piątek, 11 września 2015

ROZDZIAŁ 9

Rozdział 9

Pozdrowienia z Londynu


Gwiazdka była niezwykłym wydarzeniem dla wszystkich w domu Potterów. Syriusz był w tym roku wolny od tradycyjnego wieczoru z Blackami, podczas którego jego matka rozmawiała z ciotką Elladorą przy szklance sherry a on, Regulus, Narcyza, Andromeda i Bellatrix krążyli po swoich pokojach, a następnie o siódmej musieli iść spać, żeby ich rodzice mogli porozmawiać o poważnych sprawach.
W domu Jamesa, wszyscy byli ze sobą przez cały czas. Rodzice chłopaka byli zachwyceni młodym Blackiem zupełnie, jak gdyby był ich gwiazdkowym prezentem. Syriusz patrzał jak troszczą się o swojego syna i uśmiechał kącikiem warg. James był ich cudownym, wymarzonym dzieckiem, co wywoływało w nim nutkę arogancji. Rzeczywiście, państwo Potter nieco go rozpieszczali.
Pewnego popołudnia James wpadł na pomysł, żeby odwiedzić Remusa i złożyć mu osobiste życzenia.
- Może zobaczymy jego mamę - powiedział James, prowadząc swojego przyjaciela do kominka. Pan i pani Potter uznali, że takie odwiedziny z pewnością ucieszą rodzinę Remusa więc przygotowali trochę proszku Fiuu dla chłopaków. James i Syriusz wetknęli głowy do kominka, wzięli garstkę zielonego proszku i w tym samym momencie powiedzieli: "Rezydencja Lupinów!"
Nagle zawirowało im w głowach, zobaczyli kilka kominków połączonych siecią Fiuu, aż w końcu przestali się kręcić i wylądowali w otoczeniu skarpet zawieszonych na jednym z nich. Remus, wyglądający na przemęczonego siedział na kanapie i wpatrywał się smutnym wzrokiem w płomienie. Wyglądał nieco ubogo w swojej połatanej szacie. Jego skóra była jakby bledsza niż zwykle. Remus nie zauważyłby nawet twarzy dwójki przyjaciół w płomieniach, gdyby James go nie zawołał.
- Hej, Remus! - Remus podskoczył. Wyglądał na nieco przerażonego, ale jednocześnie ucieszonego na widok znajomych twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i uśmiechnął się słabo.
- Och, hej, chłopaki - powiedział, i pomachał im.
- Wesołych świąt! - odparł wesoło James.
- Tak, wesołych świąt - odpowiedział Remus, dźwigając się z kanapy i podchodząc bliżej do kominka.
- Hej, Lupin - zaczął Syriusz - nie wyglądasz najlepiej. Dobrze się czujesz?
- Tak - powiedział Remus. - To przez moją...
- Remusie, z kim rozmawiasz? - zza ściany dobiegł kobiecy głos. Remus zastygł w bezruchu. - Z nikim! Daj... Daj mi sekundę!
- Kto to był? Twoja mama? Jej głos brzmi jakby czuła się lepiej - powiedział James z nadzieją w głosie.
- Nie... Eee, to była moja ciocia. Opiekuje się mną... Nie powiedzieliście, że... Cóż, muszę już iść, wiecie, dużo do roboty...
- Cóż, no okej - powiedział James. - Wesołych świąt jeszcze raz!
- Wesołych świąt, Jamesie, wesołych świąt, Syriuszu.
I zniknęli.
Syriusz był zdezorientowany bardziej niż dotychczas. Potrząsnął głową żeby otrzepać się z pyłu.
- Jak było? Szybko wróciliście - powiedziała pani Potter, która właśnie zjawiła się w salonie.
- Był czymś zmartwiony i smutny z jakiegoś powodu - odparł James, poprawiając okulary. - Myślę, że miał zepsute święta.
- Taaa - mruknął Syriusz, kiwając twierdząco głową.

Noc nastała bardzo szybko. Syriusz siedział w pokoju Jamesa, przeglądając z nim magazyny o Quidditchu i opowiadając różne historie. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz pragnął był powrót do ociekającego różem pokoju i oczekiwanie w nim poranka. Nagle James uśmiechnął się i dźwignął głowę znad jednego z tygodników.
- Wiesz co, Syriuszu?
- Hmm? - zapytał Syriusz, przewracając stronę. Ludo Bagman, początkujący pałkarz Os z Wimbourne balansował na swojej miotle i odbijał co chwila tłuczek prosto w głowę Alana Blackwell'sa.
- Pewnego dnia zostanę najlepszym graczem quidditcha - James wstał i stanął przy oknie. Jego postać majaczyła na tle pełni księżyca. - I będę na okładkach tych wszystkich magazynów. Pewnego dnia, zobaczysz.
- Ktoś tu wypił za dużo kremowego piwa - mruknął Syriusz, przewracając kolejną stronę.
- A ty co chcesz zrobić ze swoim życiem? - zapytał James, obracając się do niego przodem. - Podniosłeś rękę kiedy Klein zapytał kto chce być aurorem. Właśnie tam widzisz siebie w przyszłości?
- James, mamy jedenaście lat. Mamy całe życie przed sobą! - odparł Syriusz, kręcąc głową. - Nie mam pojęcia, co będę robił.
- Musisz mieć jakiś pomysł - Potter usiadł obok łóżka i oparł o nie głowę.
- Póki co mam w planach po prostu jakoś przeżyć egzamin od McGonagall. - Syriusz zamknął magazyn i spojrzał na swojego przyjaciela - Co z tobą? Dlaczego jesteś taki... ponury?
James zadrżał lekko. - Nie wiem. Zobaczyłem twarz Remusa i pomyślałem... Wiesz, w końcu nas wszystkich też to spotka. Kurczę, nasi rodzice umrą! A później, później my umrzemy! Jakoś nigdy tak o tym nie myślałem, do czasu gdy dowiedziałem się o tym jak jego mama tak zachorowała... Nie jesteśmy tu na bardzo długo. I najlepiej jest robić to, co się chce póki jeszcze żyjemy...
Syriusz ziewnął i wstał. - James, mamy święta. Dlaczego mówisz o takich depresyjnych rzeczach? Rozejrzyj się! Na dole czeka na nas kupa prezentów, które rano otworzymy! Więc uspokój się i rozchmurz, bo wyglądasz prawie tak źle jak Remus.
James uśmiechnął się i wyjrzał przez okno. Jego twarz nieco zbladła i puknął się w czoło. - O cholera, raport dla profesora Kleina. Po świętach. Pamiętasz, o cechach wilkołaków?
- Och, wyluzuj, nic strasznego - odparł Syriusz, po czym wstał i ruszył w stronę drzwi. - Jest późno, idę spać.
- Dobranoc - powiedział James ziewając, i kładąc się do swojego łóżka.
- Dobranoc - odpowiedział mu Syriusz, i zniknął za drzwiami.


- Paniczu Syriusz! Paniczu James! Szybko, szybko! Spójrzcie co Sprite przygotowała! - skrzatka domowa biegała po korytarzu i uderzała w drzwi do pokoi chłopców tak mocno, jak tylko umiała. - Święta! Szybko, szybko! Sprite ma prezenty! Sprite pracowała całą noc!
James otworzył oczy i zamrugał. Zasnął z okularami na nosie. Syriusz obudził się wyjątkowo wcześnie i stał pod drzwiami Jamesa. - Żółwiu pospiesz się! Przy kominku, przy oknie, na schodach, nie widać podłogi!
Młody Potter wstał z łóżka i pobiegł za swoim przyjacielem po schodach, do salonu. Rzeczywiście, prezenty były ułożone do samego sufitu, James i Syriusz wpatrywali się w nie z zachwytem.
- Paniczowi Syriuszowi i paniczowi Jamesowi podoba się dzieło Sprite? - zapytała, skacząc od jednego do drugiego.
- Tak, bardzo! - powiedział Syriusz, i ruszył za Jamesem na górę prezentów.
Syriusz nie spodziewał się podarunków od Potterów, ale z zaskoczeniem odkrył, że połowa z nich była zaadresowana do niego. Nie mógł uwierzyć, że kupili mu tak dużo rzeczy.
Otwarł pierwszy prezent. Była w nim nowa, czarna teczka ze złotym grawerem i herbem Gryffindoru. Była podpisana jego imieniem i nazwiskiem. Syriusz uśmiechnął się i odłożył teczkę na jedno z krzeseł. Otworzył kolejny prezent i wyciągnął zabawkowego znicza. Zaśmiał się. - Hej, Potter! Popatrz!
James dźwignął głowę znad swojego prezentu i zaśmiał się. - Świetny!
- Szukaj dalej, pewnie znajdziesz takiego samego - odparł Syriusz, i położył znicza obok teczki. Zaczął otwierać kolejne prezenty.
- Och, Syriuszu, patrz co dał mi tata!
Syriusz podskoczył i gwałtownie podniósł głowę. Jego wzrok trafił na szachy czarodziejów. Ale Jamesa nigdzie nie było. Zniknął. Syriusz rozejrzał się i starał się znaleźć swojego przyjaciela.
- James? - zapytał. - Och!
Upadł twarzą prosto na stertę prezentów. Coś popchnęło go od tyłu! Odwrócił głowę i usłyszał śmiech Jamesa. Ale całego Jamesa tam nie było. Była tam tylko jego głowa, wisząca nad podłogą.
- Peleryna niewidka! - wydusił z siebie Syriusz, i zrzucił ją ze swojego przyjaciela. James, dalej się śmiejąc, pokiwał głową i usiadł na przeciwko Syriusza, który zachwycał się jego nowym prezentem.
- Należała do mojego taty, i dziadka - powiedział James, krzyżując nogi. - Tata obiecał mi, że da mi ją kiedy będę starszy. No i mam.
Syriusz narzucił powoli pelerynę na swój tułów i z zachwytem przyglądał się, jak znika. - Cholera, to jest niesamowite!
- Odsuń się - zaśmiał się  James. - Tobie też się wydaje, że będzie bardzo przydatna w następnym semestrze w Hogwarcie?
Syriusz, do którego właśnie dotarły słowa Jamesa, wyciągnął rękę i uderzył go lekko w policzek. - O tak, będzie.
- Wesołych świąt!
Państwo Potter weszli do salonu, ubrani w piżamy, przecierając zaspane oczy.
- Wesołych świąt! - odpowiedzieli zgodnie chłopcy, po czym Syriusz dodał: - Dziękuję państwu za prezenty.
Pan Potter uśmiechnął się tylko szeroko i machnął ręką. - Żaden problem, Syriuszu.
- Moi rodzice mogliby zapłacić za...
- To nie jest konieczne, Syriuszu - przerwał mu pan Potter, machając ręką, żeby go uciszyć. - Cieszcie się prezentami.
Uśmiech Syriusza poszerzył się, i zanurkował w morzu prezentów.
Tego wieczoru Sprite przygotowała gęś na kolację. Śpiewali w szóstkę kolędy przy stole, następnie poszli ulepić bałwana i w końcu usiedli przy kominku, gdzie opowiadali sobie różne historie.
Syriusz ciągle czuł na ustach smak pieczonej gęsi, gdy obracał się w łóżku i zasypiał.


- Pogorszyło się - poinformował lekarz panią Lupin, wychodząc z pokoju jej syna. Mały chłopczyk leżał w białym łóżku, z podrapaną twarzą i rękoma poowijanymi w bandaże. Jemioła wisiała nad jego głową. W rogu stała mała choinka, przyozdobiona lampkami. Nie było pełni tej nocy.
Łzy pani Lupin zaczęły spływać szybciej po policzkach. Zerknęła przez szybę na syna i potrząsnęła głową. - Musi być jakiś inny sposób na jego transformacje. Mogę poświęcić swoje zdrowie, żeby z nim zostać.
- Nie może pani, pani Lupin - odpowiedział doktor. - Będzie gryzł. Wtedy nie tylko on będzie miał problem, ale i pani. Będzie pani taka jak on, i już na pewno nie będzie żadnego sposobu na pomoc.
- Jest coś, co może pan dla niego zrobić?
- Leku nadal nie ma - lekarz przetarł swoje oczy i zerknął na moment przez szybę za sobą. - Nie możemy mu teraz nic zaoferować, prócz kuracji, którą stosuje, i próby normalnego życia. Chodzi mi tu o chodzenie do szkoły, pomoc pani i pani męża, i oczywiście, życia społecznego. Znalazł sobie przyjaciół?
- Mówił o kilku chłopcach, których poznał - powiedziała szybko pani Lupin. - Jest bardzo mądrym chłopakiem. Miał najlepsze stopnie w ubiegłym semestrze.
- Dobrze, dobrze - odparł doktor. - To wszystko co możemy mu dać na ten moment.
Remus nie przestawał wpatrywać się w drzewko. Szpital świętego Munga przygotował je dla niego. Pielęgniarka, która się nim opiekowała, oznajmiła mu wesoło, że w następną gwiazdkę nie będzie pełni. Może następnego roku odwiedzi dom Jamesa razem z Syriuszem. Może na chwilę będzie mógł być normalny...
Taaa. Normalny. To był jakiś żart.
Zobaczył lekarza rozmawiającego z jego mamą na zewnątrz. Prychnął. Nie będą w stanie zrobić niczego więcej, niż zrobili dotychczas. Jego twarz zmarkotniała. Było blisko tamtej nocy. Zbyt blisko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz