwko niego. Pod jej oczami malowały się dziwne ciemne cienie. Nie widział jej nigdy w takim stanie, w ciągu całych siedmiu miesięcy nauki w Hogwarcie. Obok jego łóżka stał dyrektor.
- Proszę pana, co się stało? - zapytał głupio Remus.
Profesor McGonagall wydała z siebie cichy jęk i zaczęła szlochać w rękaw jej szmaragdowozielonej szaty.
- Panie Lupin - powiedział Dumbledore, siadając na wyczarowanym przez siebie krześle naprzeciw łóżka. - Przypominasz sobie cokolwiek z poprzedniej nocy?
Remus zamrugał ponownie, i wszystko zrobiło się jasne. To nie był sen. To była prawda. Spojrzał na McGonagall, która nie podniosła głowy. Ciągle łkała.
- Słabo - powiedział zawstydzony. Zaatakował swoją nauczycielkę.
- Transformowałeś się w swoim dormitorium. Nie wpuściłeś Snorksa. Kiedy w końcu ktoś pozwolił nam wejść, było za późno. Wiesz, jakim zagrożeniem okryłeś nie tylko siebie, ale także innych?
- Przepraszam - powiedział Remus, i podźwignął się na łóżku. - Pójdę spakować moje walizki.
- Nie, zaczekaj chwilę, Lupin - profesor McGonagall w końcu pozbierała się, i otarła oczy kraciastą chusteczką. - Nigdzie się nie wybierasz.
- Co? - zapytał Remus, przenosząc na nią wzrok. - Ale ja...
- Popełniłeś błąd - powiedziała profesor McGonagall, wstając z krzesełka i zbierając w sobie siły - nie przerywaj, Albusie. - Dumbledore również wstał i wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. -Wybaczam ci wszystko, co zrobiłeś. Nic się nie stało. Nic się nie stanie. Tak długo jak pan Lupin będzie kontynuował comiesięczne wyprawy do chaty na wzgórzu, nie będzie żadnych powodów do obaw.
Remus spojrzał z nadzieją na Dumbledore'a. Ten uśmiechnął się. - Zgadzam się z tobą całym sercem, Minerwo - odwrócił się w stronę Remusa. - Remusie, teraz cię ostrzegam. Co miesiąc o czwartej będziesz spotykał się ze Snorksem. Pod żadnym pozorem nie bądź w pobliżu żadnego człowieka podczas transformacji. Jeśli to zrobisz, będę zmuszony cię wyrzucić.
- Rozumiem - odparł Remus, a Dumbledore uśmiechnął się ponownie i odwrócił w stronę wyjścia. - Niech pan zaczeka! - kontynuował Remus, na co Dumbledore znów na niego spojrzał. - Pamiętam coś. Snorks... Spóźnił się dwie godziny. Czekałem na niego. Pojawił się dopiero o szóstej.
Twarz starego czarodzieja nieco zmarkotniała. - Cóż, porozmawiam z nim o tym - powiedział po czym opuścił skrzydło szpitalne.
- Pani profesor, naprawdę przepraszam...
- Nie przepraszaj, Lupin - powiedziała, po czym ruszyła również w stronę wyjścia. - Nie masz kontroli nad wilkiem. Powiedziałam, że ci wybaczam.
Zrobiła parę kroków w stronę drzwi. Remus krzyknął za nią. - Wiem, że pani wybaczyła, ale... Ale na prawdę?
Profesor McGonagall zatrzymała się na chwilę, i nie odwracając głowy, powtórzyła: - Tak, wybaczam ci.
- Wybacza pani wilkowi?
Kolejna przerwa i długie westchnięcie. - Pokaż mi, że może się zmienić, a pewnego dnia wybaczę mu również.
I wyszła, zostawiając Remusa samego z jego myślami.

piątek, 11 września 2015

ROZDZIAŁ 9

Rozdział 9

Pozdrowienia z Londynu


Gwiazdka była niezwykłym wydarzeniem dla wszystkich w domu Potterów. Syriusz był w tym roku wolny od tradycyjnego wieczoru z Blackami, podczas którego jego matka rozmawiała z ciotką Elladorą przy szklance sherry a on, Regulus, Narcyza, Andromeda i Bellatrix krążyli po swoich pokojach, a następnie o siódmej musieli iść spać, żeby ich rodzice mogli porozmawiać o poważnych sprawach.
W domu Jamesa, wszyscy byli ze sobą przez cały czas. Rodzice chłopaka byli zachwyceni młodym Blackiem zupełnie, jak gdyby był ich gwiazdkowym prezentem. Syriusz patrzał jak troszczą się o swojego syna i uśmiechał kącikiem warg. James był ich cudownym, wymarzonym dzieckiem, co wywoływało w nim nutkę arogancji. Rzeczywiście, państwo Potter nieco go rozpieszczali.
Pewnego popołudnia James wpadł na pomysł, żeby odwiedzić Remusa i złożyć mu osobiste życzenia.
- Może zobaczymy jego mamę - powiedział James, prowadząc swojego przyjaciela do kominka. Pan i pani Potter uznali, że takie odwiedziny z pewnością ucieszą rodzinę Remusa więc przygotowali trochę proszku Fiuu dla chłopaków. James i Syriusz wetknęli głowy do kominka, wzięli garstkę zielonego proszku i w tym samym momencie powiedzieli: "Rezydencja Lupinów!"
Nagle zawirowało im w głowach, zobaczyli kilka kominków połączonych siecią Fiuu, aż w końcu przestali się kręcić i wylądowali w otoczeniu skarpet zawieszonych na jednym z nich. Remus, wyglądający na przemęczonego siedział na kanapie i wpatrywał się smutnym wzrokiem w płomienie. Wyglądał nieco ubogo w swojej połatanej szacie. Jego skóra była jakby bledsza niż zwykle. Remus nie zauważyłby nawet twarzy dwójki przyjaciół w płomieniach, gdyby James go nie zawołał.
- Hej, Remus! - Remus podskoczył. Wyglądał na nieco przerażonego, ale jednocześnie ucieszonego na widok znajomych twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i uśmiechnął się słabo.
- Och, hej, chłopaki - powiedział, i pomachał im.
- Wesołych świąt! - odparł wesoło James.
- Tak, wesołych świąt - odpowiedział Remus, dźwigając się z kanapy i podchodząc bliżej do kominka.
- Hej, Lupin - zaczął Syriusz - nie wyglądasz najlepiej. Dobrze się czujesz?
- Tak - powiedział Remus. - To przez moją...
- Remusie, z kim rozmawiasz? - zza ściany dobiegł kobiecy głos. Remus zastygł w bezruchu. - Z nikim! Daj... Daj mi sekundę!
- Kto to był? Twoja mama? Jej głos brzmi jakby czuła się lepiej - powiedział James z nadzieją w głosie.
- Nie... Eee, to była moja ciocia. Opiekuje się mną... Nie powiedzieliście, że... Cóż, muszę już iść, wiecie, dużo do roboty...
- Cóż, no okej - powiedział James. - Wesołych świąt jeszcze raz!
- Wesołych świąt, Jamesie, wesołych świąt, Syriuszu.
I zniknęli.
Syriusz był zdezorientowany bardziej niż dotychczas. Potrząsnął głową żeby otrzepać się z pyłu.
- Jak było? Szybko wróciliście - powiedziała pani Potter, która właśnie zjawiła się w salonie.
- Był czymś zmartwiony i smutny z jakiegoś powodu - odparł James, poprawiając okulary. - Myślę, że miał zepsute święta.
- Taaa - mruknął Syriusz, kiwając twierdząco głową.

Noc nastała bardzo szybko. Syriusz siedział w pokoju Jamesa, przeglądając z nim magazyny o Quidditchu i opowiadając różne historie. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął był powrót do ociekającego różem pokoju i oczekiwanie w nim poranka. Nagle James uśmiechnął się i dźwignął głowę znad jednego z tygodników.
- Wiesz co, Syriuszu?
- Hmm? - zapytał Syriusz, przewracając stronę. Ludo Bagman, początkujący pałkarz Os z Wimbourne balansował na swojej miotle i odbijał co chwila tłuczek prosto w głowę Alana Blackwell'sa.
- Pewnego dnia zostanę najlepszym graczem quidditcha - James wstał i stanął przy oknie. Jego postać majaczyła na tle pełni księżyca. - I będę na okładkach tych wszystkich magazynów. Pewnego dnia, zobaczysz.
- Ktoś tu wypił za dużo kremowego piwa - mruknął Syriusz, przewracając kolejną stronę.
- A ty co chcesz zrobić ze swoim życiem? - zapytał James, obracając się do niego przodem. - Podniosłeś rękę kiedy Klein zapytał kto chce być aurorem. Właśnie tam widzisz siebie w przyszłości?
- James, mamy jedenaście lat. Mamy całe życie przed sobą! - odparł Syriusz, kręcąc głową. - Nie mam pojęcia, co będę robił.
- Musisz mieć jakiś pomysł - Potter usiadł obok łóżka i oparł o nie głowę.
- Póki co mam w planach po prostu jakoś przeżyć egzamin od McGonagall. - Syriusz zamknął magazyn i spojrzał na swojego przyjaciela - Co z tobą? Dlaczego jesteś taki... ponury?
James zadrżał lekko. - Nie wiem. Zobaczyłem twarz Remusa i pomyślałem... Wiesz, w końcu nas wszystkich też to spotka. Kurczę, nasi rodzice umrą! A później, później my umrzemy! Jakoś nigdy tak o tym nie myślałem, do czasu gdy dowiedziałem się o tym jak jego mama tak zachorowała... Nie jesteśmy tu na bardzo długo. I najlepiej jest robić to, co się chce póki jeszcze żyjemy...
Syriusz ziewnął i wstał. - James, mamy święta. Dlaczego mówisz o takich depresyjnych rzeczach? Rozejrzyj się! Na dole czeka na nas kupa prezentów, które rano otworzymy! Więc uspokój się i rozchmurz, bo wyglądasz prawie tak źle jak Remus.
James uśmiechnął się i wyjrzał przez okno. Jego twarz nieco zbladła i puknął się w czoło. - O cholera, raport dla profesora Kleina. Po świętach. Pamiętasz, o cechach wilkołaków?
- Och, wyluzuj, nic strasznego - odparł Syriusz, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi. - Jest późno, idę spać.
- Dobranoc - powiedział James ziewając, i kładąc się do swojego łóżka.
- Dobranoc - odpowiedział mu Syriusz, i zniknął za drzwiami.


- Paniczu Syriusz! Paniczu James! Szybko, szybko! Spójrzcie co Sprite przygotowała! - skrzatka domowa biegała po korytarzu i uderzała w drzwi do pokoi chłopców tak mocno, jak tylko umiała. - Święta! Szybko, szybko! Sprite ma prezenty! Sprite pracowała całą noc!
James otworzył oczy i zamrugał. Zasnął z okularami na nosie. Syriusz obudził się wyjątkowo wcześnie i stał pod drzwiami Jamesa. - Żółwiu pospiesz się! Przy kominku, przy oknie, na schodach, nie widać podłogi!
Młody Potter wstał z łóżka i pobiegł za swoim przyjacielem po schodach, do salonu. Rzeczywiście, prezenty były ułożone do samego sufitu, James i Syriusz wpatrywali się w nie z zachwytem.
- Paniczowi Syriuszowi i paniczowi Jamesowi podoba się dzieło Sprite? - zapytała, skacząc od jednego do drugiego.
- Tak, bardzo! - powiedział Syriusz, i ruszył za Jamesem na górę prezentów.
Syriusz nie spodziewał się podarunków od Potterów, ale z zaskoczeniem odkrył, że połowa z nich była zaadresowana do niego. Nie mógł uwierzyć, że kupili mu tak dużo rzeczy.
Otwarł pierwszy prezent. Była w nim nowa, czarna teczka ze złotym grawerem i herbem Gryffindoru. Była podpisana jego imieniem i nazwiskiem. Syriusz uśmiechnął się i odłożył teczkę na jedno z krzeseł. Otworzył kolejny prezent i wyciągnął zabawkowego znicza. Zaśmiał się. - Hej, Potter! Popatrz!
James dźwignął głowę znad swojego prezentu i zaśmiał się. - Świetny!
- Szukaj dalej, pewnie znajdziesz takiego samego - odparł Syriusz, i położył znicza obok teczki. Zaczął otwierać kolejne prezenty.
- Och, Syriuszu, patrz co dał mi tata!
Syriusz podskoczył i gwałtownie podniósł głowę. Jego wzrok trafił na szachy czarodziejów. Ale Jamesa nigdzie nie było. Zniknął. Syriusz rozejrzał się i starał się znaleźć swojego przyjaciela.
- James? - zapytał. - Och!
Upadł twarzą prosto na stertę prezentów. Coś popchnęło go od tyłu! Odwrócił głowę i usłyszał śmiech Jamesa. Ale całego Jamesa tam nie było. Była tam tylko jego głowa, wisząca nad podłogą.
- Peleryna niewidka! - wydusił z siebie Syriusz, i zrzucił ją ze swojego przyjaciela. James, dalej się śmiejąc, pokiwał głową i usiadł na przeciwko Syriusza, który zachwycał się jego nowym prezentem.
- Należała do mojego taty, i dziadka - powiedział James, krzyżując nogi. - Tata obiecał mi, że da mi ją kiedy będę starszy. No i mam.
Syriusz narzucił powoli pelerynę na swój tułów i z zachwytem przyglądał się, jak znika. - Cholera, to jest niesamowite!
- Odsuń się - zaśmiał się  James. - Tobie też się wydaje, że będzie bardzo przydatna w następnym semestrze w Hogwarcie?
Syriusz, do którego właśnie dotarły słowa Jamesa, wyciągnął rękę i uderzył go lekko w policzek. - O tak, będzie.
- Wesołych świąt!
Państwo Potter weszli do salonu, ubrani w piżamy, przecierając zaspane oczy.
- Wesołych świąt! - odpowiedzieli zgodnie chłopcy, po czym Syriusz dodał: - Dziękuję państwu za prezenty.
Pan Potter uśmiechnął się tylko szeroko i machnął ręką. - Żaden problem, Syriuszu.
- Moi rodzice mogliby zapłacić za...
- To nie jest konieczne, Syriuszu - przerwał mu pan Potter, machając ręką, żeby go uciszyć. - Cieszcie się prezentami.
Uśmiech Syriusza poszerzył się, i zanurkował w morzu prezentów.
Tego wieczoru Sprite przygotowała gęś na kolację. Śpiewali w szóstkę kolędy przy stole, następnie poszli ulepić bałwana i w końcu usiedli przy kominku, gdzie opowiadali sobie różne historie.
Syriusz ciągle czuł na ustach smak pieczonej gęsi, gdy obracał się w łóżku i zasypiał.


- Pogorszyło się - poinformował lekarz panią Lupin, wychodząc z pokoju jej syna. Mały chłopczyk leżał w białym łóżku, z podrapaną twarzą i rękoma poowijanymi w bandaże. Jemioła wisiała nad jego głową. W rogu stała mała choinka, przyozdobiona lampkami. Nie było pełni tej nocy.
Łzy pani Lupin zaczęły spływać szybciej po policzkach. Zerknęła przez szybę na syna i potrząsnęła głową. - Musi być jakiś inny sposób na jego transformacje. Mogę poświęcić swoje zdrowie, żeby z nim zostać.
- Nie może pani, pani Lupin - odpowiedział doktor. - Będzie gryzł. Wtedy nie tylko on będzie miał problem, ale i pani. Będzie pani taka jak on, i już na pewno nie będzie żadnego sposobu na pomoc.
- Jest coś, co może pan dla niego zrobić?
- Leku nadal nie ma - lekarz przetarł swoje oczy i zerknął na moment przez szybę za sobą. - Nie możemy mu teraz nic zaoferować, prócz kuracji, którą stosuje, i próby normalnego życia. Chodzi mi tu o chodzenie do szkoły, pomoc pani i pani męża, i oczywiście, życia społecznego. Znalazł sobie przyjaciół?
- Mówił o kilku chłopcach, których poznał - powiedziała szybko pani Lupin. - Jest bardzo mądrym chłopakiem. Miał najlepsze stopnie w ubiegłym semestrze.
- Dobrze, dobrze - odparł doktor. - To wszystko co możemy mu dać na ten moment.
Remus nie przestawał wpatrywać się w drzewko. Szpital świętego Munga przygotował je dla niego. Pielęgniarka, która się nim opiekowała, oznajmiła mu wesoło, że w następną gwiazdkę nie będzie pełni. Może następnego roku odwiedzi dom Jamesa razem z Syriuszem. Może na chwilę będzie mógł być normalny...
Taaa. Normalny. To był jakiś żart.
Zobaczył lekarza rozmawiającego z jego mamą na zewnątrz. Prychnął. Nie będą w stanie zrobić niczego więcej, niż zrobili dotychczas. Jego twarz zmarkotniała. Było blisko tamtej nocy. Zbyt blisko.

poniedziałek, 7 września 2015

ROZDZIAŁ 8

Rozdział 8

Dom Potterów


Tata Jamesa zatrzymał samochód przed domem oddalonym od londyńskiego zgiełku i gwaru. Był on rozmiarów domu Syriusza, jednak wyglądał dużo przytulniej. Był biały, z niebieskimi wstawkami, a przed drzwiami wejściowymi rosły zielone krzewy. James wyszedł z samochodu i przytrzymał drzwi otwarte dla Syriusza, który wszedł na chodnik skacząc z podniecenia.
- Zwykle używamy proszku Fiuu, ale mama chciała się pochwalić nowymi krzewami, a tata kombikiem. Nie pytaj mnie, dlaczego. Mugolskie środki transportu są czasochłonne. I wszystko mnie od nich boli - mruknął James, rozcierając ręką ramię.

Syriusz podążył za Potterami do drzwi, które od razu się otworzyły. Pojawiły się w nich największe oczy, jakie Black kiedykolwiek widział. Skrzatka domowa miała na lewej ręce starą, znoszoną rękawicę. Pisnęła, kiedy zobaczyła Jamesa i objęła go od razu, gdy przekroczył próg.
- Och, panicz James! - zapiszczała, a jej drobne ręce zacisnęły się wokół łydki chłopca. - Sprite jest taka szczęśliwa, że cię widzi!
- Hej, Sprite - odparł James, klepiąc ją po plecach. Następnie zmierzwił ręką włosy i spojrzał na Syriusza. - To jest Syriusz Black, mój przyjaciel ze szkoły. Będzie mieszkał w pokoju Wendy.
Oczy Sprite zrobiły się jeszcze większe, co wydawało się być fizycznie niemożliwe. Uczepiła się szyi Syriusza i przyciągnęła go do siebie. - Och, panicz Syriusz! Cóż za wspaniała chwila, jak mi miło, że mogę panicza poznać! Napije się panicz czegoś? A może jest panicz głodny?
- Nie, dziękuję - odpowiedział Syriusz, nieco zaskoczony. Nie był przyzwyczajony do skrzatów domowych zachowujących się w ten sposób. Stworek zawsze na coś narzekał lub przeklinał, a jego celem życiowym było dołączenie do swoich poprzedników na ścianie wzdłuż schodów.

- Pan i pani Potter, jak podróż z Hogwartu? - zapytała Sprite, biorąc od nich płaszcze i wieszając na haczykach. - Długa? Zmęczeni? Państwo są głodni, Sprite już...
- Nie, wszystko w porządku, Sprite - powiedział pan Potter, a następnie zerknął na Syriusza.
- Chodź, kochanie, pokażę ci twój pokój. Ta walizka wygląda na ciężką - odezwała się pani Potter.
- Och, Sprite będzie dumna, jeśli wniesie walizkę panicza Syriusza na górę! Niech pani Potter pozwoli Sprite pomóc! - pisnęła Sprite, próbując podnieść bagaż. Niestety na nic, walizka była większa od niej.
- Stój, wezmę to - wtrącił się James, łapiąc za uchwyt kufra i wchodząc po schodach na górę. Sprite nie chciała jej puścić, i została wniesiona razem z bagażem.
Syriusz wszedł do swojego pokoju za Jamesem i zamrugał. Opis pani Potter był nieco złagodzony.

Wszystko, począwszy od ścian, kończąc na zasłonkach, było w kolorze fluorescencyjnego różu. Różowy był wszędzie. James zaczerwienił się lekko, wiedząc, co chodzi po głowie jego przyjacielowi.
- Wybacz, Syriuszu. Były dwie opcje, ten pokój lub kanapa wujka Charliego. A wujek Charlie to nienajlepszy współlokator.
- Tak, pan Charlie sprawia dużo hałasu w nocy - potwierdziła Sprite, chodząc w kółko po pokoju. - To przerażające, paniczu Black.
- Kolacja jest za godzinę - powiedział James, wychodząc z pokoju ze skrzatką przyczepioną do nogi. - Do zobaczenia na dole.
Syriusz machnął im i zajął się do rozpakowywania swoich rzeczy.

Zastanawiał się, co teraz robią jego wspaniali rodzice. Prawdopodobnie przyjechała ciocia Elladora i jej trzy córki. Narcyza zjeżdżała do domu na święta, tego był pewien. Andromeda i Bellatrix musiały do niej dołączyć. Nienawidził Narcyzy i Bellatrix. Kuzynką mógł nazwać tylko Andromedę. Zazwyczaj przebywali razem i wspierali się moralnie. Czasami dołączał do nich wujek Alphard. Regulus siadał na kolanach ciotki Elladory. Ten widok zawsze przyprawiał Syriusza o mdłości.

Chłopak podszedł do różowej szafy żeby powiesić na nim płaszcze. Ściągnął z dwóch wieszaków cztery sukienki i przewrócił oczami. Dziewczyny. Wszędzie coś po sobie zostawią.
Następnie usiadł na łóżko i westchnął głęboko. Wiedział, co było głównym powodem tego, że jego rodzice nie pozwolili mu jechać do domu na święta. Ciotka Elladora nie zareagowałaby spokojnie wiedząc, że ma siedzieć przy jednym stole z przyjacielem mugolaków i Gryfonem zarazem.
Godzinę później zszedł na dół przywitać się z wujkiem Charliem i zjeść kolację. Jagnięcina wyglądała naprawdę smakowicie, i już miał nałożyć sobie trochę na talerz, kiedy poczuł, jak James kopie go pod stołem.
- Czekaj - szepnął.
Pani Potter złożyła ręce i powiedziała: - Pomódlmy się w myślach i podziękujmy za posiłek.
Syriusz zamrugał. Pomódlmy się?

Westchnął, złożył dłonie i przymknął oczy. Jagnięcina. Czuł to, leżała tuż przed nim. Mógł jej spróbować. A nie, nie mógł. Dlaczego oni to robią? Czemu nie mogą po prostu zająć się jedzeniem? To była najnudniejsza rzecz, jaką robił do tej pory. Nie narzekał na gościnność Potterów, jednak musiał przyznać, że byli równie staroświeccy co portret w gabinecie McGonagall, który beształ każdego, kto mu się chociażby nie ukłonił.
- Więc, Syriuszu - odezwał się pan Potter, wbijając widelec w mięso. - Jak pierwszy semestr w Hogwarcie?
- Bardzo dobrze - odparł Syriusz, znów zaskoczony, że musi rozmawiać, zamiast zacząć jeść. - Mamy w szkole przyjaciela, który sprowadza nas na dobrą drogę.
- Remus, pamiętasz tato? - powiedział James. - Chłopiec z chorą mamą.
- Och tak, pamiętam. Straszna rzecz przytrafiła się temu biednemu dzieciakowi. Pamiętam, jak zmarła moja matka... Charlie miał wtedy zaledwie cztery lata.
Charlie chrząknął i nałożył sobie sporą porcję jagnięciny.
- Twoi rodzice się za tobą nie stęsknią, Syriuszu? - zapytała pani Potter.
- Wątpię - mruknął Syriusz, wkładając widelec z ciepłą porcją jagnięciny do ust.
- Spotkałeś jeszcze madame Darsing, James? - zapytał pan Potter swojego syna, widząc, że Syriusz wziął się za posiłek.
- Och, tak, ona jest super! Powiedziała, że mam startować do drużyny w przyszłym roku, bo pierwszorocznych nie przyjmują - odparł James podekscytowany. - Da mi prywatne lekcje, kiedy wrócę.
- Jesteś świetny. Pamiętasz twarz Smarka, kiedy zobaczył jak latasz?
- Nie wiem, właściwie to go nie widziałem - zamyślił się James. - Byłem zbyt wysoko.
- Wyglądał jakby ktoś podsunął mu pod nos zgniliznę - zarechotał Syriusz. - Zżerała go zazdrość.
- Kto to Smark? - zapytała pani Potter.
- Taki chłopak z wiecznie tłustymi włosami, Ślizgon. Jakie jest jego prawdziwe nazwisko? Snape?
- Tak, myślę, że to Snape.
- Tak, Snape. Severus Snape.

Śmiali się i rozmawiali tak przez całą noc, aż w końcu Syriusz opadł na różowe łóżko i z szerokim uśmiechem na twarzy zasnął. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy.

niedziela, 6 września 2015

ROZDZIAŁ 7

Rozdział 7

Ilustracja ze strony 394


Zbliżały się święta, przez co Syriusz coraz bardziej nie mógł doczekać się wizyty w domu Potterów. James wysłał do swoich rodziców list z prośbą o ugoszczenie go na parę dni, na co otrzymał odpowiedź, że będzie im miło jeśli Syriusz spędzi u nich dwa tygodnie.

Black był w siódmym niebie na samą myśl o tym, że nie musi zostawać sam na święta w Hogwarcie. Remus siedział z nimi przy stole, kiedy dwójka przyjaciół rozmawiała gorliwie na temat planów na święta. 
- Możemy ulepić bałwana i zaczarować go tak, żeby tańczył! - powiedział James. - Na choince zawsze jest pełno ozdób. Sprite robi niektóre własnoręcznie. W Wigilię siedzimy przy kominku i opowiadamy sobie różne historie. Mamy pieczone kasztany. I dużo innego jedzenia! Potem Mikołaj... To znaczy mama i tata, przynoszą prezenty pod choinkę, i rano je odpakowujemy. Założę się, że będzie tam również prezent dla ciebie, Syriuszu. Będziesz naszym gościem.

Syriusz się rozpromienił. Prawdziwe Boże Narodzenie, bez skąpych Lestrange'ów, pozostałych Blacków, zrzędzącego Stworka, śmierdzących perfum ciotki. 
Remus spojrzał na list i uśmiechnął się lekko.
- Wygląda na to, że będziecie się wspaniale bawić - powiedział. - I tego wam życzę.
Twarz Jamesa nieco pociemniała. - Wiesz, Remusie, bylibyśmy szczęśliwsi, gdybyś mógł je spędzić razem z nami. Właściwie to możesz dzielić z Syriuszem pokój, a ja mogę spać na kanapie, albo...
- Nie mogę, ale dziękuję za propozycję - powiedział cicho Remus i wrócił do swojego śniadania. - I... Och, wiecie dobrze. Moja mama, i w ogóle...
Syriusz powstrzymał jęk i starał się wyglądać sympatycznie. James poklepał go po plecach. - Cóż, miejmy nadzieję, że będzie czuła się lepiej.

Remus uśmiechnął się. Gdyby to była prawda. Spędzi Wigilię w swoim pokoju, ewentualnie zamknięty w świętym Mungu. Jego rodzice nie mają dość pieniędzy, by kupować prezenty. Ale wciąż czuł ciepło w sercu na samą myśl o tym, że James zaproponował mu miejsce w jego domu. Sama myśl o nim i o Syriuszu sprawiała, że się uśmiechał.
- Dziękuję - powiedział raz jeszcze, po czym wrócił do jedzenia.


Świąteczna uczta była krótka i słodka dla całej czwórki. Byli stale obserwowani przez profesor McGonagall, przez co Syriusz nie mógł się porządnie nacieszyć posiłkiem. Wyglądało to tak, jakby wszyscy nauczyciele czekali na to, aż wskoczy na środek stołu i zacznie tańczyć, a z głowy wyrosną mu diabelskie rogi. Wszyscy wiedzieli, że to on był dowódcą Halloweenowego żartu. Wszyscy myśleli, że nie zasługuje na to, żeby być Gryfonem. Ach, jeszcze się zdziwią. Jeszcze im pokaże.
- Nie sądzę że nam ufają, stary - szepnął James, wskazując palcem na McGonagall.
Ich ostatnią lekcją przed świętami była godzina z Kleinem. To był ostatni dzień pierwszego półrocza, co oznaczało, że trzeba będzie wrócić do strony 394. Twarz potwora spojrzała na Syriusza, który zamknął od razu oczy. Tyle czasu jej unikał, a teraz musiał do niej wrócić.
- Więc - zaczął profesor Klein, patrząc na ilustrację. - Jeden z najbardziej niebezpiecznych humanoidów, jaki chodzi po tej ziemi.

Krzesło odsunęło się w tył. Nauczyciel uśmiechnął się lekko i wstał. 
- Każdego miesiąca, podczas pełni księżyca, ofiary klątwy sieją spustoszenie na świecie. Najgorsze jest to, że istoty te w pełni kontrolują to, co robią - mówiąc to zerknął gdzieś na tyły klasy. - Co jest sprzeczne z tym, co mówią nam inne teorie. 
Zaczął pisać coś na tablicy.
- Tak jak powiedziałem, jestem emerytowanym aurorem i mam doświadczenie. Czy ktoś z was widzi siebie w przyszłości w tej roli?
Remus powoli uniósł rękę do góry, na co Klein prychnął. - Przykro mi Lupin, ale jakby to powiedzieć, raczej nie spełniasz odpowiednich wymagań. Ktoś jeszcze?
Syriusz podniósł rękę, na co Klein skinął głową. - Dobrze. Wiecie, pewnego razu zajmowałem się sprawą pewnej dziewczynki, którą ugryzł wilkołak. Jest teraz zupełnie sama, nie ma przyjaciół. Znalazłem ją w środku pewnego miasta, leżała i płakała. Pobiegłem prędko do pobliskiego lasu. Stał tam, niemalże taki sam jak ten w waszych podręcznikach. Nie zastanawiałem się długo, unicestwiłem potwora. Na moim koncie mam trzydzieści osiem bestii. Panie i panowie, wilkołaki nazywają siebie ludźmi. To bzdury. To niebezpieczne stworzenia, nieważne, co usłyszycie od innych.

Usiadł z powrotem na krześle.
- Mogą się wam wydawać miłe i spokojne, ale pamiętajcie. Gdy przyjdzie pełnia - uniósł książkę i wskazał palcem straszną ilustrację. - Właśnie tak wyglądają. Potwory. Tak, panie Lupin?
Remus opuścił rękę i wymamrotał coś pod nosem.
- Słucham? Nie słyszę cię.
- Nie wszystko to jest prawdą, proszę pana - powiedział cicho Remus. - Mój ojciec robił badania dotyczące wilkołaków, i... To są normalni ludzie, proszę pana. Oni nie...
- No cóż, tak jak powiedziałem, istnieje wiele teorii na ten temat - przerwał mu nauczyciel, zamykając z trzaskiem książkę. - Ale prawda jest jedna. Widziałem te bestie w ich środowisku naturalnym. Zabijałem je gołymi rękoma. Wiem, do czego są zdolne - odwrócił się przodem do klasy. - Ludzie mogą próbować się z nimi zbratać. Oswajać je. Znaleźć luki w prawie, nauczać je - spojrzał na Remusa. - Ale nadal są zwierzętami. Nadal są wilkołakami. Nadal są bestiami z tej ilustracji. 

Remus poczuł łzy cisnące mu się do oczu. Nie mógł płakać. Nie teraz. 
Klein uśmiechnął się.
- A co do twojego ojca, to słyszałem o jego kontaktach z Fenrirem Greybackiem, przez co nie nazwałbym go wiarygodnym źródłem - powiedział, po czym usiadł na krześle, założył nogę na nogę i polecił: - Proszę przeczytać ten rozdział. Na jutro chcę widzieć wypracowanie. Pięć głównych cech wilkołaków. A dla ciebie, Lupin, dziesięć. Nie powinieneś mieć problemów.
Remus wytrzeszczył lekko oczy. Peter odwrócił się w jego stronę. Lupin był czerwony jak burak. Wyglądał, jakby zaraz miał się udusić. Pettigrew przeniósł z powrotem wzrok do swojego podręcznika i zaczął czytać.


- Wesołych świąt, Peter - powiedział James, przeciskając się z Syriuszem przez spiralne schody. - Wesołych świąt, Remusie.
- Wesołych świąt - odpowiedziała im pozostała dwójka.
W korytarzu czekali już na nich państwo Potter. 
- Ach, witaj, młody Potterze - powiedział Prawie Bezgłowy Nick, zatrzymując ich w głównym holu. - O, Syriusz, cóż za niespodzianka. Nie odwiedzasz domu na święta?
- Nie, jadę do domu Jamesa - odparł Syriusz, skacząc z podniecenia. Chciał już iść, znaleźć się w domu Potterów.
- Ach, dobrze. Dobrej zabawy! - odpowiedział Nick, i przeleciał dalej wzdłuż korytarza.
- Chodź, Syriuszu - powiedziała pani Potter, łapiąc Syriusza za ramiona i prowadząc go przez zalany zimowym słońcem dziedziniec Hogwartu. - Mamy miejsce w następnym pociągu do Londynu, ale najpierw ojciec Jamesa musi porozmawiać z dyrektorem. Gdy wrócimy do domu pokażemy ci nieco okolicę. Będzie na nas czekać jagnięcina. Pasuje ci? Lubisz baranka?
- Oczywiście - powiedział Syriusz, ledwo składając ze sobą sylaby. 

Przeszli schodami w dół, ścieżką prowadzącą do Hogsmeade. 
- Będziesz musiał poznać naszą skrzatkę domową, Sprite - powiedział James. - Jest chyba tak stara jak profesor McGonagall. A ty masz skrzata domowego?
- Tak, Stworka - prychnął Syriusz. - Nienawidzi mnie.
- Cóż, Sprite nie jest... zepsuta. Od razu cię pokocha. Uwielbia swoją pracę. Tata raz zaproponował jej rękawicę, ale prędko odmówiła. Oczywiście, nadal ją nosi, ale tylko do gotowania i pieczenia. Hej, tato, pamiętasz jak podarowałeś Sprite tę starą rękawicę?
Pan Potter zachichotał, kiwnął głową i poszedł dalej.
- Poznasz też wujka Charliego. To brat taty. Dostaniesz pokój gościnny. Mama harowała dzień i nocy żeby doprowadzić go do ładu, prawda, mamo?
- O tak, mój drogi - zwróciła się do Syriusza. - Jesteśmy podekscytowani tym, że możemy cię gościć. Im nas więcej, tym weselej. Ten pokój należał do Wendy, starszej kuzynki Jamesa, która właściwie była dla niego jak siostra, bo mieszkała cały czas z nami. Teraz mało kiedy nas odwiedza, jest zajęta pracą w Maroku. Jednak kiedy już u nas siedzi, to śpi w swoim starym pokoju. Dlatego ściany są różowe. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

- To dobrze - odparł Syriusz, nie bardzo słysząc co mówi do niego pani Potter. Był zbyt podekscytowany. W końcu będzie miał prawdziwe święta.


Remus wyszedł z pociągu i od razu zauważył swoich rodziców, czekających na niego na peronie. Uśmiechnął się i pobiegł w ich stronę z otwartymi ramionami. Matka chwyciła go w ręce i obróciła się z nim wokół własnej osi. 
- Och, kochanie, urosłeś! - powiedziała, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. - Przynajmniej o cala.
Remus wiedział, że kłamie. Nadal był karzełkiem. Wyglądał na około osiem lat. Jego ojciec poklepał go po plecach i wziął od niego bagaż. - Jak Halloween? Lepsze, niż się spodziewałeś?
- Tak - powiedział Remus. Nie kłamał. Uśmiechnął się na samą myśl o Syriuszu wyplątującym go z kłopotów. Miał teraz prawdziwych przyjaciół. I nie mógł tego zaprzepaścić.

czwartek, 3 września 2015

ROZDZIAŁ 6

Rozdział 6

Irytek i uczta


Profesor Klein spojrzał pogardliwie na Remusa, który przyszedł nieco spóźniony na poniedziałkowe lekcje. Zatrzasnął książkę tuż nad głową zmęczonego chłopaka. - Niech zgadnę. Zaspałeś? Nie zdążyłeś się wyrobić?
Remus pokręcił głową, jakby to była oczywista odpowiedź. Nauczyciel prychnął.
- Typowe dla takich. Leniwe nieroby. Masz szlaban, ze mną, dzisiaj, wieczorem.
Remus był w szoku. Jedyne co mógł zrobić, to kiwnąć lekko głową. Klein uśmiechnął się i wrócił na początek klasy, by prowadzić dalej lekcje. 
- Dzisiaj omówimy druzgotki. Przepiszcie proszę tę notatkę - tu stuknął różdżką w tablicę, która w dwie sekundy zapełniła się słowami. - Chcę to skończyć na tej lekcji.



Wszyscy w Hogwarcie nie mogli doczekać się Halloween. Syriusz słyszał o dyniach unoszących się w powietrzu i masie przysmaków, w których były głównym składnikiem. Słyszał także, że w Halloween dzieją się straszne rzeczy. Ach, dlaczego legendy miałyby się nie sprawdzić? On i James zaczęli już planować wspaniały dowcip, do którego potrzebowali poltergeista Irytka, masę soku dyniowego i gum do żucia Drooblesa. 

Był wczesny ranek. Chłopcy dyskutowali o swoim genialnym planie w Wielkiej Sali, kiedy nagle spadła im przed oczami czerwona koperta z ładną, złotą kokardką. Syriusz wiedział, co to oznaczało. To do niego był skierowany ten wyjec.
- Na twoim miejscu bym go otworzył - powiedział James z lekko przerażonym wyrazem twarzy. Syriusz nie musiał otwierać listu, żeby wiedzieć, od kogo to. Od matki, albo od ojca. A może od obojga... Naderwał lekko kopertę i szyderczy krzyk rozszedł się po całej Wielkiej Sali.

- SYRIUSZU BLACK! TY NĘDZNA KREATURO! TAK SZANUJESZ NASZE NAZWISKO, ŻE ZNALAZŁEŚ SIĘ W GRYFFINDORZE? TWOJA KUZYNKA POINFORMOWAŁA NAS, ŻE PRZYJAŹNISZ SIĘ ZE SZLAMAMI! PÓŁKRWISTYMI! Z DYREKTOREM WE WŁASNEJ OSOBIE! NIE ZASŁUGUJESZ NA SWOJE NAZWISKO! NIE ZASŁUGUJESZ NA DOM, KTÓRY CI DALIŚMY! NIE CHCĘ CIĘ WIDZIEĆ NA OCZY W TE ŚWIĘTA, TY MAŁY DURNIU!

List rozerwał się na pół, a następnie na ćwiartki, żeby w końcu opaść na stół tuż przed uśmiechniętą twarzą Syriusza, który wychylił się w tył z rękoma skrzyżowanymi z tyłu głowy. Westchnął szczęśliwie.
- Dobrze - powiedział. - Jestem hańbą dla rodu Blacków.
James przestał patrzeć na wyjca i przeniósł wzrok na przyjaciela. - Zgaduję, że to twoja mama?
- O tak - odparł Syriusz, wracając do poprzedniej pozycji. - Kochana, opiekuńcza mamuśka. Och, jak za nią tęsknię - zrzucił resztki listu ze stołu, świadomy tego, że wszyscy w sali na niego patrzą. I dobrze, niech wiedzą, że nie jest taki, jak reszta rodziny. Był Syriuszem Blackiem. Nie synem Blacków, ale Blackiem we własnym rodzaju.
- Wow - to było wszystko, co Peter był w stanie powiedzieć, zanim wrócił do jedzenia swojego posiłku.
- Wiesz - powiedział James, patrząc na Syriusza kątem oka - jeśli chcesz, to mamy jeden pokój wolny na Boże Narodzenie. Wiem, że mama i tata nie mieli by nic przeciwko, jeśli chciałbyś w grudniu wrócić ze mną do domu...

Syriusz przestał na moment żuć i przeniósł swój wzrok na Jamesa. Ten chłopak, z wspaniałej, kochającej się rodziny, zapraszał kogoś takiego jak on, z mrocznym rodowodem, do swojego życia, serca, rodziny?
- Dobry pomysł, Potter - powiedział, i wrócił do swojego śniadania.
Remus spojrzał na Syriusza z drugiej strony stołu. On chciał się zmienić, odizolować od rodziny. Syriusz poczuł na sobie wzrok Remusa, i podniósł głowę znad jedzenia. Lupin uśmiechnął się tylko, a Black, nieco zmieszany, odwzajemnił uśmiech.


Zbliżał się koniec miesiąca, i dwie rzeczy krążyły w umysłach dzieci. James, Syriusz i Peter nie mogli przestać myśleć o ich planach związanych z Halloween. Natomiast Remusa przerażał powrót koszmaru. 
Został poproszony przez swoich nowych przyjaciół o pomoc w przygotowaniu żartu, jednak musiał odmówić. Syriusz parsknął i zapytał: - Co, boisz się, że wpakujesz się w kłopoty?
- Nie - powiedział Remus. - Wracam do domu.
- Dlaczego? - zapytał Peter, chwytając paczkę gum Drooblesa z podłogi.
- Moja...
- Mama, wiemy - prychnął James, wracając do chowania bukłaków z sokiem dyniowym za łóżkiem. - Nic nowego.
- To nie moja wina, że jest chora - zaczął bronić się Remus, pomagając mu przenieść kolejną porcję soku dyniowego na łóżko. - Nie mam wyboru. Muszę. Muszę się z nią zobaczyć. Co gdyby stało się jej coś złego, a ja zamiast być z nią, psociłbym razem z wami w szkole?
James otworzył usta aby coś powiedzieć, ale Syriusz prędko wszedł mu w słowo. - W porządku Remusie, rozumiemy. Prawda, James?

Okularnik chrząknął i pokiwał głową.
- Przykro mi, że nie mogę pomóc. Na prawdę bym chciał - powiedział Remus z powagą.
- Wiem, wiem - odparł James niechętnie.
Remus skinął głową i spojrzał na Petera, który zrobił olbrzymiego balona z gumy, unoszącego się teraz po całym pokoju.
- Peter, co to za gumy?
- Och...
James roześmiał się i spojrzał na zegarek.
- Lepiej zacznijmy sprzątać. Darryl wraca niedługo.
Syriusz jęknął głośno i wziął różdżkę, żeby przyspieszyć nieco ten proces. 

Dyrektor wezwał Remusa o czwartej po południu do swojego gabinetu. Dumbledore uśmiechał się lekko. Jak mógł się uśmiechać, skoro znał prawdę? Przecież był najpotężniejszym czarodziejem na świecie! Mógłby go pewnie uleczyć!
- Proszę pana, chciałbym zapytać, czy ktoś mógłby mi towarzyszyć jutro? - zapytał Lupin nerwowo, chowając pod dużymi rękawami pokryte bliznami ręce. Dumbledore skinął głową i powiedział: - Owszem, profesor Snorks odprowadzi cię do chaty, tak jak ostatnio. 
- Nie. To znaczy... - Remus westchnął i przesunął się nieznacznie w fotelu. - Całą noc. Chociażby za kratami, w innym pomieszczeniu, lub...
- Mówiłem ci, Remusie - przerwał mu dyrektor. - Nie mogę mieć nikogo na sumieniu. Pomyśl, że go zaatakujesz, coś się wydarzy. Nie mógłbym pozwolić ci z tym żyć. Rozumiem, że się boisz, mój drogi. Również bym się bał na twoim miejscu. Ale wiem, że jesteś mądrym chłopakiem, i znajdziesz swój sposób na wyjście z tego nieszczęścia. Czasy się zmieniają, a my musimy się zmieniać razem z nimi.

Remus spojrzał na starego dyrektora błagalnym wzrokiem. Nie przetrwa tego ponownie. W domu chociaż matka rozmawiała z nim po drugiej stronie drzwi, wiedział, gdzie jest. A tam? Tam był zupełnie sam. 
- Dyrektorze, mogę o coś zapytać? - odezwał się Remus, targając rękawy szaty. Dumbledore uśmiechnął się ponownie i skinął znacząco głową.
- Słyszałem pana w skrzydle szpitalnym, przy moim łóżku. Był pan tam, prawda?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i powiedział: - Tak, oczywiście, że tam byłem.
- Cóż, powiedział pan wtedy, że muszę walczyć ze swoim potworem, czy coś takiego. Nie bardzo rozumiem, co to znaczy. Mógłby mi pan powiedzieć?
- Kiedyś pan zrozumie, panie Lupin - odpowiedział dyrektor, i wskazał Remusowi drzwi.


Nadszedł 31 października. Wszystko było gotowe. 20 bukłaków soku dyniowego i 40 paczek Drooblesów zostały zakupione od trzecioklasistów, którzy odwiedzili wcześniej Hogsmeade. Chłopcy nie potrafili usiedzieć w miejscu na lekcjach. Byli zbyt podekscytowani. 
W końcu James, Syriusz i Peter powiedzieli McGonagall, że chcą się jeszcze pożegnać z Remusem, i zostali w Pokoju Wspólnym do samej czwartej.
Remus wyglądał strasznie, trząsł się cały i pocił, co usprawiedliwiał źle napisanym egzaminem.
- Cóż, powodzenia dzisiaj waszej trójce - powiedział, uśmiechając się krzywo.
- Dzięki - odpowiedział James. - Mam nadzieję, że z twoją mamą już lepiej.
- Wątpię - mruknął Remus, a głos mu się załamał. Musiało być na prawdę źle, skoro odpuszczał szkołę, żeby się z nią zobaczyć. James westchnął. Bardzo chciał go pocieszyć, ale nie miał pojęcia jak.

Syriusz był obojętny na wszelką miłość rodzicielską, więc kontynuował skanowanie mapy szkoły. Nie znał się jeszcze zbyt dobrze na Hogwarcie. Razem z Jamesem odważyli się ostatnio na nocny spacer po szkole, i przy okazji odkryli parę świetnych miejsc. 
- Nie zamierzasz brać nic ze sobą? - zapytał Potter. Lupin szybko pokręcił głową. Chwilę później usłyszeli głośny krzyk Grubej Damy. Remus pomachał przyjaciołom. - Wrócę jutro, przy odrobinie szczęścia - powiedział na odchodnym, po czym zniknął za portretem.
Syriusz stanął na nogi, wskazał na Petera i powiedział: - Idź po gumy i zacznij żuć. Wszystko na miejscu?
James skinął głową i uniósł dwa kciuki do góry. 
- Wspaniale - szepnął Black, zacierając ręce.


Irytka można było zazwyczaj spotkać na trzecim piętrze, gdzie napastował kotkę woźnego Filcha, panią Norris. Nawet jak na małą kulkę puchu, zwierzę było zadziorne i nie lubiło, gdy ktoś je denerwował. 
- Słodki mały kotek wyleci przez płotek - powiedział Irytek, starając się wygonić panią Norris do najbliższego okna. - Leć kotku, leć!
- Hej, ty głupi dziwaku!
Irytek zapomniał o pani Norris i odwrócił się w stronę Syriusza, który robił właśnie z gumy balona większego, niż jego głowa.
- Co panicz Black powiedział do Irysia? Czy nazwał mnie dziwakiem?
- Tak, to prawda - odparł Syriusz odważnie, po czym wyciągnął z kieszeni pasek gumy, i rozciągnął go na długość swoich ramion. - Stuccio. Chcesz coś z tym zrobić?
- Mały, głupi Gryfon. Gryfon Black. Głupi Black! - zaśpiewał Irytek, jednak w końcu zbliżył się do chłopaka z zamiarem wzięcia od niego gumy, która przylepiła się do niego niczym klej. 
- Głupi Black! - ryknął Irytek, a Syriusz popędził ile sił w nogach do końca korytarza.

- Dalej, dalej, dalej! Nadchodzi! - zawołał James. 
Bum, bum, bum! Gumy eksplodowały na poltergeista, który starał się dogonić chłopców. 
- Głupi Black! I okularnik! Zapłacicie za to Irysiowi! Oj, srogo zapłacicie! - zawył Irytek, którego twarz była pokryta różowymi bąbelkami. 
- Do sali! - polecił Syriusz, wpadając w zakręt. Minęli ciemną szczelinę, w której stał Peter z workiem piór. 
- Teraz - wrzasnął James, kiedy wraz z Syriuszem byli już na następnych schodach. Peter przygryzł wargę, słysząc odgłosy poltergeista. 
- Zapłacicie za to! Tylko Irytek może sobie żartować z uczniów! Uczniowie nie mogą żartować z Irysia!
Bum, bum, bum!
- Na co czekasz Peter? - syknął Syriusz, znikając na marmurowych schodach. Peter wziął głęboki oddech, przełknął ślinę i zamknął oczy, a następnie wysypał worek pierza na Irytka.
- AAAAAACH! SZCZUR TEŻ! SPISEK PRZECIWKO IRYSIOWI! ZOBACZYCIE, ZOBACZYCIE! - wrzasnął Irytek, przelatując nad schodami, a następnie w prawo, w stronę bukłaków z sokiem dyniowym. - AAAAACH!

Dwadzieścia pojemników uderzyło w drzwi Wielkiej Sali i otworzyło je z hukiem. Nikt nie zwrócił uwagi na Syriusza i Jamesa, którzy zniknęli tuż przy zaczarowanym suficie. Nikt ich nie widział, stopili się z niebem. 
- Exploita! - szepnął Syriusz, celując w szklankę soku dyniowego stojącą przy Lily Evans. Dziewczyna pisnęła głośno, z resztą nie tylko ona, gdy kolejne szklanki zaczęły wylatywać w powietrze i oblewać uczniów sokiem. Dumbledore starał się dowiedzieć, co się dzieje. Syriusz i James z kolei starali się powstrzymać od głośnego śmiechu, balansując na drewnianej tratwie tuż przy suficie. Wybuchnął dzban tuż przy profesorze Kleinie, który zaczął krzyczeć głośno i ocierać się z soku. 
- SZCZUR, SZCZUR, SZCZUR! - krzyczał Irytek, wlatując do Wielkiej Sali, oblepiony różowymi bąbelkami. Kolejne krzyki. Poltergeist próbował ściągnąć z siebie różową gumę, jednak na nic. 
Peter wpadł przerażony na salę, patrząc to na Irytka, to na nauczycieli. 
- Och... - powiedział bezgłośnie.
Dumbledore wydawał się mieć dość, bo wycelował w Irytka, wypowiedział dziwne zaklęcie i cała guma zeszła z niego. Poltergeist wycelował palcem w stronę Petera.
- TO SZCZUR TO ZROBIŁ! I JEGO PRZYJACIELE, OKULARNIK I GŁUPI BLACK! OCH, TERAZ TO WPADNĄ W TARAPATY, DYREKTOR DOWIE SIĘ O WASZYM WYBRYKU! Iryś nic nie zrobił, nic a nic!

Peter przełknął głośno ślinę, a dyrektor spojrzał najpierw na niego, a później, o dziwo, na miejsce w którym balansowali Syriusz i James. Potrząsnął głową i wycelował różdżką w zaczarowany sufit, który nagle zmienił się w zwykłe mury. Wszyscy wydali z siebie głośny okrzyk, gdy zobaczyli, że znajduje się tam dwójka uczniów. Syriusz uśmiechnął się, starając się nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Dobry wieczór, dyrektorze. Wesołego Halloween!


- Liczyłam na coś więcej z twojej strony, Pettigrew! - skarciła go profesor McGonagall. Byli w jej gabinecie. Peter pisnął, gdy usłyszał swoje nazwisko. - Robić coś takiego! Zakłócać święto w Hogwarcie, nękać jednego z duchów, ukraść jedzenie z...
- Hej, kupiłem tą żywność za własne pieniądze! - wtrącił się Syriusz, jednak zamilkł szybko gdy zobaczył wyraz twarzy opiekunki. 
- A ty, panie Black - zwróciła się do niego. - Również liczyłam na coś innego, gdy zobaczyłam, do jakiego domu przydzieliła cię Tiara Przydziału! To nie jest powód do śmiechu, panie Potter!
James zacisnął dłoń na ustach. - Cóż, trzeba przyznać, pani profesor, że to było całkiem pomysłowe.
Wyraz twarzy nauczycielki złagodniał. Można by nawet stwierdzić, że przeszedł przez nią cień uśmiechu.
- Tak, było. Ale złamaliście przy tym ze dwadzieścia szkolnych reguł!
- Och, proszę, pani profesor! - zapiszczał Peter. - Nie wydalajcie nas ze szkoły!
- Nie zamierzam was wyrzucać, Pettigrew - westchnęła McGonagall, siadając w swoim fotelu. - Ale daję wam miesięczny szlaban. Panu Lupinowi także. 

- Lupin? - zapytał Syriusz. - On nic nie zrobił! On...
- Wasz współlokator, Darryl Avery poinformował mnie o 5 bukłakach soku dyniowego schowanych za jego łóżkiem. 
Syriusz wytrzeszczył oczy. Mały, parszywy gnojek...
- Remus w niczym nam nie pomagał - wtrącił się James. - Nawet nie wiedział o naszym pomyśle.
- Tak - dodał Syriusz. - Był zbyt zaniepokojony swoją chorą mamą, nie chcieliśmy go zamęczać jeszcze tym.
Uśmiech profesor McGonagall zdawał się poszerzyć na sekundę, jednak od razu zniknął z jej twarzy. - Panie Black, na nic takie ukrywanie przyjaciela.
- My je tam schowaliśmy - powiedział odważnie Syriusz. - On nawet nie wiedział, że tam były. On...
Syriuszowi zabrakło wymówek. McGonagall jednak szybko weszła mu w słowo. Kazała im czyścić podłogi toalet na drugim piętrze przez dwa tygodnie. 
- Aha, i jeszcze jedno panie Black - zaczęła nauczycielka, każąc mu zająć miejsce przy swoim biurku. Chłopak jęknął i usiadł na wyznaczonym miejscu. James i Peter zamknęli za sobą cicho drzwi.
- Panie Black, znam historię pańskiej rodziny - powiedziała, biorąc pióro i skrobiąc coś na pergaminie. - I byłam pod wrażeniem, widząc jak wysokie ma pan stopnie w nauce. Cóż, byłabym szczerze dumna... Gdybyś wybrał... Mądrzejszą drogę, niż twój ojciec. Możesz już iść.
Syriusz zamrugał kilkakrotnie, po czym zasunął za sobą krzesło i wyszedł na korytarz.