ROZDZIAŁ 11
Pod peleryną
Drugi semestr minął o wiele szybciej niż pierwszy. Styczeń zamienił się w luty, luty w marzec, a po kwietniu i maju w końcu przyszedł czas na czerwiec. Czwórka przyjaciół zbliżała się do siebie coraz bardziej z każdym dniem. James i Syriusz w końcu przestali potrzebować pomocy Remusa przy zadaniach domowych. Peter ciągle nosił wszędzie swojego szczura, a Remus każdego miesiąca wyjeżdżał zobaczyć się ze swoją mamą. Syriusz zaczął być coraz bardziej podejrzliwy. Po tym, co stało się pod koniec stycznia, był pewny, że to nie przez mamę Remus co miesiąc opuszcza Hogwart.
Ich przyjaciel powiedział swoim współlokatorom, że miał zły sen, a później zasłabł. To jednak nie tłumaczyło strachu w oczach profesor McGonagall, ani zadrapań na łóżku następnego ranka. Jednak Syriusz był pewny, że jeśli nauczyciele uznaliby, że Remus jest niebezpieczny, nie pozwolili by mu wrócić do dormitorium.
Syriusz i James zaczęli pracować nad swoim wizerunkiem. Dowcip w Halloween był tylko początkiem. Oczywiście, przed tym incydentem nie mieli problemów z nauczycielami i nie dowcipkowali, jednak i tak wszyscy wiedzieli, kto to zrobił, i dzięki temu dwójka chłopców chodziła z głowami uniesionymi nieco wyżej niż zwykle.
Remus ciągle był płowowłosym molem książkowym, który za nimi podążał. Właściwie, byli oni najlepszą dwójką przyjaciół, jakich miał, i jakich kiedykolwiek będzie mieć. Peter z kolei traktował ich jak bóstwa - często nosił im torby i otwierał drzwi. Ten pulchny chłopak nie miał ksywki pośród uczniów. Pomijając "tego grubszego dzieciaka włóczącego się za Jamesem Potterem", jednak to było dla niego wystarczające. Chociaż miał jakieś imię.
James i Syriusz pokazali swoim przyjaciołom pelerynę niewidkę w lutym, na co Remus zareagował śmiechem.
- Cóż, to wiele wyjaśnia - powiedział. Głosy w nocy, otwieranie drzwi, skakanie po kufrach i łóżkach. Myślał, że to wszystko sprawka Irytka, jednak w rzeczywistości byli to James i Syriusz.
- Chodź z nami tej nocy - zaoferował James Remusowi. Remus poczuł falę ekscytacji i pokiwał głową. Zdecydowali się na wyprawę dzisiejszej nocy. Darryl zawsze spał jak małe dziecko, więc nie powinien się obudzić.
W końcu nastała noc. James potrząsnął Remusem, żeby się obudził. Chłopak uśmiechnął się. - Już czas?
- Tak - odparł James, machając peleryną.
Syriusz, jako najwyższy, stał z tyłu. James, odrobinę niższy od Syriusza, stanął przed nim. Remus i Peter byli tego samego wzrostu i stanęli z przodu. Mieli teraz nieograniczone możliwości, i wszyscy poszli spać niezwykle zadowoleni.
Zbliżały się egzaminy. Remus był widziany z książkami każdej minuty dnia. Z kolei Syriusz i James uznali, że wiedzą już wszystko, i niezbyt często decydowali się na otwieranie podręczników. Peter nagle przestał chodzić w kółko za Jamesem, i przyczepił się Remusa. Dwójka była codziennie widziana w bibliotece z książkami.
Remus musiał wziąć przerwę w nauce na czas transformacji, spędzić dzień w skrzydle szpitalnym, i wymyślić kolejną historyjkę dla swoich przyjaciół. Przemiany były coraz gorsze. Nikt nie był w stanie nic dla niego zrobić. Poza tym wiedział, że jeśli nie będzie chodził do chaty na wzgórzu na czas transformacji, to zostanie wyrzucony ze szkoły.
Kolejną znajomą twarzą w bibliotece był stary dobry Smarkerus. Jego długie włosy przysłaniały mu większą część twarzy, a jedyną wyróżniającą się rzeczą był haczykowaty nos. Otrzymał od profesora Kleina notę dla pani Pince. Miał dostęp do działu Ksiąg Zakazanych. Peter co jakiś czas wychylał się zza Remusa i patrzał na niego.
- On jest nieco... Mroczny, co nie? - zapytał raz Remusa.
Remus odwrócił się i spojrzał na samotnego Ślizgona. - Tak - mruknął. - Wygląda na nieco samotnego.
- Myślisz że powinniśmy z nim usiąść?
- Co?
Peter wzruszył ramionami. - Nie wiem... Cóż, ma najlepsze oceny z obrony przed czarną magią.
Remus westchnął, zamknął książki i ruszył w stronę drugiego stolika. Snape nie zauważył, kiedy się do niego zbliżyli. Zorientował się dopiero kiedy Lupin odchrząknął.
- Em, miałbyś coś przeciwko gdybyśmy usiedli z tobą? Też się uczymy.
Haczykowaty nos uniósł się znad książki.
- Jestem nieco zajęty.
- Och, rozumiem, okej - powiedział Peter, odwracając się by odejść. Ale Remus złapał go za rękaw i pociągnął lekko do siebie, żeby nie odchodził.
- Cóż, zastanawialiśmy się nad tym, żeby pouczyć się z tobą - kontynuował. - Ty masz dostęp do Ksiąg Zakazanych a my nie. Jesteśmy nieco w tyle z nauką u profesora Kleina.
Smarkerus uniósł brew. - Jesteście przyjaciółmi Pottera, prawda?
- Cóż, tak, ale mamy własne imiona - powiedział Remus, wskazując na siebie. - Jestem Remus Lupin, a to jest Peter Pet...
- Miło was poznać - powiedział chłopak, jednak jego głos nie zabrzmiał zbyt miło. - Jestem Smarkerus.
Remus zastygł. Peter nie był zaskoczony i pokiwał głową.
- Spójrz, ja...
- Mam pełno prac domowych do zrobienia - powiedział Smarkerus, i wrócił do swoich książek. - Byłbym wdzięczny, gdybyście sobie poszli.
Nastała krótka cisza, po czym Remus powiedział bardzo cicho: - Nigdy tak cię nie nazwałem.
- Cóż, ale też nigdy nie powstrzymałeś nikogo przed nazwaniem mnie w ten sposób, czy nie? - odparował Snape. Remus, nieco zdezorientowany, wrócił z powrotem do swojego stolika.
Tej nocy Remusa obudził głos Jamesa.
- Pospiesz się, Lupin. Wszyscy już są gotowi. Wstawaj!
Remus przetarł oczy i wstał. Poczuł jak narzucają na niego pelerynę. W końcu jego oczom ukazały się twarze Jamesa, Syriusza i Petera.
- Więc, gdzie idziemy tej nocy? - zapytał James.
- Kuchnia - powiedział Syriusz.. - Słyszałem, że Slughorn ma swój własny barek pełen słodyczy.
- Nie, chodźmy na boisko Quidditcha i potrenujmy.
- Cała czwórka na jednej miotle? - prychnął Syriusz. - Och, to byłoby interesujące. Przywiązalibyśmy Lupina na samym przodzie a Petera użyli jako kotwicy.
Peter oblał się rumieńcem.
- Może wierzba bijąca? - zapytał James. - Davey Gudgeon mówił że znalazł sposób, żeby ją unieruchomić. Tam jest taka mała narośl i trzeba...
- To głupie - przerwał mu Remus. - Może nie wychodźmy na zewnątrz, dzisiaj jest dosyć zimno.
- Co powiecie... Na pokój wspólny Ślizgonów? - zaoferował Syriusz.
- Och, tak, pewnie - powiedział James. - Bo wszyscy znamy ich hasło.
- Możemy czekać na kogoś i podsłuchać.
- Nie, nie, nie...
- Trzecie piętro?
- Nie.
- Hej, weźcie się w garść - warknął Syriusz. - Wymyśl coś, James, bo zaczyna się robić duszno.
- Daj mi pomyśleć... - James zamyślił się na moment i powiedział: - Może po prostu pospacerujmy? Poodkrywajmy? Może akurat trafimy na coś super.
- Jasne, niech będzie - powiedział Remus, Syriusz i Peter również pokiwali głowami.
- Okej, idziemy - James zrobił krok i wylądował na Remusie.
- Och!
- Ciii! - syknął Syriusz.
- Przepraszam - powiedział James, i westchnął. - Okej, to będzie trudniejsze niż myśleliśmy. Musimy robić kroki w tym samym czasie. Prawa noga do przodu. Raz, dwa, trzy...
- Ał! - jęknął Syriusz.
- Prawa noga, Peter! Prawa!
- Och, przepraszam.
- Jeszcze raz. Jeden, dwa, trzy...
Zrobili krok do przodu, i odetchnęli z ulgą.
- Dobrze, dobrze. Teraz lewa noga. Raz, dwa, trzy...
Kolejny krok w przód.
- Okej - James spojrzał na drzwi. Wydawały się być tak daleko. Zrobili dopiero dwa kroki. Jak w takim tempie mają odkrywać Hogwart? Skończy się semestr zanim zdążą dojść do Grubej Damy.
- Musi być szybszy sposób - powiedział, patrząc na trójkę przyjaciół.
- Może Peter i Remus wejdą nam na barana? - zaproponował Syriusz.
- Peleryna nie jest na tyle długa - powiedział James. - Poza tym, wątpię żebyśmy doszli daleko w ten sposób.
- Cóż, w takim razie możemy po prostu nieść Remusa. Żaden z nas i tak nie uniósłby Petera.
- Zamknij się - oburzył się Peter.
- Hej, nie mów mi żebym się zamknął, szczurze.
- Przestańcie - przerwał im James, po czym spojrzał na Remusa. - Jakieś pomysły, Lupin?
- Eee...
- Och, skończcie, po prostu chodźmy. No dalej, grubasku - powiedział Syriusz i popchnął Petera, który od razu poszedł na przód. Remus pobiegł za nim, a dwójka chłopaków z tyłu podążyła za pozostałymi. Wkrótce stanęli przy drzwiach.
- Nie było tak trudno, co? - powiedział Syriusz, unosząc lekko brew.
Na korytarzach panowały ciemności. Pochodnie płonęły słabym światłem, a odgłosy stóp czwórki przyjaciół brzmiały strasznie.
- Nie podoba mi się to - powiedział Peter, kiedy skręcili w kolejny mroczny korytarz. - W ogóle mi się to nie podoba.
- Och, zamknij jadaczkę - mruknął Syriusz.
- Zamknijcie się, obaj - powiedział James, wchodząc po schodach. - Ktoś wie gdzie jesteśmy?
- Myślę, że jesteśmy w tym martwym punkcie - Syriusz wskazał na długi korytarz na przeciw. - Wiecie, tym na który trafiliśmy po świętach.
- Och, tak...
- Tam nie ma martwego punktu - pisnął Peter.
- Co?
- Widziałem pokój w tej ścianie, o tutaj - powiedział Peter. - Raz, kiedy szukałem Glizdogona, włóczyłem się po tych korytarzach, no i nagle zobaczyłem te drzwi. Myślę, że były tutaj... Otworzyłem je i znalazłem małą klatkę, i w niej był Glizdogon...
- Skończ - powiedział Syriusz, dotykając ściany. - Nic tutaj nie ma.
- Musiałeś być na innym korytarzu - powiedział Remus. - W sumie to one wszystkie wyglądają tak samo.
- Nie, to był ten korytarz! Spójrzcie! Tu jest ten obraz. To było tutaj... - wskazał na pustą ścianę. Żadnych drzwi.
- Zawróćmy - odparł James, i cała czwórka ruszyła znów w stronę schodów.
- Gdzie jeszcze możemy iść?
- Nie wiem - powiedział James. - Może spróbujmy podejrzeć jakieś egzaminy?
- Nie - syknął Remus.
- Co?
- Nie, nie... Wyleją nas.
- To właśnie czyni to interesującym - powiedział James, i ruszył w stronę najbliższych drzwi. Remus szarpnął go i powiedział mocniejszym głosem: - Nie. Nie możemy wpaść w kłopoty.
- No dobrze, nieważne - mruknął James.
- Ciii, słyszeliście to? - zapytał Syriusz, zatrzymując się nagle.
Pozostała trójka również znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać. Czyjeś kroki niosły się echem po korytarzu. Dwie pary stóp.
- Ktoś idzie - zapiszczał Peter.
- Myślisz że to Filch? - zapytał Syriusz Jamesa.
- Nie, Filch chodzi wolniej. To brzmi jak nauczyciel i uczeń - odparł James, nasłuchując. - Tak, zdecydowanie.
Wszyscy przysunęli się jak najbliżej ściany. Ich oczom ukazał się profesor Klein i jakaś mniejsza postać. Zatrzymali się pod gabinetem Kleina, Klein wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył drzwi. Mniejsza postać odwróciła głowę. Remus rozdziawił buzię. Nie miał żadnych wątpliwości, ten profil mógłby poznać wszędzie. James zareagował tak samo. - To Smarkerus!
Snape podążył za Kleinem do jego gabinetu.
- Dalej! - syknął James, ruszając za nimi. Stanęli na rogu korytarza i zaczęli nasłuchiwać. Snape siedział na czarnym krześle naprzeciw biurka, w blasku świecy.
- Chciałem z tobą porozmawiać na osobności, Severusie - powiedział - ponieważ myślę, że inni nauczyciele nie powinni wtrącać się w to, o czym ci powiem.
- Dlaczego, profesorze? - zapytał swoim niskim głosem.
- Cóż - Klein rozejrzał się dookoła, jakby sprawdzał, czy nikt ich nie podsłuchuje. - Niektórzy myślą, że jedyną magią, która istnieje, jest ta, którą rozumieją i potrafią kontrolować. Widziałem jak udzielasz się w klasie, jesteś obeznany bardziej niż którykolwiek z uczniów, jakich kiedykolwiek uczyłem. Odwiedziłeś już dział Ksiąg Zakazanych, prawda?
- Tak, profesorze.
- Wiem, że jesteś jeszcze bardzo młody. Ale mam dla ciebie propozycję. Zapraszam cię... Nie teraz, teraz musisz się uczyć... Ale jeśli pewnego dnia chciałbyś do nas dołączyć... To mam dla ciebie pracę po ukończeniu Hogwartu.
- Dziękuję, profesorze.
- Opuszczam Hogwart po tym roku żeby pomóc moim kompanom. Jeśli będziesz nadal zainteresowany na siódmym roku, prześlę ci wszystkie informacje których będziesz potrzebował żeby do nas dołączyć. Póki co muszę dać ci się uczyć.
- Dziękuję, profesorze.
- Będziemy w kontakcie, Severusie. Będziesz wspaniałym uczniem.
Podali sobie ręce, i w tym samym momencie ich jedyne źródło światła zgasło. Czwórka przyjaciół po podsłuchaniu rozmowy zdecydowała, że woli już wrócić do dormitorium. James, leżąc w łóżku, dużo rozmyślał. Teraz miał prawdziwy powód, żeby nienawidzić Severusa Snape'a.
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś do tego opowiadania. Czytałam na Hogsmeade jeszcze poprzednią wersję, a tą miałam w zakładkach. I parę dni temu kliknęłam właśnie bez większej nadziei, że cokolwiek się tam jeszcze pojawi, a tu taka niespodzianka. Co mogę napisać... Początkowe rozdziały nie były dla mnie niespodzianką, bo pamiętałam jeszcze tamto opowiadanie. Jednak fajnie, że już poszłaś dalej. Szkoda tylko, że tak szybko mija rok szkolny. Byłoby fajnie jakbyś napisała więcej o każdym roku, bo po prostu uwielbiam czytać o Huncwotach. Nie wiem, czy będę komentować każdy rozdział (brak czasu może mi na to nie pozwolić), ale możesz być pewna, że będę oczekiwać kolejnych rozdziałów i wszystkie je czytać :)
OdpowiedzUsuńJa dołączam się do wiadomości powyżej ;) Też znam cię z Hogsmeade i niesmowicie cieszę się, że wróciłaś (chociaż hańba mi, że dopiero teraz komentuję) Z niecierpliwością czekam na dalsze losy naszych przyjaciół ;**
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Fallite
kiedy-swiat-sie-konczy.blogspot.com
Kurczę, szczerze mówiąc nie spodziewałam się tu nikogo z Hogs a tu taka niespodzianka! :) Baaardzo mi miło, a co do opisywania lat szkolnych, to właściwie to opowiadanie staram się skupić na czymś nieco innym, niż same wyglupy Huncwotów, ale to wszystko w swoim czasie :)
OdpowiedzUsuń